Liban w cieniu krzyża

Liban w cieniu krzyża

Pniemy się samochodem w górę, metr po metrze, powoli, w małej kolumnie. Obok nas przepaść. Nieswojo. Pod górę jeszcze jako tako, ale przecież mamy tędy wracać...

Mam cały czas świadomość, że jestem gościem na ziemi, na której chrześcijanie mieszkają od tysiąca kilkuset lat. I tutaj wiara traktowana jest bardzo serio. Tu nasi bracia w wierze nie znają pojęcia „wierzący – niepraktykujący”. Albo-albo.

 

Zderzenie wyborczych kultur

 

Slalom między domkami, ale nie jak ten narciarski w dół - ten jest w górę i to krętą drogą. Wreszcie gdzieś, hen, wysoko, lokal wyborczy. Szkoła podstawowa. Oczywiście krzyże na ścianach klas i krzyżyki na szyjach "mężów zaufania"- głównie zresztą kobiet. Nagle awaria elektryczności. Miejscowi przyjmują to tak, jakby na chwilę spadł przelotny deszcz. W komisji wszyscy przedstawiciele partii politycznych mówią po francusku, wielu komunikuje się po angielsku. Nic dziwnego: nad szkolną tablicą liczby od 1 do 10 po francusku, a na niej lekcja francuskiego dla najmłodszych dzieci: krowa – mleko  - ser- masło. Też daję radę...

Kabina wyborcza jest raczej kabinką albo czymś na jej kształt. Za to ma napisy w dwóch językach: po arabsku i angielsku ("Lebanon Elections"), flagę i godło razy dwa. Mam prawo przeglądać listy wyborcze i to czynię. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego przy jednych kandydatach są białe pola, a przy innych ciemne? Okazuje się, że jedni, „biali” są z tego okręgu - i na nich można głosować - a drudzy, „ciemni” z innego i na nich oddać głosu nie wolno. Skomplikowane. Po co w takim razie na jednej liście są jedni i drudzy ? Polsce jest to jednak prostsze.

    Słyszę, że chrześcijanie wolą francuski, a muzułmanie - angielski. Ale dzieci z chrześcijańskich rodzin i tak błyskawicznie przyswajają mowę Szekspira i Churchilla dzięki telewizji. Trójjęzyczność jest więc dość powszechna, przynajmniej na poziomie „komunikacyjnym”.

 

Chrześcijanie nie pozwolą marnować głosów wyborczych

 

Miejscowość Amchit (pol. Amszit). Dużo przydrożnych kapliczek. Wrosły w krajobraz, stały się jego częścią. Miasto o swojsko brzmiącej nazwie Barbara. Burmistrz o wyglądzie emerytowanego kulturysty. W komisji wyborczej nie ma przedstawiciela islamskich radykałów z Hezbollahu, jak w całym tym chrześcijańskim dystrykcie. Nie mają tu czego szukać. Na wyborach  jest tu gra do jednej bramki. A w zasadzie do paru, ale wszystkie są chrześcijańskie. W komisjach i wśród wyborców niemało kobiet z tatuażami. Dużo z nich zapewnia poprzez nie swojego wybranka o miłości... Przed lokalem komisji snują się dwa identyczne psy. Rodzeństwo ? W pobliżu wiele sklepów na szyldach ma europejskie nazwy czy imiona.

Miasto Batroun. W centralnym punkcie - duży kościół z wysoką dzwonnicą. Grupka kilkuletnich brzdąców wiesza się wspólnie na sznurze - i rozlega się donośny głos dzwonu. Nie odmawiam dzieciakom - razem dzwonimy donośniej...

Nasz przewodnik ma na imię Rabin – ale nie jest Żydem. A jego nazwisko często słyszy się w języku arabskim: „Nasr” to wiosna!

Miasto Kfaraabida. Na budynku wielki portret kapłana. To ojciec Boulos Feghali. Autorytet miejscowej wspólnoty, teolog, biblista, specjalista od Starego Testamentu, charyzmatyczny przewodnik młodzieży, zmarł całkiem niedawno. To właśnie w tym mieście w walkach z Palestyńczykami przed 1,5 dekady zginęło 14 młodych libańskich chrześcijan. Wszyscy mieli między 16 a 20 rokiem życia...

Kolejny lokal wyborczy - i znów w szkole. Nad tablicą flaga narodowa Libanu, a na niej słowa po arabsku i trzy po angielsku:           „Jezus is Love”.

Do komisji wyborczej przychodzi staruszeczka. Ledwo słyszy. Potem mi mówią, że urodziła się w roku 1925. Podtrzymywana przez inną starszą – ale nie aż tak! - panią 97-latka powolutku zmierza do urny. Tu nie może zmarnować się ani jeden chrześcijański głos. Znów brzmi to, jak metafora...

Kolejna szkoła, kolejne krzyże na ścianach, kolejni uzbrojeni w automaty żołnierze i ponownie długie kolejki wyborców. Spotykam obserwatorów z Unii Frankofońskiej, a za chwile Francuza, który w Libanie mieszka na stałe i jest w komisji mężem zaufania. Na rogu ulicy widzę nagle flagę Armenii: granatowo - pomarańczowo - czerwoną. Żadna to niespodzianka - przedstawiciele tutejszych Ormian, oczywiście chrześcijan zasiadają w parlamencie w Bejrucie, zgodnie z parytetami.

Kolejna staruszeczka, z chodzikiem i wypełnioną kartką wyborczą. Te wybory są ważne, niosą nadzieję na zmianę, być może złudną, są dowodem patriotyzmu biorących w nich udział.

 

Chrześcijańska siła

 

Czuję zmęczenie. Położyłem się spać przed wpół do drugiej w nocy - wstałem około szóstej. Ale jak tu drzemać w samochodzie, gdy co chwilę widzisz kolejną kapliczkę przy drodze, kolejny... bilbord (!) z Chrystusem, Matką Boską czy czczonym tu szczególnie XIX-wiecznym świętym Szarbelem (ur.1828-zmarły w Wigilię 1898 roku). Przez wiele dni po śmierci nad jego grobem unosić się miała łuna. Gdy współbracia przybyli w końcu, aby otworzyć trumnę, okazało się, że zwłoki przyszłego świętego w ogóle nie uległy rozkładowi... Jego wizerunki widać w Bejrucie i małej wiosce, koło muzułmańskiej kawiarni i obok maronickiej świątyni.

Obiad w Byblos. Niespodziewane zaproszenie do domu trzypokoleniowej libańskiej rodziny. Przy stole paręnaście osób. Chyba większość mówi po angielsku. Profesor matematyki, przedsiębiorca, właściciel pensjonatu, urzędniczka międzynarodowej organizacji, finalistka konkursu Miss Libanu. Prawie wszyscy za formacją Siły Libańskie, bardzo przeciw Hezbollahowi. Jedna z kobiet mówi: „Nie Bejrut ,a Byblos to prawdziwy Liban”. Jemy kaftę - mielone mięso wołowe z cebulą i pietruszką. Grono bardzo rozpolitykowane. Słyszę, że prawdziwa demokracja jest tylko na terenach zamieszkałych przez chrześcijan: nikt nie wywiera presji, jak mają głosować - inaczej niż na terenach szyitów, gdzie przymusza się muzułmanów nie tylko, żeby nie startowali z list innych niż Hezbollah, ale wprost mówi się, jak mają głosować całe rodziny. U chrześcijan rodziny nieraz są podzielone...

Wreszcie - jako koordynator Komisji Kontroli Budżetu europarlamentu - znajduję ślad pieniędzy z UE: Bruksela finansuje tu budowę kanalizacji! Ale jako historyka bardziej imponuje mi to, że niemal z każdych pięciu metrów kwadratowych tchnie tutaj historią. Oglądam - w czyimś ogrodzie, a nie żadnym tam muzeum - fenicki sarkofag z III tysiąclecia przed Chrystusem, odnaleziony przypadkiem przy budowie domu. Oglądam amforę rzymską z drugiego wieku po narodzeniu Chrystusa („naszej ery” - tak nam wmawiano w zindoktrynowanej szkole...). O takich znaleziskach należy informować władze, ale i tak ich nie zabiorą: mają ich pod dostatkiem. Pod tym względem Liban jest szczęśliwym krajem.

Przestrzegają mnie, że Libańczyk, nie tylko chrześcijanin - choć szczególnie on - ale też muzułmanin obrazi się, jak zostanie nazwany Arabem. Nie - on jest Libańczykiem! Wolę jednak tego nie sprawdzać...

 

Wielki problem Libanu: emigracja

 

Sławna restauracja Chez Pepe w Byblos nad samym brzegiem morza. Droższa niż knajpy w 5-gwiazdkowych fotelach w Bejrucie. Szklanka piwa kosztuje tu pięć dolarów. Specjalność: owoce morza i szczególni goście. Tu jedli prezydent Francji Jacques Chirac i francuski premier Francois Fillon, Brigitte Bardot i zespół „Scorpions”. Ale czy przynosi ona szczęście swoim znanym biesiadnikom? Chiraca i Fillona skazano przecież na kary więzienia we własnej ojczyźnie...

Liban to kraj olbrzymiej, od dziesięcioleci, emigracji. Do Europy, krajów Zatoki Perskiej, obu Ameryk. Emigranci przyjeżdżają później na paromiesięczne wakacje latem albo krótsze, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. I zostawiają bezcenną, w sytuacji zapaści gospodarczej kraju - kasę. Jednak pomagają także ci, których nie stać na przyjazd do ojczyzny albo przyjechać nie mogą. Na obiedzie w Byblos poznaję panią, której jedynym źródłem utrzymania jest 100 dolarów przysyłanych miesiąc w miesiąc przez brata z Kanady. To równowartość więcej niż 120 tysięcy funtów libańskich - nazwa waluty lokalnej.

Pijąc libańskie słodkie, czerwone wino domowej roboty rozmyślam o tym kraju paradoksów. Mają tu ciężki kryzys, ale każda średniozamożna rodzina ma dwa domy i zwykle co najmniej dwa samochody. Państwem rządzą sami mężczyźni, ale kobiety, zwłaszcza z chrześcijańskich rodzin, są bardzo wykształcone, często mają po kilka fakultetów. Kiedy ruszą ławą do polityki ?

 

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.06.2022)


 

POLECANE
Ta komunikacja nie jest zdrowa. Prezydent Nawrocki o relacjach z rządem Wiadomości
"Ta komunikacja nie jest zdrowa". Prezydent Nawrocki o relacjach z rządem

"O dronie nad Belwederem dowiedziałem się z mediów społecznościowych" - powiedział Karol Nawrocki pytany o sposób komunikacji na linii Kancelaria Prezydenta- rząd.

Dlaczego Trump odkłada sankcje na Rosję? tylko u nas
Dlaczego Trump odkłada sankcje na Rosję?

Donald Trump po raz pierwszy – wreszcie - nazwał Rosję agresorem w wojnie przeciwko Ukrainie. Czy to – wreszcie – oznacza zaostrzenie polityki USA wobec Moskwy? Jak wiemy, do słów Trumpa nie ma się co za mocno przywiązywać.

Prohibicja w Warszawie. W koalicji zatrzeszczało gorące
Prohibicja w Warszawie. W koalicji zatrzeszczało

W czwartek obradowały komisje radnych Warszawy, na których odbyło się pierwsze czytanie dwóch projektów uchwał wprowadzających nocną prohibicję w stolicy. Radni zaopiniowali negatywnie oba projekty.

Komunikat dla mieszkańców Gdańska pilne
Komunikat dla mieszkańców Gdańska

W Gdańsku na terenie rafinerii odbędą się ćwiczenia. W związku z tym służby poinformowały, że dojdzie do zakłóceń w ruchu drogowym, a mieszkańców czekają utrudnienia.

Karol Nawrocki dla francuskiego LCI: Mam nadzieję, ze stworzymy konserwatywną Europę gorące
Karol Nawrocki dla francuskiego LCI: Mam nadzieję, ze stworzymy konserwatywną Europę

Trwa wizyta Prezydenta RP we Francji. Prezydent Karol Nawrocki udzielił wywiadu francuskiej telewizji LCI.

Nagła dymisja w MSZ gorące
Nagła dymisja w MSZ

Anna Radwan-Röhrenschef odwołana ze stanowiska wiceszefowej MSZ. W resorcie zajmowała się współpracą z urzędem prezydenta, polityką kulturalną i obszarem Ameryki Południowej

Rząd Tuska kłamał ws. tego co spadło na dom w Wyrykach? Nowy komunikat BBN z ostatniej chwili
Rząd Tuska kłamał ws. tego co spadło na dom w Wyrykach? Nowy komunikat BBN

Prokuratura Okręgowa w Lublinie prowadzi śledztwo w sprawie „niezidentyfikowanego obiektu latającego”, który spadł na dom w Wyrykach na Lubelszczyźnie. Według oficjalnego komunikatu obiekt „nie został na chwilę obecną zidentyfikowany ani jako dron, ani jako jego fragmenty”. Z kolei, jak donosi dziennik „Rzeczpospolita”, powołując się na swoich informatorów, na dom spadła rakieta wystrzelona z polskiego F-16. Jest nowy komunikat BBN

Prezydent Nawrocki: Sprawa reparacji jest otwarta z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki: Sprawa reparacji jest otwarta

Na spotkaniu z mediami podsumowującym wizyty w Niemczech i Francji prezydent Karol Nawrocki zapewnił, że "sprawa reparacji została otwarta".

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka Wiadomości
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Południowa Europa i jej krańce wschodnie będą pod wpływem wyżów, pozostały obszar kontynentu pozostanie w strefie oddziaływania niżów z układami frontów atmosferycznych. Początkowo pogodę w Polsce kształtować będzie niż.

Prezydent Karol Nawrocki w Paryżu. Rozmowy „w cztery oczy” z prezydentem Francji z ostatniej chwili
Prezydent Karol Nawrocki w Paryżu. Rozmowy „w cztery oczy” z prezydentem Francji

W Paryżu rozpoczęło się spotkanie prezydentów Polski i Francji: Karola Nawrockiego i Emmanuela Macrona. Polski prezydent został uroczyście powitany w Pałacu Elizejskim.

REKLAMA

Liban w cieniu krzyża

Liban w cieniu krzyża

Pniemy się samochodem w górę, metr po metrze, powoli, w małej kolumnie. Obok nas przepaść. Nieswojo. Pod górę jeszcze jako tako, ale przecież mamy tędy wracać...

Mam cały czas świadomość, że jestem gościem na ziemi, na której chrześcijanie mieszkają od tysiąca kilkuset lat. I tutaj wiara traktowana jest bardzo serio. Tu nasi bracia w wierze nie znają pojęcia „wierzący – niepraktykujący”. Albo-albo.

 

Zderzenie wyborczych kultur

 

Slalom między domkami, ale nie jak ten narciarski w dół - ten jest w górę i to krętą drogą. Wreszcie gdzieś, hen, wysoko, lokal wyborczy. Szkoła podstawowa. Oczywiście krzyże na ścianach klas i krzyżyki na szyjach "mężów zaufania"- głównie zresztą kobiet. Nagle awaria elektryczności. Miejscowi przyjmują to tak, jakby na chwilę spadł przelotny deszcz. W komisji wszyscy przedstawiciele partii politycznych mówią po francusku, wielu komunikuje się po angielsku. Nic dziwnego: nad szkolną tablicą liczby od 1 do 10 po francusku, a na niej lekcja francuskiego dla najmłodszych dzieci: krowa – mleko  - ser- masło. Też daję radę...

Kabina wyborcza jest raczej kabinką albo czymś na jej kształt. Za to ma napisy w dwóch językach: po arabsku i angielsku ("Lebanon Elections"), flagę i godło razy dwa. Mam prawo przeglądać listy wyborcze i to czynię. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego przy jednych kandydatach są białe pola, a przy innych ciemne? Okazuje się, że jedni, „biali” są z tego okręgu - i na nich można głosować - a drudzy, „ciemni” z innego i na nich oddać głosu nie wolno. Skomplikowane. Po co w takim razie na jednej liście są jedni i drudzy ? Polsce jest to jednak prostsze.

    Słyszę, że chrześcijanie wolą francuski, a muzułmanie - angielski. Ale dzieci z chrześcijańskich rodzin i tak błyskawicznie przyswajają mowę Szekspira i Churchilla dzięki telewizji. Trójjęzyczność jest więc dość powszechna, przynajmniej na poziomie „komunikacyjnym”.

 

Chrześcijanie nie pozwolą marnować głosów wyborczych

 

Miejscowość Amchit (pol. Amszit). Dużo przydrożnych kapliczek. Wrosły w krajobraz, stały się jego częścią. Miasto o swojsko brzmiącej nazwie Barbara. Burmistrz o wyglądzie emerytowanego kulturysty. W komisji wyborczej nie ma przedstawiciela islamskich radykałów z Hezbollahu, jak w całym tym chrześcijańskim dystrykcie. Nie mają tu czego szukać. Na wyborach  jest tu gra do jednej bramki. A w zasadzie do paru, ale wszystkie są chrześcijańskie. W komisjach i wśród wyborców niemało kobiet z tatuażami. Dużo z nich zapewnia poprzez nie swojego wybranka o miłości... Przed lokalem komisji snują się dwa identyczne psy. Rodzeństwo ? W pobliżu wiele sklepów na szyldach ma europejskie nazwy czy imiona.

Miasto Batroun. W centralnym punkcie - duży kościół z wysoką dzwonnicą. Grupka kilkuletnich brzdąców wiesza się wspólnie na sznurze - i rozlega się donośny głos dzwonu. Nie odmawiam dzieciakom - razem dzwonimy donośniej...

Nasz przewodnik ma na imię Rabin – ale nie jest Żydem. A jego nazwisko często słyszy się w języku arabskim: „Nasr” to wiosna!

Miasto Kfaraabida. Na budynku wielki portret kapłana. To ojciec Boulos Feghali. Autorytet miejscowej wspólnoty, teolog, biblista, specjalista od Starego Testamentu, charyzmatyczny przewodnik młodzieży, zmarł całkiem niedawno. To właśnie w tym mieście w walkach z Palestyńczykami przed 1,5 dekady zginęło 14 młodych libańskich chrześcijan. Wszyscy mieli między 16 a 20 rokiem życia...

Kolejny lokal wyborczy - i znów w szkole. Nad tablicą flaga narodowa Libanu, a na niej słowa po arabsku i trzy po angielsku:           „Jezus is Love”.

Do komisji wyborczej przychodzi staruszeczka. Ledwo słyszy. Potem mi mówią, że urodziła się w roku 1925. Podtrzymywana przez inną starszą – ale nie aż tak! - panią 97-latka powolutku zmierza do urny. Tu nie może zmarnować się ani jeden chrześcijański głos. Znów brzmi to, jak metafora...

Kolejna szkoła, kolejne krzyże na ścianach, kolejni uzbrojeni w automaty żołnierze i ponownie długie kolejki wyborców. Spotykam obserwatorów z Unii Frankofońskiej, a za chwile Francuza, który w Libanie mieszka na stałe i jest w komisji mężem zaufania. Na rogu ulicy widzę nagle flagę Armenii: granatowo - pomarańczowo - czerwoną. Żadna to niespodzianka - przedstawiciele tutejszych Ormian, oczywiście chrześcijan zasiadają w parlamencie w Bejrucie, zgodnie z parytetami.

Kolejna staruszeczka, z chodzikiem i wypełnioną kartką wyborczą. Te wybory są ważne, niosą nadzieję na zmianę, być może złudną, są dowodem patriotyzmu biorących w nich udział.

 

Chrześcijańska siła

 

Czuję zmęczenie. Położyłem się spać przed wpół do drugiej w nocy - wstałem około szóstej. Ale jak tu drzemać w samochodzie, gdy co chwilę widzisz kolejną kapliczkę przy drodze, kolejny... bilbord (!) z Chrystusem, Matką Boską czy czczonym tu szczególnie XIX-wiecznym świętym Szarbelem (ur.1828-zmarły w Wigilię 1898 roku). Przez wiele dni po śmierci nad jego grobem unosić się miała łuna. Gdy współbracia przybyli w końcu, aby otworzyć trumnę, okazało się, że zwłoki przyszłego świętego w ogóle nie uległy rozkładowi... Jego wizerunki widać w Bejrucie i małej wiosce, koło muzułmańskiej kawiarni i obok maronickiej świątyni.

Obiad w Byblos. Niespodziewane zaproszenie do domu trzypokoleniowej libańskiej rodziny. Przy stole paręnaście osób. Chyba większość mówi po angielsku. Profesor matematyki, przedsiębiorca, właściciel pensjonatu, urzędniczka międzynarodowej organizacji, finalistka konkursu Miss Libanu. Prawie wszyscy za formacją Siły Libańskie, bardzo przeciw Hezbollahowi. Jedna z kobiet mówi: „Nie Bejrut ,a Byblos to prawdziwy Liban”. Jemy kaftę - mielone mięso wołowe z cebulą i pietruszką. Grono bardzo rozpolitykowane. Słyszę, że prawdziwa demokracja jest tylko na terenach zamieszkałych przez chrześcijan: nikt nie wywiera presji, jak mają głosować - inaczej niż na terenach szyitów, gdzie przymusza się muzułmanów nie tylko, żeby nie startowali z list innych niż Hezbollah, ale wprost mówi się, jak mają głosować całe rodziny. U chrześcijan rodziny nieraz są podzielone...

Wreszcie - jako koordynator Komisji Kontroli Budżetu europarlamentu - znajduję ślad pieniędzy z UE: Bruksela finansuje tu budowę kanalizacji! Ale jako historyka bardziej imponuje mi to, że niemal z każdych pięciu metrów kwadratowych tchnie tutaj historią. Oglądam - w czyimś ogrodzie, a nie żadnym tam muzeum - fenicki sarkofag z III tysiąclecia przed Chrystusem, odnaleziony przypadkiem przy budowie domu. Oglądam amforę rzymską z drugiego wieku po narodzeniu Chrystusa („naszej ery” - tak nam wmawiano w zindoktrynowanej szkole...). O takich znaleziskach należy informować władze, ale i tak ich nie zabiorą: mają ich pod dostatkiem. Pod tym względem Liban jest szczęśliwym krajem.

Przestrzegają mnie, że Libańczyk, nie tylko chrześcijanin - choć szczególnie on - ale też muzułmanin obrazi się, jak zostanie nazwany Arabem. Nie - on jest Libańczykiem! Wolę jednak tego nie sprawdzać...

 

Wielki problem Libanu: emigracja

 

Sławna restauracja Chez Pepe w Byblos nad samym brzegiem morza. Droższa niż knajpy w 5-gwiazdkowych fotelach w Bejrucie. Szklanka piwa kosztuje tu pięć dolarów. Specjalność: owoce morza i szczególni goście. Tu jedli prezydent Francji Jacques Chirac i francuski premier Francois Fillon, Brigitte Bardot i zespół „Scorpions”. Ale czy przynosi ona szczęście swoim znanym biesiadnikom? Chiraca i Fillona skazano przecież na kary więzienia we własnej ojczyźnie...

Liban to kraj olbrzymiej, od dziesięcioleci, emigracji. Do Europy, krajów Zatoki Perskiej, obu Ameryk. Emigranci przyjeżdżają później na paromiesięczne wakacje latem albo krótsze, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. I zostawiają bezcenną, w sytuacji zapaści gospodarczej kraju - kasę. Jednak pomagają także ci, których nie stać na przyjazd do ojczyzny albo przyjechać nie mogą. Na obiedzie w Byblos poznaję panią, której jedynym źródłem utrzymania jest 100 dolarów przysyłanych miesiąc w miesiąc przez brata z Kanady. To równowartość więcej niż 120 tysięcy funtów libańskich - nazwa waluty lokalnej.

Pijąc libańskie słodkie, czerwone wino domowej roboty rozmyślam o tym kraju paradoksów. Mają tu ciężki kryzys, ale każda średniozamożna rodzina ma dwa domy i zwykle co najmniej dwa samochody. Państwem rządzą sami mężczyźni, ale kobiety, zwłaszcza z chrześcijańskich rodzin, są bardzo wykształcone, często mają po kilka fakultetów. Kiedy ruszą ławą do polityki ?

 

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.06.2022)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe