Prof. Witold Mędykowski o skandalicznej książce Grzegorza Rossolińskiego-Liebe: Są granice upodlenia ofiar

Odwołanie promocji książki Grzegorza Rossolińskiego-Liebe w Berlinie wywołało burzę, a przypisywanie Polakom "sprawstwa Holokaustu" spotkało się z ostrą reakcją. Rossoliński-Liebe udzielił wywiadu Berliner Zeitung. Prof. Witold Mędykowski odpowiada: są granice, których nie wolno przekraczać, zwłaszcza gdy chodzi o pamięć ofiar.
Promocja książki
Promocja książki "Polscy burmistrzowie i Holocaust" Grzegorza Rossolińskiego-Liebe w tzw. "Domu polsko - niemieckim" w Berlinie / Screen ze strony deutschpolnischeshaus.de

Co musisz wiedzieć:

  • Książka Grzegorza Rossolińskiego-Liebe "Polscy burmistrzowie i Holokaust" (niem. "Polnische Bürgermeister und der Holocaust"), która jest jednocześnie jego pracą habilitacyjną, została wydana przy współfinansowaniu Fundacji Fritza Thyssena
  • Fritz Thyssen był nazistą. W 1933 roku wstąpił do NSDAP. Pod koniec lat trzydziestych faktycznie stał się krytykiem Hitlera i trafił na jakiś czas do obozu koncentracyjnego. Jednak jako jeden z czołowych niemieckich przedsiębiorców, przekonanych do idei Hitlera, od 1923 roku ogromnymi kwotami finansował jego dojście do władzy. W 1939 roku otrzymał za to w nagrodę tytuł „przywódcy gospodarki obronnej” Trzeciej Rzeszy
  • Książka Rossolińskiego-Liebe miała być promowana w tzw. "Domu niemiecko-polskim" (w istocie jest to instytucja, na którą Polska nie ma wpływu) w Berlinie. Ostatecznie wydarzenie zostało odwołane
  • Grzegorz Rossoliński-Liebe po fali krytyki i okazaniu się miażdżącej recenzji IPN, udzielił wywiadu Berline Zeitung
  • Prof. Witold Mędykowski, polsko - izraelski historyk, politolog i archiwista analizuje tezy zawarte w wywiadzie Rossolińskiego-Liebe

 

W dniu 21 listopada ukazał się w Berliner Zeitung wywiad Grzegorza Rossolińskiego-Liebe na temat odwołania prezentacji jego książki „Polnische Bürgermeister und der Holokaust” w Topografii Terroru w Berlinie. W wywiadzie tym ubolewa on, że odwołanie spotkania to uderzenie w wolność słowa, zapewnioną przez 5 artykuł niemieckiej ustawy zasadniczej. Wskazuje wręcz, że taka praktyka przypomina mu działania niemieckiej AfD oraz rządów takich krajów jak Polska, która wg niego nie szanuje wolności słowa i wolności badań naukowych. Już samo to stwierdzenie wiele mówi o osobie autora w/w pozycji, o jego stosunku do Polski, ale też szerzej, o jego rzetelności i uczciwości. Ta niestety jest co najmniej wątpliwa!

 

Wolność słowa, a "wolność" manipulacji

Należy zadać pytanie, czy Rossolińskiemu chodzi o rzeczywistą wolność badań czy o wolność manipulacji. Znany klasyczny historyk niemiecki Leopold von Ranke postulował, aby opisywać historię taką, jaka ona rzeczywiście była (wie es eigentlich gewesen). Grzegorz Rossoliński-Liebe z urodził się 34 lata po zakończeniu wojny. Nie był jej świadkiem, a jego wiedza opiera się na przeczytanych książkach, dokumentach, relacjach. Czy opisuje on historię taką, jaka ona była, czy też tworzy inną, wymyśloną, wyimaginowaną, która jest zresztą zgodna z popularnym dyskursem w Niemczech? Jest to narracja lansowana tam w ostatnich latach, a polega na odmawianiu Polakom statusu ofiar niemieckiej agresji i okupacji, a jednocześnie przenoszeniu winy niemieckiego reżimu z okresu narodowego socjalizmu na ofiary tej agresji, czyli głównie na Polaków.

Polskojęzyczny Rossoliński-Liebe

I w takim działaniu odnalazła swoje miejsce osoba urodzona w Polsce, której ojczystym językiem był język polski. Pozwala mu to na sprawne czytanie dokumentów, relacji, opracowań na temat opisywanego przez niego okresu historycznego, dlatego też nie posądzam go o brak znajomości podstawowych faktów. Nie o brak wiedzy tu chodzi, ale o intencje autora i cel pracy. A może nie tylko jego intencje i cel, lecz cel także tych, którzy wyłożyli duże pieniądze na jego „badania”, niezliczone podróże i stypendia. Na przykład była wśród nich Fundacja Thyssena (Fritz Thyssen Stiftung) czy Fundacja Gerdy Henkel (Gerda-Henkel-Stiftung). Czy ta inwestycja była słuszna i Grzegorz Rossoliński-Liebe spełnił oczekiwania sponsorów i promotorów?

Wspomniany już Leopold von Ranke wzywał do uczciwości, rzetelności i etyki badań naukowych. Wolność słowa nigdy w tym ujęciu nie była wolnością do zakłamywania historii.

 

"Prawa badacza"

Grzegorz Rossoliński-Liebe podkreśla swoje prawa „badacza”, ale czy tylko on jeden jest w tym równaniu? Po drugiej stronie są ofiary narodowego socjalizmu ludzie, którzy cierpieli, stracili życie, wykonywali pracę niewolniczą, byli prześladowani, torturowani, a jeśli przeżyli, to pozostali z traumą na całe życie. W wielu przypadkach trauma przekazywana jest na dalsze pokolenia. A kalectwo, straty materialne i bieda pozostały z nimi przez długie lata. Te ofiary i ich rodziny mają nie mniejsze prawa niż te, których się domaga Grzegorz Rossoliński-Liebe. Powiem więcej, pomimo tego, że III Rzesza była państwem prawa, właśnie w świetle tego prawa, jak chociażby ustaw norymberskich, pozbawiano obywateli niemieckich obywatelstwa, praw politycznych, prawa do pracy, własności, wolności osobistej i ostatecznie prawa do życia.

Grzegorz Rossoliński-Liebe który, usiłuje przypisać odpowiedzialność za Shoah Polakom powinien być może pomyśleć, o tej niemieckiej narracji, którą stara się przedstawić i bronić. Jaki reżim, jaki naród mógł dojść do takiego bestialstwa, aby swoich obywateli mordować w akcji T4 – eutanazji chorych psychicznie i kalek, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy na armię, której zadaniem był podbój innych, pokojowych ziem i sianie zniszczenia i pożogi w imię władzy nad ludźmi, czy raczej podludźmi (Übermenschen).

 

Niesamowita buta Grzegorza Rossolińskiego-Liebe

W swojej wypowiedzi Grzegorz Rossoliński-Liebe prezentuje niesamowita butę – proponując swoim krytykom „czytanie książek historycznych.” Jest to niezwykła arogancja i poniżanie czytelników. Każdy autor, publikując swoją książkę umożliwia jej czytanie każdemu człowiekowi, a jednocześnie poddanie jej pod ocenę. Na tym polega publiczna dyskusja. Jeśli więc Grzegorz Rossoliński-Liebe chce dyskutować to dyskutujmy. Tak się składa, że wśród jego czytelników jego „dzieła” jest wiele osób, które „przeczytały” nie mniej książek od niego. Nawet więcej – są osoby, których członkowie rodziny na własnej skórze odczuły niemiecką „praworządność” i okupację. Dla nich to nie tylko wiedza książkowa, ale przekazy, rodzinne opowieści i wspomnienia pokazujące do jakiego upodlenia człowieka możemy dojść.

Rossolinski ubolewał nad tym, że „przesunięto” jego spotkanie zaplanowane na 25 listopada 2025 w Topographie des Terrors, jednak jednym z organizatorów, a może głównym organizatorem spotkania, był Dom Niemiecko-Polski. Dom ten miał służyć jako pomnik polskich ofiar niemieckiego nazizmu – Polaków i obywateli Polski. Idea “Domu” wyrosła z woli godnego upamiętnienia tych Ofiar II wojny światowej i okupacji niemieckiej, wyrażonej przez część społeczeństwa niemieckiego. W założeniu Dom Niemiecko-Polski, jako miejsce pamięci, spotkań i muzeum, miał stanowić uzupełnienie planowanego pomnika polskich ofiar. Wydawało się zatem, że stanowić będzie kolejny filar upamiętnienia polskich ofiar, poszerzając wiedzę niemieckiego społeczeństwa na temat wojennych losów Polski i Polaków.

 

Dom Niemiecko-Polski

Dom Niemiecko-Polski według informacji na swojej stronie, ma trzy filary, które stanowią jego koncepcyjny fundament: „Pamięć, Spotkanie i Zrozumienie”. Dalej na tejże stronie czytamy: „Centralnym elementem Domu Polsko-Niemieckiego będzie nowoczesny pomnik, dostępny niezależnie od godzin otwarcia budynku – siedziby instytucji. Tym samym upamiętnienie wszystkich ofiar niemieckiej okupacji Polski w latach 1939–1945 zajmie ważne miejsce w samym sercu Berlina.”

Jeśli ta instytucja ma upamiętniać ofiary, czy godnym upamiętnieniem jest prezentacja książki, która już w swoim tytule zakłamuje historię. Grzegorz Rossoliński-Liebe zatytułował swoja książkę: „Polnische Bürgermeister und der Holocaust. Besatzung, Verwaltung und Kollaboration” a na jej okładce umieścił fotografie Juliana Spitosława Kulskiego, burmistrza Warszawy w latach 1939-1944. Sam tytuł sugeruje, że byli tylko polscy burmistrzowie i Holokaust – nikogo więcej autor nie dostrzega. Żadnych Niemców, SS, reżimu narodowo-socjalistycznego, gestapo. Tylko Polacy i Holokaust. A podtytuł co sugeruje? Okupacja, administracja i kolaboracja. Czyli jaka okupacja? Jaka administracja? I czyja kolaboracja? Julian Kulski, który znalazł się na okładce książki Rossolińskiego, ma być symbolem Holokaustu. Nie Hitler i nie Heydrich, nie Himmler czy Höß lecz polski burmistrz ma symbolizować mord dokonany na 6 milionach Żydów. Czy to przypadek czy też zamierzony sposób skierowania czytelnika i jego emocji w zamierzonym kierunku?

[Hans Frank na paradzie w Krakowie - 1939. Źródło: Bundesarchiv]

Komu ten "pomnik"?

Czy jest to pomnik państwa i społeczeństwa niemieckiego dla zamordowanych w masowych egzekucjach, obozach, na ulicach, ofiarom eksperymentów medycznych – polskim kobietom w Ravensbrück? Polskim więźniom w Dachau, profesorom Uniwersytetu Jagiellońskiego przetrzymywanym w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, więźniom kamieniołomów Mauthausen, w obozie w Gusen? Robotnikom przymusowym w fabrykach niemieckich, jeńcom pracujących u bauerów niemieckich i produkujących chleb i masło dla niemieckich żołnierzy? Czy praca niewolnicza w obozach koncentracyjnych to też była kolaboracja?

[Jadwiga Dzido pokazuje blizny po zbrodniczych eksperymentach medycznych]

 

Tymczasowy kamień i szkalowanie ofiar

Kilka miesięcy temu przed niemieckim Bundestagiem położono kamień narzutowy z epoki lodowcowej. Ten kamień ma służyć za „tymczasowy” pomnik poświęcony Polakom – ofiarom niemieckiego reżimu narodowo-socjalistycznego? Czy to godne upamiętnienie? A może, podobnie jak monumentalny pomnik w miejscu obozu zagłady w Treblince przypominający dolmen – ma symbolizować dzikość, brutalność i przemoc zarówno epoki lodowcowej jak i narodowo-socjalistycznego reżimu. A najważniejsze, że jest to pomnik niskobudżetowy!

To przecież ten Dom Niemiecko-Polski miał być faktycznym pomnikiem dla polskich ofiar niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej. Czy zaproszenie na wykład w jego mury „historyka” uprawiającego propagandę szkalującą te ofiary nie jest zaprzeczeniem idei ich upamiętnienia? Jeżeli oskarża się ofiary o zbrodnię Holokaustu, to te ofiary już nie są ofiarami, lecz pokazuje się je jako katów, gorszych nawet od samych morderców. Widać skłonność do takiego zreinterpretowania historii w Niemczech, gdzie od 1945 roku Polacy nie posiadają statusu ofiar zbrodni niemiecko-nazistowskich. Po prostu odmawia im się tego, a teraz jeszcze dokonuje się dalszej manipulacji historycznej.

 

Podział na Żydów i nie-Żydów zgodny z nazistowską ideologią

Jeżeli nie chce się pamiętać o śmierci 6 milionów polskich obywateli, to może zgodnie z ideologią nazistowską i hierarchią rasową należy oddzielić Żydów od nie-Żydów, tak jak to uczyniły to ustawy norymberskie z września 1935 roku, tak jako w swoich rozporządzeniach uczynił to generalny gubernator dr Hans Frank? To był przecież doktor praw i przewodniczący Niemieckiej Akademii Prawa. Posługiwał się prawem i tworzył prawo. To on w swoim rozporządzeniu z 26 października 1939 podzieli polskich obywateli na Żydów i Polaków. Rozciął jak nożem polskie społeczeństwo. A jeśli już chce się oddzielić Żydów od nie-Żydów, to ile ofiar spełnia kryteria, aby było możliwe było godne upamiętnienia? 3 miliony, 2 miliony, 1.5 miliona? Gdzie leży ta granica?

Kilka milionów Polaków i Polek było zatrudnionych jako robotnicy przymusowi w Niemczech, wielu innych na terenach okupowanych. Wielu mężczyzn poddano sterylizacji, aby uniemożliwiać kontakty seksualne tychże robotników z kobietami niemieckimi. Wielu za takowe kontakty zamordowano. Dzieci robotnic przymusowych poddawano aborcji. Czy o tym też chcemy pamiętać?

 

Są granice upodlenia ofiar

Rossolinski użala się, że ogranicza się jego konstytucyjne prawa wolności słowa i badan naukowych. Niech wiec to będą uczciwe badania naukowe, a nie zideologizowana publicystyka historyczna o charakterze propagandowym. Jednoczenie przedstawił on już te swoje „badania” w Wiedniu, Lund, Wannsee i wielu innych miejscach. Jeśli jednak chce fałszować historię, to nie w Domu Niemiecko-Polskim. Może to robić na niemieckich uniwersytetach, tych samych, na których profesorowie poparli Hitlera, jako członkowie NSDAP. Może to robić także wszędzie tam, gdzie idące za nim pieniądze i kontakty zrobią mu miejsce i audytorium na tyle niedokształcone by przyjmowało ewidentne kłamstwa historyczne, ale nie w Domu Niemiecko-Polskim.

Są granice upodlenia ofiar i tych granic nie pozwolimy przekraczać. A jeśli zostaną one przekroczone, to będzie to oznaczało koniec wątłego już dialogu między kustoszami pamięci obu naszych narodów. Miejsce upamiętnienia ofiar nie może być miejscem okazywania im pogardy. Jeśli społeczeństwo i władze niemieckie nie chcą prowadzić dialogu z Polakami, nie chcą zadość uczynić temu co uczyniono w Polsce w czasie niemieckiej agresji i okupacji, to nazwijcie ten dom, Domem Niemiecko-Niemieckim i dyskutujcie sami ze sobą. To nie Polacy potrzebują tego pomnika, ale Niemcy! Aby służył im za zwierciadło i przestrzegało przed kolejną katastrofą, która może się wydarzyć.

 

"Męczeństwo" Grzegorza Rossolińskiego-Liebe

Grzegorz Rossoliński-Liebe chce zostać męczennikiem za prawdę, ofiarą krytyki, zwłaszcza tej wychodzącej z „kręgów prawicowo-konserwatywnych”, podczas gdy on sam jest taki internacjonalistyczny, kosmopolityczny i postępowy. Ale Grzegorz Rossolinski-Libe na tyle zna historię, że nie może nie wiedzieć o działalności Einsatzgruppen w Polsce w 1939 i w Związku Sowieckim w 1941-1942. Nie może nie wiedzieć czym była konferencja w Wannsee pod przewodnictwem Reinharda Heydricha, w czasie której, podjęto decyzje o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej w Europie.” Tam też, we wspomnianym Wannsee, odbyła się prezentacja jego książki. Czy dyrekcja Muzeum w Wannsee nie potrafi czytać po niemiecku? Czy nie potrafi oddzielić prawdy od fałszu. A może nie posiada odpowiedniej wiedzy czym był Holokaust, II wojna światowa i ile ludzi straciło w niej życie i dlaczego? To pytanie retoryczne, a może i nie?

Rossoliński w swojej wypowiedzi domaga się debaty akademickiej, dyskusji, ale tak naprawdę chce tylko przedstawić swoją interpretację historii. Na takich spotkaniach uczestnicy mogą zadać jakieś pytanie, o ile organizatorzy udzielą im głosu. Scena należy do prezentującego i jego promotorów. Ale jeśli Grzegorz Rossoliński-Liebe chce debaty akademickiej, to proszę bardzo. Już ukazała się w Polsce jedna recenzja jego książki napisana przez Damian Sitkiewicza i jest ona druzgocąca. Ale będą następne. Opinia polityczna w Polsce i nie tylko, jest poruszona i wzburzona tym co Rossoliński napisał.

 

Arogancja Grzegorza Rossolińskiego-Liebe

Warto jednak ustosunkować się do kilku kwestii poruszonych w wywiadzie. Grzegorz Rossoliński-Liebe twierdzi, że „w Niemczech historia Zagłady została sprowadzona do historii niemieckich sprawców od lat 90. XX wieku, a książki o kolaboracji są odrzucane jako nieistotne, mimo że w Holokauście mieliśmy dziesięć razy więcej sprawców spoza Niemiec niż z Niemiec”. Jest to oczywiste kłamstwo, gdyż architektami mordu na Żydach w 1941 i ostatecznego rozwiązania byli Goering, Himmler, Heydrich i inni, a na konferencji w Wannsee uczestniczyli tylko Niemcy – przedstawiciele najważniejszych ministerstw i urzędów III Rzeszy. Zbrodni w 1941 roku na wschodzie dokonały Einsatzgruppen SD i policji, a w sztabie Aktion Reinhardt byli sami Niemcy i Austriacy. Tak, byli po stronie zbrodniarzy także kolaboranci w tym dziele, ale ich odpowiedzialność jest nieporównywalna z tymi, którzy stworzyli ideologię rasową, podjęli decyzje i implementowali je w terenie. Podobnym kłamstwem jest i to, że „Zagłada była nie do pomyślenia bez kolaboracji”. W okresie od lata 1941 roku do wiosny 1942 roku zamordowano, lub zagłodzono na śmierć około 2.7 miliona sowieckich jeńców wojennych, którzy byli w rękach Wehrmachtu, który nie potrzebował do tego kolaborantów.

Grzegorz Rossoliński-Liebe prezentuje niebywałą arogancje twierdząc, że to „Ten jednostronny i niepokojący rozwój sytuacji doprowadził do ugruntowania w Niemczech niemal całkowicie wypaczonego obrazu Zagłady” [Durch diese einseitige und bedenkliche Entwicklung hat sich in Deutschland ein fast vollkommen falsches Bild der Shoah etabliert]. Czyżby pokolenia historyków w Niemczech przez lata nie potrafiły odczytać we właściwy sposób dokumentów, zrozumieć ich i opracować? Czy dopiero teraz Grzegorz Rossoliński-Liebe odkrywa jakaś ukryta prawdę i objawi ją światu? Stara się on przedstawić siebie jako naukowca, który tworzy nowe pole badawcze, odkrywa nową prawdę. Jak twierdzi: „niemieccy historycy są dumni z wyłącznej odpowiedzialności niemieckich sprawców…” [deutsche Historiker auf die Alleinverantwortung der deutschen Täter stolz sind]. Rossolinski-Liebe z zadowoleniem zrzucił wielką cześć winy na innych i wyzwala tym samym niemieckie społeczeństwo z poczucia winy. Jak to się jednak stało, że tylko niewielką cześć odpowiedzialnych za zbrodnie postawiono przed sądem w Niemczech? Czy denazyfikacja była realna? Czy sędziowie powojenni, nie byli tymi samymi sędziami z okresu narodowego socjalizmu? Czy tylko humanitaryzm spowodował, że w Republice Federalnej Niemiec zniesiono karę śmierci. Dlaczego po 1949 roku odmawiano ekstradycji zbrodniarzy wojennych?

 

Rossoliński-Liebe odpowiada na krytykę

Widząc krytykę, Grzegorz Rossoliński-Liebe częściowo wycofuje się ze swoich tez. Na przykład mówi:

„Nie przypisuję im [burmistrzom] odpowiedzialności, ale raczej wyjaśniam, jak zachowywali się podczas Holokaustu i II wojny światowej. W książce badam burmistrzów dużych miast, takich jak Warszawa, Lublin i Częstochowa, a także mniejszych, takich jak Otwock i Nowy Targ, koncentrując się na ich postępowaniu na różnych etapach Zagłady. Pokazuję, jak działali podczas tworzenia gett lub konfiskaty mienia żydowskiego, w jakich sprawach korespondowali z zarządcami powiatów i miast oraz jak pobierali podatki w gettach z radami żydowskimi”.

Niestety, Grzegorz Rossoliński-Liebe przypisuje jednak polskim burmistrzom odpowiedzialność za Holokaust w sposób jednoznaczny. Na przykład na stronie 1022 Autor pisze: „Prawdopodobnie najważniejszym wkładem burmistrzów w Holokaust było zakładanie gett.” [Der wohl wichtigste Beitrag der Bürgermeister zum Holocaust bestand in der Errichtung der Ghettos]. Obwinia zatem ich o tworzenie gett, ale zapomina wspomnieć, że to niemieckie władze okupacyjne tworzyły getta – formalnie i faktycznie. Oskarża burmistrzów o pobieranie podatków od ludności żydowskiej, ale czy ludność polska nie płaciła podatków? Nie definiuje przy tym, co dla niego oznacza Holokaust, a stosując szerokie pojęcie Zagłady, widzi ją jako prześladowania i masowe mordy Żydów w latach 1933-1945. W ten sposób następuje ujednolicenie winy i odpowiedzialności, zrównanie winnych z niewinnymi, sprawców z postronnymi ludźmi. A Zagłada nie miała miejsca w próżni, lecz była umiejscowiona w realiach okupacji niemieckiej i Żydzi nie byli jedynymi ofiarami tego okresu.

 

Metoda Rossolińskiego-Liebe nie jest metoda naukową

Jeśli badanie Holokaustu jest częścią dyscypliny naukowej, jaką jest historia, to podlega ono takim samym zasadom i metodologii badań, jak każde inne badanie naukowe. Ale Grzegorz Rossoliński-Liebe nie stawia pytań badawczych na początku swojej książki, nie podaje też tezy, która chce udowodnić. On po prostu wie, że „polscy” burmistrzowie są odpowiedzialni za Holokaust!

Grzegorz Rossoliński-Liebe twierdzi w sposób ex-katedra: „W ogóle nie odpowiadam na bezpodstawną krytykę i nie odpowiadam na bezpodstawne pytania.” [Ich reagiere auf unsachliche Kritik gar nicht und beantworte unsachliche Fragen nicht.] Czy to jakaś nowa praktyka w działalności akademickiej? Tezy należy udowodnić, a nie ignorować, a na pytania odpowiadać – najlepiej merytorycznie, a nie propagandowo. W książce mogą być i są błędy, nieścisłości, przekłamania cytatów. Krytykę należy przyjąć z pokorą, a nie atakować czytelników. Nie ma bezpodstawnych pytań! Czy naprawdę autor sądzi, że nikt nie przeczyta ze zrozumieniem jego książki?

Rossoliński sam powinien więcej czytać

Autor ponadto mówi wprost czytelnikom: „Aby zrozumieć dynamikę ratowania i prześladowań Żydów, należy przeczytać książki o okupacji, kolaboracji i Holokauście.” [Wenn Sie die Dynamiken der Judenrettung und Judenverfolgung verstehen wollen, müssen Sie Bücher über die Besatzung, Kollaboration und den Holocaust lesen.] Jest to niedopuszczalny sposób traktowania czytelników jako ignorantów, nie mających pojęcia o tym, co Grzegorz Rossoliński-Liebe pisze. W zasadzie możemy odpowiedzieć autorowi, aby mniej pisał, lecz sam czytał więcej książek, dokumentów i relacji świadków historii. Z całą pewnością są takie książki, których nie zdążył on przeczytać.

 

Pracownik niemieckiej uczelni oskarża Polaków i odmawia statusu ofiar milionom zamordowanych

Proponuję też Grzegorzowi Rossolińskiemu-Liebe trochę więcej skromności, kiedy pisze o ratowaniu Żydów w czasie Holokaustu na okupowanych ziemiach polskich. Warunki okupacji w Belgii i Holandii nie były takie jak w okupowanej Polsce, gdzie za pomoc Żydom groziła śmierć. Śmierć nie tylko pomagającym, ale i wszystkim członkom ich rodziny. Na wsiach po zamordowaniu pomagających, palono domy i zabudowania. W przypadku Ulmów zamordowano za pomoc Żydom całą rodzinę. W Ciepielowie i Rekówce wymordowano kilka rodzin i spalono ich domy. Kto z czytelników dzisiaj byłby gotów zaryzykować życie swoje i całej swojej rodziny, aby ratować obcego bliźniego w potrzebie? A przecież wtedy, według prawa okupacyjnego ratowanie życia było złem, a mord dobrem. Za zło była nagroda, a za dobro straszna kara! Taka była moralność okupacyjna – taka była moralność niemiecka.

Polskie ofiary

Polska jako kraj i społeczeństwo poniosła najwyższe procentowo straty w II wojnie światowej. Straciła 6 milionów mieszkańców, została podzielona i zdewastowana, wymordowano jej inteligencję, przywódców politycznych, społecznych i duchowych, zniszczono kulturę, spalono archiwa, biblioteki, kościoły, zagrabiono działa sztuki, spowodowano traumę całego pokolenia, stworzono na ziemiach polskich cmentarzysko Żydów europejskich i innych narodów, zbudowano fabryki śmierci.

A teraz, 80 lat po wojnie, oskarża się Polaków o zbrodnie Holokaustu i odmawia statusu ofiar milionom zamordowanych ludzi. I to kto oskarża? Pracownik niemieckiej uczelni, stypendysta niemieckich fundacji, wspierany wprost przez państwo niemieckie. Ci co przeżyli, nosili rany na ciele i w duszy, a teraz te rany są odnawiane. Czy dla ofiar i ich rodzin może być coś gorszego?

[Autor - Prof. Witold Mędykowski to polsko - izraelski historyk, politolog i archiwista]

[Tytuł, lead, sekcje "Co musisz wiedzieć", "Dlaczego to ważne" i śródtytuły od Redakcji]

 

Dlaczego to ważne

  • Debata o książce Rossolińskiego-Liebe dotyczy nie tylko badań historycznych, ale też granic manipulowania pamięcią o ofiarach II wojny światowej.
  • Kontrowersje wokół promocji w Berlinie pokazują, jak silnie temat odpowiedzialności za Holokaust wpływa dziś na relacje polsko-niemieckie.
  • Głos prof. Mędykowskiego to ważne przypomnienie, że dyskusja o historii musi opierać się na rzetelności — zwłaszcza gdy w grę wchodzi godność ofiar niemieckiego nazizmu.

 

POLECANE
Pałac Buckingham: Meghan Markle na zaskakującej czarnej liście Wiadomości
Pałac Buckingham: Meghan Markle na zaskakującej czarnej liście

Sklep Kitson umieścił Meghan Markle na swojej corocznej, satyrycznej wystawie „świątecznej hipokryzji”, gdzie trafiła na listę „złoczyńców roku”. Jak ujawnił „Daily Mail”, właściciele określili ją również jako „diwę Montecito”.

USA: Paramount Skydance ogłosił próbę wrogiego przejęcia Warner Bros. Discovery z ostatniej chwili
USA: Paramount Skydance ogłosił próbę wrogiego przejęcia Warner Bros. Discovery

Paramount Skydance ogłosił w poniedziałek próbę wrogiego przejęcia Warner Bros. Discovery (WBD), oferując akcjonariuszom spółki 30 dolarów za akcję z pominięciem zarządu WBD. Oferta dotyczy zakupu całej spółki, łącznie z kanałami takimi jak TVN i CNN, i opiewa na 108 mld dolarów - o 26 mld więcej niż oferta Netfliksa.

Dramat Realu Madryt. Potwierdzona kontuzja zawodnika Wiadomości
Dramat Realu Madryt. Potwierdzona kontuzja zawodnika

Real Madryt przeżywa trudne chwile. Ostatnia porażka 0:2 z Celtą Vigo na własnym stadionie była dla kibiców szokiem, ale jeszcze większym ciosem okazała się kontuzja Edera Militao. Brazylijczyk opuścił murawę już w 24. minucie, gdy po jednej z interwencji poczuł dotkliwy ból i nie był w stanie kontynuować gry. Zastąpił go Antonio Rüdiger, a sztab medyczny od razu podejrzewał poważny uraz.

Niespodziewana zmiana prezesa. PGE wydała komunikat z ostatniej chwili
Niespodziewana zmiana prezesa. PGE wydała komunikat

Rada nadzorcza PGE odwołała w poniedziałek Dariusza Marca ze stanowiska prezesa spółki i powierzyła pełnienie obowiązków prezesa Dariuszowi Luberze – poinformowała PGE w komunikacie. Odwołany został też wiceprezes ds. operacyjnych PGE Maciej Górski.

Atak nożownika w Charlotte. Sprawca był wcześniej deportowany Wiadomości
Atak nożownika w Charlotte. Sprawca był wcześniej deportowany

W Charlotte w Karolinie Północnej doszło do brutalnego ataku nożem, którego sprawcą ma być 33-letni Oscar Solarzano z Hondurasu. Ze zgromadzonych przez Fox News informacji wynika, że mężczyzna przebywał w USA nielegalnie i był wcześniej dwukrotnie deportowany.

Ceny w sklepach w górę. Koszyk z zakupami drożeje najszybciej od tygodni Wiadomości
Ceny w sklepach w górę. Koszyk z zakupami drożeje najszybciej od tygodni

Efekt świątecznego sezonu w sklepach widać wyraźnie: ceny rosną szybciej niż jeszcze kilka dni temu. O ile tydzień temu koszyk podstawowych produktów zwiększył swoją wartość o 0,7 proc., to najnowsze dane z aplikacji PanParagon pokazują skok aż o 1,9 proc. W praktyce oznacza to, że przeciętne zakupy podrożały w ciągu siedmiu dni o 1 zł i 92 gr.

Wiodące media zachwycone tweetem Tuska, który uzyskał 37 mln wyświetleń. Jest jeden problem z ostatniej chwili
"Wiodące media" zachwycone tweetem Tuska, który uzyskał 37 mln wyświetleń. Jest jeden problem

Tweet Donalda Tuska skierowany do Amerykanów obiegł świat, zdobywając ponad 37 mln wyświetleń, a polskie liberalne media okrzyknęły to wielkim sukcesem. W rzeczywistości jednak rekordowe statystyki wpisu wcale nie świadczą o rosnącym wpływie polskiego premiera na arenie międzynarodowej. Wręcz przeciwnie – przy nawet pobieżnej analizie szybko widać, jaka jest przyczyna olbrzymiego zasięgu wpisu.

Rozmowy pokojowe ws. Ukrainy w martwym punkcie  z ostatniej chwili
Rozmowy pokojowe ws. Ukrainy w martwym punkcie

Rozmowy nad planem pokojowym dla Ukrainy znalazły się w martwym punkcie – przyznał Wołodymyr Zełenski w rozmowie z agencją Bloomberg. Główna oś sporu dotyczy przyszłości Donbasu oraz systemu gwarancji bezpieczeństwa, które Kijów chce otrzymać od Stanów Zjednoczonych. Ukraiński prezydent otwarcie mówi, że „trzy strony mają różne wizje”, a USA nie udzielają odpowiedzi, których oczekuje Kijów.

Byłe więźniarki niemieckiego obozu koncentracyjnego Ravensbrück oburzone słowami Donalda Tuska z ostatniej chwili
Byłe więźniarki niemieckiego obozu koncentracyjnego Ravensbrück oburzone słowami Donalda Tuska

Po słowach premiera Donalda Tuska wygłoszonych podczas wizyty w Niemczech – słowach sugerujących, że Polska mogłaby pokryć koszty zadośćuczynienia dla żyjących ofiar II wojny światowej, jeśli nie zrobią tego Niemcy – na premiera wylała się fala krytyki. Ostro zareagowały byłe więźniarki obozu koncentracyjnego Ravensbrück oraz ich rodziny, które w specjalnym liście otwartym stanowczo skrytykowały deklarację premiera i zażądały przeprosin.

LOT przegrywa na ostatniej prostej. Tureckie Pegasus Airlines przejmują Smartwings Wiadomości
LOT przegrywa na ostatniej prostej. Tureckie Pegasus Airlines przejmują Smartwings

Tureckie linie lotnicze Pegasus oficjalnie potwierdziły w mediach społecznościowych informację o bolesnej porażce LOT-u. Czesi wybrali ofertę Turcji, a nie Polskich Linii Lotniczych LOT. Jak piszą Turcy, „rozpoczyna się nowy rozdział”. 

REKLAMA

Prof. Witold Mędykowski o skandalicznej książce Grzegorza Rossolińskiego-Liebe: Są granice upodlenia ofiar

Odwołanie promocji książki Grzegorza Rossolińskiego-Liebe w Berlinie wywołało burzę, a przypisywanie Polakom "sprawstwa Holokaustu" spotkało się z ostrą reakcją. Rossoliński-Liebe udzielił wywiadu Berliner Zeitung. Prof. Witold Mędykowski odpowiada: są granice, których nie wolno przekraczać, zwłaszcza gdy chodzi o pamięć ofiar.
Promocja książki
Promocja książki "Polscy burmistrzowie i Holocaust" Grzegorza Rossolińskiego-Liebe w tzw. "Domu polsko - niemieckim" w Berlinie / Screen ze strony deutschpolnischeshaus.de

Co musisz wiedzieć:

  • Książka Grzegorza Rossolińskiego-Liebe "Polscy burmistrzowie i Holokaust" (niem. "Polnische Bürgermeister und der Holocaust"), która jest jednocześnie jego pracą habilitacyjną, została wydana przy współfinansowaniu Fundacji Fritza Thyssena
  • Fritz Thyssen był nazistą. W 1933 roku wstąpił do NSDAP. Pod koniec lat trzydziestych faktycznie stał się krytykiem Hitlera i trafił na jakiś czas do obozu koncentracyjnego. Jednak jako jeden z czołowych niemieckich przedsiębiorców, przekonanych do idei Hitlera, od 1923 roku ogromnymi kwotami finansował jego dojście do władzy. W 1939 roku otrzymał za to w nagrodę tytuł „przywódcy gospodarki obronnej” Trzeciej Rzeszy
  • Książka Rossolińskiego-Liebe miała być promowana w tzw. "Domu niemiecko-polskim" (w istocie jest to instytucja, na którą Polska nie ma wpływu) w Berlinie. Ostatecznie wydarzenie zostało odwołane
  • Grzegorz Rossoliński-Liebe po fali krytyki i okazaniu się miażdżącej recenzji IPN, udzielił wywiadu Berline Zeitung
  • Prof. Witold Mędykowski, polsko - izraelski historyk, politolog i archiwista analizuje tezy zawarte w wywiadzie Rossolińskiego-Liebe

 

W dniu 21 listopada ukazał się w Berliner Zeitung wywiad Grzegorza Rossolińskiego-Liebe na temat odwołania prezentacji jego książki „Polnische Bürgermeister und der Holokaust” w Topografii Terroru w Berlinie. W wywiadzie tym ubolewa on, że odwołanie spotkania to uderzenie w wolność słowa, zapewnioną przez 5 artykuł niemieckiej ustawy zasadniczej. Wskazuje wręcz, że taka praktyka przypomina mu działania niemieckiej AfD oraz rządów takich krajów jak Polska, która wg niego nie szanuje wolności słowa i wolności badań naukowych. Już samo to stwierdzenie wiele mówi o osobie autora w/w pozycji, o jego stosunku do Polski, ale też szerzej, o jego rzetelności i uczciwości. Ta niestety jest co najmniej wątpliwa!

 

Wolność słowa, a "wolność" manipulacji

Należy zadać pytanie, czy Rossolińskiemu chodzi o rzeczywistą wolność badań czy o wolność manipulacji. Znany klasyczny historyk niemiecki Leopold von Ranke postulował, aby opisywać historię taką, jaka ona rzeczywiście była (wie es eigentlich gewesen). Grzegorz Rossoliński-Liebe z urodził się 34 lata po zakończeniu wojny. Nie był jej świadkiem, a jego wiedza opiera się na przeczytanych książkach, dokumentach, relacjach. Czy opisuje on historię taką, jaka ona była, czy też tworzy inną, wymyśloną, wyimaginowaną, która jest zresztą zgodna z popularnym dyskursem w Niemczech? Jest to narracja lansowana tam w ostatnich latach, a polega na odmawianiu Polakom statusu ofiar niemieckiej agresji i okupacji, a jednocześnie przenoszeniu winy niemieckiego reżimu z okresu narodowego socjalizmu na ofiary tej agresji, czyli głównie na Polaków.

Polskojęzyczny Rossoliński-Liebe

I w takim działaniu odnalazła swoje miejsce osoba urodzona w Polsce, której ojczystym językiem był język polski. Pozwala mu to na sprawne czytanie dokumentów, relacji, opracowań na temat opisywanego przez niego okresu historycznego, dlatego też nie posądzam go o brak znajomości podstawowych faktów. Nie o brak wiedzy tu chodzi, ale o intencje autora i cel pracy. A może nie tylko jego intencje i cel, lecz cel także tych, którzy wyłożyli duże pieniądze na jego „badania”, niezliczone podróże i stypendia. Na przykład była wśród nich Fundacja Thyssena (Fritz Thyssen Stiftung) czy Fundacja Gerdy Henkel (Gerda-Henkel-Stiftung). Czy ta inwestycja była słuszna i Grzegorz Rossoliński-Liebe spełnił oczekiwania sponsorów i promotorów?

Wspomniany już Leopold von Ranke wzywał do uczciwości, rzetelności i etyki badań naukowych. Wolność słowa nigdy w tym ujęciu nie była wolnością do zakłamywania historii.

 

"Prawa badacza"

Grzegorz Rossoliński-Liebe podkreśla swoje prawa „badacza”, ale czy tylko on jeden jest w tym równaniu? Po drugiej stronie są ofiary narodowego socjalizmu ludzie, którzy cierpieli, stracili życie, wykonywali pracę niewolniczą, byli prześladowani, torturowani, a jeśli przeżyli, to pozostali z traumą na całe życie. W wielu przypadkach trauma przekazywana jest na dalsze pokolenia. A kalectwo, straty materialne i bieda pozostały z nimi przez długie lata. Te ofiary i ich rodziny mają nie mniejsze prawa niż te, których się domaga Grzegorz Rossoliński-Liebe. Powiem więcej, pomimo tego, że III Rzesza była państwem prawa, właśnie w świetle tego prawa, jak chociażby ustaw norymberskich, pozbawiano obywateli niemieckich obywatelstwa, praw politycznych, prawa do pracy, własności, wolności osobistej i ostatecznie prawa do życia.

Grzegorz Rossoliński-Liebe który, usiłuje przypisać odpowiedzialność za Shoah Polakom powinien być może pomyśleć, o tej niemieckiej narracji, którą stara się przedstawić i bronić. Jaki reżim, jaki naród mógł dojść do takiego bestialstwa, aby swoich obywateli mordować w akcji T4 – eutanazji chorych psychicznie i kalek, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy na armię, której zadaniem był podbój innych, pokojowych ziem i sianie zniszczenia i pożogi w imię władzy nad ludźmi, czy raczej podludźmi (Übermenschen).

 

Niesamowita buta Grzegorza Rossolińskiego-Liebe

W swojej wypowiedzi Grzegorz Rossoliński-Liebe prezentuje niesamowita butę – proponując swoim krytykom „czytanie książek historycznych.” Jest to niezwykła arogancja i poniżanie czytelników. Każdy autor, publikując swoją książkę umożliwia jej czytanie każdemu człowiekowi, a jednocześnie poddanie jej pod ocenę. Na tym polega publiczna dyskusja. Jeśli więc Grzegorz Rossoliński-Liebe chce dyskutować to dyskutujmy. Tak się składa, że wśród jego czytelników jego „dzieła” jest wiele osób, które „przeczytały” nie mniej książek od niego. Nawet więcej – są osoby, których członkowie rodziny na własnej skórze odczuły niemiecką „praworządność” i okupację. Dla nich to nie tylko wiedza książkowa, ale przekazy, rodzinne opowieści i wspomnienia pokazujące do jakiego upodlenia człowieka możemy dojść.

Rossolinski ubolewał nad tym, że „przesunięto” jego spotkanie zaplanowane na 25 listopada 2025 w Topographie des Terrors, jednak jednym z organizatorów, a może głównym organizatorem spotkania, był Dom Niemiecko-Polski. Dom ten miał służyć jako pomnik polskich ofiar niemieckiego nazizmu – Polaków i obywateli Polski. Idea “Domu” wyrosła z woli godnego upamiętnienia tych Ofiar II wojny światowej i okupacji niemieckiej, wyrażonej przez część społeczeństwa niemieckiego. W założeniu Dom Niemiecko-Polski, jako miejsce pamięci, spotkań i muzeum, miał stanowić uzupełnienie planowanego pomnika polskich ofiar. Wydawało się zatem, że stanowić będzie kolejny filar upamiętnienia polskich ofiar, poszerzając wiedzę niemieckiego społeczeństwa na temat wojennych losów Polski i Polaków.

 

Dom Niemiecko-Polski

Dom Niemiecko-Polski według informacji na swojej stronie, ma trzy filary, które stanowią jego koncepcyjny fundament: „Pamięć, Spotkanie i Zrozumienie”. Dalej na tejże stronie czytamy: „Centralnym elementem Domu Polsko-Niemieckiego będzie nowoczesny pomnik, dostępny niezależnie od godzin otwarcia budynku – siedziby instytucji. Tym samym upamiętnienie wszystkich ofiar niemieckiej okupacji Polski w latach 1939–1945 zajmie ważne miejsce w samym sercu Berlina.”

Jeśli ta instytucja ma upamiętniać ofiary, czy godnym upamiętnieniem jest prezentacja książki, która już w swoim tytule zakłamuje historię. Grzegorz Rossoliński-Liebe zatytułował swoja książkę: „Polnische Bürgermeister und der Holocaust. Besatzung, Verwaltung und Kollaboration” a na jej okładce umieścił fotografie Juliana Spitosława Kulskiego, burmistrza Warszawy w latach 1939-1944. Sam tytuł sugeruje, że byli tylko polscy burmistrzowie i Holokaust – nikogo więcej autor nie dostrzega. Żadnych Niemców, SS, reżimu narodowo-socjalistycznego, gestapo. Tylko Polacy i Holokaust. A podtytuł co sugeruje? Okupacja, administracja i kolaboracja. Czyli jaka okupacja? Jaka administracja? I czyja kolaboracja? Julian Kulski, który znalazł się na okładce książki Rossolińskiego, ma być symbolem Holokaustu. Nie Hitler i nie Heydrich, nie Himmler czy Höß lecz polski burmistrz ma symbolizować mord dokonany na 6 milionach Żydów. Czy to przypadek czy też zamierzony sposób skierowania czytelnika i jego emocji w zamierzonym kierunku?

[Hans Frank na paradzie w Krakowie - 1939. Źródło: Bundesarchiv]

Komu ten "pomnik"?

Czy jest to pomnik państwa i społeczeństwa niemieckiego dla zamordowanych w masowych egzekucjach, obozach, na ulicach, ofiarom eksperymentów medycznych – polskim kobietom w Ravensbrück? Polskim więźniom w Dachau, profesorom Uniwersytetu Jagiellońskiego przetrzymywanym w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, więźniom kamieniołomów Mauthausen, w obozie w Gusen? Robotnikom przymusowym w fabrykach niemieckich, jeńcom pracujących u bauerów niemieckich i produkujących chleb i masło dla niemieckich żołnierzy? Czy praca niewolnicza w obozach koncentracyjnych to też była kolaboracja?

[Jadwiga Dzido pokazuje blizny po zbrodniczych eksperymentach medycznych]

 

Tymczasowy kamień i szkalowanie ofiar

Kilka miesięcy temu przed niemieckim Bundestagiem położono kamień narzutowy z epoki lodowcowej. Ten kamień ma służyć za „tymczasowy” pomnik poświęcony Polakom – ofiarom niemieckiego reżimu narodowo-socjalistycznego? Czy to godne upamiętnienie? A może, podobnie jak monumentalny pomnik w miejscu obozu zagłady w Treblince przypominający dolmen – ma symbolizować dzikość, brutalność i przemoc zarówno epoki lodowcowej jak i narodowo-socjalistycznego reżimu. A najważniejsze, że jest to pomnik niskobudżetowy!

To przecież ten Dom Niemiecko-Polski miał być faktycznym pomnikiem dla polskich ofiar niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej. Czy zaproszenie na wykład w jego mury „historyka” uprawiającego propagandę szkalującą te ofiary nie jest zaprzeczeniem idei ich upamiętnienia? Jeżeli oskarża się ofiary o zbrodnię Holokaustu, to te ofiary już nie są ofiarami, lecz pokazuje się je jako katów, gorszych nawet od samych morderców. Widać skłonność do takiego zreinterpretowania historii w Niemczech, gdzie od 1945 roku Polacy nie posiadają statusu ofiar zbrodni niemiecko-nazistowskich. Po prostu odmawia im się tego, a teraz jeszcze dokonuje się dalszej manipulacji historycznej.

 

Podział na Żydów i nie-Żydów zgodny z nazistowską ideologią

Jeżeli nie chce się pamiętać o śmierci 6 milionów polskich obywateli, to może zgodnie z ideologią nazistowską i hierarchią rasową należy oddzielić Żydów od nie-Żydów, tak jak to uczyniły to ustawy norymberskie z września 1935 roku, tak jako w swoich rozporządzeniach uczynił to generalny gubernator dr Hans Frank? To był przecież doktor praw i przewodniczący Niemieckiej Akademii Prawa. Posługiwał się prawem i tworzył prawo. To on w swoim rozporządzeniu z 26 października 1939 podzieli polskich obywateli na Żydów i Polaków. Rozciął jak nożem polskie społeczeństwo. A jeśli już chce się oddzielić Żydów od nie-Żydów, to ile ofiar spełnia kryteria, aby było możliwe było godne upamiętnienia? 3 miliony, 2 miliony, 1.5 miliona? Gdzie leży ta granica?

Kilka milionów Polaków i Polek było zatrudnionych jako robotnicy przymusowi w Niemczech, wielu innych na terenach okupowanych. Wielu mężczyzn poddano sterylizacji, aby uniemożliwiać kontakty seksualne tychże robotników z kobietami niemieckimi. Wielu za takowe kontakty zamordowano. Dzieci robotnic przymusowych poddawano aborcji. Czy o tym też chcemy pamiętać?

 

Są granice upodlenia ofiar

Rossolinski użala się, że ogranicza się jego konstytucyjne prawa wolności słowa i badan naukowych. Niech wiec to będą uczciwe badania naukowe, a nie zideologizowana publicystyka historyczna o charakterze propagandowym. Jednoczenie przedstawił on już te swoje „badania” w Wiedniu, Lund, Wannsee i wielu innych miejscach. Jeśli jednak chce fałszować historię, to nie w Domu Niemiecko-Polskim. Może to robić na niemieckich uniwersytetach, tych samych, na których profesorowie poparli Hitlera, jako członkowie NSDAP. Może to robić także wszędzie tam, gdzie idące za nim pieniądze i kontakty zrobią mu miejsce i audytorium na tyle niedokształcone by przyjmowało ewidentne kłamstwa historyczne, ale nie w Domu Niemiecko-Polskim.

Są granice upodlenia ofiar i tych granic nie pozwolimy przekraczać. A jeśli zostaną one przekroczone, to będzie to oznaczało koniec wątłego już dialogu między kustoszami pamięci obu naszych narodów. Miejsce upamiętnienia ofiar nie może być miejscem okazywania im pogardy. Jeśli społeczeństwo i władze niemieckie nie chcą prowadzić dialogu z Polakami, nie chcą zadość uczynić temu co uczyniono w Polsce w czasie niemieckiej agresji i okupacji, to nazwijcie ten dom, Domem Niemiecko-Niemieckim i dyskutujcie sami ze sobą. To nie Polacy potrzebują tego pomnika, ale Niemcy! Aby służył im za zwierciadło i przestrzegało przed kolejną katastrofą, która może się wydarzyć.

 

"Męczeństwo" Grzegorza Rossolińskiego-Liebe

Grzegorz Rossoliński-Liebe chce zostać męczennikiem za prawdę, ofiarą krytyki, zwłaszcza tej wychodzącej z „kręgów prawicowo-konserwatywnych”, podczas gdy on sam jest taki internacjonalistyczny, kosmopolityczny i postępowy. Ale Grzegorz Rossolinski-Libe na tyle zna historię, że nie może nie wiedzieć o działalności Einsatzgruppen w Polsce w 1939 i w Związku Sowieckim w 1941-1942. Nie może nie wiedzieć czym była konferencja w Wannsee pod przewodnictwem Reinharda Heydricha, w czasie której, podjęto decyzje o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej w Europie.” Tam też, we wspomnianym Wannsee, odbyła się prezentacja jego książki. Czy dyrekcja Muzeum w Wannsee nie potrafi czytać po niemiecku? Czy nie potrafi oddzielić prawdy od fałszu. A może nie posiada odpowiedniej wiedzy czym był Holokaust, II wojna światowa i ile ludzi straciło w niej życie i dlaczego? To pytanie retoryczne, a może i nie?

Rossoliński w swojej wypowiedzi domaga się debaty akademickiej, dyskusji, ale tak naprawdę chce tylko przedstawić swoją interpretację historii. Na takich spotkaniach uczestnicy mogą zadać jakieś pytanie, o ile organizatorzy udzielą im głosu. Scena należy do prezentującego i jego promotorów. Ale jeśli Grzegorz Rossoliński-Liebe chce debaty akademickiej, to proszę bardzo. Już ukazała się w Polsce jedna recenzja jego książki napisana przez Damian Sitkiewicza i jest ona druzgocąca. Ale będą następne. Opinia polityczna w Polsce i nie tylko, jest poruszona i wzburzona tym co Rossoliński napisał.

 

Arogancja Grzegorza Rossolińskiego-Liebe

Warto jednak ustosunkować się do kilku kwestii poruszonych w wywiadzie. Grzegorz Rossoliński-Liebe twierdzi, że „w Niemczech historia Zagłady została sprowadzona do historii niemieckich sprawców od lat 90. XX wieku, a książki o kolaboracji są odrzucane jako nieistotne, mimo że w Holokauście mieliśmy dziesięć razy więcej sprawców spoza Niemiec niż z Niemiec”. Jest to oczywiste kłamstwo, gdyż architektami mordu na Żydach w 1941 i ostatecznego rozwiązania byli Goering, Himmler, Heydrich i inni, a na konferencji w Wannsee uczestniczyli tylko Niemcy – przedstawiciele najważniejszych ministerstw i urzędów III Rzeszy. Zbrodni w 1941 roku na wschodzie dokonały Einsatzgruppen SD i policji, a w sztabie Aktion Reinhardt byli sami Niemcy i Austriacy. Tak, byli po stronie zbrodniarzy także kolaboranci w tym dziele, ale ich odpowiedzialność jest nieporównywalna z tymi, którzy stworzyli ideologię rasową, podjęli decyzje i implementowali je w terenie. Podobnym kłamstwem jest i to, że „Zagłada była nie do pomyślenia bez kolaboracji”. W okresie od lata 1941 roku do wiosny 1942 roku zamordowano, lub zagłodzono na śmierć około 2.7 miliona sowieckich jeńców wojennych, którzy byli w rękach Wehrmachtu, który nie potrzebował do tego kolaborantów.

Grzegorz Rossoliński-Liebe prezentuje niebywałą arogancje twierdząc, że to „Ten jednostronny i niepokojący rozwój sytuacji doprowadził do ugruntowania w Niemczech niemal całkowicie wypaczonego obrazu Zagłady” [Durch diese einseitige und bedenkliche Entwicklung hat sich in Deutschland ein fast vollkommen falsches Bild der Shoah etabliert]. Czyżby pokolenia historyków w Niemczech przez lata nie potrafiły odczytać we właściwy sposób dokumentów, zrozumieć ich i opracować? Czy dopiero teraz Grzegorz Rossoliński-Liebe odkrywa jakaś ukryta prawdę i objawi ją światu? Stara się on przedstawić siebie jako naukowca, który tworzy nowe pole badawcze, odkrywa nową prawdę. Jak twierdzi: „niemieccy historycy są dumni z wyłącznej odpowiedzialności niemieckich sprawców…” [deutsche Historiker auf die Alleinverantwortung der deutschen Täter stolz sind]. Rossolinski-Liebe z zadowoleniem zrzucił wielką cześć winy na innych i wyzwala tym samym niemieckie społeczeństwo z poczucia winy. Jak to się jednak stało, że tylko niewielką cześć odpowiedzialnych za zbrodnie postawiono przed sądem w Niemczech? Czy denazyfikacja była realna? Czy sędziowie powojenni, nie byli tymi samymi sędziami z okresu narodowego socjalizmu? Czy tylko humanitaryzm spowodował, że w Republice Federalnej Niemiec zniesiono karę śmierci. Dlaczego po 1949 roku odmawiano ekstradycji zbrodniarzy wojennych?

 

Rossoliński-Liebe odpowiada na krytykę

Widząc krytykę, Grzegorz Rossoliński-Liebe częściowo wycofuje się ze swoich tez. Na przykład mówi:

„Nie przypisuję im [burmistrzom] odpowiedzialności, ale raczej wyjaśniam, jak zachowywali się podczas Holokaustu i II wojny światowej. W książce badam burmistrzów dużych miast, takich jak Warszawa, Lublin i Częstochowa, a także mniejszych, takich jak Otwock i Nowy Targ, koncentrując się na ich postępowaniu na różnych etapach Zagłady. Pokazuję, jak działali podczas tworzenia gett lub konfiskaty mienia żydowskiego, w jakich sprawach korespondowali z zarządcami powiatów i miast oraz jak pobierali podatki w gettach z radami żydowskimi”.

Niestety, Grzegorz Rossoliński-Liebe przypisuje jednak polskim burmistrzom odpowiedzialność za Holokaust w sposób jednoznaczny. Na przykład na stronie 1022 Autor pisze: „Prawdopodobnie najważniejszym wkładem burmistrzów w Holokaust było zakładanie gett.” [Der wohl wichtigste Beitrag der Bürgermeister zum Holocaust bestand in der Errichtung der Ghettos]. Obwinia zatem ich o tworzenie gett, ale zapomina wspomnieć, że to niemieckie władze okupacyjne tworzyły getta – formalnie i faktycznie. Oskarża burmistrzów o pobieranie podatków od ludności żydowskiej, ale czy ludność polska nie płaciła podatków? Nie definiuje przy tym, co dla niego oznacza Holokaust, a stosując szerokie pojęcie Zagłady, widzi ją jako prześladowania i masowe mordy Żydów w latach 1933-1945. W ten sposób następuje ujednolicenie winy i odpowiedzialności, zrównanie winnych z niewinnymi, sprawców z postronnymi ludźmi. A Zagłada nie miała miejsca w próżni, lecz była umiejscowiona w realiach okupacji niemieckiej i Żydzi nie byli jedynymi ofiarami tego okresu.

 

Metoda Rossolińskiego-Liebe nie jest metoda naukową

Jeśli badanie Holokaustu jest częścią dyscypliny naukowej, jaką jest historia, to podlega ono takim samym zasadom i metodologii badań, jak każde inne badanie naukowe. Ale Grzegorz Rossoliński-Liebe nie stawia pytań badawczych na początku swojej książki, nie podaje też tezy, która chce udowodnić. On po prostu wie, że „polscy” burmistrzowie są odpowiedzialni za Holokaust!

Grzegorz Rossoliński-Liebe twierdzi w sposób ex-katedra: „W ogóle nie odpowiadam na bezpodstawną krytykę i nie odpowiadam na bezpodstawne pytania.” [Ich reagiere auf unsachliche Kritik gar nicht und beantworte unsachliche Fragen nicht.] Czy to jakaś nowa praktyka w działalności akademickiej? Tezy należy udowodnić, a nie ignorować, a na pytania odpowiadać – najlepiej merytorycznie, a nie propagandowo. W książce mogą być i są błędy, nieścisłości, przekłamania cytatów. Krytykę należy przyjąć z pokorą, a nie atakować czytelników. Nie ma bezpodstawnych pytań! Czy naprawdę autor sądzi, że nikt nie przeczyta ze zrozumieniem jego książki?

Rossoliński sam powinien więcej czytać

Autor ponadto mówi wprost czytelnikom: „Aby zrozumieć dynamikę ratowania i prześladowań Żydów, należy przeczytać książki o okupacji, kolaboracji i Holokauście.” [Wenn Sie die Dynamiken der Judenrettung und Judenverfolgung verstehen wollen, müssen Sie Bücher über die Besatzung, Kollaboration und den Holocaust lesen.] Jest to niedopuszczalny sposób traktowania czytelników jako ignorantów, nie mających pojęcia o tym, co Grzegorz Rossoliński-Liebe pisze. W zasadzie możemy odpowiedzieć autorowi, aby mniej pisał, lecz sam czytał więcej książek, dokumentów i relacji świadków historii. Z całą pewnością są takie książki, których nie zdążył on przeczytać.

 

Pracownik niemieckiej uczelni oskarża Polaków i odmawia statusu ofiar milionom zamordowanych

Proponuję też Grzegorzowi Rossolińskiemu-Liebe trochę więcej skromności, kiedy pisze o ratowaniu Żydów w czasie Holokaustu na okupowanych ziemiach polskich. Warunki okupacji w Belgii i Holandii nie były takie jak w okupowanej Polsce, gdzie za pomoc Żydom groziła śmierć. Śmierć nie tylko pomagającym, ale i wszystkim członkom ich rodziny. Na wsiach po zamordowaniu pomagających, palono domy i zabudowania. W przypadku Ulmów zamordowano za pomoc Żydom całą rodzinę. W Ciepielowie i Rekówce wymordowano kilka rodzin i spalono ich domy. Kto z czytelników dzisiaj byłby gotów zaryzykować życie swoje i całej swojej rodziny, aby ratować obcego bliźniego w potrzebie? A przecież wtedy, według prawa okupacyjnego ratowanie życia było złem, a mord dobrem. Za zło była nagroda, a za dobro straszna kara! Taka była moralność okupacyjna – taka była moralność niemiecka.

Polskie ofiary

Polska jako kraj i społeczeństwo poniosła najwyższe procentowo straty w II wojnie światowej. Straciła 6 milionów mieszkańców, została podzielona i zdewastowana, wymordowano jej inteligencję, przywódców politycznych, społecznych i duchowych, zniszczono kulturę, spalono archiwa, biblioteki, kościoły, zagrabiono działa sztuki, spowodowano traumę całego pokolenia, stworzono na ziemiach polskich cmentarzysko Żydów europejskich i innych narodów, zbudowano fabryki śmierci.

A teraz, 80 lat po wojnie, oskarża się Polaków o zbrodnie Holokaustu i odmawia statusu ofiar milionom zamordowanych ludzi. I to kto oskarża? Pracownik niemieckiej uczelni, stypendysta niemieckich fundacji, wspierany wprost przez państwo niemieckie. Ci co przeżyli, nosili rany na ciele i w duszy, a teraz te rany są odnawiane. Czy dla ofiar i ich rodzin może być coś gorszego?

[Autor - Prof. Witold Mędykowski to polsko - izraelski historyk, politolog i archiwista]

[Tytuł, lead, sekcje "Co musisz wiedzieć", "Dlaczego to ważne" i śródtytuły od Redakcji]

 

Dlaczego to ważne

  • Debata o książce Rossolińskiego-Liebe dotyczy nie tylko badań historycznych, ale też granic manipulowania pamięcią o ofiarach II wojny światowej.
  • Kontrowersje wokół promocji w Berlinie pokazują, jak silnie temat odpowiedzialności za Holokaust wpływa dziś na relacje polsko-niemieckie.
  • Głos prof. Mędykowskiego to ważne przypomnienie, że dyskusja o historii musi opierać się na rzetelności — zwłaszcza gdy w grę wchodzi godność ofiar niemieckiego nazizmu.


 

Polecane