Walka z „mową nienawiści” to wilk w owczej skórze

Lewicowym ruchom ideowym i politycznym, przejawiającym ambicje totalitarne, a jednocześnie na tyle oderwanym od realiów, że niemogącym liczyć na zwycięstwa wyborcze w demokracji, potrzebna jest jakaś pałka na politycznych przeciwników, którą dałoby się przywalić im w zęby tak mocno, że zamilkną.
Cenzura. Ilustracja poglądowa Walka z „mową nienawiści” to wilk w owczej skórze
Cenzura. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Taką pałką staje się coraz silniej oskarżanie głoszących niewygodne tezy i hasła o „mowę nienawiści”. Już samo pojęcie „mowa nienawiści” robi zawrotną karierę. A przecież to ewidentne, szyte grubymi nićmi oszustwo, sprytny pomysł na wprowadzenie cenzury, na odebranie ludziom prawa do swobodnej wypowiedzi. Wojna o świat bez nienawiści przypomina „wojnę o pokój” prowadzoną niegdyś przez ZSRR. Walka z „mową nienawiści” to wilk ubrany w owczą skórę, bo niby chodzi w niej o sprzeciw wobec nienawiści, ale tak naprawdę celem jest zniszczenie znienawidzonego przeciwnika absurdalnym oskarżeniem, a przede wszystkim odebranie mu prawa do wyrażania poglądów. Przecież „mowa nienawiści” wcale nie jest – wedle obowiązujących definicji – mową wyrażającą nienawiść, choćby najbardziej skrajną, ale jedynie mową wyrażającą nienawiść do określonych grup (definiowanych wedle ideologicznych, lewicowych kryteriów). Tylko taka nienawiść upoważnia, wedle propagatorów walki z „mową nienawiści”, do użycia nazwy „mowa nienawiści”. Dla nich, najwyraźniej, istnieją różne nienawiści: takie, z którymi należy walczyć, takie, na które należy przymknąć oko, i wreszcie takie, które są „słuszne” i należy je popierać. 

Np. nie podlega ochronie przed „mową nienawiści” chrześcijaństwo, wręcz przeciwnie – sezon łowiecki na nie trwa okrągły rok, a jak najbardziej podlega ochronie islam. Jednocześnie nawet ONZ stwierdza, że „do chwili obecnej nie istnieje uniwersalna definicja mowy nienawiści w międzynarodowym prawie”. Zamiast uważać za wartość prawo do wolności słowa, wmawia się ludziom, że wartością jest prawo do wolności od słowa. Od wszelkich słów, które są dla nich niewygodne, krytyczne, sprzeczne z ich poglądami. Nie chodzi tu o żadną niezgodę na nienawiść, ale o zagipsowanie ust.

Czytaj również: Bunt w Partii Konserwatywnej przeciwko premierowi Rishiemu Sunakowi: „O prawdziwy konserwatyzm

Śledztwo niemieckich mediów: Dostawcy surowców potrzebnych do produkcji elektryków niszczą środowisko

 

„Mową nienawiści” może być nawet gest

To, że oskarżenia o „mowę nienawiści” są zamachem na wolność słowa, wynika z prostego faktu, że „nienawiść” jest pojęciem nieprecyzyjnym. Potocznie rozumiemy przez nienawiść (zgodnie z definicją słownikową) „uczucie silnej niechęci, wrogości do kogoś lub do czegoś”. Czyli jest to pojęcie gumowe, rozciągliwe w zasadzie dowolnie, co oznacza, że każdego, kto nie zgadza się z kimś lub z czymś i w związku z tym wyraża wobec tego kogoś lub czegoś niechęć (a co ma wyrażać, jeśli się nie zgadza?), można oskarżyć o „mowę nienawiści”. 

Żeby było wygodnie oskarżać i oskarżenia miały szeroki zasięg, do worka z napisem „mowa nienawiści” można wpakować prawie wszystko. Na stronie internetowej ONZ czytamy, że „mowę nienawiści można przekazywać za pomocą dowolnej formy wyrazu, w tym obrazów, kreskówek, memów, obiektów, gestów i symboli, i można ją rozpowszechniać offline lub online”. Czyli po prostu niechęć wyrażana w jakiejkolwiek formie jest zakazana i karalna. I w dodatku ta „nienawistna” mowa nie musi wcale być mową. Wystarczy nawet gest. Tylko musi być „silna”, bo to ta siła czyni magicznie niechęć nienawiścią. Tylko kto jest w stanie zmierzyć siłę niechęci? I jaką miarą?  Przecież to są sprawy całkowicie subiektywne i już samo zastanawianie się nad nimi oznacza, że daliśmy się zmanipulować – złapać na haczyk absurdu.

 

Wprowadzanie cenzury prewencyjnej tylnymi drzwiami

Sprawa jest prosta i jednoznaczna. Tam gdzie ściga się ludzi z urzędu za „mowę nienawiści”, nie posiadając nawet definicji tego pojęcia, wolność słowa jest martwa. Już została zamordowana. Tłumienie swobodnej debaty publicznej zostało dokonane. Pamiętajmy, że nikt nikomu nie broni skierowania sprawy do sądu z oskarżenia prywatnego, jeśli ktokolwiek uznaje czyjeś słowa, gesty, memy czy symbole za wyrządzające mu krzywdę moralną lub materialną szkodę. To oczywiste. Jednak ściganie z urzędu to całkiem inna sytuacja i w tej różnicy zawiera się antywolnościowy charakter oskarżeń o „mowę nienawiści”. To de facto wprowadzanie cenzury prewencyjnej tylnymi drzwiami, ponieważ mamy tu do czynienia z „efektem mrożącym”. Przykładowo, niechęć dziennikarza do tego, co robią sportowcy-mężczyźni, którzy ogłaszają, że są kobietami i bezczelnie oszukują, zagarniając tytuły mistrzyń w kobiecych konkurencjach, ma z założenia zostać obezwładniona lękiem przed konsekwencjami prawnymi. Przecież wiadomo, że prawnicy z łatwością dowiodą, że kieruje nim nie poczucie sprawiedliwości wobec zawodniczek-kobiet, ale nienawiść wobec osób transpłciowych, wywołana tzw. transfobią. Łatwiej udowodnić, że się nie jest wielbłądem, niż że się nie jest transfobem, jeśli się publicznie stwierdzi, że pływak, który wygrywał jako mężczyzna, ma na pływalni niesprawiedliwą przewagę na kobietami, gdy ogłosi, że czuje się kobietą. Czyli ten hipotetyczny dziennikarz zrezygnuje z wypowiadania się na ten temat. Wolność wypowiedzi zostanie mu ograniczona, a nawet odebrana, mimo że z boku będzie się wydawało, że to jego własna decyzja. A gdzie nie ma wolności słowa, nie ma demokracji, jest natomiast totalitaryzm i zamordyzm. 

 

Parlament Europejski pokazuje swoją prawdziwą twarz

Przykładem jest chociażby najnowsza sprawa: odebranie immunitetu czterem polskim europosłom za „przyłożenie ręki” do rozpowszechniania „mowy nienawiści”, którą rzekomo reprezentował spot wyborczy z roku 2019. Zawierał on ostrzeżenia przed zgodą na wpuszczenie do Polski nielegalnych imigrantów. Znalazły się w nim fragmenty nagrań filmowych, rejestrujących przemoc, której autorami byli imigranci. Spot stwierdzał fakt: nielegalna imigracja zwiększa zagrożenie przestępczością. I to zostało uznane za „mowę nienawiści”. Posłowie „polubili” i „szerowali” ten spot. O odebranie im immunitetu wystąpił do Parlamentu Europejskiego Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów na skutek postępowania z zawiadomienia Rafała Gawła, założyciela Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, według którego – jak podaje „Gazeta Prawna” – „spot, który polubili i podali dalej na portalu X wspomniani europosłowie, stanowił klasyczny przykład mowy nienawiści na tle etnicznym”.

Podejmując tę decyzję, Parlament Europejski, dał dowód swoich prawdziwych inklinacji – antydemokratycznych, antywolnościowych, de facto naruszających prawa człowieka. Maska opadła, choć rzeczywiste oblicze już dawno było widoczne spod tej maski. Wiadomo, że jest to połączenie zemsty za wypowiedzi tych europosłów w przeszłości z próbą blokowania ich działań w przyszłości. Walka z „mową nienawiści” posłużyła jako pałka. Sam fakt odebrania immunitetu bez rzeczywistych, realnych podstaw, jest skandaliczny. Dodatkowo, jakby poza sprawą, warto podkreślić, że ten spot był zarówno merytorycznie uzasadniony, jak i swoją treścią nie odbiegał od normalnych działań w kampanii wyborczej. 

 

Czy dostrzeżemy ostrzegawcze światło?

Jeśli tak postępuje Parlament Europejski, to ta informacja z polskiego podwórka powinna zapalać nam czerwone światło ostrzegawcze. Czy je zauważymy, nim będzie za późno? Otóż zapis w umowie koalicyjnej KO, Trzeciej Drogi i Lewicy stwierdza, że „znowelizujemy kodeks karny tak, aby mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć była ścigana z urzędu”. To może oznaczać, że np. wszelka prawdziwa dyskusja na temat adopcji dzieci przez pary jednopłciowe będzie w praktyce niemożliwa. Z prostej przyczyny – jakikolwiek sprzeciw wobec takich adopcji, dyktowany dobrem dziecka, może zostać oskarżony o to, że jest „mową nienawiści”.


 

POLECANE
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada z ostatniej chwili
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował w niedzielę, że z meldunków otrzymanych m.in. od wojewodów i służb wynika, że jesteśmy w pełni gotowi do wprowadzenia od północy tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami oraz Litwą.

Niemcy: odparliśmy atak polskiego drona z ostatniej chwili
Niemcy: "odparliśmy atak polskiego drona"

Niemiecka policja federalna przekazała, że powstrzymała drona nadlatującego z Polski. Policja rozważa postępowanie karne i administracyjne wobec operatora drona.

Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje z ostatniej chwili
Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje

W Kędzierzynie-Koźlu pali się hurtownia ze sprzętem elektrycznym. Na miejscu pracuje już ponad stu strażaków. Dwóch ratowników jest poszkodowanych. Ogłoszono alert RCB z apelem, by w promieniu kilometra od pożaru zamykać okna.

Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami z ostatniej chwili
Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami

Podczas konferencji szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego w Rosówku na granicy polsko-niemieckiej doszło do incydentu – policja wyprowadziła jednego z prowokatorów.

Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski z ostatniej chwili
Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski

Prezes PZPN Cezary Kulesza wybrał już selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski – informują media. Jak przekazało Radio Zet, trwa ustalanie warunków i wkrótce ma zostać wydany komunikat w sprawie następcy Michała Probierza. Dokładna data nie jest znana.

Komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Od 7 lipca kolejne zwężenia i objazdy na S11 pod Poznaniem – sprawdź, gdzie zwolnić i jak ominąć remont.

Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu Wiadomości
Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu

W niedzielę, 6 lipca, w Kędzierzynie-Koźlu wybuchły dwa pożary. Strażacy najpierw gasili las, potem halę z rowerami i hulajnogami.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak poinformował Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Europa Wschodnia, Południowa oraz zachodnie krańce będą pod wpływem wyżów, a pozostała część kontynentu - pod wpływem niżów znad Skandynawii oraz północnych Włoch z pofalowanym frontem atmosferycznym.

Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska? z ostatniej chwili
Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska?

Grupa „bodnarowców” ma już gotową ustawę bezkarnościową! Miałaby ona zapewnić bezkarność środowisku związanym z obecną władzą w związku z ich bezprawnymi działaniami po 15 października 2023 roku – przekazał dziennikarz Michał Karnowski na antenie Telewizji wPolsce24.

Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka Wiadomości
Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka

Do dramatycznego zdarzenia doszło w sobotni wieczór, 5 lipca, nad jeziorem Długie w Rzepinie. Służby otrzymały zgłoszenie o zaginięciu 12-letniej dziewczynki po godzinie 18. Na miejsce natychmiast skierowano duże siły ratownicze – w tym strażaków, ratowników medycznych i policję.

REKLAMA

Walka z „mową nienawiści” to wilk w owczej skórze

Lewicowym ruchom ideowym i politycznym, przejawiającym ambicje totalitarne, a jednocześnie na tyle oderwanym od realiów, że niemogącym liczyć na zwycięstwa wyborcze w demokracji, potrzebna jest jakaś pałka na politycznych przeciwników, którą dałoby się przywalić im w zęby tak mocno, że zamilkną.
Cenzura. Ilustracja poglądowa Walka z „mową nienawiści” to wilk w owczej skórze
Cenzura. Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Taką pałką staje się coraz silniej oskarżanie głoszących niewygodne tezy i hasła o „mowę nienawiści”. Już samo pojęcie „mowa nienawiści” robi zawrotną karierę. A przecież to ewidentne, szyte grubymi nićmi oszustwo, sprytny pomysł na wprowadzenie cenzury, na odebranie ludziom prawa do swobodnej wypowiedzi. Wojna o świat bez nienawiści przypomina „wojnę o pokój” prowadzoną niegdyś przez ZSRR. Walka z „mową nienawiści” to wilk ubrany w owczą skórę, bo niby chodzi w niej o sprzeciw wobec nienawiści, ale tak naprawdę celem jest zniszczenie znienawidzonego przeciwnika absurdalnym oskarżeniem, a przede wszystkim odebranie mu prawa do wyrażania poglądów. Przecież „mowa nienawiści” wcale nie jest – wedle obowiązujących definicji – mową wyrażającą nienawiść, choćby najbardziej skrajną, ale jedynie mową wyrażającą nienawiść do określonych grup (definiowanych wedle ideologicznych, lewicowych kryteriów). Tylko taka nienawiść upoważnia, wedle propagatorów walki z „mową nienawiści”, do użycia nazwy „mowa nienawiści”. Dla nich, najwyraźniej, istnieją różne nienawiści: takie, z którymi należy walczyć, takie, na które należy przymknąć oko, i wreszcie takie, które są „słuszne” i należy je popierać. 

Np. nie podlega ochronie przed „mową nienawiści” chrześcijaństwo, wręcz przeciwnie – sezon łowiecki na nie trwa okrągły rok, a jak najbardziej podlega ochronie islam. Jednocześnie nawet ONZ stwierdza, że „do chwili obecnej nie istnieje uniwersalna definicja mowy nienawiści w międzynarodowym prawie”. Zamiast uważać za wartość prawo do wolności słowa, wmawia się ludziom, że wartością jest prawo do wolności od słowa. Od wszelkich słów, które są dla nich niewygodne, krytyczne, sprzeczne z ich poglądami. Nie chodzi tu o żadną niezgodę na nienawiść, ale o zagipsowanie ust.

Czytaj również: Bunt w Partii Konserwatywnej przeciwko premierowi Rishiemu Sunakowi: „O prawdziwy konserwatyzm

Śledztwo niemieckich mediów: Dostawcy surowców potrzebnych do produkcji elektryków niszczą środowisko

 

„Mową nienawiści” może być nawet gest

To, że oskarżenia o „mowę nienawiści” są zamachem na wolność słowa, wynika z prostego faktu, że „nienawiść” jest pojęciem nieprecyzyjnym. Potocznie rozumiemy przez nienawiść (zgodnie z definicją słownikową) „uczucie silnej niechęci, wrogości do kogoś lub do czegoś”. Czyli jest to pojęcie gumowe, rozciągliwe w zasadzie dowolnie, co oznacza, że każdego, kto nie zgadza się z kimś lub z czymś i w związku z tym wyraża wobec tego kogoś lub czegoś niechęć (a co ma wyrażać, jeśli się nie zgadza?), można oskarżyć o „mowę nienawiści”. 

Żeby było wygodnie oskarżać i oskarżenia miały szeroki zasięg, do worka z napisem „mowa nienawiści” można wpakować prawie wszystko. Na stronie internetowej ONZ czytamy, że „mowę nienawiści można przekazywać za pomocą dowolnej formy wyrazu, w tym obrazów, kreskówek, memów, obiektów, gestów i symboli, i można ją rozpowszechniać offline lub online”. Czyli po prostu niechęć wyrażana w jakiejkolwiek formie jest zakazana i karalna. I w dodatku ta „nienawistna” mowa nie musi wcale być mową. Wystarczy nawet gest. Tylko musi być „silna”, bo to ta siła czyni magicznie niechęć nienawiścią. Tylko kto jest w stanie zmierzyć siłę niechęci? I jaką miarą?  Przecież to są sprawy całkowicie subiektywne i już samo zastanawianie się nad nimi oznacza, że daliśmy się zmanipulować – złapać na haczyk absurdu.

 

Wprowadzanie cenzury prewencyjnej tylnymi drzwiami

Sprawa jest prosta i jednoznaczna. Tam gdzie ściga się ludzi z urzędu za „mowę nienawiści”, nie posiadając nawet definicji tego pojęcia, wolność słowa jest martwa. Już została zamordowana. Tłumienie swobodnej debaty publicznej zostało dokonane. Pamiętajmy, że nikt nikomu nie broni skierowania sprawy do sądu z oskarżenia prywatnego, jeśli ktokolwiek uznaje czyjeś słowa, gesty, memy czy symbole za wyrządzające mu krzywdę moralną lub materialną szkodę. To oczywiste. Jednak ściganie z urzędu to całkiem inna sytuacja i w tej różnicy zawiera się antywolnościowy charakter oskarżeń o „mowę nienawiści”. To de facto wprowadzanie cenzury prewencyjnej tylnymi drzwiami, ponieważ mamy tu do czynienia z „efektem mrożącym”. Przykładowo, niechęć dziennikarza do tego, co robią sportowcy-mężczyźni, którzy ogłaszają, że są kobietami i bezczelnie oszukują, zagarniając tytuły mistrzyń w kobiecych konkurencjach, ma z założenia zostać obezwładniona lękiem przed konsekwencjami prawnymi. Przecież wiadomo, że prawnicy z łatwością dowiodą, że kieruje nim nie poczucie sprawiedliwości wobec zawodniczek-kobiet, ale nienawiść wobec osób transpłciowych, wywołana tzw. transfobią. Łatwiej udowodnić, że się nie jest wielbłądem, niż że się nie jest transfobem, jeśli się publicznie stwierdzi, że pływak, który wygrywał jako mężczyzna, ma na pływalni niesprawiedliwą przewagę na kobietami, gdy ogłosi, że czuje się kobietą. Czyli ten hipotetyczny dziennikarz zrezygnuje z wypowiadania się na ten temat. Wolność wypowiedzi zostanie mu ograniczona, a nawet odebrana, mimo że z boku będzie się wydawało, że to jego własna decyzja. A gdzie nie ma wolności słowa, nie ma demokracji, jest natomiast totalitaryzm i zamordyzm. 

 

Parlament Europejski pokazuje swoją prawdziwą twarz

Przykładem jest chociażby najnowsza sprawa: odebranie immunitetu czterem polskim europosłom za „przyłożenie ręki” do rozpowszechniania „mowy nienawiści”, którą rzekomo reprezentował spot wyborczy z roku 2019. Zawierał on ostrzeżenia przed zgodą na wpuszczenie do Polski nielegalnych imigrantów. Znalazły się w nim fragmenty nagrań filmowych, rejestrujących przemoc, której autorami byli imigranci. Spot stwierdzał fakt: nielegalna imigracja zwiększa zagrożenie przestępczością. I to zostało uznane za „mowę nienawiści”. Posłowie „polubili” i „szerowali” ten spot. O odebranie im immunitetu wystąpił do Parlamentu Europejskiego Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów na skutek postępowania z zawiadomienia Rafała Gawła, założyciela Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, według którego – jak podaje „Gazeta Prawna” – „spot, który polubili i podali dalej na portalu X wspomniani europosłowie, stanowił klasyczny przykład mowy nienawiści na tle etnicznym”.

Podejmując tę decyzję, Parlament Europejski, dał dowód swoich prawdziwych inklinacji – antydemokratycznych, antywolnościowych, de facto naruszających prawa człowieka. Maska opadła, choć rzeczywiste oblicze już dawno było widoczne spod tej maski. Wiadomo, że jest to połączenie zemsty za wypowiedzi tych europosłów w przeszłości z próbą blokowania ich działań w przyszłości. Walka z „mową nienawiści” posłużyła jako pałka. Sam fakt odebrania immunitetu bez rzeczywistych, realnych podstaw, jest skandaliczny. Dodatkowo, jakby poza sprawą, warto podkreślić, że ten spot był zarówno merytorycznie uzasadniony, jak i swoją treścią nie odbiegał od normalnych działań w kampanii wyborczej. 

 

Czy dostrzeżemy ostrzegawcze światło?

Jeśli tak postępuje Parlament Europejski, to ta informacja z polskiego podwórka powinna zapalać nam czerwone światło ostrzegawcze. Czy je zauważymy, nim będzie za późno? Otóż zapis w umowie koalicyjnej KO, Trzeciej Drogi i Lewicy stwierdza, że „znowelizujemy kodeks karny tak, aby mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć była ścigana z urzędu”. To może oznaczać, że np. wszelka prawdziwa dyskusja na temat adopcji dzieci przez pary jednopłciowe będzie w praktyce niemożliwa. Z prostej przyczyny – jakikolwiek sprzeciw wobec takich adopcji, dyktowany dobrem dziecka, może zostać oskarżony o to, że jest „mową nienawiści”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe