[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Jak aktywiści LGBT manipulują nauką
![Kobieta z wąsami [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Jak aktywiści LGBT manipulują nauką](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/85618/1654804829e6f365110c5a1525bd9ccf.jpg)
Stopniowe przejęcie centrów nauki przez lewicowych działaczy nazywa się popularnie „marszem przez instytucje”. Rozpoczęło się ono wiele dekad temu, w czasach rewolucji seksualnej. Mimo potencjalnie pozytywnych efektów, jakie ten marsz przyniósł (np. dekryminalizacja dobrowolnych zachowań homoseksualnych między dorosłymi i destygmatyzacja problemów zdrowotnych), skutki tego procesu są w większości negatywne. Lewicowy marsz przez instytucje wypchnął z przestrzeni akademickiej konserwatywnych myślicieli, zaburzył zdrowy rozkład światopoglądów na uczelniach wyższych i okaleczył takie dyscypliny jak psychologia i socjologia. Nauki humanistyczne, które miały potencjał tłumaczenia świata, przeżarte zostały przez antynaukowe ideologie. Przez to dzisiaj, kiedy słyszymy jakieś rewelacje „amerykańskich ekspertów” dotyczące ludzkiej natury, patrzymy na nie przymrożonymi oczyma lub odrzucamy je kompletnie.
Postępowy rak
Najbardziej drastyczne przykłady szkodliwego wpływu lewicy na świat nauczania wyższego widzimy też najlepiej dopiero teraz, po wielu latach, w których postępowy rak przeżarł myślenie akademickie. Na Zachodzie profesorowie z uniwersytetów otwarcie promują pobłażliwość wobec pedofilii („Nie można stygmatyzować ich uczuć, tylko czyny!”), promują transowanie dzieci i zmuszają swoich studentów i studentki do korzystania z „inkluzywnych toalet”. Tam, gdzie kiedyś wyrastała wiedza i umiejętność, toczy się debaty o tym, czy matematyka jest rasistowska, a logika wytworem postkolonializmu (cokolwiek to dokładnie jest). Nawet tak – wydawałoby się! - apolityczne dziedziny wiedzy jak nauka o lodowcach padły ofiarą stricte politycznych para-nauk typu feminizm. Kto nie wierzy, niech wyszuka sobie w Internecie „feminist glaciology” i zobaczy, że nawet z brył lodowych da się zrobić „narzędzie patriarchatu”.
Uniwersytety zdają się więc być nie do odratowania. Środowisko akademickie nie jest jednak jedynym miejscem dla ludzi żądnych wiedzy. Wiele osób zdobywa ją dzisiaj w internecie: na filmikach, podcastach i blogach popularnonaukowych. Te są darmowe, często kreatywne i przedstawiają informacje bez zbędnego żargonu. Ich twórcy zaś często są szczerymi pasjonatami, którzy wiedzą, o czym mówią, dostarczając jednocześnie fachowych źródeł. Jednym z takich twórców popularnonaukowego kontentu jest Łukasz Sakowski, autor bloga „To Tylko Teoria”.
Sakowski popularyzacją nauki zajmuje się od dawna. Fokus jego pracy to biologia i medycyna, ale na jego stronie znajdziemy też wiadomości z zakresu geografii i psychologii. Posty mają formę sprawnie skonstruowanych infografik (większość z nich zachęca, by „powiedzieć tak nauce”) i ciekawych ujęć ze świata przyrody. To Tylko Teoria generuje też – w przeciwieństwie do wielu stron prowadzonych przez korporacje i masowe media – wiele naturalnego, internetowego trafficu: pod każdym praktycznie postem roi się od reakcji i komentarzy. I wszystko to byłoby bardzo bezproblemowe, szczególnie dla autora TTT, gdyby ten nie zbuntował się ostatnio przeciwko nachalnej, antynaukowej Ideologii Gender.
Sakowski pod pręgierzem
W ostatnim roku bowiem Sakowski zaczął zwracać uwagę na to, że spora część nauk humanistycznych skręca w kierunku szalonych Gender Studies. Popularyzator nauki zaczął krytykować podawanie dzieciom z zaburzeniami tożsamości płciowej hormonów i ich blokerów (badania pokazują, że ok. 80% dzieci wyrasta z „transseksualnej” dysforii płciowej) oraz absurdalne mnożenie się „tożsamości płciowych”, które zrównywane są w swej wadze z faktem biologicznej płci. To nie spodobało się progresywnym działaczom. Na Sakowskiego wylała się fala hejtu.
Nienawiść, którą swoimi uprzejmymi, choć konkretnymi postami wywołał Sakowski, próbowała mu przykleić łatkę homofoba. Jako że Sakowski jednak sam jest homoseksualnym mężczyzną, z czego nie robi sekretu, łatka ta się szybko odkleiła. Po niej w ruch poszedł argument o transfobii: krytyka krzywdzenia dzieci hormonami miała rzekomo wynikać z jakiegoś strachu czy bliżej nieokreślonej, nieracjonalnej niechęci do wszystkich osób, które nie identyfikują się ze swoją rzeczywistą płcią. Sakowski jednak pozostał merytoryczny w swoich wpisach, trudno więc było łatkę fobii i tu utrzymać. Tęczowi aktywiści sięgnęli więc po kolejną broń: zaczęli utrzymywać, że Sakowski przeczy nauce.
Piętnowanie
19 maja bieżącego roku Rada Upowszechniania Nauki, para-polityczna grupa luźno związana z Państwową Akademią Nauk, wydała oświadczenie, które w oczywisty sposób piło do niedawnej działalności Sakowskiego:
Rada Upowszechniania Nauki PAN z niepokojem przyjmuje pojawiające się w przestrzeni publicznej próby wykorzystywania komunikacji naukowej do utrwalania stereotypów krzywdzących osoby transpłciowe oraz rozpowszechniania poglądów dotyczących tożsamości płciowej, które nie mają wsparcia w aktualnej wiedzy naukowej lub które nie są przedmiotem konsensusu naukowego.
- czytamy w oświadczeniu z minionego miesiąca, zamieszczonym na oficjalnej stronie Rady.
Z tego względu Rada Upowszechniania Nauki PAN stoi na stanowisku, że komunikacja wiedzy naukowej dotycząca kwestii wrażliwych społecznie powinna uwzględniać dobrostan osób dyskryminowanych.
- dodała rada w opublikowanym tekście.
Oświadczenie to znaczy, nie mniej, nie więcej, że w debacie (popularno)naukowej ważną (kluczową?) rolę mają odgrywać uczucia grupy społecznej („dobrostan”, słowo wytrych, którego definicja jest tak szeroka, że obejmuje wszystko: od faktycznego zdrowia fizycznego, po niemierzalne, histeryczne emocje) na temat której prowadzone są badania i rozmowy. W tym wypadku: transseksualistów, albo raczej samozwańczych działaczy, którzy deklarują się jako reprezentanci wszystkich osób transseksualnych. Na podparcie tezy, że czyjś „dobrostan” ma (współ)decydować o nauce, Rada podała... jedno badanie:
Rada Upowszechniania Nauki PAN przypomina, że według najnowszych badań naukowych (Bulska i wsp., 2021), osoby transpłciowe w Polsce w największym stopniu, spośród przedstawicieli społeczności LGBTQ+, dotknięte są skutkami systemowej dyskryminacji. Przykładowo blisko 61% osób transpłciowych doświadcza symptomów głębokiej depresji. Ta grupa ma też największe nasilenie myśli samobójczych.
Czyli – ujmując to w formę pozbawioną bufonowatego żargonu - „nie wolno krytykować tęczowych ruchów, bo komuś może być smutno”. Czyli: „transseksualiści mają często depresje, więc musimy zgadzać się na szantaże z ich strony.”
Samo bezczelne założenie – że czyjaś depresja ma stanowić o wolności debaty naukowej i popularyzowania jej – nie jest jednak najbardziej absurdalnym problemem tego orzeczenia. Rada Upowszechniania Nauki, składająca się z m.in. z dziennikarzy i osób zaangażowanych aktywistycznie, lewicowo – oparła się bowiem o badanie, uważam, o znikomej (żadnej?) wartości merytorycznej.
Bulska et al. (2021). Sytuacja społeczna osób LGBTA w Polsce. Raport za lata 2019-2020 można bowiem nazwać prędzej żartem, a nie naukowym artykułem. To „badanie” to zwykła internetowa ankieta przeprowadzona na wybranych, lewicujących stronach, z lewicującymi materiałami i lewicującym targetem.
Z tego co wiem, praktycznie wszystkie osoby wypełniające ankietę to osoby bardzo młode, około lat 20. Pytania, na które odpowiadały, były możliwie ogólne, np. dotyczące myśli samobójczych, które nie są specyficzne tylko dla osób LGBT. Inne miały dotyczyć zatrudnienia lub jego braku oraz nieweryfikowalnych uczuć i emocji.
Uważam więc, że mamy tu do czynienia z bardzo selektywnym badaniem, które stara się wypowiadać o całym społeczeństwie. Jeżeli jakaś osoba odpowiedziała w nim, że nie ma pracy, identyfikuje się jako transseksualista i czuła się kiedyś w życiu zdołowana czy dyskryminowana, to badanie uznaje jej głos za obiektywny i przedstawia jako dowód na rzekome prześladowanie transseksualistów. Tych samych transseksualistów, którzy de facto mogą robić w Polsce ze swoim ciałem, co chcą i którym i tak już przysługują w naszym kraju identyczne prawa, jak reszcie społeczeństwa.
Gdyby tego było za mało, z tego co mi wiadomo, odpowiedzialne za stworzenie tej ankiety były skrajnie lewicowe organizacje: Stowarzyszenie Lambda Warszawa i Kampania Przeciw Homofobii. Ta pierwsza wspiera, na przykład, od lat mit, że w Polsce istnieją „strefy wolne od LGBT”, a ta druga skompromitowała się propagowaniem kłamstwa o wepchnięciu aktywistki ze Stop Bzdurom pod tramwaj. Jak można oczekiwać, że badanie wyprodukowane przez tak upolitycznione, niepoważne organizacje będzie obiektywne?
"Zwycięstwo"
Tego jednak badania Rada Upowszechniania Nauki użyła w swoim oświadczeniu, które krytykowało prawdopodobnie Łukasza Sakowskiego z To Tylko Teoria. Cała akcja była na tyle stronnicza, że polscy trans-aktywiści, koledzy członków Rady, gratulowali jej przeprowadzenia. Niektórzy – ci najbardziej zaspokojeni przez Radę w swoim narcyzmie – otwarcie dziękowali w mediach społecznościowych, że zrobiono niby porządek z popularyzatorem nauki, który śmiał skrytykować ich politykę. Sakowski zareagował na oświadczenie, tłumacząc błędy w badaniu i fakt, że Rada Upowszechniania Nauki jest tylko para-naukową przybudówką do PANu. To jednak lewicowych aktywistów nie interesowało. W ich oczach Ideologia Gender odniosła tu zwycięstwo i to im wystarczyło.
Dla nas wszystkich powinno to jednak pozostać nauczką i kolejnym przykładem tego, jak środowiska aktywistów LGBT traktują naukę: jako tępy instrument, którego używają do bicia innych. Ktoś krytykuje Ideologię Gender? Uruchomimy kolegów z gazety, żeby pod płaszczykiem nauki go zaatakowali! Ktoś pokazuje dane niezgodne z naszymi? To pokażemy, że badania są po naszej stronie! Nie ma takich badań? To wyprodukujemy internetową ankietę dla julek i nazwiemy ją faktami! Prawda nie jest po naszej stronie? Tym gorzej dla prawdy.