Dzisiaj o 22.00 mija 79 lat od kiedy Pilecki z własnej woli trafił do Auschwitz. Czytamy Raport Witolda

14 czerwca 2020r. będziemy obchodzić 80 rocznicę I transportu do KL Auschwitz w Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Obozów Koncentracyjnych i Zagłady. 14 czerwca 1940r. dotarł I transport do KL Auschwitz - to byli Polacy, obóz KL Auschwitz został założony celem eksterminacji Polaków. Rotmistrz Witold Pilecki poszedł tam na ochotnika,aby dać świadectwo prawdzie a 18 marca 1941 roku pierwszy jego raport z piekła niemieckiego obozu trafił do Londynu. W ramach przygotowania do 80 rocznicy I transportu zapraszamy do cyklu: Czytamy Raport Witolda.
 Dzisiaj o 22.00 mija 79 lat od kiedy Pilecki z własnej woli trafił do Auschwitz. Czytamy Raport Witolda
/ screen YouTube

21 września 1940 roku o godzinie 22 do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz przybył drugi transport warszawski liczący ok. 1800 więźniów, wśród których znajdowali się rotmistrz Witold Pilecki (figurujący jako Tomasz Serafiński). Rejestracja więźniów odbywała się rano 22 września, gdy otworzono kancelarię obozową. Pierwsze chwile za drutami Auschwitz we wspomnieniach rotmistrza Witolda Pileckiego: ,,Około 10 wieczór (godzina 22.00) pociąg się zatrzymał w jakimś miejscu i dalej już nie jechał. Słychać było krzyki, wrzask, otwieranie wagonów, ujadanie psów. To miejsce we wspomnieniach moich nazwałbym momentem, w którym kończyłem ze wszystkim, co było dotychczas na ziemi i zacząłem coś, co było chyba gdzieś poza nią. Nie jest to silenie się na jakieś dziwne słowa, określenia. Przeciwnie - uważam, że na żadne słówko ładnie brzmiące, a nieistotne, wysilać się nie potrzebuję. Tak było. W głowy nasze uderzały nie tylko kolby esesmanów - uderzało coś więcej. Brutalnie kopnięto we wszystkie nasze pojęcia, do których myśmy się na ziemi przyzwyczaili (do jakiegoś porządku rzeczy - prawa). To wszystko wzięło w łeb. Usiłowano uderzyć możliwie radykalnie. Załamać nas psychicznie jak najszybciej.

Zgiełk i jazgot głosów zbliżał się stopniowo. Nareszcie gwałtownie otwarto drzwi naszego wagonu. Oślepiły nas reflektory skierowane we wnętrze.

- Heraus! rrraus! rrraus! - padały wrzaski, a kolby esesmanów spadały na ramiona, plecy i głowy kolegów.
Należało szybko znaleźć się na zewnątrz. Skoczyłem i wyjątkowo nie dostałem kolbą; stając w piątki trafiłem w środek kolumny. Zgraja esesmanów biła, kopała i robiła niesamowity wrzask: "zu Fünfe!" Na stojących na skrzydłach piątek, rzucały się psy, szczute przez żołdaków. Oślepieni reflektorami, pchani, bici, kopani, szczuci psami, raptownie znaleźliśmy się w warunkach, w jakich wątpię, by ktoś z nas był kiedykolwiek. Słabsi byli oszołomieni do tego stopnia, że naprawdę tworzyli bezmyślną grupę.

Pędzono nas przed siebie, ku większej ilości skupionych świateł. W drodze kazano jednemu z nas biec do słupa w bok od drogi i zaraz w ślad za nim puszczono serię z peema. Zabito. Wyciągnięto z szeregu dziesięciu przygodnych kolegów i zastrzelono w marszu z pistoletów, w ramach "odpowiedzialności solidarnej" za "ucieczkę", którą zaaranżowali sami esesmani. Wszystkich jedenastu ciągnięto na rzemieniach uwiązanych do jednej nogi. Drażniono psy skrwawionymi trupami i szczuto je na nich. Wszystko to robiono przy akompaniamencie śmiechu i kpin.

Zbliżaliśmy się do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu z drutów, na której widniał napis: "Arbeit macht frei". Później dopiero nauczyliśmy się go dobrze rozumieć. Za ogrodzeniem, rzędami ustawione były murowane budynki, wśród których widniał rozległy plac. Stojąc wśród szpaleru esesmanów, przed samą bramą, doznaliśmy na moment większego spokoju. Odpędzono psy, kazano nam wyrównać piątki. Tutaj liczono nas skrupulatnie - na końcu doliczając ciągnione trupy. Wysoki, wtedy jeszcze pojedynczy płot z drutu kolczastego i brama pełna esesmanów nasunęły mi mimowolnie, czytany kiedyś aforyzm chiński: "Wchodząc, pomyśl o odwrocie, a wychodzić będziesz cało..." Uśmiech ironiczny zrodził się gdzieś we mnie i przygasł... na co to tutaj się przyda...

Za drutami, na wielkim placu, uderzył nas inny widok. W nieco fantastycznym, pełzającym po nas ze wszystkich stron świetle reflektorów, widoczni byli jacyś niby-ludzie. Z zachowania podobni raczej do dzikich zwierząt (bezwzględnie obrażam tu zwierzęta - nie ma jeszcze w naszym języku określenia na takie stwory). W dziwnych ubraniach w pasy, jakie się widziało na filmach o Sing-Sing, z orderami na kolorowych wstążkach (tak mi się wtedy w migającym świetle wydawało), z drągami w ręku, rzucili się z dzikim śmiechem na pojedynczych naszych kolegów. Bijąc ich po głowach, kopiąc leżących już na ziemi w nerki i w inne czułe miejsca, wskakując butami na piersi, brzuch - zadawali śmierć z niesamowitym jakimś entuzjazmem. "Ach! Więc zamknęli nas w zakładzie dla obłąkanych!..."- przemknęła mi myśl. - Co za podłość! - rozumowałem jeszcze kategoriami ziemi. Ludzie z łapanki - a więc nawet w pojęciu Niemców nie obciążeni żadną winą wobec Trzeciej Rzeszy. W głowie zabłysły mi słowa Janka W., wyrzeczone do mnie po pierwszej łapance (sierpień) w Warszawie: "Ot, widzisz, nie skorzystałeś z tak dobrej okazji - ludziom złapanym na ulicy nie zarzucą żadnej sprawy politycznej - w ten sposób najbezpieczniej można się dostać do obozu." Jakże naiwnie, hen tam w Warszawie podchodziliśmy do sprawy Polaków wywożonych do obozów. Tu nie potrzeba było mieć żadnej sprawy politycznej, żeby zginąć. Zabijano pierwszego lepszego z brzegu. Zaczynało się od pytania rzuconego przez pasiastego człeka z drągiem: "Was bist du von zivil?" Odpowiedź: ksiądz, sędzia, adwokat wówczas powodowała bicie i śmierć. Przede mną w piątce stał jakiś kolega, który na to pytanie, rzucone mu z równoczesnym ujęciem go garścią za ubranie pod gardłem, odpowiedział: "Richter". Fatalny pomysł! Po chwili był na ziemi bity i kopany. Więc wykańczano specjalnie inteligencję. Po tym spostrzeżeniu zmieniłem nieco zdanie. To nie obłąkańcy, to jakieś potworne narzędzie do wymordowania Polaków, rozpoczynające swe dzieło od inteligencji. Pić chciało się okropnie. Przywieziono właśnie kotły z jakimś napojem. Ci sami zabijający nas obnosili kubki z napojem wśród szeregów, pytając: "Was bist du von zivil?" Dostawaliśmy upragniony bo mokry - napój, wymieniając jakiś zawód robotnika czy rzemieślnika. A ci niby-ludzie, bijąc nas i kopiąc wykrzykiwali: ... "hier ist KL Auschwitz - mein lieber Mann!"

Pytaliśmy siebie nawzajem, co by to miało znaczyć? Niektórzy wiedzieli, że to Oświęcim, lecz dla nas była to tylko nazwa jednego z polskich miasteczek - potworna opinia o tym obozie nie zdążyła jeszcze przeniknąć do Warszawy, nie była też znana w świecie. Nieco później dopiero jedno to słowo mroziło krew w żyłach ludziom na wolności, spędzało sen z powiek więźniom Pawiaka, Montelupich, Wiśnicza, Lublina. Jeden z kolegów objaśnił nas, że jesteśmy w koszarach piątego D.A.K. - tuż koło miasteczka Oświęcim.

Dowiedzieliśmy się, że stanowimy "zugang" bandytów polskich, którzy rzucali się na spokojną ludność niemiecką, a których za to spotyka tu odpowiednia kara. "Zugangiem" nazywano wszystko, co do obozu przyszło, każdy nowy transport.

Tymczasem sprawdzano obecność, wykrzykując nazwiska podane przez nas w Warszawie, na które trzeba było szybko i głośno odpowiedzieć: "Hier!" Przy tym było wiele powodów do szykan i bicia. Po sprawdzeniu, setkami odsyłano nas do szumnie zwanej "kąpieli". Tak przyjmowano transporty ludzi, łapanych na ulicach Warszawy, niby to na pracę do Niemiec, tak przyjmowano każdy transport w pierwszych miesiącach, po założeniu obozu w Oświęcimiu (14.6.1940 r.). Z ciemności, gdzieś z góry (z nad kuchni), odezwał się kat, Seidler: "Niech nikt z was nie sądzi, że kiedykolwiek wyjdzie stąd żywy... porcja jest tak obliczona, że żyć tu będziecie 6 tygodni; kto będzie żył dłużej... znaczy, że kradnie, kto kradnie - znajdzie się w SK - gdzie żyje się krótko!", co przetłumaczył na polski Władysław Baworowski - tłumacz obozowy. Chodziło o jak najszybsze załamanie psychiczne''


(Witold Pilecki, Raport Witolda).

 

POLECANE
Kazik wygarnął Biedroniowi, nie zabrakło wulgaryzmów z ostatniej chwili
Kazik wygarnął Biedroniowi, nie zabrakło wulgaryzmów

Kazik Staszewski znów nie gryzł się w język. Muzyk opublikował wideo, na którym wykonuje wulgarną piosenkę skierowaną bezpośrednio do europosła Lewicy Roberta Biedronia. To reakcja na jego bulwersujący komentarz dotyczący zdjęcia prezydentów Karola Nawrockiego i Donalda Trumpa.

Anna Bryłka dla Tysol.pl: Moja grupa w PE ma zablokować cel klimatyczny UE na 2040 rok tylko u nas
Anna Bryłka dla Tysol.pl: Moja grupa w PE ma zablokować cel klimatyczny UE na 2040 rok

- Sprawozdawcą aktu prawnego w Parlamencie Europejskim dot. celu klimatycznego na rok 2040 została moja grupa. Dlaczego? Bo dostaliśmy poparcie Europejskiej Partii Ludowej na zablokowanie aktu, a nie może tego zrobić EPL. Oni poprą zablokowanie, ale sami nie mogą być inicjatorami. To byłaby dla nich kompromitacja - zdradza Anna Bryłka, eurodeputowana do PE z ramienia Konfederacji w rozmowie z Konradem Wernickim.

Eksplozja pod Warszawą na poligonie, rannych dwóch cywilów. Jest komunikat Żandarmerii Wojskowej z ostatniej chwili
Eksplozja pod Warszawą na poligonie, rannych dwóch cywilów. Jest komunikat Żandarmerii Wojskowej

Mazowiecki Oddział Żandarmerii Wojskowej poinformował o poważnym incydencie na terenie poligonu wojskowego w Warszawie-Rembertowie. Doszło tam do eksplozji ładunku wybuchowego. Ranne zostały dwie osoby cywilne.

Ważny komunikat dla mieszkańców Gdańska z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Gdańska

W niedzielę, 7 września, w Gdańsku odbędzie się 63. Bieg Westerplatte – najstarszy i najdłużej organizowany bieg uliczny w kraju na dystansie 10 km. Na trasie zobaczymy około 4 tys. uczestników, co oznacza spore zmiany w ruchu drogowym i komunikacji miejskiej.

Lubelskie: Niedaleko Przewodowa rozbił się niezidentyfikowany obiekt latający z ostatniej chwili
Lubelskie: Niedaleko Przewodowa rozbił się niezidentyfikowany obiekt latający

W miejscowości Majdan-Sielec na Lubelszczyźnie doszło do niepokojącego zdarzenia: na ziemię spadł niezidentyfikowany obiekt latający, prawdopodobnie dron. Okoliczności wypadku badają służby.

Gorąco pod Abotakiem. Ciemnoskóry mężczyzna uderzył działaczkę pro life z ostatniej chwili
"Gorąco pod Abotakiem". Ciemnoskóry mężczyzna uderzył działaczkę pro life

Przed kliniką aborcyjną „Abotak” w Warszawie doszło do skandalicznego incydentu. Podczas protestu środowisk pro-life czarnoskóry mężczyzna zaatakował wolontariuszkę Fundacji Życie i Rodzina. O całej sytuacji poinformował Krzysztof Kasprzak, członek zarządu fundacji.

Polski zakonnik zatrzymany na Białorusi. Karmelici wydali oświadczenie z ostatniej chwili
Polski zakonnik zatrzymany na Białorusi. Karmelici wydali oświadczenie

Na Białorusi zatrzymano 27-letniego zakonnika z Polski, którego tamtejsze władze oskarżają o szpiegostwo. Zakon karmelitów wydał w tej sprawie specjalne oświadczenie, a polskie służby podkreślają, że to kolejna prowokacja reżimu Aleksandra Łukaszenki. 

W dniu pogrzebu polskich ofiar ukraińskie władze wciąż relatywizują Wołyń. Ofiary z dwóch stron z ostatniej chwili
W dniu pogrzebu polskich ofiar ukraińskie władze wciąż relatywizują Wołyń. "Ofiary z dwóch stron"

W sobotę odbyły się uroczystości pogrzebowe ofiar zbrodni wołyńskiej ekshumowanych w Puźnikach na zachodzie Ukrainy. W czasie uroczystości ukraińskie władze ponownie próbowały relatywizować winy, mówiąc o krzywdach „dwóch stron” i „tragedii dwóch narodów”.

Puźniki: pogrzeb 42 ofiar UPA. Ekshumacje odsłoniły prawdę o zbrodni z ostatniej chwili
Puźniki: pogrzeb 42 ofiar UPA. Ekshumacje odsłoniły prawdę o zbrodni

Dzisiaj odbyły się uroczystości pogrzebowe ofiar zbrodni wołyńskiej ekshumowanych w Puźnikach. Podczas prac znaleziono szczątki co najmniej 42 osób – kobiet, mężczyzn i dzieci. Zbrodnia w Puźnikach to jedna z wielu masakr dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów.

Rozmowy pokojowe z Putinem. Zełenski złożył propozycję z ostatniej chwili
Rozmowy pokojowe z Putinem. Zełenski złożył propozycję

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w rozmowie z amerykańską stacją ABC zaproponował Kijów jako miejsce spotkania z Władimirem Putinem. Wcześniej rosyjski przywódca wcześniej zasugerował, że rozmowy mogłyby się odbyć w Moskwie.

REKLAMA

Dzisiaj o 22.00 mija 79 lat od kiedy Pilecki z własnej woli trafił do Auschwitz. Czytamy Raport Witolda

14 czerwca 2020r. będziemy obchodzić 80 rocznicę I transportu do KL Auschwitz w Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Obozów Koncentracyjnych i Zagłady. 14 czerwca 1940r. dotarł I transport do KL Auschwitz - to byli Polacy, obóz KL Auschwitz został założony celem eksterminacji Polaków. Rotmistrz Witold Pilecki poszedł tam na ochotnika,aby dać świadectwo prawdzie a 18 marca 1941 roku pierwszy jego raport z piekła niemieckiego obozu trafił do Londynu. W ramach przygotowania do 80 rocznicy I transportu zapraszamy do cyklu: Czytamy Raport Witolda.
 Dzisiaj o 22.00 mija 79 lat od kiedy Pilecki z własnej woli trafił do Auschwitz. Czytamy Raport Witolda
/ screen YouTube

21 września 1940 roku o godzinie 22 do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz przybył drugi transport warszawski liczący ok. 1800 więźniów, wśród których znajdowali się rotmistrz Witold Pilecki (figurujący jako Tomasz Serafiński). Rejestracja więźniów odbywała się rano 22 września, gdy otworzono kancelarię obozową. Pierwsze chwile za drutami Auschwitz we wspomnieniach rotmistrza Witolda Pileckiego: ,,Około 10 wieczór (godzina 22.00) pociąg się zatrzymał w jakimś miejscu i dalej już nie jechał. Słychać było krzyki, wrzask, otwieranie wagonów, ujadanie psów. To miejsce we wspomnieniach moich nazwałbym momentem, w którym kończyłem ze wszystkim, co było dotychczas na ziemi i zacząłem coś, co było chyba gdzieś poza nią. Nie jest to silenie się na jakieś dziwne słowa, określenia. Przeciwnie - uważam, że na żadne słówko ładnie brzmiące, a nieistotne, wysilać się nie potrzebuję. Tak było. W głowy nasze uderzały nie tylko kolby esesmanów - uderzało coś więcej. Brutalnie kopnięto we wszystkie nasze pojęcia, do których myśmy się na ziemi przyzwyczaili (do jakiegoś porządku rzeczy - prawa). To wszystko wzięło w łeb. Usiłowano uderzyć możliwie radykalnie. Załamać nas psychicznie jak najszybciej.

Zgiełk i jazgot głosów zbliżał się stopniowo. Nareszcie gwałtownie otwarto drzwi naszego wagonu. Oślepiły nas reflektory skierowane we wnętrze.

- Heraus! rrraus! rrraus! - padały wrzaski, a kolby esesmanów spadały na ramiona, plecy i głowy kolegów.
Należało szybko znaleźć się na zewnątrz. Skoczyłem i wyjątkowo nie dostałem kolbą; stając w piątki trafiłem w środek kolumny. Zgraja esesmanów biła, kopała i robiła niesamowity wrzask: "zu Fünfe!" Na stojących na skrzydłach piątek, rzucały się psy, szczute przez żołdaków. Oślepieni reflektorami, pchani, bici, kopani, szczuci psami, raptownie znaleźliśmy się w warunkach, w jakich wątpię, by ktoś z nas był kiedykolwiek. Słabsi byli oszołomieni do tego stopnia, że naprawdę tworzyli bezmyślną grupę.

Pędzono nas przed siebie, ku większej ilości skupionych świateł. W drodze kazano jednemu z nas biec do słupa w bok od drogi i zaraz w ślad za nim puszczono serię z peema. Zabito. Wyciągnięto z szeregu dziesięciu przygodnych kolegów i zastrzelono w marszu z pistoletów, w ramach "odpowiedzialności solidarnej" za "ucieczkę", którą zaaranżowali sami esesmani. Wszystkich jedenastu ciągnięto na rzemieniach uwiązanych do jednej nogi. Drażniono psy skrwawionymi trupami i szczuto je na nich. Wszystko to robiono przy akompaniamencie śmiechu i kpin.

Zbliżaliśmy się do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu z drutów, na której widniał napis: "Arbeit macht frei". Później dopiero nauczyliśmy się go dobrze rozumieć. Za ogrodzeniem, rzędami ustawione były murowane budynki, wśród których widniał rozległy plac. Stojąc wśród szpaleru esesmanów, przed samą bramą, doznaliśmy na moment większego spokoju. Odpędzono psy, kazano nam wyrównać piątki. Tutaj liczono nas skrupulatnie - na końcu doliczając ciągnione trupy. Wysoki, wtedy jeszcze pojedynczy płot z drutu kolczastego i brama pełna esesmanów nasunęły mi mimowolnie, czytany kiedyś aforyzm chiński: "Wchodząc, pomyśl o odwrocie, a wychodzić będziesz cało..." Uśmiech ironiczny zrodził się gdzieś we mnie i przygasł... na co to tutaj się przyda...

Za drutami, na wielkim placu, uderzył nas inny widok. W nieco fantastycznym, pełzającym po nas ze wszystkich stron świetle reflektorów, widoczni byli jacyś niby-ludzie. Z zachowania podobni raczej do dzikich zwierząt (bezwzględnie obrażam tu zwierzęta - nie ma jeszcze w naszym języku określenia na takie stwory). W dziwnych ubraniach w pasy, jakie się widziało na filmach o Sing-Sing, z orderami na kolorowych wstążkach (tak mi się wtedy w migającym świetle wydawało), z drągami w ręku, rzucili się z dzikim śmiechem na pojedynczych naszych kolegów. Bijąc ich po głowach, kopiąc leżących już na ziemi w nerki i w inne czułe miejsca, wskakując butami na piersi, brzuch - zadawali śmierć z niesamowitym jakimś entuzjazmem. "Ach! Więc zamknęli nas w zakładzie dla obłąkanych!..."- przemknęła mi myśl. - Co za podłość! - rozumowałem jeszcze kategoriami ziemi. Ludzie z łapanki - a więc nawet w pojęciu Niemców nie obciążeni żadną winą wobec Trzeciej Rzeszy. W głowie zabłysły mi słowa Janka W., wyrzeczone do mnie po pierwszej łapance (sierpień) w Warszawie: "Ot, widzisz, nie skorzystałeś z tak dobrej okazji - ludziom złapanym na ulicy nie zarzucą żadnej sprawy politycznej - w ten sposób najbezpieczniej można się dostać do obozu." Jakże naiwnie, hen tam w Warszawie podchodziliśmy do sprawy Polaków wywożonych do obozów. Tu nie potrzeba było mieć żadnej sprawy politycznej, żeby zginąć. Zabijano pierwszego lepszego z brzegu. Zaczynało się od pytania rzuconego przez pasiastego człeka z drągiem: "Was bist du von zivil?" Odpowiedź: ksiądz, sędzia, adwokat wówczas powodowała bicie i śmierć. Przede mną w piątce stał jakiś kolega, który na to pytanie, rzucone mu z równoczesnym ujęciem go garścią za ubranie pod gardłem, odpowiedział: "Richter". Fatalny pomysł! Po chwili był na ziemi bity i kopany. Więc wykańczano specjalnie inteligencję. Po tym spostrzeżeniu zmieniłem nieco zdanie. To nie obłąkańcy, to jakieś potworne narzędzie do wymordowania Polaków, rozpoczynające swe dzieło od inteligencji. Pić chciało się okropnie. Przywieziono właśnie kotły z jakimś napojem. Ci sami zabijający nas obnosili kubki z napojem wśród szeregów, pytając: "Was bist du von zivil?" Dostawaliśmy upragniony bo mokry - napój, wymieniając jakiś zawód robotnika czy rzemieślnika. A ci niby-ludzie, bijąc nas i kopiąc wykrzykiwali: ... "hier ist KL Auschwitz - mein lieber Mann!"

Pytaliśmy siebie nawzajem, co by to miało znaczyć? Niektórzy wiedzieli, że to Oświęcim, lecz dla nas była to tylko nazwa jednego z polskich miasteczek - potworna opinia o tym obozie nie zdążyła jeszcze przeniknąć do Warszawy, nie była też znana w świecie. Nieco później dopiero jedno to słowo mroziło krew w żyłach ludziom na wolności, spędzało sen z powiek więźniom Pawiaka, Montelupich, Wiśnicza, Lublina. Jeden z kolegów objaśnił nas, że jesteśmy w koszarach piątego D.A.K. - tuż koło miasteczka Oświęcim.

Dowiedzieliśmy się, że stanowimy "zugang" bandytów polskich, którzy rzucali się na spokojną ludność niemiecką, a których za to spotyka tu odpowiednia kara. "Zugangiem" nazywano wszystko, co do obozu przyszło, każdy nowy transport.

Tymczasem sprawdzano obecność, wykrzykując nazwiska podane przez nas w Warszawie, na które trzeba było szybko i głośno odpowiedzieć: "Hier!" Przy tym było wiele powodów do szykan i bicia. Po sprawdzeniu, setkami odsyłano nas do szumnie zwanej "kąpieli". Tak przyjmowano transporty ludzi, łapanych na ulicach Warszawy, niby to na pracę do Niemiec, tak przyjmowano każdy transport w pierwszych miesiącach, po założeniu obozu w Oświęcimiu (14.6.1940 r.). Z ciemności, gdzieś z góry (z nad kuchni), odezwał się kat, Seidler: "Niech nikt z was nie sądzi, że kiedykolwiek wyjdzie stąd żywy... porcja jest tak obliczona, że żyć tu będziecie 6 tygodni; kto będzie żył dłużej... znaczy, że kradnie, kto kradnie - znajdzie się w SK - gdzie żyje się krótko!", co przetłumaczył na polski Władysław Baworowski - tłumacz obozowy. Chodziło o jak najszybsze załamanie psychiczne''


(Witold Pilecki, Raport Witolda).


 

Polecane
Emerytury
Stażowe