[Tylko u nas] Marcin Bąk: Autodestrukcyjna natura lewackiej utopii. "Bratobójcze" walki warszawskich skłotów
![[Tylko u nas] Marcin Bąk: Autodestrukcyjna natura lewackiej utopii.](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/75914/16392468454b224cb7b71921e8e66b4e.jpg)
Tydzień otwarty został przez kolejną odsłonę walk bratobójczych między (i wewnątrz) warszawskimi skłotami. Dla niezorientowanych czytelników kilka słów wyjaśnienia, czym są owe skłoty. W zamierzchłych czasach PRL istniały takie pojęcia jak dzicy lokatorzy i pustostany. Połączenie tych dwóch pojęć daje nam mniej więcej to o co chodzi w skłocie – spolszczonej wersji angielskiego squat. W przeznaczonej do rozbiórki, opuszczonej lub porzuconej nieruchomości zaczynają gospodarzyć ludzie, którzy nie mają do tego żadnych tytułów prawnych. Często mieszkańcy skłotów dokonują we własnym zakresie remontów i prac adaptacyjnych, umożliwiających zamieszkanie w jakim takim ładzie. Nie to jest jednak najważniejsze. Od lat sześćdziesiątych XX wieku ze zjawiskiem zajmowania skłotów bardzo silnie związały się ruchy określane mianem Nowej Lewicy. Przede wszystkim anarchiści ale także różne odmiany marksistów, maoistów, alterglobalistów jednym słowem – przedstawiciele tak zwanego społeczeństwa alternatywnego. Skłoty istnieją we wszystkich wielkich miastach zachodniej Europy, niekiedy grupują się w całe dzielnice, jak w latach 90 berliński Kreuzburg, który stał się prawdziwym centrum lewicowo – anarchistycznego życia. Z zachodniej Europy pewna stylistyka życia w skłocie dotarła też do Polski.
Jak wygląda życie w skłocie? Zależy, od kogo chcemy uzyskać odpowiedź na to pytanie. Oficjalnie skłotersi podają, że tworzą dobrowolne komuny (kolektywy), podejmujące wspólnie decyzje dotyczące najważniejszych spraw związanych z zamieszkaniem budynku. Problemy i konflikty rozwiązywane są w drodze mediacji i wspólnej dyskusji, która ma wypracować konsens, akceptowalny dla wszystkich. Wchodząc w skład społeczności skłotu przyjmujesz dobrowolnie jej zasady. Przestrzegasz prywatności innych, nie stosujesz przemocy, nie bierzesz bez pytania czyiś rzeczy, nie zażywasz narkotyków…
Skłot nie jest tylko miejscem, w którym się mieszka, to także pole albo jak lubią nazywać aktywiści, przestrzeń działalności rękodzielniczej, artystycznej i edukacyjnej. Działają tu teatry alternatywne, biblioteki i punkty bezgotówkowej wymiany potrzebnych przedmiotów.
Tyle wersja oficjalna. Z relacji ludzi, którzy spędzili jakiś czas w któryś ze skłotów wyłania się nieco mniej idylliczny obraz. Anarchiczno – lewicowa atmosfera sprzyja łamaniu zasad obowiązujących w „opresyjnym społeczeństwie”. W praktyce oznacza to nieopisany bałagan, by nie powiedzieć – brud. W końcu jak zmusić wolnego człowieka, żeby po sobie posprzątał, jeśli tego nie chce? Nie są jasne źródła utrzymania wielu mieszkańców tych obiektów choć można podejrzewać, że jakaś część ma związek z zażywaniem i dystrybucją różnych substancji chemicznych, które mimo deklaratywnych zakazów, stanowią jednak istotę życia wielu skłotersów. By nie powiedzieć – całe ich życie. Skłot rzecz jasna nie uiszcza opłat do kasy miejskiej, żadnych podatków a jeśli istnieje prywatny właściciel nieruchomości, to praktycznie nie ma on szansy na ściągnięcie jakichkolwiek opłat od swoich niechcianych lokatorów. O ich eksmisji nie wspominając. Dlaczego zatem władze miejskie tolerują istnienie skłotów a nawet na różne sposoby wspierają te struktury? Cóż, większość miast nowoczesnego świata jest mocno lewicowa, władze miejskie mają do anarcho – komunistycznych wspólnot dużą słabość. Chyba że do gry wchodzi na prawdę silny deweloper, który ma chrapkę na inwestycję w miejscu zajmowanym przez skłot.
Warszawa ma również swój ruch skłoterski. Kilka dni temu doszło do kolejnej już wymiany myśli oraz cegieł, pomiędzy przedstawicielami alternatywnego społeczeństwa. Chodzi o mieszkańców dwóch najsłynniejszych tego typu obiektów w stolicy, Syrena i Przychodnia. Sprawa została dość obficie opisana w mediach społecznościowych, do dyskusji czy raczej kłótni, włączyli się przedstawiciele środowiska z innych miast. Ciekawe, bo wśród zarzutów formułowanych przez jedna stronę konfliktu znalazły się oskarżenia o transfobię, homofobię, maczyzm i nienawiść do kobiet oraz osób trans. Ciekawe, bo te zarzuty kierowane są na ogół pod adresem tradycyjnego społeczeństwa. Jak mawiał towarzysz Stalin, wraz z postępującą budową socjalizmu, walka klasowa zaostrza się.
Jakie wnioski możemy wyciągnąć z całej tej, jak to mówią lewicowcy, imby? Raczej negatywne. Różnego rodzaju lewicowe utopie obiecują stworzenie społeczeństwa powszechnie dostępnej szczęśliwości, byle tylko zniszczyć źródło opresji – patriarchalną kulturę. W tym rozumowaniu tkwi bardzo poważny błąd antropologiczny, nie bierze się zupełnie pod uwagę ludzkich namiętności, chęci posiadania, zazdrości, żądzy władzy i innych czynników. W rezultacie skłoty, komuny, falanstery stają się miejscami gdzie choć w miniaturze, dochodzi do wszystkich walk, jakie miały już miejsce w przeszłości. Na razie to są tylko przepychanki ale wszystko zdaje się dopiero przed nami. Ludzie zamieszkujący skłoty, choć noszą dziwne ubrania, kolczyki w nosie i kolorowe włosy, to ulepieni są z takiej samej gliny jak my. Mieszkają tylko w większym brudzie…