[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?

Zbrojny podbój Ukrainy to najgorsza z opcji, po które mógłby sięgnąć Władimir Putin, chcąc osiągnąć strategiczny cel swego panowania. Od przeszło siedmiu lat wiadomo, że Moskwa dąży do „finlandyzacji” Ukrainy (na razie to Rosji wystarczy) poprzez realizację tzw. porozumień mińskich. Być może po to właśnie ta wojenna histeria: by zmusić Kijów rękami Paryża, Berlina, a może i Waszyngtonu do politycznych decyzji, które na zawsze zamkną Ukrainie drogę na Zachód.
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem / EPA/KREMLIN POOL / SPUTNIK / POOL MANDATORY CREDIT Dostawca: PAP/EPA

Zanim przejdziemy do najnowszej odsłony politycznej wielkiej gry na wschodzie Europy (z pewnym zachodnim przywódcą w roli głównej), przypomnijmy pokrótce, o co chodzi z tymi „porozumieniami mińskimi”. Bo wciąż gdzieś ten termin się przewija, a może nie wszyscy już pamiętają, o co chodzi. Otóż porozumienia mińskie zawarto w Mińsku na początku 2015 roku w wyniku rozmów przywódców Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec. To rodzaj mapy drogowej, kolejnych punktów do realizacji, w efekcie których na koniec problem Donbasu zostanie pokojowo rozwiązany.

Warto podkreślić – tylko Donbasu, nie Krymu. I tak naprawdę Rosja nie jest tu stroną, tylko tzw. separatyści. Zaczęło się od tego, że koncepcja „Noworosji” Moskwie się nie udała wiosną 2014 roku. Odessa czy Charków nie poszły w ślady Doniecka i Ługańska. Latem 2014 roku trzeba było nawet rzucić do boju regularne wojsko rosyjskie, by ratować upadających pod naporem sił ukraińskich „separatystów”. Ostatecznie więc Kreml musiał zadowolić się jedną trzecią terytorium Donbasu (choć tą najbogatszą i najgęściej zaludnioną, ze stolicami obwodów: donieckim i ługańskim). Taka okupacja (choć oficjalnie Moskwa trzyma się narracji o ukraińskiej wojnie domowej i „republikach ludowych” w Donbasie) dla samej okupacji nie ma sensu. Gdyby tak, to lepiej by było anektować ten obszar do Rosji, jak to uczyniono z Krymem. Ale tutaj doradcy Putina, zapewne Władisław Surkow przede wszystkim, wpadli na inny pomysł.

Postanowiono wykorzystać Donbas przeciwko Ukrainie tak, jak próbuje się wykorzystać Naddniestrze przeciwko Mołdawii. I tak jak dotąd nie udało się z Naddniestrzem mimo wielu prób (choćby słynny plan Kozaka), tak i nie udaje się wciąż z Donbasem. Jak w skrócie ten plan wygląda? W Mińsku w lutym 2015 roku ustalono listę punktów, które miały realizować strony konfliktu. Generalnie ta lista była niekorzystna dla Kijowa, ale jeszcze bardziej niekorzystna okazał się, gdy Moskwa zażyczyła sobie określonej kolejności realizacji postanowień. A więc najpierw amnestia dla „separatystów” i wybory lokalne w Donbasie (z ich udziałem i przy obecności faktycznej Rosjan), a dopiero potem oddanie Kijowowi kontroli nad granicą Rosji z „republikami ludowymi”. No i co najważniejsze, najpierw przyznanie Donbasowi specjalnego statusu autonomicznego i zmiana w konstytucji otwierająca drogę do federalizacji Ukrainy, która jest obecnie państwem unitarnym. To krótka droga do osłabienia państwa. Za chwilę mielibyśmy żądania autonomii dla Zakarpacia, dla Odessy itd. A co najważniejsze, choć Donbas wróciłby oficjalnie pod kontrolę Kijowa, to rządziłaby tam prorosyjska kamaryla, której Kijów nie mógłby tknąć. Taka piąta kolumna Kremla miałaby wpływ na całe państwo ukraińskie i jego politykę. Także wyniki wyborów powszechnych wyglądałyby inaczej, nagle w parlamencie ukraińskim przybyłoby prorosyjskich deputowanych wybranych przez wyborców okupowanego obecnie Donbasu. Przy okazji to Kijów musiałby wziąć na siebie ciężar odbudowy zniszczonego wojną regionu – choć to ostatecznie Zachód wyłożyłby pieniądze na rozwój regionu będącego de facto rosyjskim protektoratem w granicach Ukrainy.

W takiej sytuacji Ukraina mogłaby zapomnieć o NATO czy UE, zostałaby na dobre uwikłana w zależności od Moskwy, a obóz prorosyjski z czasem mógłby demokratycznie przejąć rządy w Kijowie, by wprowadzić do konstytucji zapis o neutralności państwa. Mówiąc w skrócie: finlandyzacja Ukrainy. A neutralne postsowieckie państwo, w kluczowym miejscu między Rosją a Zachodem, oznacza po prostu państwo w rosyjskiej strefie wpływów.

 

Francuska „finlandyzacja Ukrainy

Przydługi być może ten – historyczny nieco – wstęp, ale konieczny, by zrozumieć znaczenie wizyty Emmanuela Macrona w Moskwie i tego, co mówił przed spotkaniem z Putinem i po tym spotkaniu. Oto dzień po pięciogodzinnej rozmowie w cztery oczy prezydentów Francji i Rosji największe francuskie dzienniki – ten bardziej z lewej („Le Monde”) i ten bardziej z prawej („Le Figaro”) – nie wykluczają „finlandyzacji” w sprawie Ukrainy, czyli przyznania jej statusu neutralności, co – jak miał mówić dziennikarzom Macron w drodze do Moskwy – ma znajdować się „na stole negocjacyjnym”. No i to jest przysłowiowy news! No bo jak pogodzić zapewnienia Macrona, że polityka otwartych drzwi NATO i możliwość przyjęcia Ukrainy nie mogą być przedmiotem negocjacji z Rosją, z pomysłem „finlandyzacji”, który oznacza coś zupełnie przeciwnego?

Szczerze? Znając Macrona, prędzej wolałby finlandyzację Ukrainy niż kruszenie kopii z Rosją o możliwości wejścia Kijowa do NATO. Macron nie powie tego wprost, za to będzie dążył do realizacji porozumień mińskich – bo to właśnie do faktycznej finlandyzacji Ukrainy doprowadzi. – Łączy nas wspólne zaniepokojenie z powodu sytuacji w sferze bezpieczeństwa w Europie. Dziękuję ci za to, że Francja nieprzerwanie bierze bardzo aktywny udział w wypracowaniu zasadniczych decyzji w tym kierunku – mówił Putin podczas spotkania w Moskwie. I wspomniał zaangażowanie Paryża w podpisanie porozumień mińskich właśnie. Ale też przypomniał „kryzys po napaści Gruzji na Osetię Południową”. To był 2008 rok. A napadła Rosja na Gruzję. Zaś ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy (Francja przewodniczyła wówczas UE, jak dziś zresztą) poleciał na Kreml, gdzie „wynegocjował” z Putinem „pokojowe” porozumienie, które narzucono Gruzji. Tak więc Moskwa lubi mieć Paryż za „peacemakera”…

Wygląda na to, że cała ta wojenna demonstracja służyć ma temu, by tym razem skutecznie już zmusić Ukrainę do realizacji porozumień mińskich. To, że oznaczać to będzie finlandyzację Ukrainy, to jedno. Drugie to konsekwencje polityczne na samej Ukrainie. Jeśli Zełenski pójdzie na taki scenariusz (a przypomnę, że Moskwa na to liczyła, gdy wygrywał on wybory prezydenckie), to będzie to jego polityczny koniec. Jego główny rywal Petro Poroszenko przez pięć lat szukał różnych wybiegów, skutecznie, by uniknąć przyznania Donbasowi autonomii. Teraz na pewno by zagrał tą kartą przeciwko Zełenskiemu. I to jest główny powód, dla którego można zakładać, że Zełenski nie ugnie się pod presją Macrona, a za chwilę zapewne Scholza, który ma pojechać do Moskwy. Niewykluczone, że to jest powodem, dla którego Kijów nieco studzi alarmistyczne sygnały Zachodu odnośnie ryzyka wojny. No bo to właśnie rzekomo nieuchronna wojna ma być powodem, dla którego Kijów powinien wybrać mniejsze zło, czyli porozumienia mińskie. Jeśli Zełenski oprze się tej wojennej histerii i presji „sojuszników”, intryga Putina skończy się fiaskiem.

 

Nerwowość Putina

Wówczas Kremlowi pozostanie alternatywa: albo wojna z Ukrainą ze wszelkimi tego konsekwencjami, albo próba wycofania się z zachowaniem twarzy. Co i tak będzie oznaczało porażkę, nie tyle już nawet w starciu z Zachodem, ale przede wszystkim ma froncie ukraińskim. Putin chyba zdaje sobie z tego sprawę, stąd coraz większa nerwowość w jego zachowaniu. Najpierw, po wielu tygodniach milczenia, zaczął osobiście mówić o kryzysie i narzekać, że Zachód nie chce uwzględnić rosyjskich żądań tzw. gwarancji bezpieczeństwa, co wygląda jak skarga, że silniejszy nie chce słuchać. A teraz, po spotkaniu z Macronem, Putinowi puściły nerwy, gdy rzucił do francuskiego dziennikarza „Chcecie wojny?” i przypomniał, że Rosja to mocarstwo atomowe. Wyglądało to żenująco. Tym bardziej że Francja też ma broń atomową. Wygląda na to, że ta trwająca już ponad trzy miesiące wojna nerwów zaczyna być przez Rosję przegrywana. Co widać też już w kręgach rządzących tym krajem. Oby tylko nie skłoniło to Putina do nieprzewidywalnych zachowań.


 

POLECANE
Groźna bakteria w Niemczech. Naukowcy: wyjątkowo agresywna i rzadko spotykana w Europie z ostatniej chwili
Groźna bakteria w Niemczech. Naukowcy: wyjątkowo agresywna i rzadko spotykana w Europie

W niemieckim landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie od ponad miesiąca notuje się rosnącą liczbę zakażeń bakterią EHEC. Mimo intensywnych działań służb sanitarnych, wciąż nie udało się jednoznacznie wskazać źródła infekcji. We wrześniu naukowcy zidentyfikowali występujący w regionie szczep jako wyjątkowo agresywny i rzadko spotykany w Europie.

Donald Trump zdecydował ws. Antify. Chora, niebezpieczna, radykalnie lewicowa katastrofa Wiadomości
Donald Trump zdecydował ws. Antify. "Chora, niebezpieczna, radykalnie lewicowa katastrofa"

Prezydent USA Donald Trump ogłosił w czwartek, że uznał Antifę za organizację terrorystyczną. Polecił również zbadanie osób finansujących działalność tego ruchu.

Badanie zaufania do służb. Policji się to nie spodoba z ostatniej chwili
Badanie zaufania do służb. Policji się to nie spodoba

Policji ufa niewiele ponad 63 proc. Polaków, a straży miejskiej 51 proc. – wynika z badania IBRiS dla PAP. Niezmiennie od wielu lat niemal wszyscy badani deklarują natomiast zaufanie do straży pożarnej.

Wykłady nt. wpływu myśli chrześcijańskiej na społeczeństwo i gospodarkę Wiadomości
Wykłady nt. wpływu myśli chrześcijańskiej na społeczeństwo i gospodarkę

Powszechny Uniwersytet Nauczania Chrześcijańsko-Społecznego (PUNCS) to działanie edukacyjne prowadzone przez fundację Instytut Myśli Schumana.

Siemoniak przyznał: „W Wyrykach spadła nasza rakieta” z ostatniej chwili
Siemoniak przyznał: „W Wyrykach spadła nasza rakieta”

Tomasz Siemoniak w rozmowie z Moniką Olejnik w TVN24 przyznał, że w Wyrykach spadła polska rakieta wystrzelona z F-16. Dom został uszkodzony, a mieszkańcy mogą wrócić tylko na parter. Minister tłumaczy się, że „świat nie jest taki prosty”.

Jak protestować przeciwko Centrom Integracji Cudzoziemców - jest raport gorące
Jak protestować przeciwko Centrom Integracji Cudzoziemców - jest raport

W środę 17 września Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris opublikował swój nowy raport pod tytułem „Podstawy sprzeciwu wobec koncepcji Centrów Integracji Cudzoziemców. Odpowiedzialna polityka migracyjna wymaga selekcji, deportacji i asymilacji”.

Planowali zamachy terrorystyczne w Polsce i Europie. Litewska prokuratura ujawnia szokujące szczegóły pilne
Planowali zamachy terrorystyczne w Polsce i Europie. Litewska prokuratura ujawnia szokujące szczegóły

Litewska prokuratura wraz z policją rozbiły groźną siatkę terrorystyczną, która przygotowywała cztery zamachy w krajach Europy. W ręce służb trafili obywatele Litwy, Rosji, Łotwy, Estonii i Ukrainy, a tropy prowadzą wprost do rosyjskich służb specjalnych. Część śmiercionośnych ładunków trafiła do Niemiec, Wielkiej Brytanii i Polski.

Doradca Zełenskiego o akcji polskiego wojska: Udawanie, że to sukces, brzmi dziwnie Wiadomości
Doradca Zełenskiego o akcji polskiego wojska: "Udawanie, że to sukces, brzmi dziwnie"

Według doradcy szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy Mychajło Podolaka atak dronów na Polskę to był test dla natowskich systemów obrony przeciwrakietowej. W jego opinii obnażył on brak skuteczności polskiej obrony.

Dla Niemca wszystko tylko u nas
Dla Niemca wszystko

Niemieckie media piszą, że wizyta prezydenta Karola Nawrockiego w Berlinie „niesie potencjał konfliktu”. Konflikt? Nie – to przypomnienie długu, którego Niemcy od dekad unikają.

Kurski do Tuska: Mścij się na mnie, zostaw syna Wiadomości
Kurski do Tuska: "Mścij się na mnie, zostaw syna"

Były prezes TVP Jacek Kurski oskarża Donalda Tuska o polityczną zemstę. Prokuratura w Toruniu postawiła jego synowi zarzuty, a Kurski nie ma wątpliwości: to zemsta premiera, a nie wymiaru sprawiedliwości.

REKLAMA

[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?

Zbrojny podbój Ukrainy to najgorsza z opcji, po które mógłby sięgnąć Władimir Putin, chcąc osiągnąć strategiczny cel swego panowania. Od przeszło siedmiu lat wiadomo, że Moskwa dąży do „finlandyzacji” Ukrainy (na razie to Rosji wystarczy) poprzez realizację tzw. porozumień mińskich. Być może po to właśnie ta wojenna histeria: by zmusić Kijów rękami Paryża, Berlina, a może i Waszyngtonu do politycznych decyzji, które na zawsze zamkną Ukrainie drogę na Zachód.
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem / EPA/KREMLIN POOL / SPUTNIK / POOL MANDATORY CREDIT Dostawca: PAP/EPA

Zanim przejdziemy do najnowszej odsłony politycznej wielkiej gry na wschodzie Europy (z pewnym zachodnim przywódcą w roli głównej), przypomnijmy pokrótce, o co chodzi z tymi „porozumieniami mińskimi”. Bo wciąż gdzieś ten termin się przewija, a może nie wszyscy już pamiętają, o co chodzi. Otóż porozumienia mińskie zawarto w Mińsku na początku 2015 roku w wyniku rozmów przywódców Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec. To rodzaj mapy drogowej, kolejnych punktów do realizacji, w efekcie których na koniec problem Donbasu zostanie pokojowo rozwiązany.

Warto podkreślić – tylko Donbasu, nie Krymu. I tak naprawdę Rosja nie jest tu stroną, tylko tzw. separatyści. Zaczęło się od tego, że koncepcja „Noworosji” Moskwie się nie udała wiosną 2014 roku. Odessa czy Charków nie poszły w ślady Doniecka i Ługańska. Latem 2014 roku trzeba było nawet rzucić do boju regularne wojsko rosyjskie, by ratować upadających pod naporem sił ukraińskich „separatystów”. Ostatecznie więc Kreml musiał zadowolić się jedną trzecią terytorium Donbasu (choć tą najbogatszą i najgęściej zaludnioną, ze stolicami obwodów: donieckim i ługańskim). Taka okupacja (choć oficjalnie Moskwa trzyma się narracji o ukraińskiej wojnie domowej i „republikach ludowych” w Donbasie) dla samej okupacji nie ma sensu. Gdyby tak, to lepiej by było anektować ten obszar do Rosji, jak to uczyniono z Krymem. Ale tutaj doradcy Putina, zapewne Władisław Surkow przede wszystkim, wpadli na inny pomysł.

Postanowiono wykorzystać Donbas przeciwko Ukrainie tak, jak próbuje się wykorzystać Naddniestrze przeciwko Mołdawii. I tak jak dotąd nie udało się z Naddniestrzem mimo wielu prób (choćby słynny plan Kozaka), tak i nie udaje się wciąż z Donbasem. Jak w skrócie ten plan wygląda? W Mińsku w lutym 2015 roku ustalono listę punktów, które miały realizować strony konfliktu. Generalnie ta lista była niekorzystna dla Kijowa, ale jeszcze bardziej niekorzystna okazał się, gdy Moskwa zażyczyła sobie określonej kolejności realizacji postanowień. A więc najpierw amnestia dla „separatystów” i wybory lokalne w Donbasie (z ich udziałem i przy obecności faktycznej Rosjan), a dopiero potem oddanie Kijowowi kontroli nad granicą Rosji z „republikami ludowymi”. No i co najważniejsze, najpierw przyznanie Donbasowi specjalnego statusu autonomicznego i zmiana w konstytucji otwierająca drogę do federalizacji Ukrainy, która jest obecnie państwem unitarnym. To krótka droga do osłabienia państwa. Za chwilę mielibyśmy żądania autonomii dla Zakarpacia, dla Odessy itd. A co najważniejsze, choć Donbas wróciłby oficjalnie pod kontrolę Kijowa, to rządziłaby tam prorosyjska kamaryla, której Kijów nie mógłby tknąć. Taka piąta kolumna Kremla miałaby wpływ na całe państwo ukraińskie i jego politykę. Także wyniki wyborów powszechnych wyglądałyby inaczej, nagle w parlamencie ukraińskim przybyłoby prorosyjskich deputowanych wybranych przez wyborców okupowanego obecnie Donbasu. Przy okazji to Kijów musiałby wziąć na siebie ciężar odbudowy zniszczonego wojną regionu – choć to ostatecznie Zachód wyłożyłby pieniądze na rozwój regionu będącego de facto rosyjskim protektoratem w granicach Ukrainy.

W takiej sytuacji Ukraina mogłaby zapomnieć o NATO czy UE, zostałaby na dobre uwikłana w zależności od Moskwy, a obóz prorosyjski z czasem mógłby demokratycznie przejąć rządy w Kijowie, by wprowadzić do konstytucji zapis o neutralności państwa. Mówiąc w skrócie: finlandyzacja Ukrainy. A neutralne postsowieckie państwo, w kluczowym miejscu między Rosją a Zachodem, oznacza po prostu państwo w rosyjskiej strefie wpływów.

 

Francuska „finlandyzacja Ukrainy

Przydługi być może ten – historyczny nieco – wstęp, ale konieczny, by zrozumieć znaczenie wizyty Emmanuela Macrona w Moskwie i tego, co mówił przed spotkaniem z Putinem i po tym spotkaniu. Oto dzień po pięciogodzinnej rozmowie w cztery oczy prezydentów Francji i Rosji największe francuskie dzienniki – ten bardziej z lewej („Le Monde”) i ten bardziej z prawej („Le Figaro”) – nie wykluczają „finlandyzacji” w sprawie Ukrainy, czyli przyznania jej statusu neutralności, co – jak miał mówić dziennikarzom Macron w drodze do Moskwy – ma znajdować się „na stole negocjacyjnym”. No i to jest przysłowiowy news! No bo jak pogodzić zapewnienia Macrona, że polityka otwartych drzwi NATO i możliwość przyjęcia Ukrainy nie mogą być przedmiotem negocjacji z Rosją, z pomysłem „finlandyzacji”, który oznacza coś zupełnie przeciwnego?

Szczerze? Znając Macrona, prędzej wolałby finlandyzację Ukrainy niż kruszenie kopii z Rosją o możliwości wejścia Kijowa do NATO. Macron nie powie tego wprost, za to będzie dążył do realizacji porozumień mińskich – bo to właśnie do faktycznej finlandyzacji Ukrainy doprowadzi. – Łączy nas wspólne zaniepokojenie z powodu sytuacji w sferze bezpieczeństwa w Europie. Dziękuję ci za to, że Francja nieprzerwanie bierze bardzo aktywny udział w wypracowaniu zasadniczych decyzji w tym kierunku – mówił Putin podczas spotkania w Moskwie. I wspomniał zaangażowanie Paryża w podpisanie porozumień mińskich właśnie. Ale też przypomniał „kryzys po napaści Gruzji na Osetię Południową”. To był 2008 rok. A napadła Rosja na Gruzję. Zaś ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy (Francja przewodniczyła wówczas UE, jak dziś zresztą) poleciał na Kreml, gdzie „wynegocjował” z Putinem „pokojowe” porozumienie, które narzucono Gruzji. Tak więc Moskwa lubi mieć Paryż za „peacemakera”…

Wygląda na to, że cała ta wojenna demonstracja służyć ma temu, by tym razem skutecznie już zmusić Ukrainę do realizacji porozumień mińskich. To, że oznaczać to będzie finlandyzację Ukrainy, to jedno. Drugie to konsekwencje polityczne na samej Ukrainie. Jeśli Zełenski pójdzie na taki scenariusz (a przypomnę, że Moskwa na to liczyła, gdy wygrywał on wybory prezydenckie), to będzie to jego polityczny koniec. Jego główny rywal Petro Poroszenko przez pięć lat szukał różnych wybiegów, skutecznie, by uniknąć przyznania Donbasowi autonomii. Teraz na pewno by zagrał tą kartą przeciwko Zełenskiemu. I to jest główny powód, dla którego można zakładać, że Zełenski nie ugnie się pod presją Macrona, a za chwilę zapewne Scholza, który ma pojechać do Moskwy. Niewykluczone, że to jest powodem, dla którego Kijów nieco studzi alarmistyczne sygnały Zachodu odnośnie ryzyka wojny. No bo to właśnie rzekomo nieuchronna wojna ma być powodem, dla którego Kijów powinien wybrać mniejsze zło, czyli porozumienia mińskie. Jeśli Zełenski oprze się tej wojennej histerii i presji „sojuszników”, intryga Putina skończy się fiaskiem.

 

Nerwowość Putina

Wówczas Kremlowi pozostanie alternatywa: albo wojna z Ukrainą ze wszelkimi tego konsekwencjami, albo próba wycofania się z zachowaniem twarzy. Co i tak będzie oznaczało porażkę, nie tyle już nawet w starciu z Zachodem, ale przede wszystkim ma froncie ukraińskim. Putin chyba zdaje sobie z tego sprawę, stąd coraz większa nerwowość w jego zachowaniu. Najpierw, po wielu tygodniach milczenia, zaczął osobiście mówić o kryzysie i narzekać, że Zachód nie chce uwzględnić rosyjskich żądań tzw. gwarancji bezpieczeństwa, co wygląda jak skarga, że silniejszy nie chce słuchać. A teraz, po spotkaniu z Macronem, Putinowi puściły nerwy, gdy rzucił do francuskiego dziennikarza „Chcecie wojny?” i przypomniał, że Rosja to mocarstwo atomowe. Wyglądało to żenująco. Tym bardziej że Francja też ma broń atomową. Wygląda na to, że ta trwająca już ponad trzy miesiące wojna nerwów zaczyna być przez Rosję przegrywana. Co widać też już w kręgach rządzących tym krajem. Oby tylko nie skłoniło to Putina do nieprzewidywalnych zachowań.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe