Marek Budzisz: Jeśli North Stream 2 powstanie, to, jaki jest nasz scenariusz awaryjny?

Są już znane pierwsze efekty wizyty Petera Altmaiera, niemieckiego ministra gospodarki w Moskwie. Niewątpliwie zarówno przyjazd jego, jak i nieco wcześniejszy, szefa dyplomacji Maasa, miały za cel przygotowanie piątkowego spotkanie niemiecko – rosyjskiego na szczycie, czyli spotkania Merkel – Putin w Soczi. I patrząc na to z tego punktu widzenia, Polska, postawiona została w trudnej, jeśli nie beznadziejnej sytuacji.
/ morguefile.com
O co chodzi? Otóż, jak wiadomo od miesięcy, jeśli nie lat, polska dyplomacja, ale również główne osoby w państwie, argumentują, że sztandarowy rosyjski projekt North Stream jest przedsięwzięciem politycznym, formalnie tylko mającym związek z gospodarką. Niemcy są innego zdania, ale my trwamy przy naszych racjach. Mówimy, że jego realizacja zwiększa uzależnienie Europy od jednego a przy tym niebudzącego zaufania dostawcy. O tym, że Moskwa ma skłonność i wielokrotnie to już w przeszłości robiła, do wykorzystywania swych przewag na tym polu po to, aby wymuszać korzystne ze swego punktu widzenia zachowania polityczne. Czyli, że jednym słowem rosyjski rurociąg jest z ekonomicznego punktu widzenia wątpliwy, a z politycznego ryzykowny. I wydawać by się mogło, że nasz, ale również prezentowany przez Bałtów punkt widzenia powoli przebija się do świadomości niemieckiej klasy politycznej. Świadczyć by o tym miało chociażby ostatnie wspólne wystąpienie kanclerz Merkel i prezydenta Poroszenki, kiedy ta pierwsza przyznała, że North Stream jest projektem politycznym. I niemiecka dyplomacja przystąpiła do działania. Altmeier uzyskał w Kijowie deklarację, że z punktu widzenia Ukrainy najistotniejsze jest utrzymanie tranzytu rosyjskiego gazu przez jej terytorium. Określono nawet minimalny jego poziom – 40 mld m³. O uzależnieniu politycznym trudno mówić w sytuacji, kiedy Ukraina świętuje właśnie 900 dni bez dostaw gazu z Rosji, a nikt nie zarzuca obecnej władzy w Kijowie, że idzie na ustępstwa wobec Kremla. I efekty rozmów w Kijowie to pierwszy sukces niemieckiej dyplomacji, bo takie ustępstwo ze strony Kijowa nie jest bez znaczenia. Dziś przez Ukrainę przepływa ok. 90 mld m³ rosyjskiego gazu i gdyby do tej wielkości dodać łączne zdolności przesyłowe obydwu północnych potoków, wynoszące ok. 110 mld m³, to taką ilość rosyjskiego gazu trudno byłoby w Europie sprzedać.

Po wczorajszych spotkaniach w Moskwie, w których obok niemieckiego ministra uczestniczyli również jego rosyjski odpowiednik Nowak oraz premier Miedwiediew wygląda na to, że kompromis został osiągnięty. Jego kształt zostanie najprawdopodobniej ogłoszony w piątek po spotkani Putin – Merkel, ale już dziś minister Nowak oświadczył, że „rozwiązanie będzie znalezione”. Zaś sądząc po dobrym humorze przedstawiciela niemieckiego rządu tranzyt rosyjskiego gazu po 2021 roku, czyli po oddaniu do eksploatacji drugiej nitki rosyjskiego gazociągu North Stream, zostanie utrzymany. Ukraina zachowa przynajmniej połowę dochodów z opłat tranzytowych, chyba, że nowe stawki, które niedługo będą negocjowane, jak sądzę przy udziale dyplomacji Niemiec, okażą się dla Kijowa korzystniejsze. Może nawet niemiecki kapitał wejdzie do ukraińskich firmy obsługującej rurociąg o prywatyzacji, której mówi się od lat.

O co gra Rosja jest dość jasne. Liczy na to, że popyt na gaz w Unii Europejskiej będzie w najbliższych dziesięcioleciach rósł. I w związku z tym nie można dopuścić do tego, aby z powodów technologicznych na ten najbardziej lukratywny rynek wszedł inny gracz, czytaj Amerykanie. Bo Rosjanie przespali światową rewolucję LNG, nie zbudowali w niezbędnej liczbie instalacji do skraplania gazu ziemnego, stawiając wszystko na jedną kartę – tj. transportu paliwa za pośrednictwem rur. Tylko, że takie inwestycje nie tylko sporo kosztują, ale są niezmiernie, jak dowiódł to North Stream 2, czasochłonne. I mogłoby się okazać, że popyt w Europie rósłby szybciej niźli Rosja byłaby go w stanie zaspokoić, tym bardziej, że z eksploatacji wychodzą złoża na Morzu Północnym. I dlatego Rosjanie grają va banque – ciągną rurę nawet mimo wyższych, bo związanych z amerykańskimi sankcjami, kosztów jej finansowania. Są nawet w stanie gwarantować tranzyt przez Ukrainę, bo lepiej ich zdaniem mieć rurociąg nawet nie całkowicie wypełniony gazem niźli nie mieć go wcale. Minie trochę czasu i przyjdą lepsze czasy. Bo trzeba pamiętać, że Nort Stream nr 1, przez długie lata w związku z recesją w Europie nie był w pełni wykorzystywany. Ostatnie dwa lata to już zupełnie inna historia – rosyjski eksport gazu bije historyczne rekordy. I Moskwa liczy na to, że tak będzie w przyszłości a w związku ze wzrostem cen ropy naftowej w efekcie  światowych niepokojów politycznych, ceny sprzedawanego w Europie gazu będą na tyle wysokie, że pozwolą na sfinansowanie wyższych kosztów budowy, wyższych cen zaciągniętych kredytów a nawet tego, że rurociągi nie będą w pełni wypełnione. Oczywiście zakładając dobrą wolę Kremla, a z tym trzeba ostrożnie. Bo warto pamiętać, że kiedy zaczęła się światowe recesja Gazprom miał kontrakty na zakup właściwie całego wydobycia tego surowca przez środkowoazjatycki Turkmenistan. Ale były to kontrakty drogie i z tego punktu widzenia dość ciążące Moskwie. I co się wówczas stało? Nieznani sprawcy podłożyli ładunki wybuchowe pod gazociąg transportujący paliwo z Azji Środkowej do Rosji, dostawy wstrzymano, a w tej sytuacji rosyjski monopolista zerwał umowę. Czy taki scenariusz nie jest możliwy na Ukrainie? Wszyscy, w tym i Niemcy wiedzą, że jest możliwy, a nawet bardzo prawdopodobny. W co zatem gra Berlin? Wbrew rozpowszechnionemu w Polsce a dość jednak powierzchownemu sądowi, celem ich działania nie jest zadowolenie za wszelką cenę lokatora Kremla. Nie kierują się też podświadomą miłością do Wschodu, czy jak bardzo głupio mówił minister spraw zagranicznych rządu poprzedniej koalicji nie planują zrealizowania powtórki z traktatu Ribbentrop – Mołotow. Im chodzi o coś zupełnie innego. Otóż doskonale wiedzą, że Stany Zjednoczone, ale również, a może przede wszystkim Katar planują w najbliższych latach znaczący wzrost wydobycia i co za tym idzie eksportu gazu. Również i z ich punktu widzenia rynek europejski jest niezwykle interesujący, ważny i dochodowy. I nie zmieni to fakt, iż póki, co amerykańscy producenci wysyłają swój gaz skroplony głównie do Azji, bo robią tak, dlatego, że tam dziś mogą zrealizować wyższą marżę. Ale trzeba zapytać, dlaczego tak jest? Może z tego powodu, że dostawy za pośrednictwem transportu rurowego nie są tam możliwe, bo takich instalacji, poza kilkoma wyjątkami tam brak, a zapotrzebowanie rośnie na tyle dynamicznie, że nie sposób jego zaspokoić. W podobnej sytuacji jest Ameryka Łacińska, główny rynek zbytu amerykańskiego LNG. Ale ta podaż przesunie się z czasem, wraz ze wzrostem wydobycia, do Europy. I Niemcy chcą być na to przygotowani. Mają instalacje do przyjmowania gazu skroplonego, jego uwadniania i przesyłania dalej. I chcą, aby końcówki rosyjskich rur gazowych były również u nich. Bo tylko wówczas będą w stanie zarabiać zarówno na jego tranzycie jak i na odsprzedawaniu paliwa innym państwom, takim jak Ukraina, ale również Polska. Bo trzeba pamiętać, że póki, co, czyli dopóty nie mamy rury z Morza Północnego, polityka uniezależniania się od rosyjskiego gazy w wydaniu PGNiG polega na kupowaniu rosyjskiego gazu, tyle, że od niemieckich, holenderskich, generalnie zachodnioeuropejskich pośredników. Czy sprzedają nam rosyjski gaz bez marży? Chyba jednak nie. Wracając jednak do strategii Berlina. Taka kontrola nad dostępem do zaopatrzenia rynku europejskiego w gaz umożliwi im w przyszłości również prowadzenie arbitrażu cenowego, czyli dbanie o to, aby Rosjanie, ale również Amerykanie czy Katarczycy nie chcieli za swój surowiec zbyt drogo. I to jest polityka jasna, zrozumiała i leżąca w interesie Niemiec.

W tej sytuacji zasadnym wydaje się pytanie o polską strategię wobec North Stream 2. Przy czym nie idzie mi o to, czy warto się godzić na jego zbudowanie. Z naszego, polskiego punktu widzenia polityka polskiego rządu jest dziś jasna, zrozumiała i dla nas korzystana. Oczywiście, jeśli będzie skuteczna. Bo jeśli North Stream 2 nie powstanie to my nie tylko zachowamy opłaty tranzytowe, ale lepiej będziemy wykorzystywać nasze instalacje do odbioru LNG. Ale jaki jest scenariusz zapasowy? Co zrobimy, jeśli jednak rura powstanie i Ukraina się na taki scenariusz zgodzi. Czy mamy jakąś alternatywę? I nie chodzi o alternatywę polityczną wobec Rosji, ale wobec Niemiec. Bo dziś stawiamy wszystko na jedną kartę oskarżając Berlin o to, że łamie solidarność europejską, uzależnia Unię od Rosji, nie liczy się ze swoimi wschodnimi sojusznikami. Tylko, że to jak widać nie działa. I jeśli North Strem 2 powstanie, to, co? Obrazimy się na Berlin i zabierzemy swoje zabawki do innej piaskownicy?
 
Marek Budzisz

 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Marek Budzisz: Jeśli North Stream 2 powstanie, to, jaki jest nasz scenariusz awaryjny?

Są już znane pierwsze efekty wizyty Petera Altmaiera, niemieckiego ministra gospodarki w Moskwie. Niewątpliwie zarówno przyjazd jego, jak i nieco wcześniejszy, szefa dyplomacji Maasa, miały za cel przygotowanie piątkowego spotkanie niemiecko – rosyjskiego na szczycie, czyli spotkania Merkel – Putin w Soczi. I patrząc na to z tego punktu widzenia, Polska, postawiona została w trudnej, jeśli nie beznadziejnej sytuacji.
/ morguefile.com
O co chodzi? Otóż, jak wiadomo od miesięcy, jeśli nie lat, polska dyplomacja, ale również główne osoby w państwie, argumentują, że sztandarowy rosyjski projekt North Stream jest przedsięwzięciem politycznym, formalnie tylko mającym związek z gospodarką. Niemcy są innego zdania, ale my trwamy przy naszych racjach. Mówimy, że jego realizacja zwiększa uzależnienie Europy od jednego a przy tym niebudzącego zaufania dostawcy. O tym, że Moskwa ma skłonność i wielokrotnie to już w przeszłości robiła, do wykorzystywania swych przewag na tym polu po to, aby wymuszać korzystne ze swego punktu widzenia zachowania polityczne. Czyli, że jednym słowem rosyjski rurociąg jest z ekonomicznego punktu widzenia wątpliwy, a z politycznego ryzykowny. I wydawać by się mogło, że nasz, ale również prezentowany przez Bałtów punkt widzenia powoli przebija się do świadomości niemieckiej klasy politycznej. Świadczyć by o tym miało chociażby ostatnie wspólne wystąpienie kanclerz Merkel i prezydenta Poroszenki, kiedy ta pierwsza przyznała, że North Stream jest projektem politycznym. I niemiecka dyplomacja przystąpiła do działania. Altmeier uzyskał w Kijowie deklarację, że z punktu widzenia Ukrainy najistotniejsze jest utrzymanie tranzytu rosyjskiego gazu przez jej terytorium. Określono nawet minimalny jego poziom – 40 mld m³. O uzależnieniu politycznym trudno mówić w sytuacji, kiedy Ukraina świętuje właśnie 900 dni bez dostaw gazu z Rosji, a nikt nie zarzuca obecnej władzy w Kijowie, że idzie na ustępstwa wobec Kremla. I efekty rozmów w Kijowie to pierwszy sukces niemieckiej dyplomacji, bo takie ustępstwo ze strony Kijowa nie jest bez znaczenia. Dziś przez Ukrainę przepływa ok. 90 mld m³ rosyjskiego gazu i gdyby do tej wielkości dodać łączne zdolności przesyłowe obydwu północnych potoków, wynoszące ok. 110 mld m³, to taką ilość rosyjskiego gazu trudno byłoby w Europie sprzedać.

Po wczorajszych spotkaniach w Moskwie, w których obok niemieckiego ministra uczestniczyli również jego rosyjski odpowiednik Nowak oraz premier Miedwiediew wygląda na to, że kompromis został osiągnięty. Jego kształt zostanie najprawdopodobniej ogłoszony w piątek po spotkani Putin – Merkel, ale już dziś minister Nowak oświadczył, że „rozwiązanie będzie znalezione”. Zaś sądząc po dobrym humorze przedstawiciela niemieckiego rządu tranzyt rosyjskiego gazu po 2021 roku, czyli po oddaniu do eksploatacji drugiej nitki rosyjskiego gazociągu North Stream, zostanie utrzymany. Ukraina zachowa przynajmniej połowę dochodów z opłat tranzytowych, chyba, że nowe stawki, które niedługo będą negocjowane, jak sądzę przy udziale dyplomacji Niemiec, okażą się dla Kijowa korzystniejsze. Może nawet niemiecki kapitał wejdzie do ukraińskich firmy obsługującej rurociąg o prywatyzacji, której mówi się od lat.

O co gra Rosja jest dość jasne. Liczy na to, że popyt na gaz w Unii Europejskiej będzie w najbliższych dziesięcioleciach rósł. I w związku z tym nie można dopuścić do tego, aby z powodów technologicznych na ten najbardziej lukratywny rynek wszedł inny gracz, czytaj Amerykanie. Bo Rosjanie przespali światową rewolucję LNG, nie zbudowali w niezbędnej liczbie instalacji do skraplania gazu ziemnego, stawiając wszystko na jedną kartę – tj. transportu paliwa za pośrednictwem rur. Tylko, że takie inwestycje nie tylko sporo kosztują, ale są niezmiernie, jak dowiódł to North Stream 2, czasochłonne. I mogłoby się okazać, że popyt w Europie rósłby szybciej niźli Rosja byłaby go w stanie zaspokoić, tym bardziej, że z eksploatacji wychodzą złoża na Morzu Północnym. I dlatego Rosjanie grają va banque – ciągną rurę nawet mimo wyższych, bo związanych z amerykańskimi sankcjami, kosztów jej finansowania. Są nawet w stanie gwarantować tranzyt przez Ukrainę, bo lepiej ich zdaniem mieć rurociąg nawet nie całkowicie wypełniony gazem niźli nie mieć go wcale. Minie trochę czasu i przyjdą lepsze czasy. Bo trzeba pamiętać, że Nort Stream nr 1, przez długie lata w związku z recesją w Europie nie był w pełni wykorzystywany. Ostatnie dwa lata to już zupełnie inna historia – rosyjski eksport gazu bije historyczne rekordy. I Moskwa liczy na to, że tak będzie w przyszłości a w związku ze wzrostem cen ropy naftowej w efekcie  światowych niepokojów politycznych, ceny sprzedawanego w Europie gazu będą na tyle wysokie, że pozwolą na sfinansowanie wyższych kosztów budowy, wyższych cen zaciągniętych kredytów a nawet tego, że rurociągi nie będą w pełni wypełnione. Oczywiście zakładając dobrą wolę Kremla, a z tym trzeba ostrożnie. Bo warto pamiętać, że kiedy zaczęła się światowe recesja Gazprom miał kontrakty na zakup właściwie całego wydobycia tego surowca przez środkowoazjatycki Turkmenistan. Ale były to kontrakty drogie i z tego punktu widzenia dość ciążące Moskwie. I co się wówczas stało? Nieznani sprawcy podłożyli ładunki wybuchowe pod gazociąg transportujący paliwo z Azji Środkowej do Rosji, dostawy wstrzymano, a w tej sytuacji rosyjski monopolista zerwał umowę. Czy taki scenariusz nie jest możliwy na Ukrainie? Wszyscy, w tym i Niemcy wiedzą, że jest możliwy, a nawet bardzo prawdopodobny. W co zatem gra Berlin? Wbrew rozpowszechnionemu w Polsce a dość jednak powierzchownemu sądowi, celem ich działania nie jest zadowolenie za wszelką cenę lokatora Kremla. Nie kierują się też podświadomą miłością do Wschodu, czy jak bardzo głupio mówił minister spraw zagranicznych rządu poprzedniej koalicji nie planują zrealizowania powtórki z traktatu Ribbentrop – Mołotow. Im chodzi o coś zupełnie innego. Otóż doskonale wiedzą, że Stany Zjednoczone, ale również, a może przede wszystkim Katar planują w najbliższych latach znaczący wzrost wydobycia i co za tym idzie eksportu gazu. Również i z ich punktu widzenia rynek europejski jest niezwykle interesujący, ważny i dochodowy. I nie zmieni to fakt, iż póki, co amerykańscy producenci wysyłają swój gaz skroplony głównie do Azji, bo robią tak, dlatego, że tam dziś mogą zrealizować wyższą marżę. Ale trzeba zapytać, dlaczego tak jest? Może z tego powodu, że dostawy za pośrednictwem transportu rurowego nie są tam możliwe, bo takich instalacji, poza kilkoma wyjątkami tam brak, a zapotrzebowanie rośnie na tyle dynamicznie, że nie sposób jego zaspokoić. W podobnej sytuacji jest Ameryka Łacińska, główny rynek zbytu amerykańskiego LNG. Ale ta podaż przesunie się z czasem, wraz ze wzrostem wydobycia, do Europy. I Niemcy chcą być na to przygotowani. Mają instalacje do przyjmowania gazu skroplonego, jego uwadniania i przesyłania dalej. I chcą, aby końcówki rosyjskich rur gazowych były również u nich. Bo tylko wówczas będą w stanie zarabiać zarówno na jego tranzycie jak i na odsprzedawaniu paliwa innym państwom, takim jak Ukraina, ale również Polska. Bo trzeba pamiętać, że póki, co, czyli dopóty nie mamy rury z Morza Północnego, polityka uniezależniania się od rosyjskiego gazy w wydaniu PGNiG polega na kupowaniu rosyjskiego gazu, tyle, że od niemieckich, holenderskich, generalnie zachodnioeuropejskich pośredników. Czy sprzedają nam rosyjski gaz bez marży? Chyba jednak nie. Wracając jednak do strategii Berlina. Taka kontrola nad dostępem do zaopatrzenia rynku europejskiego w gaz umożliwi im w przyszłości również prowadzenie arbitrażu cenowego, czyli dbanie o to, aby Rosjanie, ale również Amerykanie czy Katarczycy nie chcieli za swój surowiec zbyt drogo. I to jest polityka jasna, zrozumiała i leżąca w interesie Niemiec.

W tej sytuacji zasadnym wydaje się pytanie o polską strategię wobec North Stream 2. Przy czym nie idzie mi o to, czy warto się godzić na jego zbudowanie. Z naszego, polskiego punktu widzenia polityka polskiego rządu jest dziś jasna, zrozumiała i dla nas korzystana. Oczywiście, jeśli będzie skuteczna. Bo jeśli North Stream 2 nie powstanie to my nie tylko zachowamy opłaty tranzytowe, ale lepiej będziemy wykorzystywać nasze instalacje do odbioru LNG. Ale jaki jest scenariusz zapasowy? Co zrobimy, jeśli jednak rura powstanie i Ukraina się na taki scenariusz zgodzi. Czy mamy jakąś alternatywę? I nie chodzi o alternatywę polityczną wobec Rosji, ale wobec Niemiec. Bo dziś stawiamy wszystko na jedną kartę oskarżając Berlin o to, że łamie solidarność europejską, uzależnia Unię od Rosji, nie liczy się ze swoimi wschodnimi sojusznikami. Tylko, że to jak widać nie działa. I jeśli North Strem 2 powstanie, to, co? Obrazimy się na Berlin i zabierzemy swoje zabawki do innej piaskownicy?
 
Marek Budzisz


 

Polecane