[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wypominają faszyzm innym, ale SS-man Münter ma się w Niemczech świetnie

Niemcy często zżymają się na "nacjonalistyczne" państwa Europy Środkowo-Wschodniej, podczas gdy oni sami nadal tuszują przewinienia hitlerowskich "niedobitków"
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wypominają faszyzm innym, ale SS-man Münter ma się w Niemczech świetnie
/ screen YouTube
Niemieccy dziennikarze tylko rzadko potrafią się zdobyć na trud wyszycia rzetelnego reportażu o neonazistach we własnym kraju. A jednak temat ów wydaje się na pewno godny większego zainteresowania, niż mu się okazuje. Tym bardziej, że medialni dyrygenci nad Sprewą nie pomijają skądinąd żadnej okazji, by przypomnieć światu, że np. w Polsce, Czechach i na Węgrzech rządzą "nieobliczalni nacjonaliści".
 
Tymczasem w Niemczech funkcjonują nieoficjalnie ciągle jeszcze wydawnictwa prasy nazistowskiej oraz wytwórnie muzyki, z której płynie potok plugawych treści i oszczerczych oskarżeń pod adresem obcokrajowców. Problem wydaje się w istocie poważny - o ile np. w Polsce zamiłowanie do nazizmu wyrażane jest co najwyżej przez grono osób z diagnozą psychiatryczną, o tyle w RFN odbywają się w zaciszu jej wschodnich prowincji wielkie i huczne imprezy miłośników Trzeciej Rzeszy, podszyte pseudonaukowym bełkotem. Aby wzmocnić siłę przekazu, niemieccy neonaziści zapraszają na swoje spotkania sędziwych "niedobitków", otaczanych przez nich kultem bohaterów, którzy wciąż hołdują ideologii swojego führera.
 
Jednym z nich jest niejaki Karl Münter. 97-letni Niemiec mieszka dziś w Dolnej Saksonii i prowadzi beztroskie życie emeryta. Choć tak naprawdę winien był już od dawna siedzieć w więzieniu. Jako członek SS Münter nie tylko załapał się swojego czasu na beneficja systemu Trzeciej Rzeszy, ale ma na koncie szereg zbrodni wojennych, za które nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Gdy odwiedzają go przeto regularnie jego młodzi sympatycy, bez cienia żenady chwali się swoimi pamiątkami z mrocznych lat 40. XX w. Natomiast z ustaleń niemieckich śledczych wynika, że Münter należał do 12. Dywizji Pancernej SS, która przeprowadzała zbiorowe egzekucje, głównie na terenie Francji i Belgii. Najstraszliwszą z nich była masakra na francuskiej ludności w miejscowości Ascq, nieopodal Lille. Na początku kwietnia 1944 r. Niemcy zamordowali tu 86 niewinnych ludzi. Münter do dziś uznaje swoją przynależność do SS za istotne wyróżnienie. Jest więc żywym dowodem, że nie trzeba było zbiec do Argentyny (jak Adolf Eichmann) czy też do Brazylii (jak Josef Mengele), by móc dalej niefrasobliwie wierzyć w słuszność programu zgodnego z wytycznymi NSDAP.
 

"Nic nie żałuję, przecież większość Francuzów cieszyła się, gdy Hitler przejął władzę w ich kraju"

 
- przekonuje Karl Münter w wywiadzie z telewizją ARD.
 
1 kwietnia 1944 r. dywizja Müntera została przeniesiona z Belgii do Francji. Gdy pociąg przejeżdżał przez Ascq, francuscy partyzanci przeprowadzili atak na niemieckich żołnierzy. Zamach jednak nie do końca się powiódł, a Niemcy zapłonęli żądzą zemsty.
 

"Nasz dowódca wydał rozkaz, że mamy przeszukać domy w okolicy i zatrzymać wszystkich młodych mężczyzn. No przecież ktoś z nich musiał być odpowiedzialny za ten tchórzliwy atak"

 
- oburza się emeryt.
 
Tyle że Niemcy nie zatrzymywali wtedy jedynie młodych mężczyzn, ale też starców i niepełnoletnich.
 

"Takie są zasady wojny. Jeśli ktoś uciekał, to na pewno miał coś do ukrycia"

 
- broni się Münter.
 
Natomiast Bernd Kolkmeier, prokurator z dolnosaksońskiego Celle, który prowadził dochodzenie w sprawie współudziału Müntera w zbrodniach nazistowskich, przekonuje, że Münter kierował się wówczas szczególną bezwzględnością.
 

"To była celowa egzekucja"

 
- zapewnia niemiecki prawnik.
 
Dlaczego więc 97-letni Niemiec nadal jest na wolności? Już krótko po wojnie francuscy śledczy ustalili, że wśród zabitych mieszkańców Ascq nie było ani jednej osoby, która należała do francuskiego ruchu oporu. Dlatego w 1949 r. Münter został we Francji zaocznie skazany na karę śmierci. Zaocznie, bo już od kilku lat przebywał w Niemczech, utwierdzony w błogim przekonaniu, że nic mu nie grozi. Co ciekawe, "demokratyczne" władze RFN wzdragały się wtedy przed udzieleniem pozwolenia na deportację nazistowskiego zbrodniarza.
 
Rodziny ofiar zbrodni popełnionych przez Müntera i jemu podobnych nie potrafią zaś pojąć, dlaczego organa ścigania w Niemczech dotychczas nie mogły się z nimi rozliczyć. Wszak dopiero dzięki naciskom krewnych ofiar z Ascq niemiecka prokuratura wznowiła w tej sprawie śledztwo.
 

"Francja nigdy o tym nie zapomni. Właściwie od 70 lat nie mija dzień, w którym byśmy nie myśleli o tej zbrodni. Ona kładzie się cieniem na naszych biografiach i historii naszej miejscowości"

 
- przyznaje 85-letnia Rolande Bonte, która straciła wtedy swojego ojca.
 
W 2015 r. niemieccy śledczy postawili więc Münterowi zarzut popełnienia zabójstwa. Francuzi mieli nadzieję, że ich cierpienia zostaną nieco ukojone sfinalizowaniem choćby tej jednej sprawy, zwłaszcza, że w świetle niemieckiego prawa zabójstwo się nie przedawnia. Natomiast sam Münter nie rozumie, dlaczego po tylu latach niemiecka policja uprzykrza mu życie.
 
"Postawione mi zarzuty dotyczą czynów, które w latach 40. podlegały zupełnie innemu prawu, a teraz po 70 latach policjanci urządzają mi tu w domu pobojowisko"
 
- dziwi się Niemiec.
 
Zdaniem Müntera ówczesne prawo było nie tylko inne, lecz także "zdecydowanie lepsze". Kiedy skonsternowany dziennikarz ARD, któremu emeryt dumnie pokazał swoje zdjęcia w mundurze SS, zapytał go, co myśli o milionach zamordowanych Polaków i Żydów, bez chwili zastanowienia odparł:
 

"Z tymi milionami to się być może na razie powstrzymajmy. Gdzieś czytałem, że te liczby są zawyżone, tak aby wtłoczyć je w ramy historiografii, która jest życzliwa dla dzisiejszych elit"

 
Wiosną 2018 r. prokuratura w Celle umorzyła śledztwo w sprawie sędziwego Niemca, uzasadniając swój werdykt trudnym do zrozumienia argumentem. Otóż prawo unijne przewiduje, że nie można być skazanym w dwóch różnych państwach Unii Europejskiej w jednej i tej samej sprawie. Jako że wydany na Müntera we Francji wyrok był prawomocny, niemieckie sądy mają dziś związane ręce. Gdyby bliscy ofiar z Ascq dowiedzieli się o tym wcześniej, na pewno złożyliby u siebie w kraju powtórne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ale niestety upłynęło już zbyt wiele czasu.
 

"Ponieważ francuski wyrok zapadł 70 lat temu, zbrodnie Müntera są już przedawnione. W Niemczech zabójstwo się nie przedawnia i gdyby nie wyrok z 1949 r., to dziś Münter stanąłby przed niemieckim sądem i z pewnością zostałby skazany na karę więzienną"

 
- zapewnia Kolkmeier.
 
A zatem nie dość, że Münter wciąż pozostaje bezkarny i nie okazuje za grosz skruchy, to cała sprawa przysporzyła mu na dodatek jeszcze więcej niemieckich młodych zwolenników, tak jak on coraz odważniej zrywających kajdany politycznej przyzwoitości. Podczas wizyty dziennikarzy ARD Münter otwarcie chełpił się prezentami, które otrzymał od młodzieży na rzeczonych "spotkaniach historycznych". Na podobnych zjazdach autografy Müntera stanowią widocznie pożądane obiekty kolekcjonerskie.
 

"Niektórzy chcieli nawet po trzy podpisy, także dla swoich żon i dzieci"

 
- cieszy się Münter.
 
W cytowanych relacjach nie może nie zaskakiwać, z jakim przekonaniem Münter nadal lekceważy swoje ofiary. Jest przecież starszą osobą, miał wobec tego czas, by zastanowić się nad niecnymi pobudkami, które popychały go do takich, a nie innych działań.
 

"Niektórzy zdobywają się na najstraszliwsze zbrodnie, ale później jednak żałują. Natomiast ten człowiek nie tylko odpycha od siebie świadomość popełnionych błędów, ale chętnie by je jeszcze powtórzył. Dla nas ta niemiecka mentalność jest wielką zagadką"

 
- uważa Bonte.
 
Skala groteski rzeczywiście narasta - dzisiejsze prawo, którym Münter tak otwarcie gardzi, jest więc zarazem tym, które go chroni. Historia uchybień w przepracowaniu zbrodni wojennych, sumująca bezmiar niemieckiej "bezsilności", z jaką zostały zmarnowane liczne szanse pociągniecia sprawców do odpowiedzialności, zapełniłaby książkę, którą kiedyś ktoś koniecznie musi napisać. Szczególnie w czasach, gdy w dzisiejszych niemieckich mediach ukazują się ociekające oburzeniem i gniewem komentarze, których autorzy prześcigają się w potępianiu "polskich faszystów na ulicach Warszawy". Gdy bowiem polska opozycja i jej medialni kibice dostarczają dziennikarzom zza Odry pożywkę o "rządzie PiS, który toleruje radykałów", Niemcy łykają te wieści niczym młode pelikany, grzejąc ten temat przez kilka dni. Tak jakby polskie rodziny uczestniczące w Marszu Niepodległości były dla Europy większym zagrożeniem niż setki hajlujących neonazistów w saksońskim Chemnitz. Tymczasem zwyczajni niemieccy konsumenci prasy nie zauważają często tej hipokryzji, oczocho nasiąkając serwowanym przekazem o "Polakach, którzy świętują w lasach urodziny Hitlera".

Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
Indie zaatakowały Pakistan. Jest zapowiedź odwetu z ostatniej chwili
Indie zaatakowały Pakistan. Jest zapowiedź odwetu

Indie rozpoczęły Operację Sindoor, atakując, jak twierdzą, "infrastrukturę terrorystyczną" w Pakistanie. Pakistan zapowiada odwet.

Stanowi zagrożenie. Administracja Donalda Trumpa interweniuje ws. nielegalnego imigranta Wiadomości
"Stanowi zagrożenie". Administracja Donalda Trumpa interweniuje ws. nielegalnego imigranta

Administracja Donalda Trumpa interweniowała ws. nielegalnego imigranta z Hondurasu, który został zatrzymany przez służby 2 maja. Według medialnych doniesień sąd w stanie Wirginia miał oddalić przedstawione mężczyźnie zarzuty.

Ukraina: Rosyjski atak rakietowy na Sumy. Nie żyją trzy osoby z ostatniej chwili
Ukraina: Rosyjski atak rakietowy na Sumy. Nie żyją trzy osoby

Liczba ofiar śmiertelnych wtorkowego rosyjskiego ataku na miasto Sumy na północnym wschodzie Ukrainy wzrosła do trzech; rannych jest 11 osób – przekazały władze lokalne. Wcześniej administracja wojskowa obwodu sumskiego informowała o jednej ofierze śmiertelnej i sześciorgu poszkodowanych, głównie dzieciach.

Rumuni mądrzejsi od Polaków. System da się pokonać tylko u nas
Rumuni mądrzejsi od Polaków. System da się pokonać

W Niemczech coraz bliżej delegalizacji AfD, we Francji uniemożliwiają start w wyborach Marine Le Pen. W „starej Europie” układ jest już zamknięty, będzie niezwykle trudno go zniszczyć. Na szczęście jest jeszcze Europa Środkowa i Wschodnia – paradoksalnie, w byłych krajach komunistycznych jest dziś dużo więcej wolności.

Prezydent Brazylii spotka się z Władimirem Putinem. W tle inicjatywa pokojowa Wiadomości
Prezydent Brazylii spotka się z Władimirem Putinem. W tle "inicjatywa pokojowa"

Według medialnych doniesień prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva ma udać się w podróż do Moskwy. Przywódca zamierza spotkać się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Miałby on przedstawić "inicjatywę pokojową" ws. zakończenia wojny na Ukrainie.

Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Dobra wiadomość dla kierowców i mieszkańców Wrocławia – miasto nie będzie musiało wprowadzać strefy czystego transportu w 2025 roku. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował, że poziom dwutlenku azotu w powietrzu nie przekroczył dopuszczalnej normy. Ale czy to koniec tematu? Niekoniecznie.

Sławomir Nitras o opiłowywaniu katolików: To nie jest prawda Wiadomości
Sławomir Nitras o "opiłowywaniu katolików": "To nie jest prawda"

Sławomir Nitras w trakcie rozmowy na antenie Radia Zet został zapytany o kwestię "opiłowywania katolików". - To nie jest prawda - stwierdził w odpowiedzi minister sportu. Przypomnijmy, że chodzi o wypowiedź Nitrasa z 2021 roku z Campusu Polska Przyszłości na temat przyszłości katolików w Polsce.

Polskie wojsko czekają wielkie zmiany? Generałowie chcą nowego systemu dowodzenia z ostatniej chwili
Polskie wojsko czekają wielkie zmiany? Generałowie chcą nowego systemu dowodzenia

– Musimy odejść od obecnego systemu dowodzenia w Wojsku Polskim; potrzebujemy dowództwa, które utrzyma siły zbrojne w gotowości – powiedział we wtorek szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła. – Pytanie nie brzmi, czy zmieniać system, tylko kiedy. Moim zdaniem najwyższa pora – wtórował mu szef BBN gen. Dariusz Łukowski.

Zakaz mediów społecznościowych dla nastolatków? Padła propozycja Wiadomości
Zakaz mediów społecznościowych dla nastolatków? Padła propozycja

Nowa Zelandia planuje wprowadzić zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla osób poniżej 16. roku życia. Firmy będą musiały weryfikować wiek użytkowników.

Tusk atakuje Andrzeja Dudę po zawetowaniu ustawy ws. składki zdrowotnej. Prezydent odpowiada z ostatniej chwili
Tusk atakuje Andrzeja Dudę po zawetowaniu ustawy ws. składki zdrowotnej. Prezydent odpowiada

"Denerwują się, bo nie umieją dodać swoim inaczej niż kosztem większości ludzi. A wciąż nie mogą. Nie pozwólcie!" – pisze na platformie X prezydent Andrzej Duda, odpowiadając na wpis premiera Donalda Tuska ws. obniżenia składki zdrowotnej.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wypominają faszyzm innym, ale SS-man Münter ma się w Niemczech świetnie

Niemcy często zżymają się na "nacjonalistyczne" państwa Europy Środkowo-Wschodniej, podczas gdy oni sami nadal tuszują przewinienia hitlerowskich "niedobitków"
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wypominają faszyzm innym, ale SS-man Münter ma się w Niemczech świetnie
/ screen YouTube
Niemieccy dziennikarze tylko rzadko potrafią się zdobyć na trud wyszycia rzetelnego reportażu o neonazistach we własnym kraju. A jednak temat ów wydaje się na pewno godny większego zainteresowania, niż mu się okazuje. Tym bardziej, że medialni dyrygenci nad Sprewą nie pomijają skądinąd żadnej okazji, by przypomnieć światu, że np. w Polsce, Czechach i na Węgrzech rządzą "nieobliczalni nacjonaliści".
 
Tymczasem w Niemczech funkcjonują nieoficjalnie ciągle jeszcze wydawnictwa prasy nazistowskiej oraz wytwórnie muzyki, z której płynie potok plugawych treści i oszczerczych oskarżeń pod adresem obcokrajowców. Problem wydaje się w istocie poważny - o ile np. w Polsce zamiłowanie do nazizmu wyrażane jest co najwyżej przez grono osób z diagnozą psychiatryczną, o tyle w RFN odbywają się w zaciszu jej wschodnich prowincji wielkie i huczne imprezy miłośników Trzeciej Rzeszy, podszyte pseudonaukowym bełkotem. Aby wzmocnić siłę przekazu, niemieccy neonaziści zapraszają na swoje spotkania sędziwych "niedobitków", otaczanych przez nich kultem bohaterów, którzy wciąż hołdują ideologii swojego führera.
 
Jednym z nich jest niejaki Karl Münter. 97-letni Niemiec mieszka dziś w Dolnej Saksonii i prowadzi beztroskie życie emeryta. Choć tak naprawdę winien był już od dawna siedzieć w więzieniu. Jako członek SS Münter nie tylko załapał się swojego czasu na beneficja systemu Trzeciej Rzeszy, ale ma na koncie szereg zbrodni wojennych, za które nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Gdy odwiedzają go przeto regularnie jego młodzi sympatycy, bez cienia żenady chwali się swoimi pamiątkami z mrocznych lat 40. XX w. Natomiast z ustaleń niemieckich śledczych wynika, że Münter należał do 12. Dywizji Pancernej SS, która przeprowadzała zbiorowe egzekucje, głównie na terenie Francji i Belgii. Najstraszliwszą z nich była masakra na francuskiej ludności w miejscowości Ascq, nieopodal Lille. Na początku kwietnia 1944 r. Niemcy zamordowali tu 86 niewinnych ludzi. Münter do dziś uznaje swoją przynależność do SS za istotne wyróżnienie. Jest więc żywym dowodem, że nie trzeba było zbiec do Argentyny (jak Adolf Eichmann) czy też do Brazylii (jak Josef Mengele), by móc dalej niefrasobliwie wierzyć w słuszność programu zgodnego z wytycznymi NSDAP.
 

"Nic nie żałuję, przecież większość Francuzów cieszyła się, gdy Hitler przejął władzę w ich kraju"

 
- przekonuje Karl Münter w wywiadzie z telewizją ARD.
 
1 kwietnia 1944 r. dywizja Müntera została przeniesiona z Belgii do Francji. Gdy pociąg przejeżdżał przez Ascq, francuscy partyzanci przeprowadzili atak na niemieckich żołnierzy. Zamach jednak nie do końca się powiódł, a Niemcy zapłonęli żądzą zemsty.
 

"Nasz dowódca wydał rozkaz, że mamy przeszukać domy w okolicy i zatrzymać wszystkich młodych mężczyzn. No przecież ktoś z nich musiał być odpowiedzialny za ten tchórzliwy atak"

 
- oburza się emeryt.
 
Tyle że Niemcy nie zatrzymywali wtedy jedynie młodych mężczyzn, ale też starców i niepełnoletnich.
 

"Takie są zasady wojny. Jeśli ktoś uciekał, to na pewno miał coś do ukrycia"

 
- broni się Münter.
 
Natomiast Bernd Kolkmeier, prokurator z dolnosaksońskiego Celle, który prowadził dochodzenie w sprawie współudziału Müntera w zbrodniach nazistowskich, przekonuje, że Münter kierował się wówczas szczególną bezwzględnością.
 

"To była celowa egzekucja"

 
- zapewnia niemiecki prawnik.
 
Dlaczego więc 97-letni Niemiec nadal jest na wolności? Już krótko po wojnie francuscy śledczy ustalili, że wśród zabitych mieszkańców Ascq nie było ani jednej osoby, która należała do francuskiego ruchu oporu. Dlatego w 1949 r. Münter został we Francji zaocznie skazany na karę śmierci. Zaocznie, bo już od kilku lat przebywał w Niemczech, utwierdzony w błogim przekonaniu, że nic mu nie grozi. Co ciekawe, "demokratyczne" władze RFN wzdragały się wtedy przed udzieleniem pozwolenia na deportację nazistowskiego zbrodniarza.
 
Rodziny ofiar zbrodni popełnionych przez Müntera i jemu podobnych nie potrafią zaś pojąć, dlaczego organa ścigania w Niemczech dotychczas nie mogły się z nimi rozliczyć. Wszak dopiero dzięki naciskom krewnych ofiar z Ascq niemiecka prokuratura wznowiła w tej sprawie śledztwo.
 

"Francja nigdy o tym nie zapomni. Właściwie od 70 lat nie mija dzień, w którym byśmy nie myśleli o tej zbrodni. Ona kładzie się cieniem na naszych biografiach i historii naszej miejscowości"

 
- przyznaje 85-letnia Rolande Bonte, która straciła wtedy swojego ojca.
 
W 2015 r. niemieccy śledczy postawili więc Münterowi zarzut popełnienia zabójstwa. Francuzi mieli nadzieję, że ich cierpienia zostaną nieco ukojone sfinalizowaniem choćby tej jednej sprawy, zwłaszcza, że w świetle niemieckiego prawa zabójstwo się nie przedawnia. Natomiast sam Münter nie rozumie, dlaczego po tylu latach niemiecka policja uprzykrza mu życie.
 
"Postawione mi zarzuty dotyczą czynów, które w latach 40. podlegały zupełnie innemu prawu, a teraz po 70 latach policjanci urządzają mi tu w domu pobojowisko"
 
- dziwi się Niemiec.
 
Zdaniem Müntera ówczesne prawo było nie tylko inne, lecz także "zdecydowanie lepsze". Kiedy skonsternowany dziennikarz ARD, któremu emeryt dumnie pokazał swoje zdjęcia w mundurze SS, zapytał go, co myśli o milionach zamordowanych Polaków i Żydów, bez chwili zastanowienia odparł:
 

"Z tymi milionami to się być może na razie powstrzymajmy. Gdzieś czytałem, że te liczby są zawyżone, tak aby wtłoczyć je w ramy historiografii, która jest życzliwa dla dzisiejszych elit"

 
Wiosną 2018 r. prokuratura w Celle umorzyła śledztwo w sprawie sędziwego Niemca, uzasadniając swój werdykt trudnym do zrozumienia argumentem. Otóż prawo unijne przewiduje, że nie można być skazanym w dwóch różnych państwach Unii Europejskiej w jednej i tej samej sprawie. Jako że wydany na Müntera we Francji wyrok był prawomocny, niemieckie sądy mają dziś związane ręce. Gdyby bliscy ofiar z Ascq dowiedzieli się o tym wcześniej, na pewno złożyliby u siebie w kraju powtórne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ale niestety upłynęło już zbyt wiele czasu.
 

"Ponieważ francuski wyrok zapadł 70 lat temu, zbrodnie Müntera są już przedawnione. W Niemczech zabójstwo się nie przedawnia i gdyby nie wyrok z 1949 r., to dziś Münter stanąłby przed niemieckim sądem i z pewnością zostałby skazany na karę więzienną"

 
- zapewnia Kolkmeier.
 
A zatem nie dość, że Münter wciąż pozostaje bezkarny i nie okazuje za grosz skruchy, to cała sprawa przysporzyła mu na dodatek jeszcze więcej niemieckich młodych zwolenników, tak jak on coraz odważniej zrywających kajdany politycznej przyzwoitości. Podczas wizyty dziennikarzy ARD Münter otwarcie chełpił się prezentami, które otrzymał od młodzieży na rzeczonych "spotkaniach historycznych". Na podobnych zjazdach autografy Müntera stanowią widocznie pożądane obiekty kolekcjonerskie.
 

"Niektórzy chcieli nawet po trzy podpisy, także dla swoich żon i dzieci"

 
- cieszy się Münter.
 
W cytowanych relacjach nie może nie zaskakiwać, z jakim przekonaniem Münter nadal lekceważy swoje ofiary. Jest przecież starszą osobą, miał wobec tego czas, by zastanowić się nad niecnymi pobudkami, które popychały go do takich, a nie innych działań.
 

"Niektórzy zdobywają się na najstraszliwsze zbrodnie, ale później jednak żałują. Natomiast ten człowiek nie tylko odpycha od siebie świadomość popełnionych błędów, ale chętnie by je jeszcze powtórzył. Dla nas ta niemiecka mentalność jest wielką zagadką"

 
- uważa Bonte.
 
Skala groteski rzeczywiście narasta - dzisiejsze prawo, którym Münter tak otwarcie gardzi, jest więc zarazem tym, które go chroni. Historia uchybień w przepracowaniu zbrodni wojennych, sumująca bezmiar niemieckiej "bezsilności", z jaką zostały zmarnowane liczne szanse pociągniecia sprawców do odpowiedzialności, zapełniłaby książkę, którą kiedyś ktoś koniecznie musi napisać. Szczególnie w czasach, gdy w dzisiejszych niemieckich mediach ukazują się ociekające oburzeniem i gniewem komentarze, których autorzy prześcigają się w potępianiu "polskich faszystów na ulicach Warszawy". Gdy bowiem polska opozycja i jej medialni kibice dostarczają dziennikarzom zza Odry pożywkę o "rządzie PiS, który toleruje radykałów", Niemcy łykają te wieści niczym młode pelikany, grzejąc ten temat przez kilka dni. Tak jakby polskie rodziny uczestniczące w Marszu Niepodległości były dla Europy większym zagrożeniem niż setki hajlujących neonazistów w saksońskim Chemnitz. Tymczasem zwyczajni niemieccy konsumenci prasy nie zauważają często tej hipokryzji, oczocho nasiąkając serwowanym przekazem o "Polakach, którzy świętują w lasach urodziny Hitlera".

Wojciech Osiński
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe