[Tylko u nas] Prof. Marek J. Chodakiewicz: Rewolucyjne rzezie i pogromy
A w innym miejscu historyk dodawał: „Przede wszystkim musieli [bolszewicy] wyrwać z korzeniami to wszystko, co pozostało po starym systemie, carskim, jak również «burżuazyjnym» (demokratycznym): organy samorządu, partie polityczne i ich prasę, siły zbrojne, system sądownictwa, oraz instytucję własności prywatnej. Ta czysto destrukcyjna faza Rewolucji, wykonana zgodnie z nakazem Marksa z roku 1870, aby nie przejmować starego ładu, a tylko go «rozwalić», została sformalizowana za pomocą dekretów, ale została ona osiągnięta głównie przez spontaniczny anarchizm, który rozpętała rewolucja lutowa, a bolszewicy zrobili wszystko, aby rozpalić go jak najbardziej. Współcześni widzieli w tej niszczycielskiej robocie bezmyślny nihilizm, ale dla nowych władców to było oczyszczanie gruntu przed budową nowego politycznego i społecznego ładu”.
Przez rewolucję w Rosji rozumiemy zamęt, anarchię, rzezie oraz bolszewicki pucz w październiku 1917 r., jak również naturalnie rządy komunistów, które po tym nastąpiły, w tym czerwony terror. Rewolucja więc to nie jedno wydarzenie, a proces. Składał się z rozmaitych, czasami następujących po sobie, a innym razem jednoczesnych wydarzeń. Mogły mieć albo identyczne czy podobne przyczyny, a mogły wynikać też z rozmaitych, nawet niezwiązanych ze sobą źródeł. Wplotły się jednak w wielką, tragiczną, krwawą narrację rewolucyjnych rzezi i pogromów oraz konwulsji i destrukcji. Dotyczyło to również Kresów Wschodnich, szczególnie po upadku Państw Centralnych.
Od końca 1918 r. wojska niemieckie i austro-węgierskie ewakuowały się na zachód. Nakręciło to dodatkowo spiralę anarchii w Intermarium, gdzie powstała niebezpieczna próżnia. Im dalej na wschód, tym większy chaos i przemoc. Oddolny terror anarchii tlił się stale i wybuchał cyklicznie w większe lub mniejsze orgie rzezi i rabunku. Gdziekolwiek pokazali się bolszewicy, tam szła potężna fala czerwonego terroru od góry. Rozstrzeliwano bezlitośnie wszelkich przeciwników, wysyłano „wrogów klasowych”, nawet dzieci, do robót przymusowych. Wnet przymus pracy państwowej – czyli niewolniczej dla bolszewików – stał się powszechną rzeczywistością sowiecką. Linią polityczną napędzającą te ekscesy był tzw. komunizm wojenny. Była to tak naprawdę pierwsza, w końcu nieudana, próba zaprowadzenia komunistycznego raju na ziemi w Rosji. Jego podstawą była bezlitosna eksploatacja miast i wsi, a szczególnie konfiskata płodów rolnych od chłopów. Do tego doszła świadoma działalność inflacyjna rządu czerwonego. Rujnowała wszystkich. Pieniądze stały się bezwartościowe. Richard Pipes obliczył, że między 1 stycznia 1917 r. a 1 stycznia 1923 r. „ceny poszły w górę sto milionów razy”.
W rezultacie pojawił się powszechny głód. Reglamentowano żywność i wszystkie inne materiały. Ludzie bez oficjalnego zatrudnienia mieli wielki problem, aby przeżyć, nie dostawali bowiem kartek na jedzenie. Czerwoni zlikwidowali nie tylko wszelką własność prywatną, szczególnie zakłady i inne miejsca pracy, ale również wszelkie instytucje charytatywne. Naturalnie reakcją na prześladowania i próby eksterminacji konfiskatami jedzenia była kontrprzemoc. Ponieważ w miastach dochodziło do rozdawnictwa przez władze komunistyczne jedzenia i innych produktów „za darmo”, jak również zlikwidowano czynsze i inne opłaty, wybuch antybolszewickiej przemocy szczególnie dotyczył wsi. Opór wobec bolszewików wynikał tam również z tego, że przeciętny chłop „dostał” od czerwonych mniej niż pół hektara ziemi, a teraz grożono mu konfiskatą nawet tego skrawka. Brano zakładników i rozstrzeliwano. W zasadzie wiosną, latem i jesienią 1918 r. Armia Czerwona poszła na wojnę z chłopami imperium rosyjskiego.
Przemoc czerwona napędzała nie tylko stosunki społeczne, ale również działania polityczne. W obliczu śmierci głodowej wyłonił się konsensus kontrrewolucji. Naturalnie miał on rozmaite oblicza w rozmaitych zakątkach i niestety nie doszło nigdy do ogólnokrajowego zjednoczenia kontrrewolucyjnych postaw społecznych i politycznych. Mieliśmy więc do czynienia z wielką decentralizacją rozmaitych objawów antybolszewickiej kontrrewolucji.
Watażkowie rozmaitej proweniencji pojawili się w miastach i miasteczkach. Niektórzy kontrolowali całe połacie imperium, nawet całe dawne gubernie. Biali, czerwoni, czarni i zieloni walczyli między sobą bezpardonowo. Rosyjska scena polityczna stała się miejscem galimatiasu taktycznych przymierzy podyktowanych bieżącymi zagrożeniami raczej niż strategicznymi przemyśleniami. Czarni to anarchiści, zieloni to agrarni populiści, a biali oznaczali monarchistów. Aby bardziej zagmatwać obraz, wielu z rzekomych „białych” wcale nie było zwolennikami caryzmu, choćby liberałami-kadetami. Mogli oni być nawet po prostu niebolszewickimi czerwonymi – na przykład eserami. Stało się tak, ponieważ komuniści uznali wszystkich swoich przeciwników za „białych”. I komunistyczna propaganda utrwaliła taką nomenklaturę.
Oprócz rosyjskich rewolucjonistów i kontrrewolucjonistów rozmaite grupy etno-kulturowe stworzyły własne formacje zbrojne, choćby Kozacy czy Czeczeńcy. Pogłębiając powszechny chaos – i ci podzielili się na czerwonych i białych. Mimo wszystko jednak w powszechnym morzu rosyjskiej anarchii zdyscyplinowany oddział składający się z mniejszości etnicznej mógł odegrać rolę języczka u wagi, a nawet odwrócić układ sił. Tak sprawa się miała z Legionem Czechosłowackim, który wypełniał rozkazy Ententy na Syberii, czy ze strzelcami łotewskimi, którzy przeszli na stronę bolszewików i stali się trzonem CzeKa. Tym sposobem niesamowita liczba „armii ochotniczych” pokazała się na scenie. Wśród nich wyróżniał się niemiecki Freikorps i oddziały polskie, jak również Rosjanie monarchistyczni, albo po prostu niebolszewiccy. Obok nich przewijali się rozmaici byli jeńcy wojenni czy zdemobilizowani żołnierze, którzy starali się wrócić do domu, zdobyć sławę i fortunę oraz obalić czerwonych, bądź kogokolwiek dzierżącego władzę w okolicy. A często również chętnie wszystkich zrabować.
Każdy zabijał bez litości swoich przeciwników politycznych albo osoby, które były uznane za takowe. Walka klas nakładała się na walkę etnosów. Ziemianie i Żydzi zasłużyli na wątpliwe wyróżnienie bycia wrogami prawie wszystkich. Ziemianie stanowili wąską warstwę ludności, a ich eksterminacja była prawie całkowita. Żydzi to prawie dwa miliony istnień ludzkich w Międzymorzu. Procentowo zginęło więcej ziemian, ale w liczbach absolutnych społeczność żydowska poniosła najwięcej ofiar. W powszechnej orgii zabijania naturalnym wyjątkiem byli biali i Polacy. Z powodu zainteresowania przywróceniem prawa i porządku oraz uratowania starej elity ci właśnie kontrrewolucjoniści chronili ziemian (jak również warstwy średnie, w tym nieczerwoną inteligencję) oraz – do pewnego stopnia – Żydów. Mimo tego straszliwe pogromy, których żniwem było od 50 000 do 100 000 Żydów, charakteryzowały niemal wszystkie rewolucyjne i kontrrewolucyjne działania militarne. Paradoks ten wynikał również z faktu, że armie białe były tak małe, że im więcej terytorium podbijały, tym mniej były w stanie zabezpieczyć życie i zdrowie mieszkańców. A szczególnie biali z Armii Ochotniczej nie byli w stanie kontrolować swoich taktycznych sojuszników, w tym wielu formacji kozackich, których głównym motorem działań był rabunek.
Pogromy wynikały głównie z dynamiki rewolucji i kontrewolucji, a więc przede wszystkim załamania się prawa i porządku. Właściwie wszystkim walczącym stronom brakowało logistyki i zaopatrzenia. Jak chcieli przeżyć, to musieli zdobyć żywność, w tym i rekwirować czy wręcz rabować. Zabierali jedzenie, pieniądze i inne przedmioty każdemu. Jak wspomnieliśmy, najbardziej ucierpieli od nich ziemianie, których często mordowano. Ta warstwa zniknęła prawie całkowicie z prowincji Intermarium. Najczęściej jednak ofiarami takich oddziałów i band na wsi padali po prostu chłopi. W miastach i miasteczkach głównym celem byli Żydzi. Ponadto Żydzi byli ludnością miejską, stereotypowo uznaną za „bogatą”. Parali się kupiectwem i rzemiosłem, można było się spodziewać, że posiadają pożądane produkty i pieniądze. W to wszystko w różnym stopniu wtopiony był antysemityzm. Kluczowym czynnikiem jednak było to, że nie istniała właściwie żadna władza zdolna ludność cywilną, w tym Żydów, obronić. A nawet jeśli funkcjonowały jakieś agendy władzy, to były głównie wrogie, albo indyferentne, bądź też ograniczały się do werbalnych deklaracji, a w dużo mniejszym stopniu do faktycznych czynów pomocy ludności żydowskiej. Z drugiej strony nie istniała żadna władza, która organizowała, koordynowała i egzekwowała mordy na Żydach.
W świetle tego widzimy, że pogromy były całkowicie efemeryczne w stosunków do głównych celów politycznych stron walczących. Bolszewicy chcieli tyrani rewolucyjnej. Biali bili się za całą gamę ideałów: od imperialnej restauracji do demokracji parlamentarnej. Narody ujarzmione chciały wolności. A Żydzi usiłowali w tym wszystkim przeżyć, w pewnych miejscach i okresach dostosowując się do szalonego rozwoju wypadków. Niekiedy ich organizacje polityczne starały się zachować neutralność, a przy okazji funkcjonować w zgodzie z wyłaniającymi się ośrodkami władzy, szczególnie tymi, które szanowały ich prawa, a przede wszystkim takimi, które obiecywały żydowską autonomię, na przykład ukraiński rząd w Galicji Wschodniej. Ogólnie zorganizowana społeczność żydowska z centrowymi syjonistami na czele, którzy konkurowali z Żydami religijnymi, preferowała mniej rozwinięte kulturowo grupy etniczne, takie jak Ukraińcy czy Litwini. Nie mogła liczyć na żadne dramatyczne koncesje u kulturowo zaawansowanych Polaków. Tych się bała. Jak eufemistycznie stwierdza Alexander Prusin, w tym stale zmieniającym się kalejdoskopie dialektyki siły polska opcja niepodległościowa była ostatnią, jaka przypadła społeczności żydowskiej do gustu.
I funkcjonował jeszcze jeden, najważniejszy element: instynkt samozachowawczy. „W trakcie wojny domowej społeczność żydowska, znalazłszy się w środku konfliktu między czerwonymi a białymi, coraz częściej stawała po stronie reżimu komunistycznego. To jednak nie stało się dlatego, że preferowała czerwonych, a wynikało z instynktu samozachowawczego. Gdy armie białe weszły na Ukrainę latem 1919 r., Żydzi je witali, ponieważ ciężko ucierpieli pod rządami bolszewickimi – jeśli nie jako Żydzi, to jako «burżuje». Szybko się jednak rozczarowali polityką białych, którzy tolerowali pogromy i wykluczyli Żydów z administracji. Po tym, jak doświadczyło rządów białych, ukraińskie Żydostwo zwróciło się przeciw białym i oczekiwało ochrony ze strony Armii Czerwonej. W taki sposób napędziło się przeklęte koło: Żydów oskarżano o bycie probolszewickimi i ich prześladowano, co powodowało, że stawali się probolszewiccy, aby przeżyć: ta zmiana pozycji służyła, aby usprawiedliwiać dalsze prześladowania”. Mechanizm ten w łagodniejszej formie funkcjonował też na osi stosunków między Żydami a Polakami.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 17 stycznia 2020 r.
Intel z DC