[Tylko u nas] Marcin Bąk: Warto trzymać skarb w ogródku?
Cenne pozostawały przede wszystkim szlachetne metale, od początku, od kiedy tylko Ludzkość nauczyła się je pozyskiwać i gromadzić. Rzecz jasna archeologia zna również pojęcie skarbu żelaznego a nawet skarbów krzemiennych, niemniej to właśnie metale szlachetne traktowane były już od czasów schyłkowego neolitu jako najcenniejsze dobra. Jest to stan jak najbardziej zrozumiały. Ilość metali szlachetnych na ziemi jest ograniczona i stosunkowo mała. Same metale szlachetne należą do dóbr wyjątkowo trwałych – złoto i srebro nie podlega korozji, jest odporne na ogień, wodę, większość kwasów i substancji organicznych, nie mogą go w żaden sposób uszkodzić bakterie, wirusy czy pleśnie. Jedyne, co może się stać niekorzystnego z posiadanym przez człowieka złotem, to zagubienie go lub kradzież.
Złoto i srebro stały się środkami płatniczymi w starożytności. Były łatwym pośrednikiem w wymianie towarowej, zabierały mało miejsca a jednocześnie kumulowały w sobie dużą wartość. Metale szlachetne nadawały się znacznie lepiej do roli uniwersalnego środka obrachunkowego w handlu niż bydło czy zboże. To co się zmieniło od czasów starożytnych do dzisiaj to stosunek ceny srebra do złota. Siła nabywcza srebra znacznie się zmniejszyła, srebro potaniało w stosunku do złota. Jest to w dużej mierze związane z przemysłową metodą wydobycia w wielkiej skali rud miedzi, w którym to procesie zawsze uzyskuje się pewną ilość srebra. Ta „pewna ilość” to są jak na realia starożytności całkiem zawrotne liczby. Przykładowo, KGHM Polska Miedź, polski koncern zajmujący się wydobyciem rud miedzi i hutnictwem tego metalu niejako „ubocznie” uzyskuje około 1300 ton srebra rocznie. Większość tego srebra, podobnie zresztą jak większość srebra produkowanego na całym świecie, trafia na potrzeby przemysłu. Mimo tego jednak, że srebro stało się metalem przemysłowym, pozyskiwanym w znacznie większych ilościach niż to miało miejsce przez stulecia, nadal jest metalem cennym i może stanowić lokatę kapitału. No a wartość złota znana jest każdemu, nawet jeśli w ogóle nigdy nie interesował się kursami rynkowymi metali to popularność zwrotów o tym, że coś jest „cenne jak złoto” mówi sama za siebie.
W trudnych czasach złoto zawsze zyskiwało na wartości. W momentach załamania systemu pieniężnego złote monety, czy złote precjoza stawały się jedynym środkiem płatniczym, ułatwiającym wymianę towarową. Z tego powodu starano się zawsze w czasach dobrych przynajmniej część zarobionych środków finansowych zamienić na złoto. Do rangi legendy urosły w Polsce (i nie tylko) carskie monety pięciorublowe, popularne „świnki” . Ich nazwa pochodziła od tego, że za jedną złotą pięciorublówkę można było kupić tucznika. Co ciekawe, dzisiaj wartość rynkowa „świnki” również odpowiada mniej więcej cenie zakupu 100 kilogramowego prosiaka. Ludzie gromadzili te monety w najtajniejszych, dobrze ukrytych miejscach, zaszywali je w paski lub pod podszewki ubrań. Później, podczas zawieruch wojennych czy rewolucji wyciągnięte ze schowka małe, złote krążki pozwalały na zakup najpotrzebniejszych towarów. Nieraz dosłownie ratowały życie. Warszawiacy wypędzani ze stolicy podczas Powstania starali się unieść wraz z sobą najcenniejsze przedmioty, jeśli ktoś miał zachowane na „czarną godzinę” „świnki” lub złote dwudziestodolarówki, to dawały mu one znacznie większą szansę na przetrwanie.
Lepiej, żebyśmy nigdy nie dożyli podobnych czasów. Jednak i dzisiejsze czasy potwierdzają zasadność lokowania przynajmniej części naszych środków w złoto i srebro. Żeby się o tym przekonać wystarczy sprawdzić jaka była wartość jednej uncji fizycznego złota w dolarach w 2000 roku, jaka była cena uncji w złotówkach i jaki procent średniej krajowej pensji wtedy to stanowiło. Następnie porównać te wartości z rokiem 2021. Kto zakupił dwadzieścia lat temu jednouncjową monetę ze złota – ten nie stracił.
Rosnąca od kilku miesięcy na całym świecie inflacja przypomina nam ponownie o wartości prawdziwych pieniędzy, czyli srebra i złota. Inflacja jest zjawiskiem, które pożera nasze oszczędności, te gromadzone w formie pieniądza fiducjarnego. Można zaobserwować ponowne zainteresowanie metalami szlachetnymi, tak jak to miało miejsce na początku pandemii. Bogaci ludzie kupują sztabki po ćwierć kilograma a ubodzy niewielkie, kilkugramowe monety. Zawsze dobrze jest mieć jakąś część swoich zasobów pod postacią kruszcu. Doświadczenia minionych wieków uczą nas, że na takiej formie oszczędności raczej nie stracimy.