[Tylko u nas] Budzisz: Rosja-Chiny. Strategiczne partnerstwo, które nie wytrzymuje próby koronawirusa
![[Tylko u nas] Budzisz: Rosja-Chiny. Strategiczne partnerstwo, które nie wytrzymuje próby koronawirusa](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/44280.jpg)
Ale problem jest poważniejszy. Dla obserwatorów to co się dzieje w Rosji w związku z epidemią koronawirusa jest dobrą sposobnością aby zweryfikować jak w rzeczywistości wygląda chińsko – rosyjskie partnerstwo strategiczne. A nie wygląda chyba najlepiej, bo w mediach skarżą się rosyjscy dziennikarze i epidemiolodzy, którzy pojechali do Wuhan z oficjalną delegacją, aby zapoznać się z jednej strony z sytuacją a z drugiej, i to o wiele ważniejsze, zwłaszcza w kontekście ochrony Federacji Rosyjskiej przed epidemią ze stanem prac chińskich naukowców nad wirusem. Mówią oni, że nie potraktowano ich w Chinach poważnie, nie udostępniono żadnych wyników badań, nawet nie dopuszczono w okolice laboratoriów, nie mówiąc już o zaproszeniu do środka. Władze poprzestały na zorganizowaniu kilku spotkań w trakcie których padały okrągłe frazesy o przyjaźni, ale nic więcej. A dwutygodniową kwarantannę po powrocie do Rosji tak czy siak trzeba było odbyć.
Sporo złej krwi zrobiła tez historia z Arbidolem. Jest to popularny w Rosji środek antywirusowy, produkowany od lat przez prywatny koncern kontrolowany przez oligarchę Wiktora Charitonowa. Środek ten, produkowany jeszcze od czasów ZSRR, ma w Rosji o tyle ciekawą historię, że został zaliczony do niezbędnych, ba, wręcz ratujących życie preparatów antygrypowych jak się dziś uważa dzięki pozytywnej wypowiedzi na jego temat Władimira Putina oraz przyjaźni Charitonowa z wicepremier Golikową, która nadzorowała za czasów premierostwa Putina resort zdrowia. Preparat, co do skuteczności którego specjaliści nota bene mają sporo wątpliwości, zrobił sporą karierą handlową po tym jak kilka lat temu w Chinach wybuchła epidemia tzw. „chińskiej grypy”. Teraz w obliczu tego co się dzieje w Chinach, na Dalekim Wschodzie i w Europie mógłby zrobić jeszcze większą karierę, tym bardziej, że chińscy naukowcy zaliczyli go do grupy leków skutecznie zwalczających koronawirus. Stało się to dwa tygodnie temu, teraz już emocje nieco opadły, ale po tym jak informacja po raz pierwszy dotarła do opinii publicznej, światowe giełdy wystrzeliły. Tylko, że Rosjanie nie zrobią na tym leku interesu, bo w tzw. międzyczasie wygasła jego ochrona patentowa i Chińczycy, tak jak to mają w zwyczaju, zaczęli jego produkcję nie pytając nikogo o zgodę, ale co ważniejsze nie płacąc nikomu żadnych tantiem. Nota bene akcje chińskiej firmy produkującej Arbidol (w niektórych relacjach specyfik ten nazywany był Abidolem) były jedynymi rosnącymi w ogólnej fali spadków na giełdach. Oczywiście sprzedaż preparatu w Chinach wystrzeliła jak rakieta, ale nie zarobią na tym firmy rosyjskie, tylko chińskie. Uzmysłowiło to Rosjanom, że współpraca między obydwoma krajami kwitnie wtedy, kiedy to jest korzystane dla Chin, a w drugą stronę już niekoniecznie. To jest jak się w Rosji plotkuje jeden z powodów dlaczego kolej wielkich prędkości Moskwa – Kazań, która miała być jednym z filarów tzw. Lądowego Jedwabnego Szlaku jakoś nie może powstać. Podobno Chińczycy zaproponowali aby udziałem strony rosyjskiej w tym sztandarowym przedsięwzięciu mającym świadczyć o kwitnącej współpracy było usypanie nasypu na którym miałoby zostać położone specjalne torowisko. Wszystko inne, w tym elektronika, tabor ale też i kredyty niezbędne na uruchomienie linii miałoby być chińskie. Pekin zażądał też ponoć dla siebie większościowej reprezentacji w zarządzie firmy mającej eksploatować to przedsięwzięcie.
Zresztą perspektywy współpracy gospodarczej, w związku z wybuchem epidemii wyglądają bardzo blado. Rosja szybko zareagowała na sytuację najpierw zamykając granicę na Dalekim Wschodzie, potem na całej jej długości i wstrzymując ruch pasażerski. Potem poinformowano o zaprzestaniu wydawania wiz dla obywateli Chin (za wyłączeniem stałych wiz biznesowych). Nawet do Wuhan Moskwa wysłała tylko jeden samolot po to aby ewakuować swoich obywateli, a po następnych, którzy nie zdecydowali się na wyjazd spodziewając się szybkiego zakończenia kwarantanny, nie spieszy się z wysyłniem kolejnych. Te reakcje, ale również zamknięcie rynków chińskich w większych rosyjskich miastach władze w Pekinie uważają za przesadne, nie świadczące o przyjaznym nastawieniu, a nawet będące świadectwem antychińskiej fobii.
Zamknięcia granicy i spowolnienie chińskiej gospodarki jest dla Rosji bolesnym wyzwaniem. Minister Finansów Anton Siulianow powiedział, że w lutym wzajemna wymiana handlowa spadła o 50 %, transfery pieniężne o 70 %, a ruch turystyczny spadł niemal do zera. Pierwotne plany, mówiące o osiągnięciu w tym roku poziomu handlu wynoszącego 200 mld dolarów w sposób oczywisty stają się nierealne. Tym bardziej, że chińskie firmy ograniczają na potęgę zakupy rosyjskich surowców powołując się na klauzule mówiące o „sile wyższej” co dla rosyjskich koncernów jest o tyle bolesne, że uniemożliwia domagania się jakichkolwiek rekompensat. Straszliwie cierpi rosyjski przemysł samochodowy już i tak znajdujący się w kryzysie w efekcie zeszłorocznego załamania się popytu na rynku krajowym. Teraz do tego dokłada się zamknięcie rynku chińskiego, i generalnie rwące się łańcuchy zaopatrzeniowe. Oligarcha Dieripaska do którego należy produkujący samochody ciężarowe holding GAZ już od pewnego czasu chcąc uchronić przed upadłością samochodową „nogę” swego biznesowego imperium zaczął sprzedawać wchodzące w jego skład fabryki. Teraz w obliczu kryzysu wywołanego koronawirusem proces znacznie przyspieszy, albo firmę zatrudniająca 25 tys. osób czeka upadłość.
Innym przykładem jak w praktyce wygląda współpraca rosyjsko-chińska są losy projektu na którym Moskwie bardzo zależało. Otóż w obliczu amerykańskich sankcji, oraz perspektywy ich nasilenia w listopadzie 2018 roku, w trakcie wizyty ówczesnego premiera Miedwiediewa w Pekinie padła propozycja stopniowego przechodzenia we wzajemnych rozliczeniach handlowych na ruble i juany. Rosyjski Bank Centralny i Ministerstwo Finansów nawet w „geście dobrej woli” zmienił strukturę rosyjskich rezerw państwowych, a są one niemałe, bo ich wartość przekracza 500 mld dolarów. Zwiększono lokaty w juany, na czym zresztą w obliczy polityki Chin polegającej na manipulowaniu (osłabianiu) kursu własnej waluty celem wzrostu konkurencyjności eksportu sporo stracono. Ale czegóż nie robi się w imię „strategicznego partnerstwa”. Wówczas, w trakcie wizyty Miedwiediewa w Pekinie, chiński premier odrzucił rosyjską propozycję, obawiając się, że chińskie banki spotkają się z utrudnieniami ze strony Stanów Zjednoczonych. Nie zrażeni tym Rosjanie kontynuowali wysiłki mające na celu przekonanie Chińczyków i w czerwcu 2019 roku minister finansów Anton Siulianow w trakcie wizyty w Pekinie podpisał porozumienie z prezesem Ludowego Banku Chin, przewidujące, że udział krajowych walut w rozliczeniach handlowych wzrośnie do 50 %. Problem tylko w tym, że Chińczycy nie ruszyli nawet palcem, aby wypełnić zapisy porozumienia i jak pod koniec roku mówił Putin, rozliczenia w walutach krajowych są nadal na niskim poziomie.
Te wszystkie zjawiska doprowadziły z jednej strony do wzrostu napięć, ale z drugiej ujawniły oczywisty fakt, że o żadnym „strategicznym partnerstwie” nie ma mowy, nawet mimo szczodrze szafowanych sloganów o przyjaźni, których nie szczędzą sobie w czasie licznych spotkań prezydenci obydwu krajów. Rosjanie zaczynają myśleć, że przyjaźń i partnerstwo ma miejsce tylko wtedy, kiedy korzystają na tym Chiny. I budzi to u nich bardzo nieprzyjemne skojarzenie o relacjach panujących między starszym i młodszym bratem. Nietrudno zgadnąć, kto w tym tandemie miałby być tym młodszym.
Marek Budzisz