[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Wielkie zmaganie. Pandemia pedofilii
![[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Wielkie zmaganie. Pandemia pedofilii](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/49797.jpg)
I żeby nie było wątpliwości nie mówię tylko o Kościele, ale także o samorządach, systemat oświatowych, a być może niekiedy także całych państwach. Senat Berlina, a także inne niemieckie samorządy, które zaakceptowały tzw. „eksperyment Kentlera” będą z takich instytucji, bo nie da się usprawiedliwić, ani wyjaśnić tego, co się w jego trakcie wydarzyło. Eksperyment ten oznaczał bowiem świadome przekazywanie bezdomnych dzieci, czasem zatrzymanych na przestępstwie, do opiekunów zastępczych ze skłonnościami pedofilskimi. Według autora pomysłu (nieżyjącego od dwunastu lat) seksuologa Helmuta Kentlera rozwiązanie to miało mieć same zalety. Dzieci nie mieszkały już na ulicy, nie trafiały do domów dziecka, a pedofile nie szukali nowych ofiar, ponieważ tolerowano fakt, że mogli znęcać się nad wychowankami w obrębie własnych domów. Efekt? Do skandalicznego pomysłu udało się przekonać i Senat Berlina i Urząd ds. Dzieci i Młodzieży (Jugendamt), który przekazywał - aż do 2003 roku – dzieci do rodzin zastępczych osób skazanych za przestępstwa pedofilskie. Dorosłe już ofiary domagają się - i słusznie - odszkodowań. A te powinny być naprawdę solidne i wypłacane solidarnie przez urzędy, które „eksperyment” przeprowadzały i uczelnie, które firmowały uczonego, który go zaproponował.
Sprawa ta, o czym też warto wspomnieć, prowadzi nas do kilku zasadniczych wniosków. Po pierwsze nie ma i nie może być zgody na prowadzenie eksperymentów na dzieciach i osobach, które nie mogą wydać na to zgody. Ideologiczne konstrukty, nawet jeśli podpierają się nauką, nie usprawiedliwiają takich czynności. Po drugie nauka nie może stanowić usprawiedliwia dla łamania norm społecznych i moralnych (a pedofilia była i wtedy i obecnie zakazana), i nie może stanowić źródła norm moralnych. Społeczne i historyczne zakorzenienie nauki sprawia, że jest ona podatna na wpływy „mód intelektualnych”, i to w stopniu większym niż społeczna moralność zakorzeniona w przedracjonalnych często tabu czy systemach religijnych. Po trzecie biurokracja, polityka i nauka potrzebują religijnych i cywilizacyjnych elementów kontrolnych zakorzenionych w innych źródłach racjonalności czy wspólnotowości niż kryteria nauk (szczególnie społecznych).
Te skandaliczne wydarzenia, tak jak wcześniejsza obrona Romana Polańskiego uświadamia niezwykle mocno, że z pedofilią czy wykorzystaniem seksualnym nieletnich problem ma nie tylko Kościół, ale także całe społeczeństwo. Ale w niczym nie zdejmuje to odpowiedzialności z samego Kościoła. On także musi, nie oglądając się na innych i nie porównując z innymi w pełni rozliczyć się tym, co działo się (a niestety niekiedy nadal dzieje) wewnątrz tej instytucji. Karę ponieść muszą nie tylko kapłani, którzy dopuścili się przestępstw, ale także ci, którzy przez lata ich chronili i tolerowali ich przestępstwa (niezależnie od intencji). Hierarchia w Polsce nie jest jednak w stanie samodzielnie dokonać takiego rozlicznie. Muszą jej w tym pomóc (a to niestety oznacza wymusić) świeccy. W jaki sposób? Po pierwsze wracając do tego tematu, domagając się wyjaśnień, protestując i wspierając ofiary. Po drugie poprzez zgłaszanie spraw do władz świeckich i naciskanie na nie, by także one zajmowały się sprawami. I po trzecie poprzez modlitwę. Wierzę, że gdybyśmy jako świeccy zjednoczyli się w tysiącach róż różańcowych, kół modlitewnych w modlitwie za ofiary, ale także o nawrócenie (w tej konkretnej sprawie) Episkopatu, gdyby taka modlitwa była zanoszona codziennie, to… zmiana przyszłaby o wiele szybciej, niż to się wydaje. Do takiego modlitewnego porywu konieczna jest jednak świadomość głębi problemu, a tej wciąż - jak się zdaje - w nas polskich katolikach nie ma.
Tomasz Terlikowski