[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Decydujący moment prezydentury Trumpa. Możliwe wielkie zwycięstwo pro-life
Mam świadomość, że to mocne słowa, i że mówię o populiście, który poglądy zmienia jak rękawiczki, i który w pewnych kwestiach prowadzi politykę kompletnie nieodpowiedzialną. Nie uważam też, że można w nim dostrzegać bohatera konserwatywnej zbiorowej wyobraźni, i to nie tylko z powodu jego prywatnych wyborów życiowych, ale także z wielu innych. Jeśli jednak uda mu się mianować nowego sędziego Sądu Najwyższego, i jeśli będzie miał on konserwatywne poglądy (a wiele na to wskazuje), a do tego jeśli uda się go przepchnąć przez Kongres i Senat Stanów Zjednoczonych, to obecny prezydent, nawet jeśli nadchodzące wybory przegra, będzie miał ogromną zasługę. Dzięki temu bowiem układ sił w Sądzie Najwyższym (obecnie - także dzięki decyzjom Trumpa - to 5 konserwatystów do 5 progresywistów), ale teraz może on zmienić się na korzyść konserwatystów na 6 do 3. W praktyce oznaczać to będzie, że Sąd Najwyższy będzie w stanie obalić wyrok w sprawie Roe kontra Wade i sprawić, że o kwestii aborcji ponownie decydować będą legislatury stanowe, co oznacza, że w części stanów aborcja może zostać całkowicie zakazana.
Wszystko to zaś za sprawą śmierci 87-letnie sędzi Ruth Bader Ginsburg. Zmarła sędzia, o modlitwę za duszę której apelują obrońcy życia ze Stanów Zjednoczonych (do czego się zresztą przyłączam) była jednym z najbardziej progresywnych sędziów w SN. Opowiadała się zarówno za pełną „równością małżeńską”, ale także późną aborcją, a nawet za politycznym - także za pomocą aborcji zmniejszaniem liczebności grup niepotrzebnych. W wywiadzie dla „New York Timesa” przyznała, że państwo powinno finansować aborcję, by zmniejszyć przyrost naturalny wśród „niepotrzebnych i niechcianych” grup społecznych. Ginsburg wyraziła też rozczarowanie tym, że orzeczenie „Roe vs. Wade” z 1973 r. nie ułatwiło kontroli liczby ludności. - Szczerze myślałam, że w latach siedemdziesiątych za orzeczeniem „Roe vs. Wade” stała troska Sądu Najwyższego o uporanie się z wyraźnym wzrostem populacji, a zwłaszcza wzrostem liczby urodzin wśród tych grup, których nie chcemy mieć w Ameryce za dużo – mówiła Ginsburg „NYT”. I wzywała do tego, by jak najszybciej państwo zaczęło finansować aborcję z budżetu federalnego, kontrolując w ten sposób przyrost „grup niepożądanych”.
Oczywiście sama nominacja nie wystarczy. Nową kandydaturę przegłosować musi jeszcze amerykański Senat, a jak przypominają demokraci, republikanie zablokowali wybór liberalnego sędziego z nominacji Baracka Obamy, gdy na krótko przed wyborami w 2016 roku zmarł sędzia Antonin Scalia. Demokraci nie mają jednak obecnie większość w Senacie, a lider republikańskiej większości zapowiedział, że republikanie zagłosują za nominowanym przez Trumpa prawnikiem, bowiem Amerykanie w kolejnych wyborach zapewnili im większość, tak by mogli wspierać reformy i decyzje obecnego prezydenta, także w kwestiach nominacji sędziowskich.
Kto mógłby zająć miejsce sędzi Ginsburg? Na razie sprawa jest otwarta, ale większość z krótkiej listy podawanych osób stanowią ludzie w konserwatywnych i pro life poglądach. Są wśród nich trzej senatorowie republikańscy: Ted Cruz, Tom Cotton i Josh Hawley, ale także sędzia Amy Coney Barrett, wykładowca prawa, sędzia, ale także głęboko wierząca katoliczka i matka siódemki dzieci czy sędzia Peter Phipps, zaangażowany członek Rycerzy Kolumba.
Niezależnie od konkretnego nazwiska Trump musi mieć świadomość, że w tej chwili staje przed kluczowym momentem swojej prezydentury. Chwiejna równowaga w kwestii aborcji może zostać zmieniona, a kwestie aborcyjne, dzięki nowemu wyrokowi mogą wrócić na poziom stanów. I choć będzie to oznaczać, że w części stanów nic się nie zmieni, to w wielu innych może to oznaczać nawet pełny zakaz aborcji. To byłoby niewątpliwie wielkie zwycięstwo opcji pro life i konserwatystów moralnych. Oby Trump podjąć dobrą decyzję, a republikańska większość go w tym wsparła. Niezależnie od wyniku nadchodzących wyborów byłaby to wielka zasługa obecnego prezydenta.