[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Rosyjski blitzkrieg czy drugie Monachium?
![czołg T-90 [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Rosyjski blitzkrieg czy drugie Monachium?](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/75750/1638909336a4bb8ff04158340e71c2b3.jpg)
Po pierwsze, całe obecne zamieszanie wokół koncentracji wojsk rosyjskich musi przypominać wydarzenia z wiosny tego roku. Wtedy groźba rzekomej inwazji na Ukrainę szybko skłoniła Bidena do umówienia się na spotkanie z Putinem w Genewie, w czerwcu tego roku. Dlatego pierwsze doniesienia na ten temat tej jesieni musiały wzbudzić podobne spekulacje. Sęk w tym, że początkowo alarmowały o tym tylko liberalno-lewicowe media zachodnie. Pierwsze „sensacyjne” doniesienia pojawiły się w „Washington Post” i „Politico”. Ale przez kolejne dwa tygodnie strona ukraińska zupełnie to ignorowała. Z ośrodka prezydenckiego i wywiadu wojskowego dochodziły informacje, że nie ma się czym przejmować, że rzekome objawy koncentracji sił rosyjskich nad granicą to w rzeczywistości element operacji powrotu sił wojskowych po ćwiczeniach Zapad-2021. Co ciekawe, tak samo pisał – kojarzony z amerykańskim wywiadem – think-tank Jamestown Foundation. Ale po dwóch tygodniach w wojenne tony uderzył też Kijów. Skąd ta zmiana narracji? Może spotkania z przedstawicielami administracji USA? A jeśli tak, to dlaczego Amerykanie mieliby wpływać na Ukraińców, aby zaczęli „poważnie” traktować groźbę wojny
Przekonamy się o tym już niedługo, gdy poznamy efekty spotkania Biden-Putin. Bo Kreml znów skutecznie zagrał wojenną kartą, by skłonić gospodarza Białego Domu do rozmowy – tak jak wiosną tego roku. I to już na pewno Putinowi można zaliczyć jako punkt: sam fakt zmuszenia Bidena do rozmowy. W całej tej grze na najgorszej pozycji stoi oczywiście Ukraina. Bo w „pokazusze” wymyślonej i realizowanej przez Moskwę i Waszyngton wzięli też udział inni gracze. Nie tylko Francuzi, którzy w dniu szczytu Biden-Putin w opiniotwórczych dziennikach straszyli wojną na wschodzie. Przede wszystkim Niemcy.
Warto szczególnie pochylić się nad głośną publikacją „Bilda”. Ten niemiecki tabloid (wiadomo, chodzi o wywarcie wpływu na opinię publiczną) napisał ostatniej soboty, że zna szczegółowe plany rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Pal licho bzdury o rzekomym scenariuszu zajęcia „około dwóch trzecich terytorium Ukrainy” przez rosyjskie wojska. Ciekawsze jest zdanie takie oto: „NATO musiałoby również ‘zagwarantować’, że Ukraina nigdy nie stanie się członkiem Sojuszu. I musi wycofać broń, która rzekomo jest na Ukrainie, by zapobiec wojnie w tym regionie”. To wpisuje się w narrację rosyjską – bo Kreml zaczął mówić o „czerwonej linii”, jaką jest obecność natowskich sił czy uzbrojenia na Ukrainie. Niemiecki tabloid wpisuje się w szeroko zakrojona kampanię dezinformacyjną odnośnie możliwych wydarzeń na Ukrainie. Putin nie pójdzie na otwartą wojnę z Ukrainą, to chyba jest raczej jasne. Więc skąd ta histeria wojenna w zachodnich mediach? Chodzi o straszenie wojną, żeby Kijów poszedł na ustępstwa wobec Moskwy. I w tej narracji Biden idzie ręka w rękę z Putinem. Wspierające go lewicowe media zachodnie nawet nie specjalnie się z tym kryją. Jak bowiem poważnie traktować twierdzenie „Bilda”, że plany inwazji Rosji na Ukrainę „amerykańska agencja wywiadu zagranicznego CIA przechwyciła z rosyjskich komunikatów wojskowych”? Trzeba charakteryzować się ogromną dozą naiwności, żeby wierzyć w takie źródło. Jeśli bowiem Putin chciał poważnie postraszyć Zachód wojną, to znalazł sposób poprzez takie dezinformacje.
Ale jest w publikacji „Bilda” jeszcze jeden ważny element. Wpisujący się w narrację Bidena i Berlina. „Wojskowi nie widzą nadziei na obronę Ukrainy: - zauważa gazeta. „Ukraińcy walczyliby, ale nie byliby w stanie wytrzymać poważnego ataku Rosjan” - zauważa anonimowy rozmówca „Bilda”. Mówiąc krótko: nie ma szans na obronę Ukrainy, gdyby doszło do ataku Rosji. Wniosek? Lepiej zrobić „drugie Monachium”. Im głośniej wszyscy mówią, że Kijów nie ma szans w zderzeniu z rosyjską machiną wojenną, tym łatwiej później usprawiedliwić ustępstwa Bidena wobec Putina.