[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?

Zbrojny podbój Ukrainy to najgorsza z opcji, po które mógłby sięgnąć Władimir Putin, chcąc osiągnąć strategiczny cel swego panowania. Od przeszło siedmiu lat wiadomo, że Moskwa dąży do „finlandyzacji” Ukrainy (na razie to Rosji wystarczy) poprzez realizację tzw. porozumień mińskich. Być może po to właśnie ta wojenna histeria: by zmusić Kijów rękami Paryża, Berlina, a może i Waszyngtonu do politycznych decyzji, które na zawsze zamkną Ukrainie drogę na Zachód.
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem / EPA/KREMLIN POOL / SPUTNIK / POOL MANDATORY CREDIT Dostawca: PAP/EPA

Zanim przejdziemy do najnowszej odsłony politycznej wielkiej gry na wschodzie Europy (z pewnym zachodnim przywódcą w roli głównej), przypomnijmy pokrótce, o co chodzi z tymi „porozumieniami mińskimi”. Bo wciąż gdzieś ten termin się przewija, a może nie wszyscy już pamiętają, o co chodzi. Otóż porozumienia mińskie zawarto w Mińsku na początku 2015 roku w wyniku rozmów przywódców Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec. To rodzaj mapy drogowej, kolejnych punktów do realizacji, w efekcie których na koniec problem Donbasu zostanie pokojowo rozwiązany.

Warto podkreślić – tylko Donbasu, nie Krymu. I tak naprawdę Rosja nie jest tu stroną, tylko tzw. separatyści. Zaczęło się od tego, że koncepcja „Noworosji” Moskwie się nie udała wiosną 2014 roku. Odessa czy Charków nie poszły w ślady Doniecka i Ługańska. Latem 2014 roku trzeba było nawet rzucić do boju regularne wojsko rosyjskie, by ratować upadających pod naporem sił ukraińskich „separatystów”. Ostatecznie więc Kreml musiał zadowolić się jedną trzecią terytorium Donbasu (choć tą najbogatszą i najgęściej zaludnioną, ze stolicami obwodów: donieckim i ługańskim). Taka okupacja (choć oficjalnie Moskwa trzyma się narracji o ukraińskiej wojnie domowej i „republikach ludowych” w Donbasie) dla samej okupacji nie ma sensu. Gdyby tak, to lepiej by było anektować ten obszar do Rosji, jak to uczyniono z Krymem. Ale tutaj doradcy Putina, zapewne Władisław Surkow przede wszystkim, wpadli na inny pomysł.

Postanowiono wykorzystać Donbas przeciwko Ukrainie tak, jak próbuje się wykorzystać Naddniestrze przeciwko Mołdawii. I tak jak dotąd nie udało się z Naddniestrzem mimo wielu prób (choćby słynny plan Kozaka), tak i nie udaje się wciąż z Donbasem. Jak w skrócie ten plan wygląda? W Mińsku w lutym 2015 roku ustalono listę punktów, które miały realizować strony konfliktu. Generalnie ta lista była niekorzystna dla Kijowa, ale jeszcze bardziej niekorzystna okazał się, gdy Moskwa zażyczyła sobie określonej kolejności realizacji postanowień. A więc najpierw amnestia dla „separatystów” i wybory lokalne w Donbasie (z ich udziałem i przy obecności faktycznej Rosjan), a dopiero potem oddanie Kijowowi kontroli nad granicą Rosji z „republikami ludowymi”. No i co najważniejsze, najpierw przyznanie Donbasowi specjalnego statusu autonomicznego i zmiana w konstytucji otwierająca drogę do federalizacji Ukrainy, która jest obecnie państwem unitarnym. To krótka droga do osłabienia państwa. Za chwilę mielibyśmy żądania autonomii dla Zakarpacia, dla Odessy itd. A co najważniejsze, choć Donbas wróciłby oficjalnie pod kontrolę Kijowa, to rządziłaby tam prorosyjska kamaryla, której Kijów nie mógłby tknąć. Taka piąta kolumna Kremla miałaby wpływ na całe państwo ukraińskie i jego politykę. Także wyniki wyborów powszechnych wyglądałyby inaczej, nagle w parlamencie ukraińskim przybyłoby prorosyjskich deputowanych wybranych przez wyborców okupowanego obecnie Donbasu. Przy okazji to Kijów musiałby wziąć na siebie ciężar odbudowy zniszczonego wojną regionu – choć to ostatecznie Zachód wyłożyłby pieniądze na rozwój regionu będącego de facto rosyjskim protektoratem w granicach Ukrainy.

W takiej sytuacji Ukraina mogłaby zapomnieć o NATO czy UE, zostałaby na dobre uwikłana w zależności od Moskwy, a obóz prorosyjski z czasem mógłby demokratycznie przejąć rządy w Kijowie, by wprowadzić do konstytucji zapis o neutralności państwa. Mówiąc w skrócie: finlandyzacja Ukrainy. A neutralne postsowieckie państwo, w kluczowym miejscu między Rosją a Zachodem, oznacza po prostu państwo w rosyjskiej strefie wpływów.

 

Francuska „finlandyzacja Ukrainy

Przydługi być może ten – historyczny nieco – wstęp, ale konieczny, by zrozumieć znaczenie wizyty Emmanuela Macrona w Moskwie i tego, co mówił przed spotkaniem z Putinem i po tym spotkaniu. Oto dzień po pięciogodzinnej rozmowie w cztery oczy prezydentów Francji i Rosji największe francuskie dzienniki – ten bardziej z lewej („Le Monde”) i ten bardziej z prawej („Le Figaro”) – nie wykluczają „finlandyzacji” w sprawie Ukrainy, czyli przyznania jej statusu neutralności, co – jak miał mówić dziennikarzom Macron w drodze do Moskwy – ma znajdować się „na stole negocjacyjnym”. No i to jest przysłowiowy news! No bo jak pogodzić zapewnienia Macrona, że polityka otwartych drzwi NATO i możliwość przyjęcia Ukrainy nie mogą być przedmiotem negocjacji z Rosją, z pomysłem „finlandyzacji”, który oznacza coś zupełnie przeciwnego?

Szczerze? Znając Macrona, prędzej wolałby finlandyzację Ukrainy niż kruszenie kopii z Rosją o możliwości wejścia Kijowa do NATO. Macron nie powie tego wprost, za to będzie dążył do realizacji porozumień mińskich – bo to właśnie do faktycznej finlandyzacji Ukrainy doprowadzi. – Łączy nas wspólne zaniepokojenie z powodu sytuacji w sferze bezpieczeństwa w Europie. Dziękuję ci za to, że Francja nieprzerwanie bierze bardzo aktywny udział w wypracowaniu zasadniczych decyzji w tym kierunku – mówił Putin podczas spotkania w Moskwie. I wspomniał zaangażowanie Paryża w podpisanie porozumień mińskich właśnie. Ale też przypomniał „kryzys po napaści Gruzji na Osetię Południową”. To był 2008 rok. A napadła Rosja na Gruzję. Zaś ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy (Francja przewodniczyła wówczas UE, jak dziś zresztą) poleciał na Kreml, gdzie „wynegocjował” z Putinem „pokojowe” porozumienie, które narzucono Gruzji. Tak więc Moskwa lubi mieć Paryż za „peacemakera”…

Wygląda na to, że cała ta wojenna demonstracja służyć ma temu, by tym razem skutecznie już zmusić Ukrainę do realizacji porozumień mińskich. To, że oznaczać to będzie finlandyzację Ukrainy, to jedno. Drugie to konsekwencje polityczne na samej Ukrainie. Jeśli Zełenski pójdzie na taki scenariusz (a przypomnę, że Moskwa na to liczyła, gdy wygrywał on wybory prezydenckie), to będzie to jego polityczny koniec. Jego główny rywal Petro Poroszenko przez pięć lat szukał różnych wybiegów, skutecznie, by uniknąć przyznania Donbasowi autonomii. Teraz na pewno by zagrał tą kartą przeciwko Zełenskiemu. I to jest główny powód, dla którego można zakładać, że Zełenski nie ugnie się pod presją Macrona, a za chwilę zapewne Scholza, który ma pojechać do Moskwy. Niewykluczone, że to jest powodem, dla którego Kijów nieco studzi alarmistyczne sygnały Zachodu odnośnie ryzyka wojny. No bo to właśnie rzekomo nieuchronna wojna ma być powodem, dla którego Kijów powinien wybrać mniejsze zło, czyli porozumienia mińskie. Jeśli Zełenski oprze się tej wojennej histerii i presji „sojuszników”, intryga Putina skończy się fiaskiem.

 

Nerwowość Putina

Wówczas Kremlowi pozostanie alternatywa: albo wojna z Ukrainą ze wszelkimi tego konsekwencjami, albo próba wycofania się z zachowaniem twarzy. Co i tak będzie oznaczało porażkę, nie tyle już nawet w starciu z Zachodem, ale przede wszystkim ma froncie ukraińskim. Putin chyba zdaje sobie z tego sprawę, stąd coraz większa nerwowość w jego zachowaniu. Najpierw, po wielu tygodniach milczenia, zaczął osobiście mówić o kryzysie i narzekać, że Zachód nie chce uwzględnić rosyjskich żądań tzw. gwarancji bezpieczeństwa, co wygląda jak skarga, że silniejszy nie chce słuchać. A teraz, po spotkaniu z Macronem, Putinowi puściły nerwy, gdy rzucił do francuskiego dziennikarza „Chcecie wojny?” i przypomniał, że Rosja to mocarstwo atomowe. Wyglądało to żenująco. Tym bardziej że Francja też ma broń atomową. Wygląda na to, że ta trwająca już ponad trzy miesiące wojna nerwów zaczyna być przez Rosję przegrywana. Co widać też już w kręgach rządzących tym krajem. Oby tylko nie skłoniło to Putina do nieprzewidywalnych zachowań.


 

POLECANE
Polska bez przedstawiciela na rozmowach w Waszyngtonie. KPRP i MSZ zabierają głos z ostatniej chwili
Polska bez przedstawiciela na rozmowach w Waszyngtonie. KPRP i MSZ zabierają głos

– Prezydent Karol Nawrocki priorytetowo traktuje przygotowania do wizyty w Stanach Zjednoczonych 3 września, podczas której spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem – przekazał w poniedziałek PAP rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz.

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka Wiadomości
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Wyżowa pogoda z nieuciążliwymi warunkami termicznymi będzie sprzyjała rekreacji na świeżym powietrzu. Osoby przebywające we wschodniej Polsce powinni być przygotowane na słabe, przelotne opady deszczu.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy Wiadomości
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Mieszkańców Warszawy i turystów, którzy odwiedzają stolicę, czekają nie lada utrudnienia. Ruszają kolejne remonty, które sparaliżują ruch w wielu punktach miastach. Zobaczmy, w jakich miejscach w stolicy trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość.

Trump podał dwa warunki pokoju. „Zełenski może natychmiast zakończyć wojnę” z ostatniej chwili
Trump podał dwa warunki pokoju. „Zełenski może natychmiast zakończyć wojnę”

„Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski może zakończyć wojnę z Rosją niemal natychmiast, jeśli tego zechce” – napisał w niedzielę prezydent USA Donald Trump. Jak stwierdził, nie ma mowy o powrocie Krymu i członkostwie Ukrainy w NATO.

Iga Świątek w finale Cincinnati! Historyczny sukces Polki Wiadomości
Iga Świątek w finale Cincinnati! Historyczny sukces Polki

Iga Świątek po raz pierwszy w karierze awansowała do finału turnieju WTA 1000 na twardych kortach w Cincinnati. Rozstawiona z numerem trzecim polska tenisistka w półfinale wygrała z Jeleną Rybakiną z Kazachstanu (nr 9.) 7:5, 6:3.

Grafzero: Co będziemy czytać za 100 lat? z ostatniej chwili
Grafzero: Co będziemy czytać za 100 lat?

Grafzero vlog literacki zastanawia się, które współczesne książki będą czytane za 100 lat? Kto przetrwa, a kto przejdzie do historii?

Kultowy polski serial wraca po latach Wiadomości
Kultowy polski serial wraca po latach

Serial „Ranczo” może doczekać się swojego ostatniego, jedenastego sezonu. W lipcu 2025 roku ruszyły przygotowania do realizacji pięciu odcinków o życiu mieszkańców fikcyjnej gminnej miejscowości Wilkowyje.

Wiadomości
Forum w Karpaczu: Jaka przyszłość czeka Unię? Debata od "Europy Ojczyzn" po wizję superpaństwa

W obliczu narastających wyzwań, takich jak presja migracyjna, zagrożenia hybrydowe i globalna rywalizacja mocarstw, pytanie o przyszły kształt Unii Europejskiej staje się coraz bardziej palące. Czy Wspólnota powinna zacieśniać integrację, zmierzając w stronę federalnego superpaństwa, czy też powrócić do koncepcji "Europy Ojczyzn"? Na te i inne pytania odpowiedzą międzynarodowi eksperci oraz polscy politycy podczas panelu dyskusyjnego na Forum Ekonomicznym w Karpaczu.

Macron: Europa nie może okazać słabości wobec Rosji Wiadomości
Macron: Europa nie może okazać słabości wobec Rosji

Rosja nie chce pokoju, a Europa nie może wobec niej okazać słabości, bo otworzy to pole dla przyszłych konfliktów – oświadczył w niedzielę prezydent Francji Emmanuel Macron po wideokonferencji liderów państw wchodzących w skład tzw. koalicji chętnych.

Nie żyje legendarny aktor. Miał 87 lat Wiadomości
Nie żyje legendarny aktor. Miał 87 lat

W niedzielę rano odszedł Terence Stamp, jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów swojego pokolenia. Miał 87 lat. Rodzina artysty w oświadczeniu dla mediów podkreśliła: „Pozostawił po sobie niezwykły dorobek, zarówno aktorski, jak i pisarski, który będzie poruszał i inspirował ludzi przez wiele lat”.

REKLAMA

[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?

Zbrojny podbój Ukrainy to najgorsza z opcji, po które mógłby sięgnąć Władimir Putin, chcąc osiągnąć strategiczny cel swego panowania. Od przeszło siedmiu lat wiadomo, że Moskwa dąży do „finlandyzacji” Ukrainy (na razie to Rosji wystarczy) poprzez realizację tzw. porozumień mińskich. Być może po to właśnie ta wojenna histeria: by zmusić Kijów rękami Paryża, Berlina, a może i Waszyngtonu do politycznych decyzji, które na zawsze zamkną Ukrainie drogę na Zachód.
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Dlaczego Putinowi puściły nerwy?
Władimir Putin podczas rozmowy z Emmanuelem Macronem / EPA/KREMLIN POOL / SPUTNIK / POOL MANDATORY CREDIT Dostawca: PAP/EPA

Zanim przejdziemy do najnowszej odsłony politycznej wielkiej gry na wschodzie Europy (z pewnym zachodnim przywódcą w roli głównej), przypomnijmy pokrótce, o co chodzi z tymi „porozumieniami mińskimi”. Bo wciąż gdzieś ten termin się przewija, a może nie wszyscy już pamiętają, o co chodzi. Otóż porozumienia mińskie zawarto w Mińsku na początku 2015 roku w wyniku rozmów przywódców Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec. To rodzaj mapy drogowej, kolejnych punktów do realizacji, w efekcie których na koniec problem Donbasu zostanie pokojowo rozwiązany.

Warto podkreślić – tylko Donbasu, nie Krymu. I tak naprawdę Rosja nie jest tu stroną, tylko tzw. separatyści. Zaczęło się od tego, że koncepcja „Noworosji” Moskwie się nie udała wiosną 2014 roku. Odessa czy Charków nie poszły w ślady Doniecka i Ługańska. Latem 2014 roku trzeba było nawet rzucić do boju regularne wojsko rosyjskie, by ratować upadających pod naporem sił ukraińskich „separatystów”. Ostatecznie więc Kreml musiał zadowolić się jedną trzecią terytorium Donbasu (choć tą najbogatszą i najgęściej zaludnioną, ze stolicami obwodów: donieckim i ługańskim). Taka okupacja (choć oficjalnie Moskwa trzyma się narracji o ukraińskiej wojnie domowej i „republikach ludowych” w Donbasie) dla samej okupacji nie ma sensu. Gdyby tak, to lepiej by było anektować ten obszar do Rosji, jak to uczyniono z Krymem. Ale tutaj doradcy Putina, zapewne Władisław Surkow przede wszystkim, wpadli na inny pomysł.

Postanowiono wykorzystać Donbas przeciwko Ukrainie tak, jak próbuje się wykorzystać Naddniestrze przeciwko Mołdawii. I tak jak dotąd nie udało się z Naddniestrzem mimo wielu prób (choćby słynny plan Kozaka), tak i nie udaje się wciąż z Donbasem. Jak w skrócie ten plan wygląda? W Mińsku w lutym 2015 roku ustalono listę punktów, które miały realizować strony konfliktu. Generalnie ta lista była niekorzystna dla Kijowa, ale jeszcze bardziej niekorzystna okazał się, gdy Moskwa zażyczyła sobie określonej kolejności realizacji postanowień. A więc najpierw amnestia dla „separatystów” i wybory lokalne w Donbasie (z ich udziałem i przy obecności faktycznej Rosjan), a dopiero potem oddanie Kijowowi kontroli nad granicą Rosji z „republikami ludowymi”. No i co najważniejsze, najpierw przyznanie Donbasowi specjalnego statusu autonomicznego i zmiana w konstytucji otwierająca drogę do federalizacji Ukrainy, która jest obecnie państwem unitarnym. To krótka droga do osłabienia państwa. Za chwilę mielibyśmy żądania autonomii dla Zakarpacia, dla Odessy itd. A co najważniejsze, choć Donbas wróciłby oficjalnie pod kontrolę Kijowa, to rządziłaby tam prorosyjska kamaryla, której Kijów nie mógłby tknąć. Taka piąta kolumna Kremla miałaby wpływ na całe państwo ukraińskie i jego politykę. Także wyniki wyborów powszechnych wyglądałyby inaczej, nagle w parlamencie ukraińskim przybyłoby prorosyjskich deputowanych wybranych przez wyborców okupowanego obecnie Donbasu. Przy okazji to Kijów musiałby wziąć na siebie ciężar odbudowy zniszczonego wojną regionu – choć to ostatecznie Zachód wyłożyłby pieniądze na rozwój regionu będącego de facto rosyjskim protektoratem w granicach Ukrainy.

W takiej sytuacji Ukraina mogłaby zapomnieć o NATO czy UE, zostałaby na dobre uwikłana w zależności od Moskwy, a obóz prorosyjski z czasem mógłby demokratycznie przejąć rządy w Kijowie, by wprowadzić do konstytucji zapis o neutralności państwa. Mówiąc w skrócie: finlandyzacja Ukrainy. A neutralne postsowieckie państwo, w kluczowym miejscu między Rosją a Zachodem, oznacza po prostu państwo w rosyjskiej strefie wpływów.

 

Francuska „finlandyzacja Ukrainy

Przydługi być może ten – historyczny nieco – wstęp, ale konieczny, by zrozumieć znaczenie wizyty Emmanuela Macrona w Moskwie i tego, co mówił przed spotkaniem z Putinem i po tym spotkaniu. Oto dzień po pięciogodzinnej rozmowie w cztery oczy prezydentów Francji i Rosji największe francuskie dzienniki – ten bardziej z lewej („Le Monde”) i ten bardziej z prawej („Le Figaro”) – nie wykluczają „finlandyzacji” w sprawie Ukrainy, czyli przyznania jej statusu neutralności, co – jak miał mówić dziennikarzom Macron w drodze do Moskwy – ma znajdować się „na stole negocjacyjnym”. No i to jest przysłowiowy news! No bo jak pogodzić zapewnienia Macrona, że polityka otwartych drzwi NATO i możliwość przyjęcia Ukrainy nie mogą być przedmiotem negocjacji z Rosją, z pomysłem „finlandyzacji”, który oznacza coś zupełnie przeciwnego?

Szczerze? Znając Macrona, prędzej wolałby finlandyzację Ukrainy niż kruszenie kopii z Rosją o możliwości wejścia Kijowa do NATO. Macron nie powie tego wprost, za to będzie dążył do realizacji porozumień mińskich – bo to właśnie do faktycznej finlandyzacji Ukrainy doprowadzi. – Łączy nas wspólne zaniepokojenie z powodu sytuacji w sferze bezpieczeństwa w Europie. Dziękuję ci za to, że Francja nieprzerwanie bierze bardzo aktywny udział w wypracowaniu zasadniczych decyzji w tym kierunku – mówił Putin podczas spotkania w Moskwie. I wspomniał zaangażowanie Paryża w podpisanie porozumień mińskich właśnie. Ale też przypomniał „kryzys po napaści Gruzji na Osetię Południową”. To był 2008 rok. A napadła Rosja na Gruzję. Zaś ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy (Francja przewodniczyła wówczas UE, jak dziś zresztą) poleciał na Kreml, gdzie „wynegocjował” z Putinem „pokojowe” porozumienie, które narzucono Gruzji. Tak więc Moskwa lubi mieć Paryż za „peacemakera”…

Wygląda na to, że cała ta wojenna demonstracja służyć ma temu, by tym razem skutecznie już zmusić Ukrainę do realizacji porozumień mińskich. To, że oznaczać to będzie finlandyzację Ukrainy, to jedno. Drugie to konsekwencje polityczne na samej Ukrainie. Jeśli Zełenski pójdzie na taki scenariusz (a przypomnę, że Moskwa na to liczyła, gdy wygrywał on wybory prezydenckie), to będzie to jego polityczny koniec. Jego główny rywal Petro Poroszenko przez pięć lat szukał różnych wybiegów, skutecznie, by uniknąć przyznania Donbasowi autonomii. Teraz na pewno by zagrał tą kartą przeciwko Zełenskiemu. I to jest główny powód, dla którego można zakładać, że Zełenski nie ugnie się pod presją Macrona, a za chwilę zapewne Scholza, który ma pojechać do Moskwy. Niewykluczone, że to jest powodem, dla którego Kijów nieco studzi alarmistyczne sygnały Zachodu odnośnie ryzyka wojny. No bo to właśnie rzekomo nieuchronna wojna ma być powodem, dla którego Kijów powinien wybrać mniejsze zło, czyli porozumienia mińskie. Jeśli Zełenski oprze się tej wojennej histerii i presji „sojuszników”, intryga Putina skończy się fiaskiem.

 

Nerwowość Putina

Wówczas Kremlowi pozostanie alternatywa: albo wojna z Ukrainą ze wszelkimi tego konsekwencjami, albo próba wycofania się z zachowaniem twarzy. Co i tak będzie oznaczało porażkę, nie tyle już nawet w starciu z Zachodem, ale przede wszystkim ma froncie ukraińskim. Putin chyba zdaje sobie z tego sprawę, stąd coraz większa nerwowość w jego zachowaniu. Najpierw, po wielu tygodniach milczenia, zaczął osobiście mówić o kryzysie i narzekać, że Zachód nie chce uwzględnić rosyjskich żądań tzw. gwarancji bezpieczeństwa, co wygląda jak skarga, że silniejszy nie chce słuchać. A teraz, po spotkaniu z Macronem, Putinowi puściły nerwy, gdy rzucił do francuskiego dziennikarza „Chcecie wojny?” i przypomniał, że Rosja to mocarstwo atomowe. Wyglądało to żenująco. Tym bardziej że Francja też ma broń atomową. Wygląda na to, że ta trwająca już ponad trzy miesiące wojna nerwów zaczyna być przez Rosję przegrywana. Co widać też już w kręgach rządzących tym krajem. Oby tylko nie skłoniło to Putina do nieprzewidywalnych zachowań.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe