Marek Matusiak, OSW: Sytuacja w Strefie Gazy jest tragiczna, są informacje o śmierci głodowej dzieci

Brak szans na trwały pokój
- Ostatnio rozmawialiśmy o Strefie Gazy i o świętach w kontekście Świąt Bożego Narodzenia. Teraz zbliża się Wielkanoc, a sytuacja w tamtym regionie wydaje jest jeszcze bardziej tragiczna niż wówczas. Czy istnieje jakakolwiek nadzieja na pokój?
- Jestem w bardzo niewdzięcznej roli, ponieważ przychodzi mi powiedzieć, że niestety nie ma za bardzo tej nadziei. Istnieje być może pewne prawdopodobieństwo, że dojdzie do czasowego zawieszenia broni w najbliższych tygodniach, w okolicach Ramadanu. Jeśli tak się stanie, prawdopodobnie doszłoby wówczas do wymiany jakiejś części Izraelczyków przetrzymywanych przez Hamas na aresztantów palestyńskich którzy przebywają w izraelskich więzieniach. Mówi się o tym, że zawieszenie broni mogłoby potrwać do sześciu tygodni, jednak jako komentatorzy jesteśmy w trudnej sytuacji słysząc na ten temat rozmaite komunikaty z różnych stron przy braku wspólnego, spójnego stanowiska. Nie wiemy, na jakim etapie są negocjacje w tej sprawie i czy zakończoną się one sukcesem, a jeśli tak, to jakie decyzje zostaną w ich wyniku podjęte. W mojej ocenie, nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni, szanse na to, że będzie ono miało trwały charakter, są raczej niewielkie. Nawet jeśli działania militarne zostaną na jakiś czas przerwane, trudno sobie wyobrazić, żeby nie zostały później z różnych względów wznowione. To Izrael jest tutaj w tej chwili stroną inicjującą, która decyduje o dynamice i skali wojny i myślę, że nie ma on poczucia zrealizowania jakiegokolwiek swojego celu. Izraelczycy nie uwolnili zakładników i nawet jeżeli część z nich zostanie wypuszczona, to wciąż nie będą to wszyscy. Nie mają także poczucia, że zniszczyli Hamas. Gdyby teraz wstrzymali działania wojskowe, efekt były taki, że oto Izraelczycy zniszczyli ogromną część Strefy Gazy, w ich atakach zginęło około 30 000 ludzi, a tak naprawdę nic nie osiągnęli. Obawiam się, że nawet jeśli zawieszenie broni zostałoby wynegocjowane, nie będzie miało charakteru trwałego.
- Jak wygląda obecnie sytuacja w Strefie Gazy?
- Jest ona tragiczna. Ogromna jest liczba zabitych i poziom zniszczeń materialnych, tamtejsze szpitale już właściwie nie funkcjonują, dochodzą do nas informacje o śmierci głodowej dzieci. Pomoc humanitarna zaczyna być dostarczana metodą zrzutów, co samo w sobie mówi wiele na temat tego, jaka jest możliwość jej zapewnienia i jakie panują tam warunki. Izrael wybrał modus operandi, który poskutkowało ogromnym poziomem zniszczeń i niebywałym poziomem strat w ludziach. I niestety nie ma widoków na zakończenie tej tragedii.
- A istnieje niebezpieczeństwo rozszerzenia jej na inne kraje?
- Wyjdźmy od „obrazka”, jak na dziś wygląda sytuacja w tamtym rejonie. Mamy wojnę w Gazie. Izrael prowadzi tam działania z powietrza i z lądu, operuje piechotą, siłami pancernymi i lotnictwem. Na północy mamy z kolei do czynienia z konfrontacją między Izraelem a Hezbollahem. Hezbollah jest libańskim ugrupowaniem politycznym zasiadającym w libańskim parlamencie i mającym nawet dwóch ministrów w libańskim rządzie, ale jest także ugrupowaniem zbrojnym pozostającym tak naprawdę poza kontrolą władz. Jest to powiązana z Iranem organizacja o bardzo dużym potencjalnym militarnym. Mówi się o ok. 150 000 różnego rodzaju pocisków i rakiet, w tym broni precyzyjnej. Od ósmego października, czyli dzień po zamachu Hamasu na Izrael, Hezbollah rozpoczął ostrzał północy Izraela, na który Izrael odpowiedział. Od tamtej pory trwa w tym rejonie konflikt, a Izrael podnosi jego poziom, zaczyna przeprowadzać ataki coraz głębiej, jeżeli chodzi o libańskie terytorium, atakuje cele o większym znaczeniu dla przeciwnika. Istnieje prawdopodobieństwo, że ten konflikt może eskalować. Wydaje się, że ze strony Hezbollahu i Iranu - przynajmniej, jeżeli wziąć pod uwagę to publicznie wypowiedzi ich przedstawicieli - nie ma woli pogłębiana go. Być może jednak Izrael będzie chciał pójść za ciosem i rozpocząć konfrontację z Hezbollahem na większą skalę, ponieważ ostrzały ze strony Hezbollahu dezorganizują życie północnej części Izraela, a kilkadziesiąt tysięcy izraelskich obywateli zostało ewakuowanych z tamtego rejonu kraju.
CZYTAJ TAKŻE: Marek Matusiak, OSW: Po wojnie będziemy mieć do czynienia ze zdewastowaną Gazą i straumatyzowaną, zradykalizowaną ludnością
- Jakie szanse na ratunek mają uchodźcy ze Strefy Gazy?
- Przed rozpoczęciem wojny mieszkało tam ok. 2 mln 200 tys. osób, z czego większość skoncentrowana była w północnej części Strefy Gazy. Od początku wojny znaczna część ludzi została wypchnięta na południe, w związku z tym, że Izrael zaczął swoje działania militarne od północy. Mówi się o tym, że około 1,5 miliona ludzi jest teraz stłoczonych w najbardziej południowej części Strefy Gazy, czyli przy granicy z Egiptem. Reszta znajduje się na terytoriach północnych i ich sytuacja jest najtrudniejsza. W najmniejszym stopniu dociera do nich zewnętrzna pomoc. Na pomoc udzielaną od strony Egiptu Izrael również ma wpływ, bez zgody Izraela nic się do Gazy nie dostanie, jednak pomoc przepływa tam sprawniej. Do północnej części Strefy Gazy pomoc dociera w znacznie mniejszym wymiarze - także ze względu na blokady i protesty po stronie po stronie izraelskich grup prawicowo – religijnych, które blokują wjazd konwojów do Strefy Gazy uważając, że w Gazie wszyscy są odpowiedzialni za to, co się stało siódmego października i w związku z tym żadna pomoc im się nie należy.
Ataki na chrześcijan
- Jak wygląda sytuacja chrześcijan w Izraelu? Pojawiają się relacje o nasileniu przemocy wobec nich.
- Musimy tutaj rozdzielić dwie rzeczy. Z jednej strony mówimy o palestyńskich chrześcijanach, to znaczy o obywatelach Izraela narodowości palestyńskiej religii chrześcijańskiej, którzy mieszkają na przykład w Nazarecie i w wielu innych miejscach. W ich sytuacji wyznanie nie głównym wyznacznikiem ich położenia. Myślę, że ich sytuacja jest plus minus taka sama, jak wszystkich innych izraelskich obywateli pochodzenia palestyńskiego. Jest to społeczność żyjąca w bardzo dużym stresie i niepewności. Z jednej strony z przerażeniem obserwują oni to, co się dzieje w Gazie i cierpienie ludzi tam mieszkających, a z drugiej strony mają oni poczucie, że są częścią izraelskiego społeczeństwa i w związku z tym w szczególny sposób znajdują się na cenzurowanym, mniej im wolno, jeżeli chodzi o wyrażanie sprzeciwu czy jakiegoś innego głosu niż izraelski mainstream. Wydaje mi się, że determinantą sytuacji tej grupy jest raczej ich palestyńska etniczność, a nie chrześcijańskie wyznanie. Natomiast jeżeli chodzi o Jerozolimę, a zwłaszcza tamtejsze Stare Miasto, to tam rzeczywiście mamy do czynienia z przejawami niechęci ze strony różnych grup żydowskich pod adresem miejscowych chrześcijan czy przebywających tam osób duchownych z zagranicy.
- Czy wojna na Bliskim Wschodzie ma potencjał do pociągnięcia za sobą jak domino kolejnych krajów i przełożenia się też na sytuację wojny na Ukrainie? Myślę tu o kwestii zaangażowania Stanów Zjednoczonych w oba te konflikty.
- Konflikt w Gazie jest sprawą ogromnie polaryzującą i wywołującą bardzo silne emocje, także w częściach świata bardzo odległych od Bliskiego Wschodu. Jest to sytuacja przeżywana w Europie, w Stanach Zjednoczonych i w bardzo wielu innych krajach. Skutkuje ona indywidualnymi aktami przemocy w USA czy w Europie, gdzie mieliśmy do czynienia z atakami antysemickimi, ale także z przemocą wobec ludzi o pochodzeniu palestyńskim, wyznających islam czy generalnie wobec ludzi o pochodzeniu arabskim. W Stanach Zjednoczonych zamordowano kilka zupełnie przypadkowych osób o pochodzeniu palestyńskim. Ktoś uznał, że mogą być one terrorystami albo ludźmi powiązanymi z Hamasem. To jest powrót retoryki z okresu po 11 września 2001 roku i wojny z terroryzmem, kiedy to każdy Arab czy muzułmanin był potencjalnie podejrzany o terroryzm. W zeszłym tygodniu mieliśmy z kolei do czynienia z incydentem, kiedy żołnierz amerykańskiej służby czynnej dokonał samospalenia przed ambasadą izraelską w Waszyngtonie, protestując przeciwko temu, co dzieje się w Gazie. Ten człowiek zmarł w wyniku oparzeń. Te sytuacje pokazują, że konflikt na Bliskim Wschodzie ma ogromny potencjał polaryzacyjny i że do nieszczęść mających swoje korzenie w toczącej się tam wojnie może dochodzić w miejscach geograficznie bardzo odległych.
Jeśli chodzi natomiast o Ukrainę, to od momentu, kiedy Hamas dokonał zamachu siódmego października, konflikt na Bliskim Wschodzie odwraca uwagę Stanów Zjednoczonych od Ukrainy, absorbując także zasoby polityczne i militarne USA. Stany Zjednoczone konsekwentnie wspierają Izrael amunicją, rakietami etc. Z pewnością dzieje się to ze szkodą dla Ukrainy, której sprawa po siódmym października 2023 roku ewidentnie straciła, jeżeli chodzi obecność w mediach i uwagę świata. Gdyby nie daj Boże miało dojść do wojny Izraela z Hezbollahem, odbiłoby się to dodatkowo negatywnie na sytuacji Ukrainy, ponieważ Hezbollah jest przeciwnikiem o znacznie większym potencjale ofensywnym od Hamasu. Nie wiem czy do takiej wojny dojdzie, ale gdyby tak się stało, byłaby ona prostu groźna. I siłą rzeczy Stany Zjednoczone nie mogłyby pozostawać na jej marginesie.
Marek Matusiak jest koordynatorem projektu Izrael-Europa w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Rozmawiała: Agnieszką Żurek.