Sprawa Iwony Wieczorek. Prywatny detektyw przekazał ważne sugestie

Śledztwo dotyczące zaginięcia Iwony Wieczorek szybko stało się sprawą medialną, w którą zaangażowało się mnóstwo osób. Do tej pory przesłuchano 300 osób i na szeroką skalę prowadzono poszukiwania dziewczyny. Niestety bezskutecznie.
Paweł P. kolega zaginionej zeznał, że ostatni raz widział ją przed Dream Clubem, który znajduje się w centrum Sopotu. Iwona ok. godziny 3 nad ranem pokłóciła się ze swoją przyjaciółką i wybrała w samotną podróż do domu. Później znajomi stracili z Iwoną kontakt, ponieważ rozładował jej się telefon.
Wieczorek po raz ostatni została zarejestrowana przez kamery o godz. 4.12 przy wejściu nr 63 na plaży w Gdańsku Jelitkowie.
Prywatny detektyw o zaginięciu Wieczorek
Prywatny detektyw Arkadiusz Andała w rozmowie z "Faktem" stwierdził, że śladów zaginięcia Iwony należy szukać wśród jej znajomych.
- Jej znajomi - to środowisko. Jeżeli śledczy pozwolili w pierwszych dniach, by oni ustalali wersję zdarzeń, zacierali ślady, no to potem jest ciężko to odwrócić. Tutaj dalej te sprawy są niewyjaśnione. Jeżeli ktoś nie mówi prawdy, zataja prawdę, a zalicza się do grona znajomych, to jest to krąg podejrzewanych - powiedział śledczy.
Andała uważa, że pewne działania służb ws. Iwony od samego początku były chaotyczne i opieszałe. Dodał, że najważniejsze decyzje należało podjąć niedługo po jej zaginięciu, tymczasem wiele spraw zwyczajnie zaniedbano.
- Tutaj jest łatwo się wyzłośliwiać czy wymieniać długą listę rzeczy, które nie zadziałały w tej sprawie To te pierwsze godziny i pierwsze dni były kluczowe dla zgromadzenia twardych dowodów. Twardych, bo każdy z nich mógłby dać przełom w tej sprawie. Zatarto ślady, nie zabezpieczono wielu dowodów, dopuszczono do ustalania wersji zdarzeń wśród znajomych Iwony - ocenił detektyw.
Następnie przyznał, że pomimo ogromnej nadziei na to, że Iwona wciąż żyje, nie ma złudzeń, że rzeczywistość może okazać się zupełnie inna. W tym miejscu wskazał na swoje doświadczenie zawodowe, które nie raz sprowadzało go na ziemię.
- Bardzo bym chciał, żeby Iwona żyła. Ale moje doświadczenie zawodowe, 25 lat pracy nie dają mi zbyt wiele nadziei na to. Przełom w sprawie zawsze może nastąpić, bo niespodziewanie może się zgłosić jakiś świadek, kogoś może ruszyć sumienie, choć tu najmniej liczę na sprawców. Po prostu ktoś może też się wygadać, bo być może mamy tutaj do czynienia nie z jednym sprawcą, ale ze sprawcami - mówił śledczy.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Nowe świadczenie. Sejm zdecydował