Tagesspiegel: "Zrozumieć sąsiada. Pomnik ku czci Polaków czy wspólne muzeum?"

Jednak oprócz wymuszonego w tym przypadku uwspólnotowienia losów żydowskich i nieżydowskich Polaków, propozycja ta ignoruje jeszcze inny bardziej podstawowy fakt, mianowicie niezwykłe słabą znajomość oraz brak zainteresowania ze strony Niemców swoim wschodnim sąsiadem. Według najnowszych badań demoskopowych dwie trzecie Niemców nie było nigdy w Polsce i tylko 29 procent deklaruje swoją sympatię do sąsiada.
Równie źle przedstawia się wiedza na temat losów Polski pod niemieckimi rządami. Inwazja na Polskę w 1939, masowe zbrodnie i zniszczenie kraju pozostawiły w pamięci naszych sąsiadów głębokie ślady. Genocydalne zbrodnie Niemców, pomimo godnych uznania postępów w procesie zbliżenia i pojednania, są nadal bardzo ważnym problemem zarówno politycznym, jak i społecznym – oczywiście jedynie po tamtej strony Odry, nie zaś tutaj, w Niemczech.
(...)
Winę za ten stan rzeczy ponoszą szkoły i miejsca pamięci, które całą swoją uwagę ogniskują na holokauście. Oczywiście są ku temu dobre powody, ale nie może to skutkować tym, że inne ważne aspekty niemieckich historycznych przewin nie są uwzględniane. Tam gdzie nie spotyka się to z należytą uwagą, popada w zapomnienie o wiele dłuższa historia niemiecko-polskich stosunków. Nawet świetny niemiecko-polski podręcznik do historii, będący wręcz znakomitym symbolem pojednania, z powodów związanych z zanadto narodowo ukierunkowanymi planami nauczania niemal nie znajduje zastosowania.
Powyższe przykłady są świadectwem przeraźliwej wręcz nędzy na tym polu. I to również w aspekcie obecnych starań o zbliżenie. Inicjatorzy pomnika zdają się zanadto pławić wyłącznie we własnym sosie. Biorą swoje zaangażowanie i swoją wiedzę za stan obowiązujący w całym społeczeństwie. A tego tam najzwyczajniej w świecie brak. W ten sposób ów pomnik, niezależnie od intencji, stałby się pustą skorupą bez treści. Więcej nawet: zamiast powiększać wiedzę o naszym polskim partnerze, podnosić na wyższy poziom nasze wzajemne zrozumienie, stymulować krytyczną refleksję nad wspólną historią, a zbrodnie tamtej wojny wpisać w szerszy historyczny kontekst, będzie raczej skłaniał do utrwalania się w naszym społeczeństwie fatalnej mentalności „grubej kreski”. Polska jako temat byłaby w ten sposób na wiele lat niejako odhaczona.
(...)
Tymczasem warto się zastanowić o ile większą siłę oddziaływania niż pomnik miałoby polsko-niemieckie muzeum! A czymś wręcz symbolicznym stałoby się pokazanie, że Polska cieszy się u nas takim samym poważaniem jak na przykład Rosja, zważywszy że w Berlinie-Karlshort istnieje już imponujące miejsce pamięci poświęcone niemieckim zbrodniom popełnionym w Związku Sowieckim. Tego rodzaju muzeum stawia przecież na rzeczywiste materialne dowartościowanie i oferuje całkiem inne, jednocześnie o wiele obszerniejsze i bardziej zróżnicowane możliwości edukacyjne, mogące sprostać wymaganiom tych naszych szczególnych sąsiedzkim relacji. Właściwym wzorcem byłoby tu Muzeum Polin w Warszawie, które w sposób najbardziej zaawansowany ukazuje żydowsko-polską historię, charakteryzując ją jako – owszem – trudną, ale jednak ze wszech miar udaną.
W tym bilateralnym projekcie, w którym udział wzięliby naukowcy i kuratorzy z obu krajów, dodatkową atrakcję mogłoby stanowić stworzenie podwójnego muzeum z siedzibami w Berlinie i Warszawie. Zwłaszcza że temat zbrodni po roku 1939 dałoby się należycie ogarnąć jedynie poprzez wieloraką kooperację z wieloma innymi placówkami, na przykład z Muzeum Powstania Warszawskiego czy tez z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, ale także z berlińską fundacją „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”, której koncepcja wystawiennicza spotkała się w międzyczasie z pełną akceptacją oficjalnej strony polskiej. Tutaj chodzi bowiem nie tylko o pokazanie faktów, ale także o ich percepcję oraz znaczenie po obu stronach Odry.
- pisze - pisze Stephan Lehnstaedt w Tagesspiegel
Marian Panic