#CoPoTusku. Czy możliwe jest prawdziwe pojednanie polsko - niemieckie?
Co musisz wiedzieć?
- System III RP wyczerpuje swoje możliwości
- Okres rządów Donalda Tuska to okres destrukcji państwa na szeregu poziomów
- Na łamach Tysol.pl prowadzimy dyskusję programową na temat koniecznych do przeprowadzenia reform i nowego kształtu państwa
- O możliwości pojednania polsko - niemieckiego pisze prezes Instytutu Suwerenności Jakub Krysiewicz
Gest, który wstrząsnął Europą
Sześćdziesiąt lat temu, 18 listopada 1965 roku, u schyłku Soboru Watykańskiego II, arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek wystosował list, który miał odmienić historię Europy. W imieniu 34 polskich biskupów, w tym prymasa Stefana Wyszyńskiego i arcybiskupa Karola Wojtyły, skierował do niemieckich współbraci słowa niezwykłej odwagi: "Wyciągamy do Was nasze ręce oraz przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Dwadzieścia lat po zakończeniu wojny, która pochłonęła życie sześciu milionów obywateli Polski. Dwadzieścia lat po Auschwitz, po Powstaniu Warszawskim, po wysiedleniach i grabieży na nieznaną dotąd skalę, gest ten był rewolucyjny i kontrowersyjny jednocześnie.
Władze komunistyczne przypuściły frontalny atak na Kościół. Władysław Gomułka wykorzystał list do wielkiej kampanii propagandowej, oskarżając biskupów o zdradę narodową. Wielu Polaków, których rany jeszcze krwawiły, nie rozumiało tego gestu.
Jednak, jak pokazuje historia, orędzie to otworzyło drogę do czegoś większego niż tylko relacje dyplomatyczne. Stało się fundamentem procesu, który doprowadził do traktatu granicznego i symbolicznego uklęknięcia Willy'ego Brandta, kanclerza RFN, przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie w 1970 roku.
Pytanie, które nie daje spokoju
Kiedy czytam współczesne oświadczenie biskupów z listopada 2025 roku, w którym powtarzają słowa sprzed 60 lat - "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", wracam do pytania fundamentalnego, które nurtuje mnie od lat.
Czy mogę wybaczyć w imieniu skrzywdzonych?
Przebaczenie w nauczaniu Chrystusa jest zawsze aktem osobistej wolności. Gdy Jezus został zapytany: 'Panie, ile razy mam przebaczyć bratu, jeśli mój brat zawini względem mnie?', odpowiedział o relacji między dwiema konkretnymi osobami (Mt 18,21-22). Nikt nie może wybaczyć w imieniu kogoś innego, to byłoby pogwałceniem wolności tej osoby.
Tak więc dziś, po tylu latach, zostaliśmy ponownie postawieni przed pytaniem innej natury: co w istocie znaczy "przebaczyć innemu narodowi"? Skoro nie mogę przebaczyć w imieniu moich dziadków, którzy zostali aresztowani i wywiezieni do pracy niewolniczej dla III Rzeszy, jedyną odpowiedzią, jaką znajduję w sobie, jest stwierdzenie: "nie mam w sobie niechęci ani nienawiści do tego narodu ani do żadnego innego". To nie jest przebaczenie w imieniu ofiar. To jest osobista decyzja o nieprzenoszeniu nienawiści na współczesnych ludzi.
Nieukarane zło, nienaprawione krzywdy
Dziś dotykamy też bolesnej rzeczywistości, która rzutuje na relacje między naszymi narodami.
Zło nie zostało ukarane. Zło zostało pokonane na polu bitwy i w Polsce zastąpione innym złem, okupacją przez Związek Radziecki. Ukaranych zostało niewiele ponad setka osób w procesach norymberskich i kilka tysięcy w późniejszych. Pozostali funkcjonariusze SS, Abwehry, Gestapo otrzymali nowe posady i utworzyli zrąb administracji RFN i NRD.
Polscy biskupi w 1965 roku mogli o tym nie wiedzieć, w końcu byli za żelazną kurtyną, z ograniczonym dostępem do informacji. Mając najlepsze intencje, chcieli zapobiec epidemii nienawiści, bo ona faktycznie niszczy i degraduje osobowość jednostki, a w konsekwencji niszczy tkankę społeczną. Dziś wiemy, że zło nie zostało ukarane, a oprawcy w znakomitej większości dożyli swoich dni w spokoju.
Krzywdy nie zostały naprawione. Mój dziadek nie dożył odszkodowania za pracę niewolniczą, eufemistycznie nazywaną "przymusową". Podobnie jak miliony innych ofiar również dotkniętych niewolnictwem. Dziś tylko garstka z nich jeszcze żyje.
Żądanie reparacji
Jednak ich praca, ich śmierć ma w prawie świeckim wartość, którą jakby to nie zabrzmiało, można oszacować. Podobnie ma się sprawa ze zbrodniami rabunku, kradzieży i niszczenia mienia. Zrabowane mienie należy bezsprzecznie oddać, a jeśli to niemożliwe, wypłacić jego równowartość w gotówce lub złocie.
Z terenów Polski Niemcy wywieźli setki tysięcy dóbr materialnych, zabytków i dzieł sztuki, zniszczyli wiele miast i wiosek, zamordowali miliony polskich obywateli. Do dzisiaj wiele zrabowanych dóbr nie zostało nam zwróconych. Nie mówiąc o odszkodowaniu za śmierć i zniszczenie. W relacjach między państwami ta dysproporcja krzywd została wyrażona w pracach zespołu posła Arkadiusza Mularczyka. Możliwość ich uzyskania jest osobną kwestią, ale sama dysproporcja pozostaje faktem.
Moralność kontra realpolitik
Tu właśnie natrafiamy na kluczową różnicę między teologią a rzeczywistością stosunków międzynarodowych. Abp Józef Kupny, metropolita wrocławski, 18 listopada 2025r. powiedział podczas uroczystości obchodów Listu: "To co nas tu zgromadziło, to wciąż żywa idea pojednania oparta na prawdzie, dialogu i wzajemnym szacunku. [...] Prawdziwa zmiana nie zaczyna się bowiem od wielkich traktatów ale od naszych serc."
To piękne i prawdziwe słowa, lecz nasza reakcja, reakcja Polaków wynika z wieloletnich działań kolejnych niemieckich rządów. Rozmywanie odpowiedzialności Niemiec za zbrodnie ludobójstwa na ościennych narodach i nieustanny brak woli do realnego wynagrodzenia krzywd. To stanowi rzeczywistą przeszkodę w pojednaniu.
Niemcy nie mają prawa niczego narzucać
Eufemizmem jest mówienie o napięciach między narodami. Następuje tu pomieszanie moralności i dobrych intencji opierających się na podłożu miłości chrześcijańskiej z realizacją politycznego interesu narodu i państwa.
Samo uznanie się za ludzi o tej samej godności nie wystarczy wobec gospodarczej kolonizacji Polski po 1989 roku przez przemysł i handel niemiecki. Szczere i prawdziwe spojrzenie na historię nie może się opierać na systematycznym zacieraniu przez Niemcy swoich zbrodni i "dzieleniu się" winą z ich ofiarami. Sama zaś gotowość do wspólnego kształtowania przyszłości nie może się opierać na narzucaniu Europie i Polsce swojej woli za pomocą demokratycznej dyktatury siły lub niedemokratycznych komisji.
Prawda jako fundament pojednania
We wspólnym oświadczeniu z listopada 2025 roku biskupi piszą: "Między naszymi społeczeństwami nadal istnieją napięcia, które wymagają przełamania. Kwestie związane z rozliczeniem się z przeszłością naznaczoną przemocą i z uznaniem winy powinny być jednak omawiane w taki sposób, aby sprzyjały wzrastaniu pojednania."
Zgoda. Ale jest warunek: nie ma pojednania bez zakorzenienia dialogu w Prawdzie.
Abp Kupny dodaje: "Natomiast istnieją środowiska, które wbrew prawdzie historycznej, wbrew faktom, prowadzą narrację podważającą odpowiedzialność Niemiec za całe zło, które się dokonało w czasie II wojny światowej. To nas boli."
Naprawienie krzywd
I właśnie tu dotykamy sedna sprawy. Aby pojednanie miało miejsce, powinny się zrealizować jego warunki: ukaranie zła i naprawienie krzywd. O ile pierwsze może istnieć jedynie w sferze symbolicznej, bo sprawcy już nie żyją, to drugie jest realnym działaniem, którego strona niemiecka nie chce się podjąć.
Niestety to nie jakieś anonimowe środowiska negują konieczność naprawienia krzywd, a niemiecki rząd i klasa polityczna. Ona zaś nie żyje w oderwaniu od społeczeństwa, ale jest przedstawicielem i niejako emanatem narodu. Politycy nie mogliby wyrażać takiej postawy, gdyby nie wola większości, która daje im do tego mandat.
Europa i nadzieja na prawdziwy dialog
Czy to oznacza, że dialog jest niemożliwy? Nie, ale oznacza, że musimy stanąć w prawdzie, o dobrej i złej przeszłości i opierać się o realia aktualnych stosunków między państwami. Religia może być mostem do uzgadniania wspólnych interesów. Jednak aktualnie te interesy są rozbieżne. Niemcy i Polacy ponoszą dziś wspólną odpowiedzialność za Europę, tak samo jak każde inne państwo i naród. Bardzo ważnym aspektem tej odpowiedzialności jest gotowość do przemyślenia własnej perspektywy w świetle Ewangelii.
Należy zapytać samych siebie, czy nienawidzimy inne narody, bo jeśli tak, to jest to przestrzeń do poprawy. Czy traktujemy siebie jako wieczną ofiarę niemieckich zbrodni? Bo choć doznaliśmy ran i upokorzenia, dziś nie jesteśmy ofiarami. Ofiara nie może nic zrobić, jest ubezwłasnowolniona mentalnym murem wpychającym ją w cykl przeżywania krzywdy. To ją osłabia i przeszkadza rozwinąć pełnię życia. Mamy za sobą królewską godność i dziedzictwo poprzednich pokoleń, które trzeba nosić z podniesioną głową i pokorą jednocześnie. Mamy też wielkie osiągnięcia gospodarcze już po 1989 roku. Odrzuciliśmy kompleksy niższości zarówno wobec Wschodu i Zachodu.
Czy Niemcy zadośćuczynili?
Niemcy zaś niech zapytają samych siebie, czy zadośćuczynili zbrodniom, krzywdom i zwrócili zrabowane mienie? Czy przestali pielęgnować poczucie wyższości wobec innych nacji, czy przez 60 lat od sławetnego listu wyrugowali w sobie to, co pchnęło Europę ku katastrofie? Z punktu widzenia Polski niemiecka pycha, poczucie wyższości i próba ustawienia Polski i Polaków w roli tych gorszych, głupszych, którym trzeba wmówić jak mają żyć, to jest główna przyczyna, że sprawa pojednania stanęła w miejscu.
Odwaga pójścia własną, narodową drogą, realizuje ewangeliczny postulat budowania na Prawdzie.
Interesy narodowe kontra idea europejska
Narody mają swoje interesy, cele i dążenia. Są one odrębne od celów innych narodów. Czasami mogą być zbieżne, wtedy współpracują ze sobą. Zrozumienie tego gwarantuje partnerstwo we współpracy, gdzie jasno określa się zasady i reguły relacji między państwami. Rolą i obowiązkiem Kościoła jest pilnowanie, aby ewangeliczne ziarno nie obumarło w narodach, aby jednostka miała możliwie pełne prawo do rozwoju i wolności osobistej, w tym do wolności sumienia! Biskupi mają prawo wypowiadać się w kwestiach społecznych i byłoby czymś wspaniałym, aby zechcieli zapisać się do szkoły bł. Jerzego Popiełuszki, który potrafił dostrzec fundamenty prawdy w życiu społecznym. Przemawiać jak on w prostocie i jednocześnie głębi Ewangelii, za którą oddał życie.
Warto od razu zauważyć, że pojęcie nieokreślonej idei europejskiej gwarantuje nowe napięcia i potencjalny resentyment. Niezdefiniowana wspólna idea z natury zostanie podporządkowana woli silniejszego, mającego większe wpływy i zasoby. Nie sposób zapytać też jaka to jest Idea? Na jakim fundamencie budowana? Do czego ma nasze narody doprowadzić? Na te pytania nie padła jednoznaczna odpowiedź. Śmiem twierdzić, że Idea europejska bez zakorzenienia w Prawdzie stanowi swoiste zaprzeczenie tego, co reprezentuje cywilizacja chrześcijańska, a w szczególności prawo narodów do samostanowienia o sobie oraz właściwie rozumianą wolność jednostki.
Nadzieja zakorzeniona w rzeczywistości
W 1965 r. niemieccy biskupi kończą swój list pięknymi słowami: "Niech Bóg pokoju, za wstawiennictwem Królowej pokoju, sprawi, aby nigdy więcej zły duch nienawiści nie rozdzielił naszych rąk." Amen, ale pamiętajmy: wyciągnięte ręce muszą się opierać na twardym gruncie prawdy, nie na ruchomych piaskach politycznej poprawności. Prawdziwe pojednanie, jak uczył św. Jan Paweł II, wymaga pamięci, prawdy i sprawiedliwości. Tylko na tym fundamencie może wyrosnąć autentyczny pokój.
Orędzie z 1965 roku było gestem odwagi. Dziś potrzebujemy odwagi innego rodzaju, odwagi stanięcia w prawdzie o tym, co się wydarzyło i odwagi zażądania tego, co sprawiedliwe. Dopiero wtedy, na tym fundamencie, możliwe będzie prawdziwe pojednanie. Bez tego pozostanie nam tylko piękna okolicznościowa retoryka, która nie leczy ran, tylko je zakrywa.




