"Zabieram głos jako jedna z ofiar". Odpowiedź na oświadczenie ks. Puzewicza

Po publikacji oświadczenia ks. Puzewicza z naszą redakcją skontaktowała się osoba deklarująca, że jest ofiarą działań lubelskiego duszpasterza. Oświadczenie Katarzyny publikujemy poniżej w całości, w niezmienionej formie. Czynimy to w ramach hołdowanej przez nas polityki oddawania głosu wszystkiem stronom sporu, szczególnie takiego o charakterze publicznym.
Słowa ks. Puzewicza
Ksiądz Puzewicz odnosi się w oświadczeniu do publikacji medialnych, które opisują nieprzystojne zachowania kapłana z czasów, gdy był duszpasterzem młodzieży w Archidiecezji Lubelskiej.
"Jestem świadomy, że niektóre moje słowa i zachowania, mogły skrzywdzić i skrzywdziły te młode osoby i spowodowały zranienia ich psychiki. Nie działałem z intencją skrzywdzenia kogokolwiek, jednak przekroczyłem granice, jakie powinny być zachowane w relacji duszpasterza do młodzieży", pisze ks. Mieczysław Puzewicz.
Przeprosiny
"Chcę szczerze przeprosić te osoby i ich bliskich za moje zachowania. Żałuję, że do nich doszło. Jestem zdecydowany z każdą z tych osób – jeśli wyrażą na to zgodę – spotkać się osobiście i przeprosić. Jestem też gotowy do przyjęcia wszystkich decyzji w tej sprawie, jakie podejmą moi przełożeni", twierdzi duchowny.
Pokuta
"Tradycja chrześcijańska uczy, że po popełnieniu zła, dokonuje się rachunku sumienia, wyznania winy i podjęcia pokuty. Podjąłem pokutę wewnętrzną, a jej zewnętrznym znakiem będzie stworzony i finansowany przeze mnie ośrodek dla bezdomnej młodzieży, którym pokieruje Archidiecezja Lubelska", informuje ks. Puzewicz. Kapłan deklaruje, że od ponad dwóch dekad posługuje wśród osób bezdomnych i więźniów, którym dedykuje zapowiedzianą placówkę
"Przepraszam również wszystkich, których ta sprawa dotknęła, szczególnie setki młodych ludzi zaangażowanych w pomoc osobom potrzebującym, a także tych, którzy ofiarnie wspomagają dobre dzieła", pisze.
Duchowny dziękuje również za słowa krytyki, które - według niego - uczą go pokory.
- Francja zalegalizowała eutanazję. Co na to Kościół?
- Kim były siostry katarzynki, które w sobotę będą beatyfikowane w Braniewie?
- Brytyjski projekt ustawy o eutanazji ciosem w zakony i hospicja
- Wspomnienie kard. Wyszyńskiego w Rzymie: jedność Kościoła i społeczeństwa idą w parze
- [wywiad] Postulatorka procesu beatyfikacyjnego: jestem dumna, że mam takie siostry!
- Kościół wspomina dziś św. Urszulę Ledóchowską
Oświadczenie Katarzyny
"Oświadczenie jednej z ofiar ks. Mieczysława Puzewicza
(w odpowiedzi na opublikowane przez niego oświadczenie prasowe)
Zabieram głos jako jedna z ofiar ks. Mieczysława Puzewicza.
W moim przypadku przez ponad trzy lata – od 16. roku życia – byłam w relacji o wyraźnym charakterze seksualnym, do której zostałam wciągnięta przez wieloletnią manipulację psychiczną i duchową. Nie doszło do fizycznego aktu seksualnego, ale byłam stale poddawana presji, by zgodzić się na jego propozycje. Wciągał mnie w rozmowy i wiadomości o treści seksualnej, testował moje granice, oswajał mnie z językiem pożądania i posłuszeństwa.
To również jest forma przemocy. To również niszczy psychikę.
Wiem jednak, że nie jestem sama. Wiele kobiet doświadczyło podobnych, a niektóre — jeszcze bardziej brutalnych form wykorzystywania. Większość z nich milczy do dziś. Milczy nie dlatego, że zapomniały, ale dlatego, że żyją z ciężarem, którego nie sposób wyrazić.
Dlatego ja nie zamierzam milczeć.
Oświadczenie, które ks. Puzewicz opublikował ostatnio w mediach, przynosi mi jedynie jedną formę ulgi: w końcu przyznał, że nasze świadectwa są prawdziwe. Po latach życia w cieniu wstydu, napiętnowania i gaslightingu — to ma dla mnie ogromne znaczenie.
Ludzie wreszcie wiedzą, że nie kłamałyśmy.
Ale cała reszta tego oświadczenia jest głęboko niepokojąca i nie do przyjęcia.
To nie wyraz skruchy. To dokument napisany z zimną kalkulacją.
To gra pozorów, manipulacja emocjonalna i próba ratowania wizerunku — a nie żaden prawdziwy rachunek sumienia.
Co jest nie tak z jego oświadczeniem?
Sprowadza całą sprawę do „kilku przypadków sprzed lat”, mimo że świadectwa obejmują ponad 20 lat – od 1999 do 2019 roku. To był powtarzalny schemat, a nie odosobniony incydent.
Używa eufemizmów typu „niewłaściwe zachowania”, zamiast nazwać rzeczy po imieniu: manipulacja, przemoc seksualna, psychiczna, duchowa.
Nie wspomina, że wielu z nas było niepełnoletnich, a zgoda wymuszana duchową zależnością nie jest zgodą.
Tłumaczy się brakiem „intencji”, co rozmywa odpowiedzialność. To czyny są przemocą, nie intencje.
Oferuje spotkania z ofiarami — stawiając je w sytuacji, w której znowu to one muszą coś zrobić. To kolejna forma kontroli.
Nie ma żadnej propozycji zadośćuczynienia – ani psychologicznego wsparcia, ani symbolicznego funduszu, ani gotowości do rozmowy z wymiarem sprawiedliwości.
Wskazuje na swoją działalność charytatywną jako „pokutę” – tymczasem to kolejny sposób na utrwalenie roli bohatera, a nie sprawcy.
Pisze o „setkach młodych ludzi zaangażowanych w dobre dzieła”, jakby nasze cierpienie było czymś nieestetycznym, co psuje jego obraz.
Nie zamieścił oświadczenia na swoim profilu na Facebooku, gdzie codziennie publikuje cytaty o miłości, pokorze, wartościach chrześcijańskich. Tam, gdzie obserwuje go ponad 5 tysięcy osób – milczy.
Nie powiedział ani jednego słowa „przepraszam” skierowanego do ofiar.
To milczenie nie jest przypadkiem. Ono jest strategią.
Ale muszę dodać coś jeszcze — coś, co ks. Puzewicz pominął całkowicie.
Nie wszystkie ofiary to osoby, które zostały przez niego bezpośrednio wykorzystane. Niektóre to osoby, które miały odwagę powiedzieć prawdę i stanąć w naszej obronie — i zapłaciły za to najwyższą cenę.
W 2005 roku pewien mężczyzna, który zauważył niepokojące działania ks. Puzewicza i próbował zgłosić je do Kurii, został całkowicie zignorowany i odrzucony. Nie otrzymał żadnego wsparcia. Został sam ze swoją wiedzą i bólem. Niedługo później popełnił samobójstwo.
W 2010 roku odważna kobieta próbowała pomóc innym dziewczynom, które były przez niego krzywdzone. Za swój sprzeciw wobec tej przemocy straciła wszystko: przyjaciół, pracę, zdrowie psychiczne i fizyczne. Dziś żyje w cieniu tej decyzji, odrzucona przez ludzi, których próbowała chronić.
To również są ofiary. I one również zasługują na prawdę.
Dlatego nie proszę o spotkanie.
Nie chcę słyszeć o wewnętrznej pokucie.
Nie potrzebuję cytatów z Desideraty ani budowy kolejnych ośrodków.
Potrzebujemy prawdy. Potrzebujemy sprawiedliwości.
Nie w wersji wygładzonej, medialnej, dostosowanej do oczekiwań instytucji — ale tej, która nazywa rzeczy po imieniu i chroni kolejne osoby przed cierpieniem.
To nie był "błąd młodości".
To był długotrwały, systemowy wzorzec krzywdzenia kobiet i wykorzystywania pozycji władzy.
I żadna charytatywna inwestycja tego nie wymaże.
Z szacunkiem,
Katarzyna (pseudonim)
Jedna z ofiar ks. Mieczysława Puzewicza".
(dane autorki oświadczenia zmienione zostały na potrzeby tej publikacji).