[Nasz Wywiad] Tak Caritas Polska pomaga w Syrii, w Libanie, Strefie Gazy, Kurdystanie... - "Zaczęliśmy w Aleppo"
![Strefa Gazy [Nasz Wywiad] Tak Caritas Polska pomaga w Syrii, w Libanie, Strefie Gazy, Kurdystanie... -](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/75263/1638057499ff47cc6c114801020c1a40.jpg)
Michał Bruszewski: Szacuje się, że konflikt syryjski pochłonął ponad 500 tys. ofiar. Jak obecnie wygląda program „Rodzina Rodzinie”, który realizujecie w Syrii?
Katarzyna Matej: Rokiem inaugurującym program „Rodzina Rodzinie” był rok 2016. Zaczęliśmy w Aleppo i na tym mieście – jeżeli chodzi o pracę w samej Syrii – się obecnie skupiamy. Wspieramy tam ponad 6 tysięcy rodzin, które otrzymują regularną, comiesięczną pomoc finansową. W większości są to chrześcijańskie rodziny. Program jest w całości realizowany z pieniędzy przekazanych przez darczyńców – gdyby nie ich hojność i solidarność, nie byłoby tej inicjatywy. Jesteśmy za nią ogromnie wdzięczni i cieszymy się, że udaje nam się poszerzać działalność. W roku 2021 objęliśmy pomocą Liban, a rok wcześniej Stefę Gazy. Już na miejscu w Syrii, program jest prowadzony przez naszego lokalnego partnera, którym jest syryjskie Hope Center. Prowadzą kluczowe działania logistyczne takie jak np. wybór beneficjentów – będąc na miejscu, wiedzą kto jest najbardziej potrzebujący, organizują logistykę dystrybucji środków i raportują do Caritas Polska z przebiegu prac w projekcie. Hope Center ma też ciekawą historię. Założyła ją dwójka Syryjczyków, kolegów ze szkolnej ławki, którzy nie chcieli opuszczać Syrii. Mieli poczucie misji by pomagać syryjskim chrześcijanom, by zostali w Syrii, nie emigrowali. 6,5 mln Syryjczyków wyjechało z kraju, w obawie przed przemocą, z uwagi na trwającą wojnę. Sytuacja wciąż nie jest stabilna, że ludzie w dalszym ciągu chcą wyjeżdżać, więc ich misja jest bardzo ważna. Oni dali szansę innym by mogli zostać, by odzyskali namiastkę normalności i godności w swojej ojczyźnie. Pamiętajmy, że w kraju zniszczonym przez wojnę takie przedsięwzięcie to wciąż nie lada wyzwanie dla organizacji.
Jaką pomoc otrzymują?
To jest wsparcie gotówkowe, które rodziny mogą przeznaczać na dowolny cel. Wiemy bezpośrednio od beneficjentów, że są to np. rachunki związane z elektrycznością. Dostęp do prądu jest nieregularny i bardzo kosztowny. Dodatkowo, często pochodzi nie z sieci publicznej, a z prywatnych generatorów, których właściciele podwyższają opłaty w sposób regularny, choć niekontrolowany. Wśród innych potrzeb, beneficjenci „Rodzina Rodzinie” wymieniają opłaty za czynsz, zakup żywności czy ubrań dla dzieci. W programie wspieramy też osoby starsze, które za przekazane środki kupują niezbędne leki. Bez tego wsparcia, nie byłoby ich na to stać, a groźba poważnych problemów zdrowotnych znacznie bardziej realna. Całość pomocy w ramach programu „Rodzina Rodzinie” istnieje dzięki wsparciu od ponad 20 tys. darczyńców z Polski.
Jak żyje się obecnie w Aleppo?
Byliśmy z wizytą w Syrii jako delegacja Caritas Polska, by spotkać się z partnerską organizacją i zobaczyć jakie są potrzeby ludzi na miejscu, porozmawiać o tym jak jest. Obecnie jest takie poczucie, że choć nie ma już regularnej wymiany ognia i nie ma frontu za oknem, to wcale nie jest lepiej. Rodziny z którymi rozmawialiśmy zostały w Aleppo w czasie najcięższych walk i wspominają, że paradoksalnie wtedy do mieszkańców docierała pomoc. Teraz tej pomocy jest mniej. Świat pamiętał o wojnie, wyciągał rękę z pomocą, bardziej niż teraz. Wciąż podstawowe zasoby jak żywność – a mówimy o prostym posiłku takim jak chleb - nie zawsze są dostępne dla wszystkich. Gospodarka jeszcze się nie odbudowała, ludzie nie mają pracy, nawet jak coś jest dostępne w sklepie, ludzie nie mają pieniędzy by to kupić. Mieszkańcy Aleppo mówili nam, że czasami jedzą tylko jeden posiłek dziennie, bo tylko na to ich stać. Dostawy prądu są tak nieregularne, że niewielkie przedsiębiorstwo nie może wrócić do normalnej pracy. Nasz beneficjent, który był przed wojną mechanikiem, wrócił do dawnego budynku by otworzyć ponownie warsztat. Budynek w połowie jest zburzony. Nie może pracować w takim wymiarze w jakim by chciał bo nie ma prądu. Trudno o plany na przyszłość, gdy sytuacja jest tak nieprzewidywalna. W Syrii jest to niemożliwe. Minie wiele lat zanim ten kraj stanie na nogi, nie uda się tego zrobić bez wsparcia organizacji zewnętrznych.
Liban nazywany kiedyś „Szwajcarią Bliskiego Wschodu” słynął z gospodarczego rozwoju i eksportu biznesu. Tymczasem obecnie potrzebuje pomocy. Jak pomagacie w Libanie?
Będąc na miejscu ma się poczucie tonącego statku. Gdy byłam na lotnisku w Bejrucie widziałam ogromne kolejki całych rodzin, które z tego kraju po prostu uciekały. Widać było po liczbie walizek, że wyjeżdżają stamtąd na zawsze. Dramatyzm poczuliśmy także wtedy, gdy dwa razy w czasie oczekiwania na odlot, bejruckie lotnisko po prostu całe zgasło i pogrążyliśmy się w ciemnościach. Liban gaśnie. Niestety. Libańczycy kochają życie, Bejrut słynął z otwartości, z dynamizmu, ulice żyły. Tego już nie ma. Okna i ulice są ciemne. Jeżeli ktoś ma możliwość to ucieka z Bejrutu na prowincję, do rodziny, gdzie życie jest trochę łatwiejsze. Klasa średnia zniknęła, ludność bardzo zubożała. Poprzez „Rodzina Rodzinie” we współpracy z Caritas Liban, wspieramy 134 rodziny w tym kraju. Są to w większości chrześcijańskie rodziny, a kryterium wsparcia jest m.in. poziom dochodów rodziny. Nasze środki trafiają do najbiedniejszych rodzin, z małymi dziećmi czy osobami starszymi na utrzymaniu. Skupiamy się na rodzinach, w których są osoby np. bez pracy, albo groziła im eksmisja, czy też opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi.
W maju cały świat z przerażeniem obserwował eskalację konfliktu w Strefie Gazy. Wy jesteście na miejscu. Jak wygląda sytuacja tej izolowanej enklawy?
Pomagamy w Strefie Gazy w oparciu o partnerstwo z Caritas Jerozolima. Niewielka liczba organizacji ma tam możliwość działania. Cała pomoc jest możliwa właśnie w ramach współpracy w dużej sieci organizacji partnerskich Caritas. To jest nasza ogromna siła w realizacji dużych projektów - nie trzeba zakładać osobnej misji i budować struktury od zera. A powodem rozpoczęcia wsparcia jest konieczność niesienia pomocy humanitarnej na miejscu. Myśląc o tym, gdzie dalej rozwijać pomoc, doszliśmy do wniosku, że powinna to być Strefa Gazy. Trwa tam proces mozolnej odbudowy, powrotu do namiastki normalności, tam nie da się zwyczajnie żyć, na zamkniętym obszarze, gdzie co dwa, trzy lata, wraca wojna. Na Strefę Gazy nałożono blokadę ze względu na działalność Hamasu, co miało rzekomo skutkować osłabieniem tej organizacji. Do niczego takiego nie doszło, a blokada jest widziana jako zbiorowa kara nałożona na zwykłych ludzi. Blokada została i uniemożliwia wielu organizacjom pomoc humanitarną. W Strefie Gazy realizujemy także projekt wsparcia żywnościowego i pomocy w przygotowaniu się do zimy, we współpracy z polskim MSZ. Pomagamy tam stu rodzinom: chrześcijańskim i muzułmańskim.
Rozwinęliście w tym roku pomoc o iracki Kurdystan. Czy sytuacja tam się poprawiła po latach brutalnej ekspansji ISIS?
Sytuacja w Iraku, choć spokojniejsza niż w poprzednich lata, wciąż daleka jest od normalności. Stąd też decyzja o rozszerzeniu pomocy o ten region. Tam wspiera nas partner – Orla Straż oraz lokalna organizacja Gilgamesz. Wspieramy tam rodziny chrześcijańskie i jazydzkie. Te rodziny dużo przeszły w związku z atakami tzw. Państwa Islamskiego. Często są to wdowy, których mężowie zginęli z rąk ISIS. Wojna się skończyła, ale ofiary zostały. Pomagamy w takiej samej formie co w innych krajach, głównie w chrześcijańskiej miejscowości na północ od Mosulu – Teleskuf.