[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Śmiech przez łzy, czyli co powinno nas martwić w „koalicji sygnalizacji świetlnej”
Informacja o objęciu przez Annalenę Baerbock stanowiska niemieckiego MSZ trafiła poprzez agencje prasowe do niezliczonej liczby redakcji, które próbują ją przedstawić w taki sposób, by wzbudziła w odbiorcy pozytywne skojarzenia. Tak jakby wszystkie jej wcześniejsze wypowiedzi z najniższej intelektualnej półki zniknęły w szufladzie świeżo wziętego w posiadanie biurka w berlińskiej dzielnicy Fischerinsel.
– Dajmy jej szansę
– powiedział pewien profesor politologii, który wcielił się w rolę ostatecznej wyroczni i obrońcy 40-letniej liderki Zielonych. Głosem pełnym zadumy i powagi stwierdził, że jej „świeży” styl uprawiania polityki daje nadzieję na długo wyczekiwaną zmianę w niemieckiej polityce zagranicznej. W podobnym tonie utrzymane są niemal wszystkie teksty umieszczone w najważniejszych niemieckich dziennikach i na polskich portalach, zasilanych zagranicznym kapitałem.
Oprócz kilku nieskładnych frazesów media ogłosiły wszem wobec, że Annalena Baerbock może tchnąć w Trójkąt Weimarski nieco więcej życia. Pytanie tylko, na ile te zapewnienia zmuszą ją do złagodzenia stanowiska w kwestiach dotyczących bieżących sporów obyczajowych i cywilizacyjnych. Czy nikt z chwalących ją „kapłanów nowoczesności” nie zadał sobie trudu zajrzenia do jej książki? Książki, w której zresztą z wprawą godną lepszej sprawy powtarza bezmyślnie banialuki, podsuwane przez „głupców, oszustów i podżegaczy” (Scruton)?
Część niemieckich komentatorów zwraca uwagę na to, że Annalena Baerbock nie nabrała wystarczającego doświadczenia, by objąć tak odpowiedzialne stanowisko.
Dotąd Baerbock wygrywała rywalizację o medialny rozgłos emocjonalnymi argumentami, nieobciążonymi wiedzą i dyplomatycznym doświadczeniem
– twierdzi wiceredaktor naczelny dziennika „Bild” Paul Ronzheimer.
Dziennikarze zauważają, że liderka Zielonych zawiodła już w kampanii wyborczej, łamiąc prawa autorskie i wprowadzając do swojego życiorysu całą serię przeinaczeń.
Pani Baerbock budzi sympatię swoim sprzeciwem wobec gazociągu Nord Stream 2, choć trudno przypuszczać, że w rządzie kierowanym przez polityka SPD jej obietnice wyjdą kiedykolwiek z fazy prac studyjnych
– uważa redaktor naczelny dziennika „Kölner Stadt-Anzeiger“ Peter Pauls.
Ministerstwo rolnictwa dla Zielonych
Na rozczarowania personalne nałożyły się spory o inne ministerialne fotele. Wśród Zielonych długo dyskutowano, kto ma zostać ministrem rolnictwa. Wewnętrzną batalię o to stanowisko wygrał były przewodniczący tej partii Cem Özdemir, zostawiając w tyle dotychczasowego szefa klubu poselskiego Zielonych, Antona Hofreitera. Niektórzy komentatorzy nie kryją zadowolenia, że kluczowym dla rozwoju gospodarki resortem pokieruje „pragmatyk”, a nie „socjalistyczny buntownik”, który w rzeczywistości wolałby rządzić z postkomunistami, a nie z FDP.
Kłopot w tym, że wszystkie skrzydła Zielonych są zarażone różnymi formami tego samego wirusa, który ma swoje korzenie w naiwności marksizmu, przynoszącej w każdej jego mutacji nieodmiennie szkodliwe skutki. Wsłuchując się w argumenty „zielonych” europarlamentarzystów podczas debat o polskiej „praworządności” trudno nie odnieść wrażenia, że ich głównym celem jest unicestwienie chrześcijańskich podstaw, na których trzyma się europejska cywilizacja.
Bez względu na to, czy funkcję ministra rolnictwa pełni Cem Özdemir czy Toni Hofreiter – każdy z nich jest gorącym wyznawcą kontrowersyjnego projektu „Fit for 55”, wyznaczającego drogę do osiągnięcia celów klimatycznych do 2030 roku i zawierającym główne dźwignie dekarbonizacji, a właściwie kule do burzenia, które uderzą nie tylko w polską gospodarkę.
Weganizm, redukcja zbrojeń, marsz przez instytucje
No właśnie – „superministerstwo” gospodarki i ochrony klimatu obejmie współprzewodniczący Zielonych Robert Habeck, wyznawca polityki „otwartych granic”, który jeszcze do niedawna opowiadał się za okrojeniem środków dla Frontexu. Skupiając się na utwardzaniu swojego twardego elekoratu, uchodzący za „politycznego realistę” Habeck znika z politycznego Berlina, kiedy jego radykalni koledzy wydają krocie na celebracje weganizmu. Zresztą on sam też miota się pomiędzy różnymi skrajnościami – począwszy od wezwań do redukcji zbrojeń i obniżenia wieku wyborczego do 16 lat, a skończywszy na graniczącej z naiwnością histerii klimatycznej, utrzymanej w duchu rozwydrzonych dzieciaków z ruchu „Fridays for Future”.
Nie warto dłużyć listy nazwisk, które z polskiego punktu widzenia budzą sprzeciw i gniew. No może jeszcze jedno: ministerstwe kultury Niemiec pokieruje w przyszłości Claudia Roth, uczestniczka „długiego marszu przez instytucje”, pełzającej rewolucji marksistowskiej, mającej w latach 60. i 70. XX w. przekształcić struktury społeczne w krajach „kapitalistyczno-chrześcijańskich”. Innymi słowy – w ciągu następnych czterech lat musimy być przygotowani na każdą ewentualność.
Zagrożenie „superpaństwem”
A jak rysuje się przyszłość w innych drażliwych dla nas kwestiach? Nie wiemy, czy w sprawie kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią Robert Habeck i Annalena Baerbock będą przemawiać z nami „jednym głosem”. Na pewno zaś będą przemawiać „jednym głosem” z przyszłym kanclerzem i zdeklarowanym socjalistą Olafem Scholzem, gdy na polityczną agendę wróci współtworzona przezeń koncepcja jednolitego europejskiego „superpaństwa”.