[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Z boku o „rewolucji”

Na to, co się dzieje na ulicach i w w mediach społecznościowych można i trzeba spoglądać ze spokojem. To ważna lekcja i unaocznienie sytuacji, ale bynajmniej nie koniec historii Kościoła czy prawicy w Polsce. Nowej rewolucji październikowej z tego nie będzie, co nie znaczy, że nie trzeba wyciągać wniosków politycznych.
apokalipsa [Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Z boku o „rewolucji”
apokalipsa / Pixabay.com

Spoglądam na profile moich znajomych z „drugiej strony” i widzę tam rewolucyjne wzmożenie. Jedni wypisują obok siebie kolejne daty 1956, 1968, 1981, 1989 i wreszcie 2020, inni oznajmiają, że to już koniec patriarchatu, Kościoła i PiS w „tym kraju”, inni wieszczą prawdziwy przełom, a jeszcze inni zrobienie porządku z katolami. Nad wszystkim królują pioruny i powracające, jako slogan wobec każdego, kto się z nimi nie zgadza krótkie, ale dosadne: „wyp…dalaj”, które - jak wyjaśniają językoznawcy czy esteci w tym wypadku wcale nie jest wulgarne, ale celne. Spoglądam i jestem zupełnie spokojny. Nie, nie dlatego, że nic się nie zmieniło, ani nawet nie dlatego, że nie widzę politycznej zmiany, ale przede wszystkim dlatego, że już teraz widać, że zmiana ta wcale nie musi być tak radykalna, a jej przewidzenie było od dawna czymś oczywistym.
O laicyzacji, o tym, że Kościół stracił (nie traci, ale właśnie stracił) młodzież, i że większość także starszego pokolenia straciła więź - wprawdzie nie z instytucją, ale z tym, co ona przekazuje - z Kościołem pisałem (nie tylko zresztą ja) od dawna. To, co widzimy na ulicach jest tylko bolesnym i naocznym, ale potwierdzeniem tej diagnozy. Jeśli ktoś jeszcze sądził, że to pokolenie jest w Kościele, to teraz ma dowód na to, że nie jest. Obecność i wsparcie przez celebrytów (także tych, którzy jeszcze niedawno „nie wstydzili się Jezusa”), a także przez znaczącą część średniego pokolenia też szczególnie nie zaskakuje. Katolicyzm od dawna - i na prawicy i w centrum - nie był postawą, nie był religią, ale elementem tożsamości kulturowej, tradycji. Jeśli więc nasza tożsamość się zmienia, a ten element zaczyna przeszkadzać, to rezygnuje się z tego, co jest trudniejsze i bardziej wymagające, a mniej zakorzenione w naszym myśleniu. Jeśli do tego dodać obiektywne czynniki laicyzacyjne i błędy samego Kościoła: brak rozliczenia z przeszłością, brak realnej troski o ofiary, sprowadzenie religijności do emocji, tożsamości czy dobroludzizmu, rezygnację z ewangelizacji dorosłych i pozostawienie ewangelizacji młodych na barkach niewydolnej katechezy czy wreszcie brak walki o kulturę  - to obraz staje się pełny. Obecne protesty są tylko skutkami tego wszystkiego i unaocznieniem tego, czego nie chcieliśmy od dawna dostrzegać.

Wyrok TK nie jest bynajmniej przyczyną tego, co widzimy, a jedynie zapalnikiem, który je zdetonował. I każdy, kto śledził wcześniejsze protesty parasolek musiał mieć świadomość, że do nich dojdzie. Ich ostrość bierze się zaś z dwóch powodów. Pierwszym jest czas, w jakim do nich dochodzi - to pandemia, wielka niewiadoma, co będzie dalej - która w całej Europie wywołuje ostre reakcje, a w Polsce nałożyła się na ostry, światopoglądowy spór. Drugim jest kompletny brak przygotowania na to, co się dzieje obozu władzy. To, jaki będzie ten wyrok były absolutnie pewne. Poprzednie orzeczenia TK nie pozostawiały, co do tego wątpliwości, a skoro tak, to trzeba było albo przełożyć jego ogłoszenie, albo przygotować pakiety ustaw dotyczących opieki na rodzinami osób niepełnosprawnych, pomocy dla nich czy nawet doprecyzowania wyroku, które zostałyby wrzucone w momencie jego ogłoszenia. Nic takiego nie zrobiono, co sprawia wrażenie, jakby nikt tego nie kontrolował. I to być może jest obecnie główny problem, bo to nie pierwsza taka akcja w tym rządzie. Wcześniej wrzucono piątkę dla zwierząt, a zaraz potem wbrew własnym zapowiedziom zamknięto cmentarze (i to w sytuacji, gdy obok nich trwają masowe protesty). To wygląda, jakby w obliczu pandemii, rządząca w Polsce prawica straciła sterowność, zdolność do czytania emocji społecznych. I to właśnie to może doprowadzić ją do katastrofy, a nie protesty czy sam wyrok.
Same protesty, choć niewątpliwie ostre i liczne, a do tego grupujące młodzież, nie są - wbrew wciąż powtarzanej przez ich zwolenników mantrze - materiałem na przewrót. Marta Lempart to wielki dar dla władzy, jako szefowa Rady Konsultacyjnej, która ma negocjować z rządem warunki jego ustąpienia, raczej śmieszy, niż straszy, i nawet wśród medialnych zwolenników rewolty na ulicach wywołuje często odruch zażenowania. Program polegający na gromkim „wyp…dalać” nie jest czymś, z czym można cokolwiek zbudować, a uczestnicy protestów mają nie tylko różne poglądy, ale i różne cele. Impet protestów będzie słabł, jak każdych, szczególnie jeśli władza nie będzie nadal (to słuszna strategia) stosować przemocy i łagodzić atmosferę, a szalejący COVID także nie sprzyja protestującym. Oczywiście wiele zależy od tego, jak zachowa się prawica, czy odzyska sterowność, czy będzie sobie radzić z pandemią (na razie wygląda to gorzej niż na wiosnę) i wreszcie czy odzyska słuch na inne, niż protestujące grupy.

Gdy przyjdą wybory (z perspektywy prawicy trzeba powiedzieć, im później, tym lepiej, najlepiej zaś w terminie) to głosy protestujących podzielą się między Hołownię, PO, Lewicę, PSL, a część (pewnie niewielką) dostanie również Konfederacja i PiS. W wyborach ludzie bowiem nie tylko protestują, nie tylko kierują się emocjami, ale i swoimi interesami, a te niekoniecznie utożsamiają się wyłącznie z tym, co głosi się na protestach. Agresja, a ona też występuje, wzmocni też stronę drugą, konserwatywną i religijną, która w nadchodzących wyborach będzie widzieć wybór własnego bezpieczeństwa, ochrony status quo, i to także będzie ją motywować. Oczywiście skutki gospodarcze kryzysu nie będą działały na korzyść władzy, a doświadczenie protestów jako formujące ruch polityczny będzie wpływać na te wybory, ale nie musi ich rozstrzygnąć. Wiele zależy od tego, co będzie się działo w przyszłości politycznej i Polski i świata. Istnieje oczywiście także scenariusz rozpadu Zjednoczonej Prawicy, a może i PiS, ale - i to powtórzę znowu - nie z powodu owego wyroku, ale z powodu utraty słuchu społecznego, a także coraz lepiej widocznych podziałów wewnątrz obozu władzy. Prawica może podzielić się na tę bardziej społecznościową i bardziej pragmatyczną (co już widać) i oddać władzę, ale wynikać to będzie z wewnętrznych procesów na prawicy, a nie z samych protestów. One nie mają potencjały rewolucyjnego, bo też nie widać wspólnoty wartości i interesów politycznych wśród ich uczestników. 

To wszystko sprawia, że akurat protestów, jakie widzimy specjalnie się nie obawiam. Nie jest jednak tak, że nic nie budzi mojego niepokoju. Z niepokojem i to rosnącym spoglądam na samą pandemię i jej potencjalne skutki. Rząd Mateusza Morawickiego z trudem porusza się między koniecznością lockdownu, który zdemoluje gospodarkę (a co za tym idzie życie społeczne), a zapaścią systemu zdrowotnego. I to właśnie skutki (życzę i sobie, i konserwatywnej prawicy i Polsce, jak najlepszych efektów tych prób) dobre lub złe tego niuansowania będą kluczowe dla przyszłości Polski. Nie mniej istotne jest to, co wydarzy się poza Polską. Głęboki kryzys ekonomiczny zawsze pociąga za sobą zmiany społeczne, a w naszej sytuacji wzmocnienie populizmów lewicowych i prawicowych. Wszelkie przewidywanie, co może się zmienić są w takich sytuacjach ryzykowne, bo niemal nigdy się one nie sprawdzają, ale z dużą dozą pewności możemy powiedzieć, że zmieni się sporo. Od konserwatystów, od katolików, od naszych obecnych decyzji - osobistych i wspólnotowych - zależy, jak głębokie będą to zmiany, czy niektórych z procesów nie da się odwrócić, i czym kryzys jeszcze osłabi Kościół czy też może rozpocznie proces odbudowy Jego znaczenia. 
 


 

POLECANE
„Sueddeutsche Zeitung”: Izrael celowo zabija dziennikarzy w Strefie Gazy z ostatniej chwili
„Sueddeutsche Zeitung”: Izrael celowo zabija dziennikarzy w Strefie Gazy

Dziennikarze w Strefie Gazie są zabijani przez Izrael, by świat nie zobaczył rozgrywającego się tam horroru - pisze we wtorek „Sueddeutsche Zeitung”. Niemiecki dziennik ocenia, że rząd Benjamina Netanjahu „prowadzi z nimi wojnę” i celowo pozbawia życia.

Zastępca Hanny Radziejowskiej w Instytucie Pileckiego zwolniony. Jest oświadczenie z ostatniej chwili
Zastępca Hanny Radziejowskiej w Instytucie Pileckiego zwolniony. Jest oświadczenie

"Dziś dowiedzieliśmy się, że mój zastępca, Mateusz Fałkowski został dyscyplinarnie zwolniony z Instytutu Pileckiego" – pisze w mediach społecznościowych sygnalistka Hanna Radziejowska, była kierownik berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego.

Stać was jedynie na tanie manipulacje. Spięcie Andruszkiewicza z Sikorskim na X z ostatniej chwili
"Stać was jedynie na tanie manipulacje". Spięcie Andruszkiewicza z Sikorskim na X

W sieci doszło do gorącej wymiany zdań między wiceszefem Kancelarii Prezydenta RP Adamem Andruszkiewiczem, a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Poszło o decyzję prezydenta Karola Nawrockiego, który zawetował ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy.

Brawurowe zwycięstwo Igi Świątek w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open z ostatniej chwili
Brawurowe zwycięstwo Igi Świątek w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open

Iga Świątek awansowała do drugiej rundy wielkoszlemowego turnieju US Open w Nowym Jorku. Rozstawiona z numerem drugim polska tenisistka wygrała we wtorek z Kolumbijką Emilianą Arango 6:1, 6:2. Spotkanie trwało równo godzinę.

Czy Tusk przybędzie na Radę Gabinetową? Rzecznik rządu odpowiada z ostatniej chwili
Czy Tusk przybędzie na Radę Gabinetową? Rzecznik rządu odpowiada

Rzecznik rządu Adam Szłapka przekazał, że premier Donald Tusk weźmie udział w środę w zwołanej przez prezydenta Karola Nawrockiego Radzie Gabinetowej. Jak dodał, premier zabierze głos w pierwszej części spotkania, otwartej dla mediów.

Komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Wrocław planuje rozbudowę infrastruktury komunikacyjnej na południowo-wschodnich obrzeżach miasta. Istniejąca obecnie linia tramwajowa zakończona na pętli Księże Małe zostanie wydłużona o 2,3 km – aż do granicy administracyjnej miasta.

Walka o życie konia. Zwierzę wpadło do studni Wiadomości
Walka o życie konia. Zwierzę wpadło do studni

Do nietypowej akcji straży pożarnej doszło w miejscowości Szuminka (woj. lubelskie). Strażacy przez wiele godzin walczyli o życie konia, który wpadł do studni. 

Kryzys parlamentarny we Francji. Rząd Bayrou może upaść 8 września z ostatniej chwili
Kryzys parlamentarny we Francji. Rząd Bayrou może upaść 8 września

Minister sprawiedliwości Francji Gerald Darmanin powiedział we wtorek, że nie można wykluczyć możliwości rozwiązania parlamentu w razie upadku rządu premiera Francois Bayrou, któremu grozi fiasko podczas głosowania nad wotum zaufania w parlamencie 8 września.

A kiedy żołnierzy przeprosisz?!. Krzyki z widowni na spektaklu z Kurdej-Szatan z ostatniej chwili
"A kiedy żołnierzy przeprosisz?!". Krzyki z widowni na spektaklu z Kurdej-Szatan

Podczas premiery spektaklu w Teatrze Muzycznym w Gdyni Barbara Kurdej-Szatan musiała zmierzyć się z pytaniem, które od lat ciąży nad jej wizerunkiem. W pewnym momencie ciszę na sali przerwał głos widza: "A kiedy żołnierzy naszych przeprosisz?!".

Akcja ratunkowa w  Alpach. Dramatyczne poszukiwania Polaków z ostatniej chwili
Akcja ratunkowa w Alpach. Dramatyczne poszukiwania Polaków

W szwajcarskich Alpach trwa intensywna akcja poszukiwawcza dwóch polskich turystów, którzy zaginęli podczas wyprawy w rejonie masywu Weissmies. Mężczyźni, mający 52 i 76 lat, wyruszyli w góry 16 sierpnia, dzień po przyjeździe do Szwajcarii, i od tego czasu nie nawiązali kontaktu z rodziną.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Z boku o „rewolucji”

Na to, co się dzieje na ulicach i w w mediach społecznościowych można i trzeba spoglądać ze spokojem. To ważna lekcja i unaocznienie sytuacji, ale bynajmniej nie koniec historii Kościoła czy prawicy w Polsce. Nowej rewolucji październikowej z tego nie będzie, co nie znaczy, że nie trzeba wyciągać wniosków politycznych.
apokalipsa [Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Z boku o „rewolucji”
apokalipsa / Pixabay.com

Spoglądam na profile moich znajomych z „drugiej strony” i widzę tam rewolucyjne wzmożenie. Jedni wypisują obok siebie kolejne daty 1956, 1968, 1981, 1989 i wreszcie 2020, inni oznajmiają, że to już koniec patriarchatu, Kościoła i PiS w „tym kraju”, inni wieszczą prawdziwy przełom, a jeszcze inni zrobienie porządku z katolami. Nad wszystkim królują pioruny i powracające, jako slogan wobec każdego, kto się z nimi nie zgadza krótkie, ale dosadne: „wyp…dalaj”, które - jak wyjaśniają językoznawcy czy esteci w tym wypadku wcale nie jest wulgarne, ale celne. Spoglądam i jestem zupełnie spokojny. Nie, nie dlatego, że nic się nie zmieniło, ani nawet nie dlatego, że nie widzę politycznej zmiany, ale przede wszystkim dlatego, że już teraz widać, że zmiana ta wcale nie musi być tak radykalna, a jej przewidzenie było od dawna czymś oczywistym.
O laicyzacji, o tym, że Kościół stracił (nie traci, ale właśnie stracił) młodzież, i że większość także starszego pokolenia straciła więź - wprawdzie nie z instytucją, ale z tym, co ona przekazuje - z Kościołem pisałem (nie tylko zresztą ja) od dawna. To, co widzimy na ulicach jest tylko bolesnym i naocznym, ale potwierdzeniem tej diagnozy. Jeśli ktoś jeszcze sądził, że to pokolenie jest w Kościele, to teraz ma dowód na to, że nie jest. Obecność i wsparcie przez celebrytów (także tych, którzy jeszcze niedawno „nie wstydzili się Jezusa”), a także przez znaczącą część średniego pokolenia też szczególnie nie zaskakuje. Katolicyzm od dawna - i na prawicy i w centrum - nie był postawą, nie był religią, ale elementem tożsamości kulturowej, tradycji. Jeśli więc nasza tożsamość się zmienia, a ten element zaczyna przeszkadzać, to rezygnuje się z tego, co jest trudniejsze i bardziej wymagające, a mniej zakorzenione w naszym myśleniu. Jeśli do tego dodać obiektywne czynniki laicyzacyjne i błędy samego Kościoła: brak rozliczenia z przeszłością, brak realnej troski o ofiary, sprowadzenie religijności do emocji, tożsamości czy dobroludzizmu, rezygnację z ewangelizacji dorosłych i pozostawienie ewangelizacji młodych na barkach niewydolnej katechezy czy wreszcie brak walki o kulturę  - to obraz staje się pełny. Obecne protesty są tylko skutkami tego wszystkiego i unaocznieniem tego, czego nie chcieliśmy od dawna dostrzegać.

Wyrok TK nie jest bynajmniej przyczyną tego, co widzimy, a jedynie zapalnikiem, który je zdetonował. I każdy, kto śledził wcześniejsze protesty parasolek musiał mieć świadomość, że do nich dojdzie. Ich ostrość bierze się zaś z dwóch powodów. Pierwszym jest czas, w jakim do nich dochodzi - to pandemia, wielka niewiadoma, co będzie dalej - która w całej Europie wywołuje ostre reakcje, a w Polsce nałożyła się na ostry, światopoglądowy spór. Drugim jest kompletny brak przygotowania na to, co się dzieje obozu władzy. To, jaki będzie ten wyrok były absolutnie pewne. Poprzednie orzeczenia TK nie pozostawiały, co do tego wątpliwości, a skoro tak, to trzeba było albo przełożyć jego ogłoszenie, albo przygotować pakiety ustaw dotyczących opieki na rodzinami osób niepełnosprawnych, pomocy dla nich czy nawet doprecyzowania wyroku, które zostałyby wrzucone w momencie jego ogłoszenia. Nic takiego nie zrobiono, co sprawia wrażenie, jakby nikt tego nie kontrolował. I to być może jest obecnie główny problem, bo to nie pierwsza taka akcja w tym rządzie. Wcześniej wrzucono piątkę dla zwierząt, a zaraz potem wbrew własnym zapowiedziom zamknięto cmentarze (i to w sytuacji, gdy obok nich trwają masowe protesty). To wygląda, jakby w obliczu pandemii, rządząca w Polsce prawica straciła sterowność, zdolność do czytania emocji społecznych. I to właśnie to może doprowadzić ją do katastrofy, a nie protesty czy sam wyrok.
Same protesty, choć niewątpliwie ostre i liczne, a do tego grupujące młodzież, nie są - wbrew wciąż powtarzanej przez ich zwolenników mantrze - materiałem na przewrót. Marta Lempart to wielki dar dla władzy, jako szefowa Rady Konsultacyjnej, która ma negocjować z rządem warunki jego ustąpienia, raczej śmieszy, niż straszy, i nawet wśród medialnych zwolenników rewolty na ulicach wywołuje często odruch zażenowania. Program polegający na gromkim „wyp…dalać” nie jest czymś, z czym można cokolwiek zbudować, a uczestnicy protestów mają nie tylko różne poglądy, ale i różne cele. Impet protestów będzie słabł, jak każdych, szczególnie jeśli władza nie będzie nadal (to słuszna strategia) stosować przemocy i łagodzić atmosferę, a szalejący COVID także nie sprzyja protestującym. Oczywiście wiele zależy od tego, jak zachowa się prawica, czy odzyska sterowność, czy będzie sobie radzić z pandemią (na razie wygląda to gorzej niż na wiosnę) i wreszcie czy odzyska słuch na inne, niż protestujące grupy.

Gdy przyjdą wybory (z perspektywy prawicy trzeba powiedzieć, im później, tym lepiej, najlepiej zaś w terminie) to głosy protestujących podzielą się między Hołownię, PO, Lewicę, PSL, a część (pewnie niewielką) dostanie również Konfederacja i PiS. W wyborach ludzie bowiem nie tylko protestują, nie tylko kierują się emocjami, ale i swoimi interesami, a te niekoniecznie utożsamiają się wyłącznie z tym, co głosi się na protestach. Agresja, a ona też występuje, wzmocni też stronę drugą, konserwatywną i religijną, która w nadchodzących wyborach będzie widzieć wybór własnego bezpieczeństwa, ochrony status quo, i to także będzie ją motywować. Oczywiście skutki gospodarcze kryzysu nie będą działały na korzyść władzy, a doświadczenie protestów jako formujące ruch polityczny będzie wpływać na te wybory, ale nie musi ich rozstrzygnąć. Wiele zależy od tego, co będzie się działo w przyszłości politycznej i Polski i świata. Istnieje oczywiście także scenariusz rozpadu Zjednoczonej Prawicy, a może i PiS, ale - i to powtórzę znowu - nie z powodu owego wyroku, ale z powodu utraty słuchu społecznego, a także coraz lepiej widocznych podziałów wewnątrz obozu władzy. Prawica może podzielić się na tę bardziej społecznościową i bardziej pragmatyczną (co już widać) i oddać władzę, ale wynikać to będzie z wewnętrznych procesów na prawicy, a nie z samych protestów. One nie mają potencjały rewolucyjnego, bo też nie widać wspólnoty wartości i interesów politycznych wśród ich uczestników. 

To wszystko sprawia, że akurat protestów, jakie widzimy specjalnie się nie obawiam. Nie jest jednak tak, że nic nie budzi mojego niepokoju. Z niepokojem i to rosnącym spoglądam na samą pandemię i jej potencjalne skutki. Rząd Mateusza Morawickiego z trudem porusza się między koniecznością lockdownu, który zdemoluje gospodarkę (a co za tym idzie życie społeczne), a zapaścią systemu zdrowotnego. I to właśnie skutki (życzę i sobie, i konserwatywnej prawicy i Polsce, jak najlepszych efektów tych prób) dobre lub złe tego niuansowania będą kluczowe dla przyszłości Polski. Nie mniej istotne jest to, co wydarzy się poza Polską. Głęboki kryzys ekonomiczny zawsze pociąga za sobą zmiany społeczne, a w naszej sytuacji wzmocnienie populizmów lewicowych i prawicowych. Wszelkie przewidywanie, co może się zmienić są w takich sytuacjach ryzykowne, bo niemal nigdy się one nie sprawdzają, ale z dużą dozą pewności możemy powiedzieć, że zmieni się sporo. Od konserwatystów, od katolików, od naszych obecnych decyzji - osobistych i wspólnotowych - zależy, jak głębokie będą to zmiany, czy niektórych z procesów nie da się odwrócić, i czym kryzys jeszcze osłabi Kościół czy też może rozpocznie proces odbudowy Jego znaczenia. 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe