Michał Bruszewski: Polska, Turcja, Kurdowie – zaklęty trójkąt dyskusji

Konflikt w północnej Syrii podzielił Polaków. Po inwazji Turcji na Rożawę (syryjski Kurdystan) pojawiają się różne stanowiska dotyczące wojny. Nad Wisłą trwa zaciekła dyskusja - z jednej strony, naród kurdyjski walczący od pokoleń już nie tyle o niepodległość, a o skrawek autonomii i przetrwanie, przypomina Polakom ich własną historię oręża i walki, z drugiej strony jest Turcja - regionalne mocarstwo, pełnoprawny a nie papierowy członek NATO z drugą najsilniejszą armią w sojuszu oraz z historią gestów nieuznających zaborów i wspierania polskiej irredenty.
 Michał Bruszewski: Polska, Turcja, Kurdowie – zaklęty trójkąt dyskusji
/ screen YouTube
Chyba odkryliśmy ten polski pierwiastek w odległej wojnie na bezdrożach Rożawy – ma on charakter zaciekłej dyskusji kogo i jak Polacy mieliby popierać. Polska plemienna wojenka, tyle że w mikroskali, wybuchła na nowo, tym razem sięgając zyskującej na popularności geopolityki. Paradoksalnie, w tym wypadku, wcale nie uważam jej za szkodliwą – nie – to moment na przesilenie, gdy zachłyśnięte pokojem społeczeństwo, któremu wmawiano, że żyje w globalnej wiosce widzi na ekranach monitorów jak brutalna jest wspomniana geopolityka. Każda dyskusja, każdy głos przybliżający nas do świadomości zagrożeń, realnego myślenia o świecie, ale zarazem wspierania potrzebujących jest „cenny i pożądany” - mawiając klasykiem polskiej dyplomacji, równie tragicznym co dzieje Bliskiego Wschodu. Dla niektórych może to być uznane za siedzenie okrakiem na barykadzie, ale i tak uważam, że poważnie należy podejść do argumentów obu stron dysputy.
 
Głównym mianownikiem tej dyskusji, gdzie na jednej szali mamy „rację stanu” Turcji a na drugiej „walkę narodową” Kurdów, jest reakcja i stanowisko polskiego rządu. Nieubłagane są prawa polityki - publicyści i analitycy mogą przybrać różne stanowiska, suflować różne odpowiedzi ale nawą dyplomacji kieruje polski rząd. Pierwszym poważnym krokiem na samym początku konfliktu był fakt, iż Warszawa zadeklarowała gotowość do niesienia pomocy humanitarnej w regionie. Część „autorytetów” zżyma się z tej polskiej pomocy, ale co równie istotne, nie uświadczyliśmy w pakiecie żadnych politycznych działań, które uderzałyby w strony konfliktu – Turcję i syryjskich Kurdów, a nawet psuły swoje relacje z którymkolwiek z graczy zaangażowanych w konflikt (zawężając dyskusję tylko do turecko-kurdyjskiego frontu ale patrząc też szerzej na Syrię jako całość). To realistyczne podejście. Z perspektywy Warszawy, a przecież patrzymy na ten konflikt polskimi oczyma, nie ma sensu osłabianie roli Turcji w NATO, bo na geopolitycznej szachownicy w Europie to nie my jesteśmy w stronnictwie rozwalania tego sojuszu. To, że takie stronnictwo istnieje to fakt. Naszym celem jest utrzymywanie układu międzynarodowego, w którym umów się dotrzymuje, a przynajmniej minimalizowanie strat gdy takie „papierowe” zobowiązania są wyrzucane do kosza. Uruchamianie pierwszej kostki domina, która wywróciłaby NATO nie jest nam na rękę. Jaka jest alternatywa dla NATO? Grający niezmiennie koncert mocarstw, raz ciszej, raz głośniej, który jest niezaprzeczalnym faktem ale wspieranie go z perspektywy Warszawy to samobójstwo. Położenie geostrategiczne Turcji, południowa flanka, „miękkie podbrzusze” w kontekście bliskiego położenia Rosji również jest kluczowe. Turcja istniała, istnieje, istnieć będzie i ciężko znaleźć geopolityczny powód dla którego Warszawa miałaby psuć swoje relacje z Ankarą. Niestety, geopolityka jest brutalna - wojna Turcji z Kurdami takim powodem nie jest. Bez względu na to kto rządzi w Ankarze, Turcja może się jeszcze Warszawie przydać.
 
Rozum swoje, serce swoje. Pamiętajmy, że nawet polskie mogiły nie sprawią, że powstanie niepodległy Kurdystan. Pewnie żaden inny naród nie zasługuje na suwerenne państwo jak właśnie Kurdowie ale tragedie narodów się nie sumują, przynoszą tylko jeszcze większe morze krwi. Królestwo Kurdystanu, które proklamowano w 1921 roku nie mogło nawet zaistnieć bo na jego terytorium zachodnie mocarstwa znalazły złoża ropy naftowej. Gdy Paryż, Londyn i Turcja sankcjonowały rozbiory Kurdystanu, Polacy ledwo odzyskali niepodległość broniąc się przed bolszewicką nawałą. Nie oznacza to jednak, iż – i tutaj pojawia się druga stronu sporu – będziemy klaskać gdy ludzie giną wypalani ładunkami z białym fosforem, na starożytne miasta spadają bomby a dżihadyści profanują kościoły. Nie ma potrzeby by bezmiarowi szaleństwa jakim jest napaść mocarstwa na prześladowany naród sztucznie dorabiać „ideologię”, o wyższych „celach” nie wspomnę. Powiązani z Turcją żołdacy dokonują zbrodni wojennych a dzielenie Syrii na strefy wpływów przypomina przedrozbiorowe konwulsje, które doskonale znamy. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
 
Jedną z inspiracji do tego felietonu jest bardzo ciekawa analiza Klubu Jagiellońskiego pt. „Atakując Kurdów, Turcja realizuje swoją rację stanu”. Z wieloma tezami autora się zgadzam wszelako mam nieodparte wrażenie, że dość łatwo kupiliśmy utożsamianie erdoganizmu z „racją stanu” Turcji. Stawiamy znak równości między Turcją a AKP – Partią Sprawiedliwości i Rozwoju. Bezsprzecznie prezydent Recep Tayyip Erdogan to wizjoner, to skuteczny twardy polityczny zawodnik. Wojna z Kurdami przysparza mu popularności. Wśród Turków zyskuje coraz większe poparcie społeczne kolejną ofensywą – na co wskazuje choćby sondaż ośrodka Metropoll. To polityk, który nie tylko ugruntował ale być może nawet zwiększył znaczenie swojego kraju. Pytanie tylko czy te wszystkie cechy Erdogana sprawiają, że faktycznie realizuje on „rację stanu” swojego państwa? Odpowiedź wydaje się oczywista ale nie mylmy popularności i zdjęć z międzynarodowych rautów a nawet skuteczności w narzucania swojej woli innym stolicom w realizowaniu „racji stanu”. Nieustanna zmienność polskiej polityki wyrobiła w nas nawyk ocen szybkich i doraźnych. Rację stanu warto traktować długofalowo, bo przecież nawet w klasycznych jej definicjach nie mówimy tylko o „ekspansji państwa”, „wyższej konieczności”, „państwa jako panowaniu” ale też jego „przetrwaniu”. Turcja przetrwa ale czy to samo czeka „państwo Erdogana” rozumiane jako AKP-owski konglomerat wpływów i biurokracji? Co po współczesnym „sułtanie”? Tak ogromny wpływ jednego człowieka na cały kraj, z górką 80 mln obywateli (dodajmy jeszcze tych, których inkorporuje), w takim regionie jak Bliski Wschód, może oznaczać ogromne kłopoty, gdy tego „zwornika” zabraknie. Erdogan przetrwał i wyszedł mocniejszy z próby zamachu stanu w 2016 roku. Jego ośrodek władzy wzmocnił się po referendum prezydenckim w 2017 roku. Militarne ofensywy na północy Syrii z charakterystycznymi kryptonimami Tarcza Eufratu, Gałązka Oliwna, czy obecnie Źródło Pokoju – zrobiły z Erdogana postać międzynarodowego kalibru. To prawdziwy obraz ale tylko jednej strony medalu. Każdy zwycięski marsz ma kiedyś swój koniec. Erdogan nie jest młody, ma 65 lat, AKP przegrała wybory w tym roku, w Stambule i Ankarze. To co dzisiaj robi Erdogan, czyli lawirowanie między Waszyngtonem a Moskwą, sprytne odwracanie sojuszy to wciąż miecz obosieczny. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację w której przegrany Erdogan staje się dla mocarstw balastem, przeszkodą dla niedawnych sojuszników i sami odwrócą alianse przeciwko „sułtanowi”. Turecki przywódca na pewno doskonale pamięta, jak jeszcze w 2001 roku siedział w więzieniu. Nie jestem starcem a sam pamiętam tureckie miasta i ulice przed nastaniem ery erdoganizmu. Jakie „sułtan” zostawi po sobie polityczne dziedzictwo? Pierwsza faza erdoganizmu bazowała na porozumieniu z Kurdami, dzisiaj to otwarta wojna. Erdoganizm był od początku wiązany z gospodarczym rozwojem, dzisiaj eksperci wieszczą Ankarze ekonomiczny kryzys. Triumf, który oglądamy w TV nie jest osadzony na mocnych fundamentach.
 
W dalekim tle wojny jest Polska, która zadeklarowała gotowość wsparcia pomocy humanitarnej potrzebującym w Syrii. Nie jest to zaskoczenie bo wpisuje się w dotychczasową polską politykę względem Bliskiego Wschodu – czyli istnieje konsekwencja w dyplomacji – i co ważne, sprawia, że bez względu na geopolitykę, w północnej Syrii zburzone szkoły, szpitale i domy zostaną odbudowane przez Polaków. Za kilka pokoleń Kurdowie, Asyryjczycy, Turkmeni czy Arabowie będą wspominali tych, którzy przyszli im z pomocą a przeklinali tych, którzy sprowadzili na nich wojnę. Czasami można godzić człowieczeństwo z realpolityk.
 
Michał Bruszewski
 
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Jacek Protasiewicz: Marcin Kierwiński wczoraj był napruty jak Messerschmitt polityka
Jacek Protasiewicz: "Marcin Kierwiński wczoraj był napruty jak Messerschmitt"

- Marcin Kierwiński wczoraj był napruty jak Messerschmitt. Gadanie o problemach technicznych, to ściema dla maluczkich, jak niegdyś o słynnym dziadku - napisał były polityk PSL-u Jacek Protasiewicz w mediach społecznościowych.

Mocna wymiana ognia. W ciągu doby doszło do 95 starć Ukrainy z Rosją z ostatniej chwili
Mocna wymiana ognia. W ciągu doby doszło do 95 starć Ukrainy z Rosją

Wojska Ukrainy przeprowadziły 95 starć bojowych w walkach z okupacyjną armią Rosji w ciągu ostatniej doby oraz zniszczyły 23 drony, którymi atakowane były obiekty infrastruktury cywilnej – poinformował w niedzielę rano Sztab Generalny w Kijowie.

Kierwiński pod wpływem alkoholu? Teraz polityk Platformy grozi Wiadomości
Kierwiński pod wpływem alkoholu? Teraz polityk Platformy grozi

- Nie mam pojęcia, czemu mój głos został tak zniekształcony. Albo to pogłos, albo kwestie techniczne - przekonuje Marcin Kierwiński w rozmowie z Onetem, tłumacząc to, że podczas wystąpienia na uroczystościach z okazji Dnia Strażaka zdaniem internautów brzmiał, jakby był pod wpływem alkoholu. Teraz minister grozi krytykom.

Czy Luna ma jakiekolwiek szanse na Eurowizji? Poznaj typy buckmacherów z ostatniej chwili
Czy Luna ma jakiekolwiek szanse na Eurowizji? Poznaj typy buckmacherów

Ranking przygotowany na podstawie średnich kursów buckmacherów nie pozostawia złudzeń. Luna praktycznie nie ma żadnych szans na osiągnięcie dobrego wyniku na tegorocznej Eurowizji.

Niemiecka rafineria emitująca szkodliwe substancje przy granicy z Polską na krawędzi wideo
Niemiecka rafineria emitująca szkodliwe substancje przy granicy z Polską na krawędzi

Rafineria PCK wnioskuje do Landu Branderburgia o pozwolenie na podwojenie emisji dwutlenku siarki, ale Land Brandenburgia jak na razie, nie zgodził się na to - zauważył Aleksandra Fedorska w materiale opublikowanym w serwisie Youtube.

Rosja wzięła na celownik Wołodymyra Zełenskiego gorące
Rosja wzięła na celownik Wołodymyra Zełenskiego

Rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych umieściło w sobotę ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na liście poszukiwanych przestępców, poinformował portal The Moscow Times.

Niemcy: radykalni ekolodzy protestują przeciwko... fabryce samochodów elektrycznych z ostatniej chwili
Niemcy: radykalni ekolodzy protestują przeciwko... fabryce samochodów elektrycznych

Niemiecki "Bild" informuje, że w przyszłym tygodniu radykalni ekolodzy planują demonstracje, okupacje i blokady przeciwko rozbudowie fabryki samochodów Tesli.

To już koniec ciepłych dni z ostatniej chwili
To już koniec ciepłych dni

W weekend będzie można podzielić Polskę na dwie części - pogodny wschód i pochmurny zachód. Niedziela będzie ostatnim fajnym, ciepłym dniem - poinformowała synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Ewa Łapińska.

Minister Marcin Kierwiński pod wpływem alkoholu? Polityk zabiera głos gorące
Minister Marcin Kierwiński pod wpływem alkoholu? Polityk zabiera głos

- Nie mam pojęcia, czemu mój głos został tak zniekształcony. Albo to pogłos, albo kwestie techniczne - przekonuje Marcin Kierwiński w rozmowie z Onetem, tłumacząc to, że podczas wystąpienia na uroczystościach z okazji Dnia Strażaka zdaniem internautów brzmiał, jakby był pod wpływem alkoholu.

Niemcy boją się eskalacji antysemityzmu z ostatniej chwili
Niemcy boją się eskalacji antysemityzmu

Komisarz rządu federalnego ds. antysemityzmu Felix Klein obawia się eskalacji propalestyńskich protestów na uczelniach. Postawa antysemicka jest "niestety powszechna i może bardzo szybko doprowadzić do eskalacji" - powiedział Klein.

REKLAMA

Michał Bruszewski: Polska, Turcja, Kurdowie – zaklęty trójkąt dyskusji

Konflikt w północnej Syrii podzielił Polaków. Po inwazji Turcji na Rożawę (syryjski Kurdystan) pojawiają się różne stanowiska dotyczące wojny. Nad Wisłą trwa zaciekła dyskusja - z jednej strony, naród kurdyjski walczący od pokoleń już nie tyle o niepodległość, a o skrawek autonomii i przetrwanie, przypomina Polakom ich własną historię oręża i walki, z drugiej strony jest Turcja - regionalne mocarstwo, pełnoprawny a nie papierowy członek NATO z drugą najsilniejszą armią w sojuszu oraz z historią gestów nieuznających zaborów i wspierania polskiej irredenty.
 Michał Bruszewski: Polska, Turcja, Kurdowie – zaklęty trójkąt dyskusji
/ screen YouTube
Chyba odkryliśmy ten polski pierwiastek w odległej wojnie na bezdrożach Rożawy – ma on charakter zaciekłej dyskusji kogo i jak Polacy mieliby popierać. Polska plemienna wojenka, tyle że w mikroskali, wybuchła na nowo, tym razem sięgając zyskującej na popularności geopolityki. Paradoksalnie, w tym wypadku, wcale nie uważam jej za szkodliwą – nie – to moment na przesilenie, gdy zachłyśnięte pokojem społeczeństwo, któremu wmawiano, że żyje w globalnej wiosce widzi na ekranach monitorów jak brutalna jest wspomniana geopolityka. Każda dyskusja, każdy głos przybliżający nas do świadomości zagrożeń, realnego myślenia o świecie, ale zarazem wspierania potrzebujących jest „cenny i pożądany” - mawiając klasykiem polskiej dyplomacji, równie tragicznym co dzieje Bliskiego Wschodu. Dla niektórych może to być uznane za siedzenie okrakiem na barykadzie, ale i tak uważam, że poważnie należy podejść do argumentów obu stron dysputy.
 
Głównym mianownikiem tej dyskusji, gdzie na jednej szali mamy „rację stanu” Turcji a na drugiej „walkę narodową” Kurdów, jest reakcja i stanowisko polskiego rządu. Nieubłagane są prawa polityki - publicyści i analitycy mogą przybrać różne stanowiska, suflować różne odpowiedzi ale nawą dyplomacji kieruje polski rząd. Pierwszym poważnym krokiem na samym początku konfliktu był fakt, iż Warszawa zadeklarowała gotowość do niesienia pomocy humanitarnej w regionie. Część „autorytetów” zżyma się z tej polskiej pomocy, ale co równie istotne, nie uświadczyliśmy w pakiecie żadnych politycznych działań, które uderzałyby w strony konfliktu – Turcję i syryjskich Kurdów, a nawet psuły swoje relacje z którymkolwiek z graczy zaangażowanych w konflikt (zawężając dyskusję tylko do turecko-kurdyjskiego frontu ale patrząc też szerzej na Syrię jako całość). To realistyczne podejście. Z perspektywy Warszawy, a przecież patrzymy na ten konflikt polskimi oczyma, nie ma sensu osłabianie roli Turcji w NATO, bo na geopolitycznej szachownicy w Europie to nie my jesteśmy w stronnictwie rozwalania tego sojuszu. To, że takie stronnictwo istnieje to fakt. Naszym celem jest utrzymywanie układu międzynarodowego, w którym umów się dotrzymuje, a przynajmniej minimalizowanie strat gdy takie „papierowe” zobowiązania są wyrzucane do kosza. Uruchamianie pierwszej kostki domina, która wywróciłaby NATO nie jest nam na rękę. Jaka jest alternatywa dla NATO? Grający niezmiennie koncert mocarstw, raz ciszej, raz głośniej, który jest niezaprzeczalnym faktem ale wspieranie go z perspektywy Warszawy to samobójstwo. Położenie geostrategiczne Turcji, południowa flanka, „miękkie podbrzusze” w kontekście bliskiego położenia Rosji również jest kluczowe. Turcja istniała, istnieje, istnieć będzie i ciężko znaleźć geopolityczny powód dla którego Warszawa miałaby psuć swoje relacje z Ankarą. Niestety, geopolityka jest brutalna - wojna Turcji z Kurdami takim powodem nie jest. Bez względu na to kto rządzi w Ankarze, Turcja może się jeszcze Warszawie przydać.
 
Rozum swoje, serce swoje. Pamiętajmy, że nawet polskie mogiły nie sprawią, że powstanie niepodległy Kurdystan. Pewnie żaden inny naród nie zasługuje na suwerenne państwo jak właśnie Kurdowie ale tragedie narodów się nie sumują, przynoszą tylko jeszcze większe morze krwi. Królestwo Kurdystanu, które proklamowano w 1921 roku nie mogło nawet zaistnieć bo na jego terytorium zachodnie mocarstwa znalazły złoża ropy naftowej. Gdy Paryż, Londyn i Turcja sankcjonowały rozbiory Kurdystanu, Polacy ledwo odzyskali niepodległość broniąc się przed bolszewicką nawałą. Nie oznacza to jednak, iż – i tutaj pojawia się druga stronu sporu – będziemy klaskać gdy ludzie giną wypalani ładunkami z białym fosforem, na starożytne miasta spadają bomby a dżihadyści profanują kościoły. Nie ma potrzeby by bezmiarowi szaleństwa jakim jest napaść mocarstwa na prześladowany naród sztucznie dorabiać „ideologię”, o wyższych „celach” nie wspomnę. Powiązani z Turcją żołdacy dokonują zbrodni wojennych a dzielenie Syrii na strefy wpływów przypomina przedrozbiorowe konwulsje, które doskonale znamy. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
 
Jedną z inspiracji do tego felietonu jest bardzo ciekawa analiza Klubu Jagiellońskiego pt. „Atakując Kurdów, Turcja realizuje swoją rację stanu”. Z wieloma tezami autora się zgadzam wszelako mam nieodparte wrażenie, że dość łatwo kupiliśmy utożsamianie erdoganizmu z „racją stanu” Turcji. Stawiamy znak równości między Turcją a AKP – Partią Sprawiedliwości i Rozwoju. Bezsprzecznie prezydent Recep Tayyip Erdogan to wizjoner, to skuteczny twardy polityczny zawodnik. Wojna z Kurdami przysparza mu popularności. Wśród Turków zyskuje coraz większe poparcie społeczne kolejną ofensywą – na co wskazuje choćby sondaż ośrodka Metropoll. To polityk, który nie tylko ugruntował ale być może nawet zwiększył znaczenie swojego kraju. Pytanie tylko czy te wszystkie cechy Erdogana sprawiają, że faktycznie realizuje on „rację stanu” swojego państwa? Odpowiedź wydaje się oczywista ale nie mylmy popularności i zdjęć z międzynarodowych rautów a nawet skuteczności w narzucania swojej woli innym stolicom w realizowaniu „racji stanu”. Nieustanna zmienność polskiej polityki wyrobiła w nas nawyk ocen szybkich i doraźnych. Rację stanu warto traktować długofalowo, bo przecież nawet w klasycznych jej definicjach nie mówimy tylko o „ekspansji państwa”, „wyższej konieczności”, „państwa jako panowaniu” ale też jego „przetrwaniu”. Turcja przetrwa ale czy to samo czeka „państwo Erdogana” rozumiane jako AKP-owski konglomerat wpływów i biurokracji? Co po współczesnym „sułtanie”? Tak ogromny wpływ jednego człowieka na cały kraj, z górką 80 mln obywateli (dodajmy jeszcze tych, których inkorporuje), w takim regionie jak Bliski Wschód, może oznaczać ogromne kłopoty, gdy tego „zwornika” zabraknie. Erdogan przetrwał i wyszedł mocniejszy z próby zamachu stanu w 2016 roku. Jego ośrodek władzy wzmocnił się po referendum prezydenckim w 2017 roku. Militarne ofensywy na północy Syrii z charakterystycznymi kryptonimami Tarcza Eufratu, Gałązka Oliwna, czy obecnie Źródło Pokoju – zrobiły z Erdogana postać międzynarodowego kalibru. To prawdziwy obraz ale tylko jednej strony medalu. Każdy zwycięski marsz ma kiedyś swój koniec. Erdogan nie jest młody, ma 65 lat, AKP przegrała wybory w tym roku, w Stambule i Ankarze. To co dzisiaj robi Erdogan, czyli lawirowanie między Waszyngtonem a Moskwą, sprytne odwracanie sojuszy to wciąż miecz obosieczny. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację w której przegrany Erdogan staje się dla mocarstw balastem, przeszkodą dla niedawnych sojuszników i sami odwrócą alianse przeciwko „sułtanowi”. Turecki przywódca na pewno doskonale pamięta, jak jeszcze w 2001 roku siedział w więzieniu. Nie jestem starcem a sam pamiętam tureckie miasta i ulice przed nastaniem ery erdoganizmu. Jakie „sułtan” zostawi po sobie polityczne dziedzictwo? Pierwsza faza erdoganizmu bazowała na porozumieniu z Kurdami, dzisiaj to otwarta wojna. Erdoganizm był od początku wiązany z gospodarczym rozwojem, dzisiaj eksperci wieszczą Ankarze ekonomiczny kryzys. Triumf, który oglądamy w TV nie jest osadzony na mocnych fundamentach.
 
W dalekim tle wojny jest Polska, która zadeklarowała gotowość wsparcia pomocy humanitarnej potrzebującym w Syrii. Nie jest to zaskoczenie bo wpisuje się w dotychczasową polską politykę względem Bliskiego Wschodu – czyli istnieje konsekwencja w dyplomacji – i co ważne, sprawia, że bez względu na geopolitykę, w północnej Syrii zburzone szkoły, szpitale i domy zostaną odbudowane przez Polaków. Za kilka pokoleń Kurdowie, Asyryjczycy, Turkmeni czy Arabowie będą wspominali tych, którzy przyszli im z pomocą a przeklinali tych, którzy sprowadzili na nich wojnę. Czasami można godzić człowieczeństwo z realpolityk.
 
Michał Bruszewski
 
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe