[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Kobiety i Kościół

W 1973 r. George Gilder napisał książkę przeciwko szaleństwom rewolucji seksualnej. Dwadzieścia lat potem zrobił drugą, powiększoną edycję, zmienił tytuł na: „Men and Marriage” (Gretna, LA: Pelican Publishing Company, 1993). Gilder to dziecko pilota amerykańskiego, który zginął w czasie II wojny światowej. Jak ojciec, syn również ukończył Harvard. Odwrotnie niż senior, który od początku był wolnościowcem i konserwatystą, junior został na uczelni indoktrynowany na liberała. Potem jednak życie wymusiło korektę. I wrócił do konserwatyzmu ojca, którego przecież nie znał. 
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Kobiety i Kościół
/ pixabay.com
„Men and Marriage” to opowieść na zdrowy rozum. To traktat o „konstytucji seksualnej” USA. Jej podstawą są kobiety. Bez nich nie ma rodziny. Dzięki nim są dzieci, które one wychowują. Dzieci potem dorastają, dokładają się do gospodarki narodowej, wzmacniają tym samym obronę narodową. I Ameryka dlatego może prosperować. Za to należy się wieczna cześć i chwała kobietom. 

Kobiety są ważniejsze niż mężczyźni. To prawda, że kobieta z mężczyzną się dopełnia, a ponadto mężczyzna musi się dołożyć, aby powstało dziecko. Jednak tylko kobieta może być matką. Mężczyzna daje spermę, ale to nie robi go automatycznie ojcem. Ojcem staje się dopiero, jak podda się cywilizacyjnemu wpływowi kobiety. I gdy okaże się być godnym obowiązku ojca. Gdy zaprzysięgnie wierność i do końca życia będzie służył swojej rodzinie: bronił ją i utrzymywał. 

Gilder podkreśla, że mężczyźni są inni niż kobiety. Biologicznie, psychicznie, społecznie, kulturowo. Młodych chłopaków, mężczyzn po prostu roznosi. Nikt nie popełnia więcej przestępstw i nikt nie narusza prawa bardziej niż samce rodzaju ludzkiego w przedziale od 16 do 29 roku życia.  
Wyżywają się, szaleją, hormony im grają niesamowicie. Testosteron rządzi. Są gotowi kopulować ze wszystkim, co się rusza, najchętniej z dziewczynami, a jak nie ma, to sami z sobą albo z innymi samcami – szczególnie jak jest takie przyzwolenie społeczno-kulturowe. Nie mają barier emocjonalnych, aby się wyżywać z kimkolwiek. 
 
Jednocześnie są gotowi do walki, wypraw w siną dal i innych doznań ekstremalnych, bowiem dają im one poczucie wolności. Robią co chcą, bardzo często staczając się, z głupoty, w patologie. Stają się wtedy najbardziej niebezpieczni i destrukcyjni. Wtedy właśnie trzeba jak najbardziej chłopaków męczyć sportem oraz wsadzać do wojska.

Przełom następuje – o ile następuje – gdy chłopak napotka dziewczynę, w której się zakocha, ożeni się z nią i narodzą im się dzieci. Dziewczyna, kobieta funkcjonuje jako moc cywilizacyjna. U niej estrogen powoduje siłę spokoju. Badania pokazują, że dziewczyny zwykle wybierają nie najpiękniejszego czy najsilniejszego, ale takiego mężczyznę, który będzie najlepiej w stanie utrzymywać i bronić rodzinę. Zwykle dlatego przyszły wybranek jest trochę starszy. I już do życia przysposobiony do pewnego stopnia.

Powoduje to frustracje młodszych mężczyzn, którzy są u swego szczytu możliwości fizycznych, ale nie mają środków, aby spełnić swoje fantazje. Dziewczyny bowiem czują często, że tacy małolaci mogą je wykorzystać, ale nie dać rodziny. Zresztą młodzi faceci zwykle nie bardzo chcą się wiązać, zapuszczać korzeni, brać na siebie obowiązku męża i ojca. 

Dopiero gdy dociera do nich bezsens cyklu anonimowego seksu oraz samotność w masturbacji i przeraźliwa pustka braku zakotwiczenia, mężczyźni poddają się dobrowolnie kobietom. Zawierają kontrakt – powinno być że dośmiertny – że oboje poświęcają się sobie oraz swojemu potomstwu. Im szybciej strony staną się świadome tego, co jest potrzebne, tym szybciej się dograją. 

Podział ról jest prosty. Matka pielęgnuje (she nurtures), a ojciec utrzymuje (he provides).  Matka poświęca się, także zawodowo. Zostaje w domu, tam pracuje dla rodziny, dla męża, dla dzieci. Ojciec pracuje na zewnątrz. System ten powinien wspierać Kościół (i zbory) oraz prawa podatkowe. Matka powinna pozostawać na piedestale kulturowym USA. 

Taki amerykański układ to anatema dla feministek i ich sojuszników. Przeciw małżeńskiej miłości i monogamii wytaczają promiskuizm, „seksualny liberalizm”, rewolucję seksualną. Feministki radykalne pokrzykują, że kobiety są równe, a więc takie same. Powinny naśladować facetów i puszczać się ze wszystkimi. Androginia to ich hasło, chociaż niektóre wolą lesbianizm. 

W feministycznym amoku objawił się im główny sojusznik: wesołkowie. Homoseksualizm jest z definicji promiskuizmem. Urąga monogamii. To pean dla poligenii (polygyny). Niektórzy wesołkowie chwalą się tysiącem partnerów (s. 73).  LGBT to odwrotność normalności małżeństwa kobiety i mężczyzny. To fałszywa alternatywa, która pozwala facetom pozostać nastolatkami. Nigdy nie dorosnąć. Nigdy nie przejąć obowiązków rodzinnych na siebie. A jak nie wesołkowatością, to rewolucjoniści uderzają w rodzinę bioinżynierią. Aborcja to podstawa, ale i manipulacja genetyczna oraz inne szaleństwa zawsze są na podorędziu. 

Wybór jest prosty. Z jednej strony normalność, z drugiej – jak pisze Gilder – „seksualne samobójstwo” (sexual suicide, s. 154). Jest to problemem wszystkich społeczeństw zachodnich, a w tym problemem instytucji, które do niedawna stanowiły o potędze Zachodu, a w tym i Kościoła katolickiego. A Kościół ma poważne problemy ze sprawami seksualnymi. Wynika to z liberalizacji Kościoła. Dlatego Papież św. Paweł VI, komentując temat Vaticanum II, miał powiedzieć, że „dym szatana spenetrował do ołtarzy św. Piotra”. 

Aby sprzeciwić się temu, katolicki konserwatysta Philip F. Lawler napisał „The Smoke of Satan: How Corrupt and Cowardly Bishops Betrayed Christ, His Church, and the Faithful… and What Can Be Done About It” (Charlotte, NC: TAN Books, 2018). Książka wyrosła z głębokiego poczucia zdrady. Po pierwsze, chodzi o księży pedofilów. Po drugie, o penetracje Kościoła przez tzw. mafię fijołkową, czyli wesołków. Po trzecie, o ukrywanie i wspieranie tej abominacji przez biskupów, a niektórzy z nich w patologii takiej sami uczestniczą. Po czwarte, ataki przez liberalną większość amerykańskiego episkopatu na katolików wiernych tradycji, przy jednoczesnym pobłażaniu katolewakom, którzy tęczową abominację marksizmu-lesbianizmu do Kościoła zaprosili i zachęcają do dalszych ekscesów i patologii.

Kościół amerykański właściwie nie ma przywództwa. Biskupi postanowili siedzieć cicho w imię fałszywie zrozumianej jedności. Ukrywali zbrodnie na dzieciach zamiast przepędzić lichwiarzy LGBT i ich liberalnych klakierów ze świątyni Pańskiej. Dla purpuratów najważniejszy był „kompromis” w imię „tolerancji.” Ale przecież „tolerancja” to nie aprobata patologii, a jedynie tymczasowa zgoda, niechętna na zjawiska sobie nie miłe, nawet grzeszne – również do pewnego stopnia, bo kiedyś przecież trzeba będzie powiedzieć „Non possumus!”. A dziś w USA „tolerancja” biskupów na patologie oznacza, że normalni, ortodoksyjni katolicy cierpią. 

Biskupi mają to w nosie. Strofują konserwatystów, a podlizują się katolewakom. Z pełną troski tolerancją pochylają się nad patologiami. I zachęcają ich szerzenie. Nie chodzi tutaj, aby nie pomagać owieczkom zagubionym. Ale tylko twardy głos pasterza zaprowadzi je gdzie trzeba. A nie „róbta co chceta”, co stało się dewizą Kościoła w USA. 

Nie ma właściwie nic twardo. Zamiast tego episkopat amerykański ulega „pokusie, aby iść na kompromis gdy kompromisu nie potrzeba” („the temptation to compromise when compromise is not necessary”, s. 93). Dlaczego? Aby media liberalne zabasowały „tolerancji”. Aby nie obrażać parafian, którzy mogą się obrazić na wyraziste słowa pasterzy z kazalnicy i nie rzucą na tacę, ale nawet opuszczą kongregację. To co, Kościół ma przestać głosić Słowo Boże w imię tolerancji?  Ależ przecież tak zrozumiana tolerancja to antyewangelizacja! 

Katolicy amerykańscy doświadczyli porażki, bowiem „mieli nadzieję, że należy przekonać rozum zanim przekona się serce” (hoping to change minds before changing hearts). Ale przecież klucz do wiary właśnie w sercu leży i on otwiera rozum. Ratio et fides. Są razem. Ponadto takie podejście oznacza, że episkopat amerykański po prostu zrezygnował z pracy misjonarskiej. Ale Jezus nie kazał nam stale siedzieć cicho i nastawiać ciągle drugiego policzka. Kazał jednoznaczne głosić słowo, abyśmy się miłowali. Nic tam nie było o seksie analnym. To dlaczego tak nas nienawidzą i z „dymem szatana” do Kościoła przenikają, aby nas niszczyć? Trzeba się bronić.  

Lawler podaje kilkanaście sposobów, jak temu wszystkiemu zaradzić, jak przynieść odrodzenie. A ja przetłumaczę jego rady krótko. Kościół to my, a nie szatan i jego psy! Nie jest nam straszno, o ile są z nami nasze kobiety. To one – i nasze dzieci – powodują, że chcemy wszystkiego bronić. 

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 14 września 2019
www.iwp.edu

Intel DC



#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Donald Tusk uderza w Ruch Obrony Granic i ogłasza przejścia graniczne infrastrukturą krytyczną z ostatniej chwili
Donald Tusk uderza w Ruch Obrony Granic i ogłasza przejścia graniczne "infrastrukturą krytyczną"

– Na granicy z Niemcami wszystkie przejścia graniczne stały się obiektami infrastruktury krytycznej. To znaczy, że te miejsca podlegają szczególnej ochronie – przekazał w poniedziałek premier Donald Tusk.

To dziś uczynię. Marszałek Hołownia złożył deklarację pilne
"To dziś uczynię". Marszałek Hołownia złożył deklarację

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia poinformował, że w poniedziałek podpisze postanowienie o zwołaniu Zgromadzenia Narodowego. Wyraził nadzieję, że zostanie ono opublikowane jeszcze tego dnia

Poseł PO miała wraz z żoną gangstera szukać kobiet, które byłyby gotowe oskarżyć Nawrockiego o sutenerstwo z ostatniej chwili
Poseł PO miała wraz z żoną gangstera szukać kobiet, które byłyby gotowe oskarżyć Nawrockiego o sutenerstwo

Szokujące informacje nt. brudnych kulisów kampanii prezydenckiej zdradził w poniedziałek tygodnik "Wprost".

Co to za chory pomysł. Burza po programie TVN gorące
"Co to za chory pomysł". Burza po programie TVN

Po jednym z ostatnich odcinków popularnej telewizji śniadaniowej stacji TVN – "Dzień dobry TVN" – w sieci zawrzało.

Polacy nie chcą już jeździć do pracy do Niemiec tylko u nas
Polacy nie chcą już jeździć do pracy do Niemiec

Niemiecka gazeta Frankfurter Allgemeine Zeit (FAZ) opublikowała w ostatnich dniach bardzo interesującą relacją na temat przemian na niemieckim rynku pracy, dotyczącą także Polaków.

Efekt Tuska. Hurtowe ceny energii w Polsce jednego dnia wzrosły 50-krotnie gorące
"Efekt Tuska". Hurtowe ceny energii w Polsce jednego dnia wzrosły 50-krotnie

Pierwszy w sezonie upał spowodował, że w ciągu jednego dnia ceny energii wzrosły 50-krotnie – przekazały PAP Polskie Sieci Elektroenergetyczne. W upalne wieczory klimatyzatory powodują wzrost zużycia prądu, a jeśli nie pracują OZE, zastąpić je musi droższa energia konwencjonalna.

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka pilne
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Będziemy pod wpływem niżu znad południowej Skandynawii. Z zachodu na wschód kraju będzie się przemieszczał chłodny front atmosferyczny. Upał utrzyma się jeszcze jedynie na krańcach południowo-wschodnich. Pochmurna pogoda z przelotnymi opadami deszczu, a na wschodzie także z burzami, przez cały dzień będzie niekorzystnie wpływała na nastrój i sprawność psychofizyczną.

Siemoniak poinformował o karach dla członków ROG. Wystawiono dziesiątki mandatów z ostatniej chwili
Siemoniak poinformował o karach dla członków ROG. "Wystawiono dziesiątki mandatów"

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak przekazał, że członkowie Ruchu Obrony Granic (ROG) zostali ukarani przez policję licznymi mandatami. W sprawie jednej z osób prokuratura wszczęła śledztwo.

Trump: Będą dodatkowe cła za sprzyjanie BRICS z ostatniej chwili
Trump: Będą dodatkowe cła za sprzyjanie BRICS

Stany Zjednoczone nałożą dodatkowe 10-procentowe cła na każdy kraj sprzyjający polityce BRICS - zapowiedział w poniedziałek prezydent USA Donald Trump. W brazylijskim Rio de Janeiro trwa dwudniowy szczyt tej nieformalnej organizacji.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy pilne
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Rozpoczęły się wakacje, a wraz z nimi remonty ruszyły pełną parą. Warszawiacy i turyści, którzy odwiedzają stolicę, muszą się liczyć z poważnymi utrudnieniami w mieście.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Kobiety i Kościół

W 1973 r. George Gilder napisał książkę przeciwko szaleństwom rewolucji seksualnej. Dwadzieścia lat potem zrobił drugą, powiększoną edycję, zmienił tytuł na: „Men and Marriage” (Gretna, LA: Pelican Publishing Company, 1993). Gilder to dziecko pilota amerykańskiego, który zginął w czasie II wojny światowej. Jak ojciec, syn również ukończył Harvard. Odwrotnie niż senior, który od początku był wolnościowcem i konserwatystą, junior został na uczelni indoktrynowany na liberała. Potem jednak życie wymusiło korektę. I wrócił do konserwatyzmu ojca, którego przecież nie znał. 
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Kobiety i Kościół
/ pixabay.com
„Men and Marriage” to opowieść na zdrowy rozum. To traktat o „konstytucji seksualnej” USA. Jej podstawą są kobiety. Bez nich nie ma rodziny. Dzięki nim są dzieci, które one wychowują. Dzieci potem dorastają, dokładają się do gospodarki narodowej, wzmacniają tym samym obronę narodową. I Ameryka dlatego może prosperować. Za to należy się wieczna cześć i chwała kobietom. 

Kobiety są ważniejsze niż mężczyźni. To prawda, że kobieta z mężczyzną się dopełnia, a ponadto mężczyzna musi się dołożyć, aby powstało dziecko. Jednak tylko kobieta może być matką. Mężczyzna daje spermę, ale to nie robi go automatycznie ojcem. Ojcem staje się dopiero, jak podda się cywilizacyjnemu wpływowi kobiety. I gdy okaże się być godnym obowiązku ojca. Gdy zaprzysięgnie wierność i do końca życia będzie służył swojej rodzinie: bronił ją i utrzymywał. 

Gilder podkreśla, że mężczyźni są inni niż kobiety. Biologicznie, psychicznie, społecznie, kulturowo. Młodych chłopaków, mężczyzn po prostu roznosi. Nikt nie popełnia więcej przestępstw i nikt nie narusza prawa bardziej niż samce rodzaju ludzkiego w przedziale od 16 do 29 roku życia.  
Wyżywają się, szaleją, hormony im grają niesamowicie. Testosteron rządzi. Są gotowi kopulować ze wszystkim, co się rusza, najchętniej z dziewczynami, a jak nie ma, to sami z sobą albo z innymi samcami – szczególnie jak jest takie przyzwolenie społeczno-kulturowe. Nie mają barier emocjonalnych, aby się wyżywać z kimkolwiek. 
 
Jednocześnie są gotowi do walki, wypraw w siną dal i innych doznań ekstremalnych, bowiem dają im one poczucie wolności. Robią co chcą, bardzo często staczając się, z głupoty, w patologie. Stają się wtedy najbardziej niebezpieczni i destrukcyjni. Wtedy właśnie trzeba jak najbardziej chłopaków męczyć sportem oraz wsadzać do wojska.

Przełom następuje – o ile następuje – gdy chłopak napotka dziewczynę, w której się zakocha, ożeni się z nią i narodzą im się dzieci. Dziewczyna, kobieta funkcjonuje jako moc cywilizacyjna. U niej estrogen powoduje siłę spokoju. Badania pokazują, że dziewczyny zwykle wybierają nie najpiękniejszego czy najsilniejszego, ale takiego mężczyznę, który będzie najlepiej w stanie utrzymywać i bronić rodzinę. Zwykle dlatego przyszły wybranek jest trochę starszy. I już do życia przysposobiony do pewnego stopnia.

Powoduje to frustracje młodszych mężczyzn, którzy są u swego szczytu możliwości fizycznych, ale nie mają środków, aby spełnić swoje fantazje. Dziewczyny bowiem czują często, że tacy małolaci mogą je wykorzystać, ale nie dać rodziny. Zresztą młodzi faceci zwykle nie bardzo chcą się wiązać, zapuszczać korzeni, brać na siebie obowiązku męża i ojca. 

Dopiero gdy dociera do nich bezsens cyklu anonimowego seksu oraz samotność w masturbacji i przeraźliwa pustka braku zakotwiczenia, mężczyźni poddają się dobrowolnie kobietom. Zawierają kontrakt – powinno być że dośmiertny – że oboje poświęcają się sobie oraz swojemu potomstwu. Im szybciej strony staną się świadome tego, co jest potrzebne, tym szybciej się dograją. 

Podział ról jest prosty. Matka pielęgnuje (she nurtures), a ojciec utrzymuje (he provides).  Matka poświęca się, także zawodowo. Zostaje w domu, tam pracuje dla rodziny, dla męża, dla dzieci. Ojciec pracuje na zewnątrz. System ten powinien wspierać Kościół (i zbory) oraz prawa podatkowe. Matka powinna pozostawać na piedestale kulturowym USA. 

Taki amerykański układ to anatema dla feministek i ich sojuszników. Przeciw małżeńskiej miłości i monogamii wytaczają promiskuizm, „seksualny liberalizm”, rewolucję seksualną. Feministki radykalne pokrzykują, że kobiety są równe, a więc takie same. Powinny naśladować facetów i puszczać się ze wszystkimi. Androginia to ich hasło, chociaż niektóre wolą lesbianizm. 

W feministycznym amoku objawił się im główny sojusznik: wesołkowie. Homoseksualizm jest z definicji promiskuizmem. Urąga monogamii. To pean dla poligenii (polygyny). Niektórzy wesołkowie chwalą się tysiącem partnerów (s. 73).  LGBT to odwrotność normalności małżeństwa kobiety i mężczyzny. To fałszywa alternatywa, która pozwala facetom pozostać nastolatkami. Nigdy nie dorosnąć. Nigdy nie przejąć obowiązków rodzinnych na siebie. A jak nie wesołkowatością, to rewolucjoniści uderzają w rodzinę bioinżynierią. Aborcja to podstawa, ale i manipulacja genetyczna oraz inne szaleństwa zawsze są na podorędziu. 

Wybór jest prosty. Z jednej strony normalność, z drugiej – jak pisze Gilder – „seksualne samobójstwo” (sexual suicide, s. 154). Jest to problemem wszystkich społeczeństw zachodnich, a w tym problemem instytucji, które do niedawna stanowiły o potędze Zachodu, a w tym i Kościoła katolickiego. A Kościół ma poważne problemy ze sprawami seksualnymi. Wynika to z liberalizacji Kościoła. Dlatego Papież św. Paweł VI, komentując temat Vaticanum II, miał powiedzieć, że „dym szatana spenetrował do ołtarzy św. Piotra”. 

Aby sprzeciwić się temu, katolicki konserwatysta Philip F. Lawler napisał „The Smoke of Satan: How Corrupt and Cowardly Bishops Betrayed Christ, His Church, and the Faithful… and What Can Be Done About It” (Charlotte, NC: TAN Books, 2018). Książka wyrosła z głębokiego poczucia zdrady. Po pierwsze, chodzi o księży pedofilów. Po drugie, o penetracje Kościoła przez tzw. mafię fijołkową, czyli wesołków. Po trzecie, o ukrywanie i wspieranie tej abominacji przez biskupów, a niektórzy z nich w patologii takiej sami uczestniczą. Po czwarte, ataki przez liberalną większość amerykańskiego episkopatu na katolików wiernych tradycji, przy jednoczesnym pobłażaniu katolewakom, którzy tęczową abominację marksizmu-lesbianizmu do Kościoła zaprosili i zachęcają do dalszych ekscesów i patologii.

Kościół amerykański właściwie nie ma przywództwa. Biskupi postanowili siedzieć cicho w imię fałszywie zrozumianej jedności. Ukrywali zbrodnie na dzieciach zamiast przepędzić lichwiarzy LGBT i ich liberalnych klakierów ze świątyni Pańskiej. Dla purpuratów najważniejszy był „kompromis” w imię „tolerancji.” Ale przecież „tolerancja” to nie aprobata patologii, a jedynie tymczasowa zgoda, niechętna na zjawiska sobie nie miłe, nawet grzeszne – również do pewnego stopnia, bo kiedyś przecież trzeba będzie powiedzieć „Non possumus!”. A dziś w USA „tolerancja” biskupów na patologie oznacza, że normalni, ortodoksyjni katolicy cierpią. 

Biskupi mają to w nosie. Strofują konserwatystów, a podlizują się katolewakom. Z pełną troski tolerancją pochylają się nad patologiami. I zachęcają ich szerzenie. Nie chodzi tutaj, aby nie pomagać owieczkom zagubionym. Ale tylko twardy głos pasterza zaprowadzi je gdzie trzeba. A nie „róbta co chceta”, co stało się dewizą Kościoła w USA. 

Nie ma właściwie nic twardo. Zamiast tego episkopat amerykański ulega „pokusie, aby iść na kompromis gdy kompromisu nie potrzeba” („the temptation to compromise when compromise is not necessary”, s. 93). Dlaczego? Aby media liberalne zabasowały „tolerancji”. Aby nie obrażać parafian, którzy mogą się obrazić na wyraziste słowa pasterzy z kazalnicy i nie rzucą na tacę, ale nawet opuszczą kongregację. To co, Kościół ma przestać głosić Słowo Boże w imię tolerancji?  Ależ przecież tak zrozumiana tolerancja to antyewangelizacja! 

Katolicy amerykańscy doświadczyli porażki, bowiem „mieli nadzieję, że należy przekonać rozum zanim przekona się serce” (hoping to change minds before changing hearts). Ale przecież klucz do wiary właśnie w sercu leży i on otwiera rozum. Ratio et fides. Są razem. Ponadto takie podejście oznacza, że episkopat amerykański po prostu zrezygnował z pracy misjonarskiej. Ale Jezus nie kazał nam stale siedzieć cicho i nastawiać ciągle drugiego policzka. Kazał jednoznaczne głosić słowo, abyśmy się miłowali. Nic tam nie było o seksie analnym. To dlaczego tak nas nienawidzą i z „dymem szatana” do Kościoła przenikają, aby nas niszczyć? Trzeba się bronić.  

Lawler podaje kilkanaście sposobów, jak temu wszystkiemu zaradzić, jak przynieść odrodzenie. A ja przetłumaczę jego rady krótko. Kościół to my, a nie szatan i jego psy! Nie jest nam straszno, o ile są z nami nasze kobiety. To one – i nasze dzieci – powodują, że chcemy wszystkiego bronić. 

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 14 września 2019
www.iwp.edu

Intel DC



#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe