[Tylko u nas] Kuczyński: Rosja kibicuje aborcjonistom. "Strajk Kobiet" w kremlowskiej propagandzie
Polska od dawna jest jednym z głównych celów działań dezinformacyjnych Rosji w UE i NATO. Jako że próby nastawienia polskiej opinii publicznej przeciwko Amerykanom czy Ukraińcom niewiele dają, rosyjscy specjaliści skupili się na destabilizowaniu sytuacji wewnętrznej w naszym kraju. Takie wydarzenia, jak ostatnia fala ulicznych demonstracji zwolenników liberalizacji aborcji, są idealną pożywką dla szerzenia dezinformacji. Zresztą robią to nie tylko rosyjskojęzyczne media czy polskojęzyczne mutacje kremlowskiej propagandy, ale też politycy i osoby określane jako eksperci. Zadziwia, biorąc pod uwagę deklarowany publicznie brak zainteresowania „jakąś tam Polską” przez oficjeli rosyjskich, stopień zainteresowania rosyjskich „dziennikarzy” (cudzysłów nie jest bynajmniej pomyłką) niedawną falą ulicznych manifestacji w Polsce zwolenników liberalizacji prawa dotyczącego aborcji. Temat ten pojawił się nie tylko w niszowych portalach, kanałach Telegramu i innych mediach społecznościowych, ale też głównych portalach i agencjach informacyjnych.
Uliczne manifestacje zwolenników liberalizacji prawa aborcyjnego rosyjski aparat propagandowy wykorzystał do przedstawienia Polski jako państwa niemal upadłego, stojącego na krawędzi wojny domowej. Idealnie w narrację rosyjską wpisała się grupa generałów (w stanie spoczynku) wojska i innych służb mundurowych swoim „listem generałów”. Treść nieważna, nieważne, że sygnatariusze są już poza służbą, grunt, że rosyjski portal informacyjny Regnum.ru mógł opublikować „analizę” pod wiele mówiącym tytułem „W Polsce zapachniało wojskowym przewrotem”. W relacjonowaniu i interpretowaniu wydarzeń w Polsce po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego można zaobserwować kilka głównych tez forsowanych przez rosyjski aparat dezinformacji. Każda z nich jest kierowana do innej grupy odbiorców.
Spójrzmy więc na przekaz „konserwatywny”. Oto rosyjskie media rozdzierają szaty nad obyczajową rewolucją, wymierzoną w polski Kościół i katolików, inspirowaną przez „zgniły” Zachód. W dezinformacyjną kampanię Rosja włączyła rzecz jasna takich „ekspertów”, jak choćby Mateusz Piskorski, który na łamach portalu BaltNews pisał, że „protestami w Polsce sterują zagraniczni politycy”, popularyzując narrację o Strajku Kobiet jako inicjatywie zagranicy, by podkreślać, że państwo polskie jest rozgrywane bezkarnie przez czynniki zewnętrzne. Zresztą Piskorski z podobnymi tezami pojawił się też w rosyjskiej telewizji. Jest też drugi przekaz: Polska stoi na skraju „kolorowej rewolucji”. Można to połączyć z punktem pierwszym, ale najważniejsze jest tu twierdzenie o oddolnej rewolucji będącej karą dla polskich władz za rzekome wspieranie wystąpień przeciwko reżimowi Łukaszenki. Najlepiej ujmuje to samym tytułem jedna z głównych rosyjskich agencji informacyjnych RIA Nowosti: „Białoruski scenariusz” dla Polski: efekt bumeranga. Zresztą sam Alaksandr Łukaszenka uliczne protesty w Polsce skomentował tak: - Chcieli zorganizować rewolucję tutaj, nawet nie rewolucję, ale rebelię, a teraz mają ją u siebie. Łukaszenka mówił, że to nie „szumowiny” protestują, ale kobiety, a wcześniej rolnicy itp. Jednak co innego jest w jego wypowiedzi interesujące. Oto Łukaszenka próbuje podważyć mandat wyborczy prezydenta Andrzeja Dudy, mówiąc: „Kobiety powstały i zaczęły protestować nie tylko przeciwko zakazowi aborcji. To była iskra zapalna. Duda wygrał sfałszowane wybory. Nie miał nawet 1 punktu procentowego przewagi. Wybory były sfałszowane. To od tego się zaczęło. Chcieli odwrócić uwagę zwracając ją na nas. Ale Polacy nie są głupi i zaczęły się protesty”. Jest też teza nr 3. Wybuch protestów ma być sprowokowany przez rząd polski, aby odwrócić uwagę społeczeństwa od poważniejszych problemów. W tej narracji, tym poważniejszym problemem jest bunt wiejskiego elektoratu PiS przeciwko „piątce dla zwierząt”. Warto w tym punkcie przypomnieć, że przodująca w protestach „rolników” organizacji Agrounia nie kryje swych prorosyjskich sympatii (wystarczy poczytać wywiady z jej liderem Michałem Kołodziejczakiem).
Rosja tak naprawdę popiera w mediach demonstracje polskich zwolenników jak najbardziej liberalnego prawa dotyczącego zabijania nienarodzonych, a zarazem kreuje się na obrońcę konserwatywnych wartości i chrześcijaństwa. Krytykując laicyzację Europy zachodniej, czy – pod publiczkę - broniąc chrześcijan w Syrii, czy ostatnio w Karabachu. Także wśród Polaków identyfikujących się z wartościami konserwatywnymi i katolickimi nie brakuje takich, którzy wychwalają „obrońcę tradycyjnych wartości” Putina. Tymczasem Rosja nie tylko na płaszczyźnie informacyjnej kibicuje proaborcyjnym manifestacjom w Polsce, ale jest też przecież państwem z jednym z najbardziej liberalnych praw dopuszczających aborcję na świecie. Tradycje są długie, wszak to dziś mija sto lat od uchwalenia w bolszewickiej Rosji prawa pozwalającego na masowe zabijanie nienarodzonych. Jak silna jest ta bolszewicka tradycja, niech świadczy fakt, że choć Putin od lat kreuje się na konserwatystę i obrońcę chrześcijaństwa, choć w Rosji mamy sojusz tronu z ołtarzem, to jednak Kreml puszcza mimo uszu apele zaprzyjaźnionej z władzą prawosławnej hierarchii, by jednak ograniczyć prawo do aborcji. Nie ma chyba lepszego obszaru, jak właśnie stosunek państwa do kwestii życia, który by obnażał czekistowskie, szatańskie oblicze reżimu czekistów panującego w Rosji. Warto mieć to w pamięci, gdy czyta się rosyjskie artykuły o „Polkach walczących o wolność”.