[Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Sylwester Marzeń, czyli polewamy się szampanem, ale nie w Zakopanem
![Markito [Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Sylwester Marzeń, czyli polewamy się szampanem, ale nie w Zakopanem](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16082914421d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b3724ad283249efbb1a66148d1e2865c0d19.jpg)
Oznacza to, że jeśli udamy się w Sylwestra na domówkę do znajomych (zachowując limit gości do 5 osób), będziemy musieli spędzić u nich bite dwanaście godzin, nie wracając do domu przed szóstą. Jeśli zdecydujemy się zaprosić na kawę sąsiadów z bloku obok, również nie możemy wypuścić ich przed nastaniem poranka, co – niezależnie od tego, jak mili są nasi sąsiedzi – może okazać się przedsięwzięciem trudnym do udźwignięcia.
O północy nie będziemy mogli wyjść przed blok podziwiać fajerwerków (nie mówiąc o ich odpaleniu) ani złożyć sobie życzeń przy kieliszku szampana. Nie będziemy mogli także udać się na Mszę dziękczynno – błagalną, odprawianą tradycyjnie na pożegnanie starego i powitanie Nowego Roku. Nieuchronnie jesteśmy zatem skazani na Sylwestra Marzeń przed telewizorem, z nadzieją na to, że może chociaż Maryla nie zaśpiewa nam okolicznościowej pieśni o dobrodziejstwach szczepionek. Przepraszam: Narodowego Programu Szczepień.
Początek roku nie będzie łatwiejszy. Sytuacja branży gastronomicznej nie ma na razie najmniejszych szans na poprawę, podobnie rzecz ma się z sektorem turystycznym i usługowym. Kwarantanna oznacza również zamknięcie stoków narciarskich, obiektów sportowych i galerii handlowych. A to wszystko w okresie ferii.
"Każde działanie ograniczające transmisję wirusa jest sensowne i słuszne" – powiedział dziś w TOK FM główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban, odnosząc się do pytania, czy rzeczywiście konieczne jest, aby dzieci nie mogły wyjechać na ferie. Pytany o to, czy jako lekarz widzi sens, aby dzieci siedziały po nowym roku w domu przez trzy tygodnie, odpowiedział: „Sens jest jeden. Należy zrobić wszystko, żeby zahamować transmisję zakażenia. Jeżeli nie zahamujemy tej transmisji, to będziemy mieli nie zdublowaną liczbę zgonów, jak mamy w tej chwili, tylko będziemy mieli więcej zgonów”.
Trudno jednak ocenić, jak wiele zgonów wynika rzeczywiście z zakażenia koronawirusem, a ile z powikłań nieleczonych chorób kardiologicznych czy onkologicznych. Na te ostatnie można zapadać bezkarnie i nikt nie chodzi za nami, aby „dla naszego dobra” zlecić nam EKG czy wszczepić bajpasy. A co z chorobami psychicznymi, które pogłębia niepewność bytu i świadomość zależności własnego losu od niezrozumiałych często i nielogicznych decyzji osób „mądrzejszych”? Co z pogłębiającym się poczuciem klaustrofobii, kiedy jakikolwiek opór wydaje się niemożliwy, ponieważ ewentualne protesty w dowolnej sprawie są z założenia nielegalne, a rygory wprowadza się „dla naszego dobra”?
Co wreszcie z niebezpiecznym precedensem regulowania przez rząd naszego życia prywatnego i religijnego? Koronawirus, podobnie jak inne choroby zakaźne, wymaga rzecz jasna, adekwatnych do zagrożenia działań, nie może jednak stanowić pretekstu do dowolnej ingerencji w każdą wolność obywatelską. Ten precedens będzie trudny do odwrócenia.
W sferze gospodarczej wprowadzenie „narodowej kwarantanny” po długim okresie dotkliwych obostrzeń (które miały przecież przynieść pozytywne skutki) może budzić jedynie frustrację. Zdumiewa również jednostronność rządowej propagandy proszczepionkowej. „Będziemy mieli szczepienia. Będziemy mieli szanse powrotu do normalności” – zapewnia prof. Horban. W miejsce racjonalnego ważenia argumentów za i przeciw, rzetelnego wskazywania na związane z nowym środkiem medycznym szanse, ale i zagrożenia, pojawia się propaganda deprecjonująca ludzi mających jakiekolwiek wątpliwości. Przykleja im się etykietki wariatów, osób nieodpowiedzialnych i egoistów. W tym zestawie pojęciowym brakuje jeszcze „wichrzycieli” i „elementu reakcyjnego”.
Jak wynika z badania Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM) i ARC Rynek i Opinia, tylko 17 proc. Polaków zamierza się zaszczepić przeciw COVID-19 tak szybko, jak to będzie możliwe, 23 proc. dopiero po jakimś czasie, a 38 proc. badanych nie zamierza szczepić się w ogóle.
"Jest to niczym nieuzasadnione poczucie bezkarności. Wszyscy myślą, że ich ten problem nie dotyczy. Nic bardziej błędnego! Pamiętajmy, że w każdej grupie wiekowej COVID-19 powoduje poważne powikłania, również u dzieci" – skomentował wynik badania dr hab. nauk med. Wojciech Feleszko.
Lekarz odniósł się również do niskiego poziomu zaufania kobiet wobec szczepień (tylko 11% z nich chce się zaszczepić jak najszybciej, a 45% nie zamierza szczepić się w ogóle). Uznał, że to zapewne wynik "kłamliwych informacji, że szczepionka ma powodować bezpłodność". Producent szczepionki, firma Pfizer, mówi w swojej ulotce o tym, że działanie szczepionki na kobiety w ciąży nie zostało zbadane i nie zaleca szczepień kobietom ciężarnym ani planującym ciążę w najbliższym czasie. Danych na temat ewentualnych powikłań w postaci bezpłodności nie ma i zapewne w najbliższym czasie nie będzie z uwagi na fakt, że szczepionka jest testowana zaledwie od kilku miesięcy.
Deprecjonowanie osób sceptycznych wobec szczepień przeciwko COVID-19 to niebezpieczna i niebudząca zaufania tendencja. Trudno przecież odmówić logicznego myślenia ludziom nie pałającym entuzjazmem na myśl o wprowadzaniu do własnego organizmu substancji o nieznanych długoterminowych skutkach ubocznych, za które na dodatek – w świetle obowiązującego obecnie prawa – nikt nie będzie ponosił żadnej odpowiedzialności. Czy naprawdę chodzi o to, żeby szczepić się ze strachu przed wykluczeniem społecznym bądź w wyniku zmęczenia lockdownem?
CZYTAJ TAKŻE: [Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Narodowa Strategia Szczepień, czyli „powszechność dobrowolności”.
Agnieszka Żurek