Tadeusz Płużański: Bugajski zrównał Pileckiego z jego oprawcami

Telewizja Polska – dziś w likwidacji - co na jakiś czas pokazuje sztukę Ryszarda Bugajskiego pt. "Śmierć rotmistrza Pileckiego", reżysera znanego szerszej widowni głównie z "Przesłuchania". O bohaterskim rotmistrzu chciał nakręcić film, lecz podobno z braku funduszy musiał zadowolić się spektaklem w Teatrze Telewizji. Problem jest jednak poważniejszy – Bugajski związany od koniec życia z tzw. Komitetem Obrony Demokracji zrównał Pileckiego z jego oprawcami.
Witold Pilecki Tadeusz Płużański: Bugajski zrównał Pileckiego z jego oprawcami
Witold Pilecki / screen YT IPN

Do dziś – choć spektakl miał swoją premierę w 2006 r. - wiele osób pyta mnie, jako historyka i syna jednego ze współoskarżonych w procesie, jaki komuniści urządzili "grupie szpiegowskiej Pileckiego" w 1947 r. - Tadeusza Płużańskiego - o co w tym wszystkim chodzi? Czy Pilecki to „święty polskiego patriotyzmu” (określenie mojego śp. ojca), który umiłował Ojczyznę i Boga – i tym wartościom się poświęcił, czy raczej wariat, fantasta, a może i kapuś? Czy rzeczywiście uwierzył w słowo honoru szefa Departamentu Śledczego MPB, płk. Józefa Różańskiego (Goldberga), który nadzorował śledztwo (ze spektaklu jednoznacznie nie wynika, że to on faktycznie - w porozumieniu z najwyższym kierownictwem komunistycznej partii i bezpieki - wydawał wyroki)? Czy zakapował przyjaciół? Dlaczego na procesie Pilecki tryska zdrowiem i energią, a inni oskarżeni dowcipkują i robią głupie miny? Czy to sala sądowa, czy jakiś cyrk? Kim właściwie byli oskarżeni (o większości nie dowiadujemy się niczego), a kim oskarżyciele? Dlaczego AK-owcy mordowali AK-owców?

 

Oprawcy jak ofiary

Sztuka Bugajskiego na te i wiele innych pytań nie odpowiada, mnoży za to wątpliwości. Czy to celowy zabieg reżysera, żeby co prawda pokazać bohatera, ale zarazem podkreślić, w jakich to skomplikowanych czasach przyszło mu żyć, że nie było jednoznacznych wyborów, jasnego podziału na dobro i zło, różnic między katem i ofiarą? Reżyser - mniej lub bardziej świadomie - zaciera te granice, stara się "zrozumieć" oprawców, wybielając ich.

Spektakl robi niestety wrażenie, jakby był robiony pod tzw. postępową opinię publiczną. O tym, że "właściwie" zrozumiała ona intencje autora, mogą świadczyć recenzje w niektórych gazetach. "Polityka" przed laty napisała:

"Reżyser kontrapunktem dla niezłomnej postawy głównego bohatera (…) czyni zmagania ze sobą prowadzącego ustawiony proces sędziego Hryckowiana (…), złamanego przez UB byłego akowca".

"Gazeta Wyborcza": " (…) to orwellowski, przerażający świat, w którym sędziowie i oskarżyciele boją się nie mniej niż ich ofiary".

Czy rzeczywiście tak należy rozumieć piękną, a zarazem tragiczną historię rotmistrza Witolda Pileckiego, człowieka niezłomnego, w czasie niemieckiej okupacji dobrowolnego więźnia Auschwitz, uznanego na Zachodzie za jednego z najodważniejszych ludzi II wojny światowej, a w "ludowej" Polsce skazanego za to przez komunistów na karę śmierci? Nic bardziej błędnego.

 

Czego zabrakło…

W sztuce nie ma też choćby najmniejszego odniesienia do sprawy zasadniczej - dlaczego właściwie Pilecki musiał zginąć? Przecież niektórym udawało ujść z życiem z rąk ubeckich oprawców?

Z pewnością część odpowiedzi znajdujemy w aktach sprawy - notatce, którą sporządził Komar - "agent celny" (kapuś, który wyciągał informacje od współwięźniów w celi):

"Pileckiemu proponowano rolę Rzepeckiego [płk Jan Rzepecki, prezes I Zarządu Głównego WiN, który z więzienia namawiał AK-owców do ujawniania się], ale on stwierdził, że nie będzie się kajał, przyznawał do niepopełnionej winy".

W sztuce niemal nietknięta pozostaje postać Cyrankiewicza

Zabrakło również, charakterystycznego dla niezłomnej postawy rotmistrza stwierdzenia, wypowiedzianego po ogłoszeniu wyroku: "Śmierci się nie boję". Zamiast tego mamy szereg niuansów procesowych, których przeciętny widz nie jest w stanie zrozumieć. Szczególnie razi to przy braku dobrze zarysowanego kontekstu historycznego przedstawianych wydarzeń.

Nie można nie odnieść się do postaci morderców - jakże wyeksponowanych w sztuce. Zarówno przewodniczący składu sędziowskiego - ppłk Jan Hryckowian, jak i oskarżający prokurator (wówczas major) Czesław Łapiński to ludzie wyzbyci skrupułów, usłużni karierowicze, cyniczni mordercy zza biurka, a nie - jak chce nam wmówić Bugajski, a za nim przychylni recenzenci - ludzie pełni wątpliwości, zastraszeni i złamani przez system, a wręcz jego ofiary.

 

„Pani mąż to wrzód”

Czy szef największego sądu wojskowego w stalinowskiej Polsce - WSR nr 1 w Warszawie - musiał prosić podległych sobie strażników o przepustkę dla swojej żony? To bzdura. Hipokryzję Hryckowiana pokazuje jedynie scena (należąca zresztą do udanych), kiedy matka oskarżonego Płużańskiego, a moja babcia, błaga Hryckowiana o łaskę dla syna, a ten odpowiada: "gdyby to ode mnie zależało", po czym dyktuje drugiemu sędziemu (Józefowi Badeckiemu, też nie przygłupowi, ale przedwojennemu prawnikowi, a potem krwawemu oprawcy) dodatkową, wynikającą jedynie ze swojej nadgorliwości, opinię:

"Z uwagi na popełnienie przez skazanych Pileckiego i Płużańskiego najcięższych zbrodni zdrady stanu i Narodu, pełną świadomość działania na szkodę Państwa i w interesie obcego imperializmu, któremu całkowicie się zaprzedali (...) skład sądzący uważa, że ci obaj na ułaskawienie nie zasługują".

Istnieje też relacja, idealna do sfilmowania, w której poznajemy prawdziwego prokuratora Łapińskiego. Po procesie mówi do zrozpaczonej, proszącej o pomoc żony rotmistrza, Marii Pileckiej:

"Pani mąż to wrzód, który trzeba wyciąć".

Dlaczego w spektaklu nie ma tej sceny?

 

Egzystencjalne rozterki

Apogeum absurdu to przywoływana już częściowo scena, kiedy komunistyczny sędzia (Jan Hryckowian) rozmawia z żoną (Stanisława Hryckowian). Trwa to dość długo, bo kilkanaście minut. Ze sceny wynika, że wydający wyrok śmierci na Pileckiego głęboko przeżywa swoją decyzję. I za każdym razem, kiedy to oglądam, mam wrażenie, że tak naprawdę to szef Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie był ofiarą, nie Pilecki. Może dzieło trzeba by nazwać nie „Śmierć rotmistrza Pileckiego”, ale „Cierpienia sędziego Hryckowiana”?

Jest jeszcze jeden film Bugajskiego„Generał Nil”, opowiadający o innym polskim bohaterze – Auguście Emilu Fieldorfie. Tam z kolei nie pojawia się w ogóle postać Heleny Wolińskiej-Brus, a Bugajski – wbrew faktom – pozwolił sobie kiedyś na stwierdzenie, że nie odegrała ona żadnej roli w sprawie generała. Przypomnę tylko, że to właśnie stalinowska prokurator stała na początku łańcucha zbrodni - aresztowała „Nila”.
Zresztą nawet w „Przesłuchaniu” Bugajski relatywizował postawę jednego z komunistów, przypisując mu jakieś egzystencjalne rozterki. Już wtedy w twórczości Bugajskiego pobrzmiewało to, co uwidoczniło się wyraźnie w „Nilu” czy spektaklu o Pileckim – próba zrozumienia komunistycznych oprawców. Polska poprawna politycznie rzeczywistość promuje właśnie takie próby rozmywania zbrodni. Gdyby nie takie relatywizowanie komunizmu i wybielanie jego funkcjonariuszy, dodawanie im na siłę ludzkiej twarzy, Bugajski zapewne nie dostawałby pieniędzy na kolejne filmy.

 

Wymazać z pamięci

Przypomina mi się zresztą znamienna i skandaliczna wypowiedź Bugajskiego dla „Gazety Wyborczej”, gdy odnosił się do słów córki gen. „Nila” krytykującej film. Maria Fieldorf protestowała przeciwko zbagatelizowaniu faktu, iż generała zabili oprawcy żydowskiego pochodzenia. W odpowiedzi Bugajski nazwał ją antysemitką. Córka gen. Fieldorfa, gardząc poprawnością polityczną, powiedziała prawdę. Zaś Bugajski, chcąc dalej być poprawnym, stwierdził, że za słowami Pani Marii Fieldorf na pewno stoją jakieś mroczne przesłanki.

Z panem Bugajskim spotkaliśmy się kiedyś w Muzeum Powstania Warszawskiego, na sesji zorganizowanej przez młodzież. W pewnym momencie ktoś z sali zadał pytanie, czy „Nila” i Pileckiego można nazywać Żołnierzami Wyklętymi. Bugajski zaprzeczył, twierdząc, że taka nazwa przynależy jedynie walczącym z komunizmem z bronią w ręku, w lasach. Nie zgodziłem się z tym, przypominając, że celem ŻW była walka z Sowietami o niepodległość Polski: nie tylko realizowana metodami partyzanckimi, ale także wywiadowczymi, politycznymi. Pominąć nie można również niezłomnej postawy zachowanej w ubeckim śledztwie. A po fizycznej eliminacji Pileckiego i Fieldorfa komuniści dokonali drugiej zbrodni – wymazania ich z pamięci, wyklęcia. 


 

POLECANE
Pilny komunikat dla mieszkańców Krakowa z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Krakowa

Po miesiącach ograniczeń na jednej z najważniejszych krakowskich przepraw trwa kolejny etap odmrażania ruchu. Od 28 listopada na most Grunwaldzki wróci ruch samochodowy, co oznacza stopniowe przywracanie funkcji transportowych, choć pełna normalizacja wciąż jest daleko.

Alarm bombowy w centrum Gdańska. Ruch pociągów wstrzymany z ostatniej chwili
Alarm bombowy w centrum Gdańska. Ruch pociągów wstrzymany

Pasażerowie PKP zmierzający do Gdańska otrzymali komunikat, że z powodu zagrożenia na stacji Gdańsk Główny, ruch pociągów został wstrzymany. W raporcie na portalu Trójmiasto.pl poinformowano, że ruch pociągów został wstrzymany z powodu alarmu bombowego.

Niska dzietność w Polsce. GUS podał dane z ostatniej chwili
Niska dzietność w Polsce. GUS podał dane

Współczynnik dzietności w 2024 r. wyniósł 1,099 - wynika z rocznika demograficznego GUS. Według GUS, Polska w 2024 r. miała ujemny przyrost naturalny: - 4,17. Średnia życia kobiet wyniosła 82,26 lat, a mężczyzn 74,93 lata.

Burza po nagraniu Tuska w Angoli. Ekspert: „Nie powinien decydować się na opuszczenie samolotu” pilne
Burza po nagraniu Tuska w Angoli. Ekspert: „Nie powinien decydować się na opuszczenie samolotu”

Wizytę premiera w Angoli przysłoniła fala krytyki dotyczącej jego ubioru. To właśnie ta sprawa, a nie polityczne deklaracje, stała się głównym tematem komentarzy, gdy w sieci pojawiło się nagranie z jego powitania po wyjściu z samolotu.

Setki aut w Niemczech uszkodzonych pianką montażową. Sprawą zajęły się służby z ostatniej chwili
Setki aut w Niemczech uszkodzonych pianką montażową. Sprawą zajęły się służby

Niemieccy śledczy coraz wyraźniej skłaniają się ku tezie, że fala zniszczeń samochodów z grudnia 2024 r. była elementem zaplanowanej operacji wpływu — a nie serią chuligańskich wybryków. Według nowych ustaleń, działania miały mieć zleceniodawcę powiązanego z Rosją, a ich celem mogło być wywołanie politycznego fermentu przed wyborami do Bundestagu.

Prezydent Nawrocki zabrał głos ws. planu pokojowego dla Ukrainy z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki zabrał głos ws. planu pokojowego dla Ukrainy

Prezydent Karol Nawrocki ocenił, że „jedyną osobą na świecie, która jest gotowa zmusić Federację Rosyjską do pokoju”, jest prezydent USA Donald Trump. Prezydent Czech Petr Pavel wyraził zadowolenie, że europejscy przywódcy włączyli się w rozmowy dotyczące amerykańskiego 28-punktowego planu pokojowego, które odbyły się w Genewie. Wspólna konferencja obu przywódców odbyła się w poniedziałek w Pradze.

Niebezpieczny incydent na A4. Bryła lodu z ciężarówki spadła tuż przed radiowozem Wiadomości
Niebezpieczny incydent na A4. Bryła lodu z ciężarówki spadła tuż przed radiowozem

Do zdarzenia doszło na autostradzie A4. Patrol policji jechał za ciężarówką, z której naczepy nagle oderwała się tafla lodu. Bryła spadła na jezdnię i roztrzaskała się tuż przed maską radiowozu. Ukraiński kierowca został ukarany mandatem.

Zmiana terminów ferii zimowych wywołała burzę. MEN odpowiada Wiadomości
Zmiana terminów ferii zimowych wywołała burzę. MEN odpowiada

Decyzja o ograniczeniu liczby zimowych tur do trzech wywołała falę komentarzy rodziców, zwracających uwagę na tłok w górach i droższe noclegi, jednak MEN zapewnia, że nowy harmonogram ma „uporządkować ruch turystyczny i zapobiec corocznym zatorom”.

Ruszył proces ciotki Jacka Jaworka. To u niej ukrywał się potrójny zabójca z ostatniej chwili
Ruszył proces ciotki Jacka Jaworka. To u niej ukrywał się potrójny zabójca

Przed Sądem Rejonowym w Myszkowie rozpoczął się w poniedziałek proces 75-letniej Teresy D., oskarżonej o ukrywanie Jacka Jaworka – sprawcy potrójnego zabójstwa w Borowcach koło Częstochowy. Kobieta przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień.

Słoweńcy zdecydowali ws. eutanazji wbrew parlamentowi Wiadomości
Słoweńcy zdecydowali ws. eutanazji wbrew parlamentowi

Słoweńcy opowiedzieli się w niedzielnym referendum za zawieszeniem ustawy legalizującej wspomagane samobójstwo, zatrzymując jej wejście w życie co najmniej na najbliższe 12 miesięcy. Jak podała komisja wyborcza, po przeliczeniu niemal wszystkich głosów około 53 proc. wyborców odrzuciło ustawę, a 47 proc. poparło nowe prawo. Decyzja ta jest efektem szerokiej kampanii przeciwników ustawy, którzy doprowadzili do referendum, zbierając ponad 46 tys. podpisów — więcej niż wymagane 40 tys.

REKLAMA

Tadeusz Płużański: Bugajski zrównał Pileckiego z jego oprawcami

Telewizja Polska – dziś w likwidacji - co na jakiś czas pokazuje sztukę Ryszarda Bugajskiego pt. "Śmierć rotmistrza Pileckiego", reżysera znanego szerszej widowni głównie z "Przesłuchania". O bohaterskim rotmistrzu chciał nakręcić film, lecz podobno z braku funduszy musiał zadowolić się spektaklem w Teatrze Telewizji. Problem jest jednak poważniejszy – Bugajski związany od koniec życia z tzw. Komitetem Obrony Demokracji zrównał Pileckiego z jego oprawcami.
Witold Pilecki Tadeusz Płużański: Bugajski zrównał Pileckiego z jego oprawcami
Witold Pilecki / screen YT IPN

Do dziś – choć spektakl miał swoją premierę w 2006 r. - wiele osób pyta mnie, jako historyka i syna jednego ze współoskarżonych w procesie, jaki komuniści urządzili "grupie szpiegowskiej Pileckiego" w 1947 r. - Tadeusza Płużańskiego - o co w tym wszystkim chodzi? Czy Pilecki to „święty polskiego patriotyzmu” (określenie mojego śp. ojca), który umiłował Ojczyznę i Boga – i tym wartościom się poświęcił, czy raczej wariat, fantasta, a może i kapuś? Czy rzeczywiście uwierzył w słowo honoru szefa Departamentu Śledczego MPB, płk. Józefa Różańskiego (Goldberga), który nadzorował śledztwo (ze spektaklu jednoznacznie nie wynika, że to on faktycznie - w porozumieniu z najwyższym kierownictwem komunistycznej partii i bezpieki - wydawał wyroki)? Czy zakapował przyjaciół? Dlaczego na procesie Pilecki tryska zdrowiem i energią, a inni oskarżeni dowcipkują i robią głupie miny? Czy to sala sądowa, czy jakiś cyrk? Kim właściwie byli oskarżeni (o większości nie dowiadujemy się niczego), a kim oskarżyciele? Dlaczego AK-owcy mordowali AK-owców?

 

Oprawcy jak ofiary

Sztuka Bugajskiego na te i wiele innych pytań nie odpowiada, mnoży za to wątpliwości. Czy to celowy zabieg reżysera, żeby co prawda pokazać bohatera, ale zarazem podkreślić, w jakich to skomplikowanych czasach przyszło mu żyć, że nie było jednoznacznych wyborów, jasnego podziału na dobro i zło, różnic między katem i ofiarą? Reżyser - mniej lub bardziej świadomie - zaciera te granice, stara się "zrozumieć" oprawców, wybielając ich.

Spektakl robi niestety wrażenie, jakby był robiony pod tzw. postępową opinię publiczną. O tym, że "właściwie" zrozumiała ona intencje autora, mogą świadczyć recenzje w niektórych gazetach. "Polityka" przed laty napisała:

"Reżyser kontrapunktem dla niezłomnej postawy głównego bohatera (…) czyni zmagania ze sobą prowadzącego ustawiony proces sędziego Hryckowiana (…), złamanego przez UB byłego akowca".

"Gazeta Wyborcza": " (…) to orwellowski, przerażający świat, w którym sędziowie i oskarżyciele boją się nie mniej niż ich ofiary".

Czy rzeczywiście tak należy rozumieć piękną, a zarazem tragiczną historię rotmistrza Witolda Pileckiego, człowieka niezłomnego, w czasie niemieckiej okupacji dobrowolnego więźnia Auschwitz, uznanego na Zachodzie za jednego z najodważniejszych ludzi II wojny światowej, a w "ludowej" Polsce skazanego za to przez komunistów na karę śmierci? Nic bardziej błędnego.

 

Czego zabrakło…

W sztuce nie ma też choćby najmniejszego odniesienia do sprawy zasadniczej - dlaczego właściwie Pilecki musiał zginąć? Przecież niektórym udawało ujść z życiem z rąk ubeckich oprawców?

Z pewnością część odpowiedzi znajdujemy w aktach sprawy - notatce, którą sporządził Komar - "agent celny" (kapuś, który wyciągał informacje od współwięźniów w celi):

"Pileckiemu proponowano rolę Rzepeckiego [płk Jan Rzepecki, prezes I Zarządu Głównego WiN, który z więzienia namawiał AK-owców do ujawniania się], ale on stwierdził, że nie będzie się kajał, przyznawał do niepopełnionej winy".

W sztuce niemal nietknięta pozostaje postać Cyrankiewicza

Zabrakło również, charakterystycznego dla niezłomnej postawy rotmistrza stwierdzenia, wypowiedzianego po ogłoszeniu wyroku: "Śmierci się nie boję". Zamiast tego mamy szereg niuansów procesowych, których przeciętny widz nie jest w stanie zrozumieć. Szczególnie razi to przy braku dobrze zarysowanego kontekstu historycznego przedstawianych wydarzeń.

Nie można nie odnieść się do postaci morderców - jakże wyeksponowanych w sztuce. Zarówno przewodniczący składu sędziowskiego - ppłk Jan Hryckowian, jak i oskarżający prokurator (wówczas major) Czesław Łapiński to ludzie wyzbyci skrupułów, usłużni karierowicze, cyniczni mordercy zza biurka, a nie - jak chce nam wmówić Bugajski, a za nim przychylni recenzenci - ludzie pełni wątpliwości, zastraszeni i złamani przez system, a wręcz jego ofiary.

 

„Pani mąż to wrzód”

Czy szef największego sądu wojskowego w stalinowskiej Polsce - WSR nr 1 w Warszawie - musiał prosić podległych sobie strażników o przepustkę dla swojej żony? To bzdura. Hipokryzję Hryckowiana pokazuje jedynie scena (należąca zresztą do udanych), kiedy matka oskarżonego Płużańskiego, a moja babcia, błaga Hryckowiana o łaskę dla syna, a ten odpowiada: "gdyby to ode mnie zależało", po czym dyktuje drugiemu sędziemu (Józefowi Badeckiemu, też nie przygłupowi, ale przedwojennemu prawnikowi, a potem krwawemu oprawcy) dodatkową, wynikającą jedynie ze swojej nadgorliwości, opinię:

"Z uwagi na popełnienie przez skazanych Pileckiego i Płużańskiego najcięższych zbrodni zdrady stanu i Narodu, pełną świadomość działania na szkodę Państwa i w interesie obcego imperializmu, któremu całkowicie się zaprzedali (...) skład sądzący uważa, że ci obaj na ułaskawienie nie zasługują".

Istnieje też relacja, idealna do sfilmowania, w której poznajemy prawdziwego prokuratora Łapińskiego. Po procesie mówi do zrozpaczonej, proszącej o pomoc żony rotmistrza, Marii Pileckiej:

"Pani mąż to wrzód, który trzeba wyciąć".

Dlaczego w spektaklu nie ma tej sceny?

 

Egzystencjalne rozterki

Apogeum absurdu to przywoływana już częściowo scena, kiedy komunistyczny sędzia (Jan Hryckowian) rozmawia z żoną (Stanisława Hryckowian). Trwa to dość długo, bo kilkanaście minut. Ze sceny wynika, że wydający wyrok śmierci na Pileckiego głęboko przeżywa swoją decyzję. I za każdym razem, kiedy to oglądam, mam wrażenie, że tak naprawdę to szef Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie był ofiarą, nie Pilecki. Może dzieło trzeba by nazwać nie „Śmierć rotmistrza Pileckiego”, ale „Cierpienia sędziego Hryckowiana”?

Jest jeszcze jeden film Bugajskiego„Generał Nil”, opowiadający o innym polskim bohaterze – Auguście Emilu Fieldorfie. Tam z kolei nie pojawia się w ogóle postać Heleny Wolińskiej-Brus, a Bugajski – wbrew faktom – pozwolił sobie kiedyś na stwierdzenie, że nie odegrała ona żadnej roli w sprawie generała. Przypomnę tylko, że to właśnie stalinowska prokurator stała na początku łańcucha zbrodni - aresztowała „Nila”.
Zresztą nawet w „Przesłuchaniu” Bugajski relatywizował postawę jednego z komunistów, przypisując mu jakieś egzystencjalne rozterki. Już wtedy w twórczości Bugajskiego pobrzmiewało to, co uwidoczniło się wyraźnie w „Nilu” czy spektaklu o Pileckim – próba zrozumienia komunistycznych oprawców. Polska poprawna politycznie rzeczywistość promuje właśnie takie próby rozmywania zbrodni. Gdyby nie takie relatywizowanie komunizmu i wybielanie jego funkcjonariuszy, dodawanie im na siłę ludzkiej twarzy, Bugajski zapewne nie dostawałby pieniędzy na kolejne filmy.

 

Wymazać z pamięci

Przypomina mi się zresztą znamienna i skandaliczna wypowiedź Bugajskiego dla „Gazety Wyborczej”, gdy odnosił się do słów córki gen. „Nila” krytykującej film. Maria Fieldorf protestowała przeciwko zbagatelizowaniu faktu, iż generała zabili oprawcy żydowskiego pochodzenia. W odpowiedzi Bugajski nazwał ją antysemitką. Córka gen. Fieldorfa, gardząc poprawnością polityczną, powiedziała prawdę. Zaś Bugajski, chcąc dalej być poprawnym, stwierdził, że za słowami Pani Marii Fieldorf na pewno stoją jakieś mroczne przesłanki.

Z panem Bugajskim spotkaliśmy się kiedyś w Muzeum Powstania Warszawskiego, na sesji zorganizowanej przez młodzież. W pewnym momencie ktoś z sali zadał pytanie, czy „Nila” i Pileckiego można nazywać Żołnierzami Wyklętymi. Bugajski zaprzeczył, twierdząc, że taka nazwa przynależy jedynie walczącym z komunizmem z bronią w ręku, w lasach. Nie zgodziłem się z tym, przypominając, że celem ŻW była walka z Sowietami o niepodległość Polski: nie tylko realizowana metodami partyzanckimi, ale także wywiadowczymi, politycznymi. Pominąć nie można również niezłomnej postawy zachowanej w ubeckim śledztwie. A po fizycznej eliminacji Pileckiego i Fieldorfa komuniści dokonali drugiej zbrodni – wymazania ich z pamięci, wyklęcia. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe