[Felieton "TS"] Paweł Janowski: Roślinożercy, biada wam!
![[Felieton "TS"] Paweł Janowski: Roślinożercy, biada wam!](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/35229.jpg)
Położyłem talerzyk z czterokrotnie odzyskiwanej makulatury, a obok fragmenty drewnianej łyżki (sztućce jednorazowe dawno mi się skończyły). Wstawiłem wodę i… zaczął się armagedon. Coś mnie podkusiło i zajrzałem w najnowsze odkrycia naukowe, o których pisała niezawodna Gazeta.
Złowieszcze wiadomości dotarły do mojego małego móżdżku. Okazało się, że odkrycia amerykańskich i radzieckich naukowców mówią jednym głosem. Okazało się, że rośliny czują bardziej niż ja. A ja dodam, że myślą, widzą, słyszą i wiersze piszą. Proszę się nie nabijać, to prawda święta i naukowa. Amerykańska i radziecka. Niech teraz ktoś spróbuje przejść się po trawniku, niech rozłoży ręcznik nad jeziorem. O zgrozo! Mordercą jestem, a może nawet morderczynią – bo podobno to kobiety lubią bardziej leżeć i opalać się nad wodą. A ja przecież mogę wieczorem przestać być facetem. Bo ja od dziś czuję, jak trawa płacze, jak przygnieciony moim egoizmem robaczek łka pod kocem.
O, jakim byłem barbarzyńcą, gdy chrupałem marchewki w ciszy biurowych plotko-huraganów. Co ja sobie myślałem, gryząc kapuścianego głąba? Gdzie było moje sumienie? Kto mnie tak kamiennym uczynił? Chyba jestem skrajnym egoistą, a troglodytą na pewno. Każde ziarno wyrywałem matce roślinie.
I z tymi myślami wciąż tak siedziałem nad blatem kuchennym i myślałem. Myśli były fajniejsze niż ja. Prędkość nie malała. I tak śmigając wokół Słońca – zrozumiałem. Jestem szkodnikiem. Usłyszałem teraz to tak wyraźnie, usłyszałem szloch korzenia marchewki, gdy zrywałem bez znieczulenia jej nać, czułem, jak kalarepa krzyczy podczas gryzienia. Nawet żyto słyszałem w chwili, gdy jest mielone. Siedziałem i myślałem, siedziałem i zrozumiałem. Jestem szkodnikiem. Ja człowiek. Jestem, więc szkodzę. I nie tłumaczy mnie pojemnik do segregacji śmieci. Nie tłumaczy mnie potrzeba istnienia. Ja, jako roślinożerca, mięsożerca, cokolwiekżerca, jestem rasistą roślinnym. I tak się tym myśleniem zmęczyłem, tak się spociłem, że się obudziłem.
Na szczęście to był tylko sen. Taki brukselski, taki europejski. Podmuch świeżych spalin w strefie warszawskiego relaksu, unoszący się nad moim płucem, wybudził mnie. Dziękuję, Rafale. Dziękuję, panie prezydencie. Pan mi życie uratował. Co tam mi, mnie Pan uratował. Wokół mnie samochody przyjaźnie dymią, urzędnicy warszawscy dymią inaczej, wszyscy pochylają się nad moim losem. I Słońce jakoś inaczej świeci i ukochane palety z tartaku z IKEI mrugają do mnie przyjaźnie. I powiew bryzy sunącej z oddechu kolegi leżącego obok na palecie mnie omiata. Życie jest piękne. Czyste, niezakłócone, wieloprocentowe, nasze, swojskie. Przegryzłem ze smakiem to nasze kochane, świeże, warszawskie powietrze, wziąłem prysznic w wyobraźni i pewnym krokiem ruszyłem w dzień. Z Gazetą pod pachą. Wiem, że czeka mnie jeszcze wiele wolnych od smogu i myślenia dni. Włożyłem świeżo wypolerowane zęby, zarzuciłem grzywką i byłem gotów. Ja, roślinożerca.
Paweł Janowski

#REKLAMA_POZIOMA#