Generał o stosunku do armii za czasów Tuska: „Zlikwidować, do niczego nam to niepotrzebne”

Generał brygady Jarosław Kraszewski, były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Rządu, zrecenzował działania rządu PO-PSL w kwestii zarządzania Wojskiem Polskim.
Niedawno wojskowy rozmawiał z Piotrem Zychowiczem z tygodnika „Do Rzeczy”. Ujawnił, jak wyglądało marnowanie potencjału polskiej armii w czasach rządów Donalda Tuska.
Armia jest niepotrzebna, bo generuje koszty?
Tłumaczył, że za rozbudowę bądź zmniejszenie armii nie odpowiadają w Polsce wojskowi, tylko władze cywilne.
– To są wszystko decyzje polityczne. 10–11 lat temu podjęto takie decyzje, żeby zmniejszać
– wyjaśnia generał.
– Byłem wtedy dowódcą brygady artylerii w Bolesławcu. Dostałem za zadanie przeformować brygadę artylerii na pułk artylerii
– wspomina wojskowy.
Podkreślił, że w okresie rządów Tuska nikt nie przypuszczał, że na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej może mieć miejsce jakikolwiek konflikt zbrodni i dlatego armia była przez władze cywilne zaniedbywana.
– Wtedy podejmowano po kolei: wszystko co ciężkie, drogie, nie nadaje się do takich misji, jak np. w Iraku trzeba likwidować. Bo niepotrzebne, to generuje koszty. Przecież my zeszliśmy z przeszło 400 tys. do 100 tys. z liczebnością Sił Zbrojnych
– tłumaczy Jarosław Kraszewski.
„Tylko my potrafimy coś takiego wymyślić”
Według generała wówczas jednostki likwidowano i „wprowadzano programy, które absolutnie nie podnosiły zdolności bojowej jednostki”.
– Decydenci podejmowali takie decyzje: zlikwidować, do niczego nam to niepotrzebne; zmniejszyć struktury organizacyjne, bo brygady artylerii są nam do niczego niepotrzebne
– mówi emerytowany wojskowy.
– Stworzono pułki artylerii, które są większe od ówczesnych brygad artylerii. Tylko my potrafimy coś takiego wymyślić
– podsumowuje.
CZYTAJ TEŻ: „Bardzo duży błąd”. Polski MSZ o oświadczeniu niemieckiego rządu
CZYTAJ TEŻ: „Mam nadzieję, że KE wywiąże się z umowy”. Minister Waldemar Buda o porozumieniu ws. KPO