Marek Budzisz: Moskwa a pokusa interwencji w bałkańskie sprawy

Na Bałkanach obserwować można dość istotne zaostrzenie sytuacji, być może jest to chwilowy kryzys i niedługo obserwować będziemy uspokojenie, ale nie można wykluczyć też i innego rozwoju wydarzeń. Wszystko to za sprawą przeprowadzonego w niedzielę w Macedonii referendum w sprawie ugody tego kraju z Grecją, chociaż pytano w nim nie tylko o to, ale również o poparcie dla integracji z Unią Europejską i NATO, oraz nagłym zaostrzeniem sytuacji między Serbią a Kosowem, co doprowadziło nawet do postawienia serbskiej armii w stan gotowości. 
 Marek Budzisz: Moskwa a pokusa interwencji w bałkańskie sprawy
/ wikipedia/domena publiczna
Zacznijmy od Macedonii. Przeprowadzone tam referendum zakończyło się niepowodzeniem, przynajmniej z punktu widzenia inicjującego go rządu, z tego prostego powodu, że wzięło w nim udział bez mała 37 % uprawnionych, co jest zbyt mało, aby uznać jego wyniki za prawnie wiążące. Choć prawdę mówiąc, referendum określone zostało, jako konsultacyjne, co z założenia dawało i daje politykom wolną rękę. Prawicowa opozycja macedońska, triumfuje, bo od początku wzywała do bojkotu. Poparł ją też urzędujący prezydent Iwanow, który publicznie zapowiedział, że nie pójdzie głosować. Rząd nie może mówić o klęsce, bo jednak ponad 90 % z grona tych, którzy zdecydowali się wziąć w referendum udział odpowiedziało tak na stawiane pytanie. W gruncie rzeczy nie wiadomo, dlaczego mamy takie wyniki głosowania, czy zdecydowała o tym agitacja opozycji, czy też czynniki, eufemistycznie określane mianem administracyjnych. Chodzi o to, że w Macedonii spisy wyborców już od dawna nie były aktualizowane i w liczącym 2 mln ludzi kraju na listach uprawnionych do głosowania znajduje się 1,8 mln osób uprawnionych. Nie wiadomo, zatem jaka część z tego to martwe dusze i dlaczego rząd prący do głosowania nie podjął wysiłku aktualizowania spisów. A może o to właśnie chodziło i taka niejasność miała być polisą, gdyby nie udało się zmobilizować odpowiedniej większości.
Z formalnego punktu widzenia, teraz decyzja znajduje się w rękach macedońskiego parlamentu. Obserwatorzy zwracają uwagę na to, że rząd liczył się z takim obrotem spraw i już od jakiegoś czasu znacząco zmienił swą retorykę, kładąc nacisk nie na uczestnictwo w głosowaniu, ale na poparcie integracji. Premier Zaew publicznie mówił, że ci, którzy nie głosują po prostu nie chcą się wypowiadać w kluczowych dla kraju sprawach, po co więc brać ich pod uwagę. Rozgrywka przenosi się teraz do parlamentu, w którym zwolennicy integracji z Zachodem muszą zgromadzić 80 głosów (na 120 posłów). Nie będzie to takie proste, bo rządząca koalicja ma 70 deputowanych, musi, zatem przeciągnąć na swoją stronę przynajmniej 10 przedstawicieli opozycji. Gdyby takiej większości nie udało się zbudować, kraj czekają wybory przedterminowe. Z punktu widzenia Zachodu wyniki macedońskiego głosowania, choć o euforii nie można mówić zostały przyjęte dobrze – odpowiadający za rozszerzenie Unii, austriacki eurokomisarz Hahn podkreślił, że przygniatająca większość opowiedziała się za integracją, a szef NATO Stoltenberg powiedział, iż drzwi do NATO nadal stoją otworem.
Trzeba pamiętać, że Moskwa jest przeciwna integracji Macedonii z NATO. Mówił o tym ostatnio minister Ławrow, ale sprzeciw Rosji nie miał tylko werbalnego charakteru. Kilka miesięcy temu służby specjalne tego kraju oskarżyły grecko – rosyjskiego miliardera Iwana Sawwidi o to, że ten w ramach działań inspirowanych przez Moskwę miał przekazywać znaczne środki organizacjom ekstremistów macedońskich, w tym zwykłym chuliganom z klubu kibica Wardaru, na organizowanie zamieszek przed referendum.
Dzisiaj do Moskwy, na rozmowy z Władimirem Putinem, przyjeżdża prezydent Serbii Vučić. Moment jest o tyle interesujący, że pod koniec ubiegłego tygodnia jego kraj znalazł się na krawędzi konfliktu zbrojnego z Kosowem. Poszło o wizytę prezydenta Hashima Thaçi w zamieszkałej przez Serbów, ale zlokalizowanej na terytorium Kosowa miejscowości Zubin Potok oraz w tamtejszej elektrowni wodnej na jeziorze Gazivoda. Przy czym nie chodziło o samo wizytę, ale o to, że kosowski lider odbył ją w towarzystwie oddziału specnazu, co Belgrad odczytał, jako zbrojne wejście albańskiego wojska na tereny serbskiej mniejszości. Służby prasowe prezydenta Kosowa informowały, że nie chodziło o zbrojne zajmowanie terenu, ale po prostu o wycieczkę krajoznawczą i podziwianie walorów krajobrazowych regionu. A to, że odbyło się to w towarzystwie komandosów, no cóż, taka regionalna specyfika (mój komentarz). Tym nie mniej coś na kształt prowokacji miało miejsce i Serbowie zareagowali ostro, bo postawili w stan gotowości nie tylko armię, ale również policyjnych komandosów. Trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, jak informują media Belgrad pozostawał w stałej łączności z centralą NATO, którego wojska sprawują misję pokojową w Kosowie. Ale warto też zauważyć zmianę tematu rozmów w Moskwie. Rzecznik Kremla Pieskow powiedział, że dotyczyć one będą wzajemnych relacji gospodarczych oraz napięć w regionie. Wcześniej mówiło się tylko o relacjach gospodarczych.
Wiele wskazuje na to, że kwestia korekty granicy kosowsko – serbskiej wchodzi w decydującą fazę. Zwolennikami takiego posunięcia są zarówno prezydenci Serbii, jak i Kosowa. Ale obydwaj mają w swoich krajach silną opozycję opowiadającą się przeciw porozumieniu. Z tym wiązać trzeba „wypad turystyczny” prezydenta Thaçi. Otóż w sobotę w Prisztinie odbywały się zwołane przez opozycję demonstracje przeciwników korekty granicy. Urzędującej głowie państwa zarzuca się, że bez konsultacji ze społeczeństwem i bezprawnie chce oddać Serbom kosowskie terytorium. I w takiej sytuacji prezydent jedzie na północ kraju, na tereny sporne, oglądać elektrownię, która choć leży w Kosowie to włączona jest w system energetyczny Serbii. Trudno o bardziej przejrzystą deklarację, że nie ustąpi.
W tym samym czasie, kiedy serbski prezydent rozmawiał będzie z Putinem w Moskwie w jego kraju odbędą się wspólne rosyjsko – serbskie manewry wojskowe, pod kryptonimem BARS 2018.
Ale to nie jedyny w ostatnich dniach dowód na wzrost zaangażowania Moskwy w sprawy regionu. Otóż pod koniec ubiegłego tygodnia w Soczi Putin spotkał się z liderem Serbów bośniackich Miloradem Dodikiem. W samym spotkaniu nie byłoby nic zdrożnego, panowie odbywają takowe regularnie, od 2011 roku już po raz 8, a w tym roku drugi, ale Dodik kandyduje na stanowisko prezydenta Bośni i Hercegowiny, wybory są już za tydzień, i takie ostentacyjne spotkanie odczytywać trzeba w kategoriach gestu. A jaki to gest dość łatwo odgadnąć, bo Putin poparł kandydaturę Dodika wprost. Ten ostatni z kolei deklaruje otwarcie, iż jego prezydentura będzie gwarantem nie tylko utrzymania relacji gospodarczych z Moskwą, ale również tego, że Bośnia nie wstąpi nigdy do NATO.
Wydarzenia te, świadczące o wzroście rosyjskiego zaangażowania na Bałkanach oznaczać mogą zarówno chęć odegrania przez Moskwę większej roli, ale również nie można wykluczyć, że ich celem jest zagwarantowanie swoich interesów gospodarczych w sytuacji, gdyby kraje regionu zechciały wykonać silniejszy zwrot w stronę umownie rozumianego Zachodu. Najbliższa przyszłość przyniesie więcej na ten temat informacji, warto, zatem przyglądać się temu, co dzieje się na Bałkanach.
Gdyby scenariusz wzrostu zaangażowania Moskwy w bałkańskie sprawy okazał się bliższy prawdzie, to warto, myśląc o konsekwencjach takich kroków, odwołać się do przemyśleń Sergieja Karaganowa, który na łamach periodyku Rossija w Globalnoj Politikie, opublikował właśnie artykuł poświęcony jednej kwestii – w jaki sposób Rosja może wygrać w nowej zimnej wojnie (w ten sposób zatytułował też swój tekst - http://www.globalaffairs.ru/number/Kak-pobedit-v-kholodnoi-voine-19745.) Generalnie rzecz biorąc, w jego opinii, Moskwa jest dziś w dużo lepszej sytuacji niźli był ZSRR w czasie rywalizacji z Zachodem. To kolektywny Zachód traci swe wpływy i pozycję, wraz z upływem czasu po prostu słabnie, a Rosji udaje się nie tylko trwać, ale nawet w relacji do swego głównego przeciwnika wzmacniać. Dlaczego? Bo zdaniem Karaganowa prowadzi roztropna politykę. Rosja nie dała się wciągnąć w kosztowny wyścig zbrojeń, odżegnała się od polityki polegającej na subsydiowaniu swych wiarołomnych sojuszników a także uzyskała samowystarczalność, może nie na bardzo wysokim, ale jednak, żywnościową. Nie bez znaczenia jest i to, że ma stabilny system polityczny, a o takowych trudno mówić na Zachodzie, oraz wykazuje się w sprawach międzynarodowych roztropną ostrożnością. Interweniuje dopiero wówczas, kiedy albo nie ma innej możliwości, albo gdzie łatwo i przy zaangażowaniu relatywnie małych środków może odnieść sukces. Teraz, zdaniem Karaganowa, trzeba tylko czekać, a gruszki same wpadną do fartuszka, bo kolektywny Zachód jest w fazie dezintegracji, jego przeciwnicy głównie w Azji rosną w siłę i przyjdzie taki czas, kiedy może nie zwycięży się w trwającej obecnie drugiej odsłonie zimnej wojny, ale będzie można ją zakończyć dyktując korzystne dla siebie warunki. Jest tylko, w jego opinii, jeden warunek osiągnięcia sukcesu – wstrzemięźliwość w polityce zagranicznej. Umiarkowanie, i jeszcze raz umiarkowanie.
Tytułem komentarza do przemyśleń rosyjskiego guru geostrategii należałoby zadać pytanie czy właśnie w związku ze wzrostem zaangażowania Moskwy na Bałkanach nie obserwujemy odejścia od nakreślonej przezeń linii politycznego działania. Gdyby tak się działo, to widowisko, które nas czeka mogłoby okazać się jeszcze bardziej zajmujące.
 

 

POLECANE
„Ta liczba jest dla nas punktem odniesienia”. Karol Nawrocki dla Bilda o reparacjach z ostatniej chwili
„Ta liczba jest dla nas punktem odniesienia”. Karol Nawrocki dla "Bilda" o reparacjach

Prezydent RP Karol Nawrocki w wywiadzie dla niemieckiej gazety „Bild” powiedział, że niedawny atak dronów na Polskę inspirowany był przez Rosję. Opowiedział się za rezygnacją przez wszystkie kraje NATO z importu rosyjskiej ropy. Zdaniem polskiego prezydenta kwestia niemieckich reparacji wojennych dla Polski nie jest prawnie zamknięta.

Zbigniew Ziobro: Tak właśnie wygląda mafijne państwo z ostatniej chwili
Zbigniew Ziobro: Tak właśnie wygląda mafijne państwo

Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ostro skrytykował rząd koalicji 13 grudnia po decyzji Waldemara Żurka o odwołaniu prezesów sądów. Zdaniem ekspertów decyzja ministra jest bezprawna i nie wywołuje żadnych skutków prawnych.

Prezydent Nawrocki rozpoczyna wizyty w Berlinie i Paryżu z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki rozpoczyna wizyty w Berlinie i Paryżu

Prezydent RP Karol Nawrocki przybył w poniedziałek po południu do Berlina, gdzie we wtorek przed południem spotka się z prezydentem Republiki Federalnej Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem, a następnie z Kanclerzem Friedrichem Merzem. Później tego dnia Karol Nawrocki będzie rozmawiał z prezydentem Republiki Francuskiej Emmanuelem Macronem.

Ministerstwo Sprawiedliwości mianowało nowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów. Pierwsze zadanie: usunąć rzeczników z ostatniej chwili
Ministerstwo Sprawiedliwości mianowało nowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów. Pierwsze zadanie: usunąć rzeczników

Nowym rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów sądów powszechnych została Joanna Raczkowska – przekazało PAP w poniedziałek Ministerstwo Sprawiedliwości. Raczkowska jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa; pracuje w Wydziale Karnym.

Premier: Zneutralizowano drona nad budynkami rządu i Belwederem. Zatrzymano Białorusinów z ostatniej chwili
Premier: Zneutralizowano drona nad budynkami rządu i Belwederem. Zatrzymano Białorusinów

Premier Donald Tusk poinformował w poniedziałek wieczorem, że Służba Ochrony Państwa zneutralizowała drona operującego nad budynkami rządowymi (Parkowa) i Belwederem. Jak przekazał, zatrzymano dwóch obywateli Białorusi. – Policja bada okoliczności incydentu – dodał.

Tego nie mogli mu wybaczyć, dlatego Charlie Kirk musiał umrzeć tylko u nas
Tego nie mogli mu wybaczyć, dlatego Charlie Kirk musiał umrzeć

W chwili, gdy trafiła go kula, stał pod namiotem z napisem-mottem jego działalności "udowodnij mi, że się mylę". Zamachowiec mu tego nie udowodnił. Wręcz przeciwnie.

Prawica po wyborach szykuje bombę. Będzie sanacja sądownictwa? z ostatniej chwili
"Prawica po wyborach szykuje bombę". Będzie "sanacja sądownictwa"?

''Na polskiej scenie politycznej szykuje się uderzenie, które może zmienić oblicze wymiaru sprawiedliwości na długie lata'' – czytamy we wpisie komentatora platformy X, znanego jako Jack Strong. Chodzi o nowy projekt ustawy, który, jak twierdzi autor wpisu, "rodzi się w kręgach prawicy". "Jego celem jest przeciwdziałanie anarchizacji polskiego wymiaru sprawiedliwości". Projekt ten miałby być już nazywany ''sanacją sądownictwa''.

Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE tylko u nas
Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE

Po raz kolejny Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej próbuje ingerować w polski system sądowniczy. Przypomnijmy, też po raz kolejny, że nie ma on do tego żadnych uprawnień, ponieważ „wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w traktatach należą do państw członkowskich” (artykuł 5 Traktatu o Unii Europejskiej), a w zakresie sądownictwa państwa członkowskie nie przyznały Unii żadnych kompetencji.

Nowe informacje ws. ostrzelania auta polskiego europosła w Brukseli. Wygląda na zaplanowane działania Wiadomości
Nowe informacje ws. ostrzelania auta polskiego europosła w Brukseli. "Wygląda na zaplanowane działania"

Waldemar Buda napisał o ostrzelaniu swojego samochodu w Brukseli: "9 precyzyjnych strzałów, w momencie ataku nie byłem w aucie". Europoseł PiS zaznaczył, że tylko jego samochód został potraktowany w ten sposób. Jego zdaniem atak wygląda na zaplanowane działanie. Sprawę badają belgijskie służby.    

Karol Nawrocki w Niemczech. Deutsche Welle: Wróci kwestia reparacji Wiadomości
Karol Nawrocki w Niemczech. Deutsche Welle: "Wróci kwestia reparacji"

Prezydent Polski Karol Nawrocki przybywa do Berlina z pierwszą wizytą zagraniczną. Niemiecki rząd podkreśla wagę utrzymywania bliskich relacji z Polską, wskazując na wspólne interesy w zakresie bezpieczeństwa. Niemieckie media podkreślają też temat reparacji, do których ma wrócić Karol Nawrocki z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem.

REKLAMA

Marek Budzisz: Moskwa a pokusa interwencji w bałkańskie sprawy

Na Bałkanach obserwować można dość istotne zaostrzenie sytuacji, być może jest to chwilowy kryzys i niedługo obserwować będziemy uspokojenie, ale nie można wykluczyć też i innego rozwoju wydarzeń. Wszystko to za sprawą przeprowadzonego w niedzielę w Macedonii referendum w sprawie ugody tego kraju z Grecją, chociaż pytano w nim nie tylko o to, ale również o poparcie dla integracji z Unią Europejską i NATO, oraz nagłym zaostrzeniem sytuacji między Serbią a Kosowem, co doprowadziło nawet do postawienia serbskiej armii w stan gotowości. 
 Marek Budzisz: Moskwa a pokusa interwencji w bałkańskie sprawy
/ wikipedia/domena publiczna
Zacznijmy od Macedonii. Przeprowadzone tam referendum zakończyło się niepowodzeniem, przynajmniej z punktu widzenia inicjującego go rządu, z tego prostego powodu, że wzięło w nim udział bez mała 37 % uprawnionych, co jest zbyt mało, aby uznać jego wyniki za prawnie wiążące. Choć prawdę mówiąc, referendum określone zostało, jako konsultacyjne, co z założenia dawało i daje politykom wolną rękę. Prawicowa opozycja macedońska, triumfuje, bo od początku wzywała do bojkotu. Poparł ją też urzędujący prezydent Iwanow, który publicznie zapowiedział, że nie pójdzie głosować. Rząd nie może mówić o klęsce, bo jednak ponad 90 % z grona tych, którzy zdecydowali się wziąć w referendum udział odpowiedziało tak na stawiane pytanie. W gruncie rzeczy nie wiadomo, dlaczego mamy takie wyniki głosowania, czy zdecydowała o tym agitacja opozycji, czy też czynniki, eufemistycznie określane mianem administracyjnych. Chodzi o to, że w Macedonii spisy wyborców już od dawna nie były aktualizowane i w liczącym 2 mln ludzi kraju na listach uprawnionych do głosowania znajduje się 1,8 mln osób uprawnionych. Nie wiadomo, zatem jaka część z tego to martwe dusze i dlaczego rząd prący do głosowania nie podjął wysiłku aktualizowania spisów. A może o to właśnie chodziło i taka niejasność miała być polisą, gdyby nie udało się zmobilizować odpowiedniej większości.
Z formalnego punktu widzenia, teraz decyzja znajduje się w rękach macedońskiego parlamentu. Obserwatorzy zwracają uwagę na to, że rząd liczył się z takim obrotem spraw i już od jakiegoś czasu znacząco zmienił swą retorykę, kładąc nacisk nie na uczestnictwo w głosowaniu, ale na poparcie integracji. Premier Zaew publicznie mówił, że ci, którzy nie głosują po prostu nie chcą się wypowiadać w kluczowych dla kraju sprawach, po co więc brać ich pod uwagę. Rozgrywka przenosi się teraz do parlamentu, w którym zwolennicy integracji z Zachodem muszą zgromadzić 80 głosów (na 120 posłów). Nie będzie to takie proste, bo rządząca koalicja ma 70 deputowanych, musi, zatem przeciągnąć na swoją stronę przynajmniej 10 przedstawicieli opozycji. Gdyby takiej większości nie udało się zbudować, kraj czekają wybory przedterminowe. Z punktu widzenia Zachodu wyniki macedońskiego głosowania, choć o euforii nie można mówić zostały przyjęte dobrze – odpowiadający za rozszerzenie Unii, austriacki eurokomisarz Hahn podkreślił, że przygniatająca większość opowiedziała się za integracją, a szef NATO Stoltenberg powiedział, iż drzwi do NATO nadal stoją otworem.
Trzeba pamiętać, że Moskwa jest przeciwna integracji Macedonii z NATO. Mówił o tym ostatnio minister Ławrow, ale sprzeciw Rosji nie miał tylko werbalnego charakteru. Kilka miesięcy temu służby specjalne tego kraju oskarżyły grecko – rosyjskiego miliardera Iwana Sawwidi o to, że ten w ramach działań inspirowanych przez Moskwę miał przekazywać znaczne środki organizacjom ekstremistów macedońskich, w tym zwykłym chuliganom z klubu kibica Wardaru, na organizowanie zamieszek przed referendum.
Dzisiaj do Moskwy, na rozmowy z Władimirem Putinem, przyjeżdża prezydent Serbii Vučić. Moment jest o tyle interesujący, że pod koniec ubiegłego tygodnia jego kraj znalazł się na krawędzi konfliktu zbrojnego z Kosowem. Poszło o wizytę prezydenta Hashima Thaçi w zamieszkałej przez Serbów, ale zlokalizowanej na terytorium Kosowa miejscowości Zubin Potok oraz w tamtejszej elektrowni wodnej na jeziorze Gazivoda. Przy czym nie chodziło o samo wizytę, ale o to, że kosowski lider odbył ją w towarzystwie oddziału specnazu, co Belgrad odczytał, jako zbrojne wejście albańskiego wojska na tereny serbskiej mniejszości. Służby prasowe prezydenta Kosowa informowały, że nie chodziło o zbrojne zajmowanie terenu, ale po prostu o wycieczkę krajoznawczą i podziwianie walorów krajobrazowych regionu. A to, że odbyło się to w towarzystwie komandosów, no cóż, taka regionalna specyfika (mój komentarz). Tym nie mniej coś na kształt prowokacji miało miejsce i Serbowie zareagowali ostro, bo postawili w stan gotowości nie tylko armię, ale również policyjnych komandosów. Trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, jak informują media Belgrad pozostawał w stałej łączności z centralą NATO, którego wojska sprawują misję pokojową w Kosowie. Ale warto też zauważyć zmianę tematu rozmów w Moskwie. Rzecznik Kremla Pieskow powiedział, że dotyczyć one będą wzajemnych relacji gospodarczych oraz napięć w regionie. Wcześniej mówiło się tylko o relacjach gospodarczych.
Wiele wskazuje na to, że kwestia korekty granicy kosowsko – serbskiej wchodzi w decydującą fazę. Zwolennikami takiego posunięcia są zarówno prezydenci Serbii, jak i Kosowa. Ale obydwaj mają w swoich krajach silną opozycję opowiadającą się przeciw porozumieniu. Z tym wiązać trzeba „wypad turystyczny” prezydenta Thaçi. Otóż w sobotę w Prisztinie odbywały się zwołane przez opozycję demonstracje przeciwników korekty granicy. Urzędującej głowie państwa zarzuca się, że bez konsultacji ze społeczeństwem i bezprawnie chce oddać Serbom kosowskie terytorium. I w takiej sytuacji prezydent jedzie na północ kraju, na tereny sporne, oglądać elektrownię, która choć leży w Kosowie to włączona jest w system energetyczny Serbii. Trudno o bardziej przejrzystą deklarację, że nie ustąpi.
W tym samym czasie, kiedy serbski prezydent rozmawiał będzie z Putinem w Moskwie w jego kraju odbędą się wspólne rosyjsko – serbskie manewry wojskowe, pod kryptonimem BARS 2018.
Ale to nie jedyny w ostatnich dniach dowód na wzrost zaangażowania Moskwy w sprawy regionu. Otóż pod koniec ubiegłego tygodnia w Soczi Putin spotkał się z liderem Serbów bośniackich Miloradem Dodikiem. W samym spotkaniu nie byłoby nic zdrożnego, panowie odbywają takowe regularnie, od 2011 roku już po raz 8, a w tym roku drugi, ale Dodik kandyduje na stanowisko prezydenta Bośni i Hercegowiny, wybory są już za tydzień, i takie ostentacyjne spotkanie odczytywać trzeba w kategoriach gestu. A jaki to gest dość łatwo odgadnąć, bo Putin poparł kandydaturę Dodika wprost. Ten ostatni z kolei deklaruje otwarcie, iż jego prezydentura będzie gwarantem nie tylko utrzymania relacji gospodarczych z Moskwą, ale również tego, że Bośnia nie wstąpi nigdy do NATO.
Wydarzenia te, świadczące o wzroście rosyjskiego zaangażowania na Bałkanach oznaczać mogą zarówno chęć odegrania przez Moskwę większej roli, ale również nie można wykluczyć, że ich celem jest zagwarantowanie swoich interesów gospodarczych w sytuacji, gdyby kraje regionu zechciały wykonać silniejszy zwrot w stronę umownie rozumianego Zachodu. Najbliższa przyszłość przyniesie więcej na ten temat informacji, warto, zatem przyglądać się temu, co dzieje się na Bałkanach.
Gdyby scenariusz wzrostu zaangażowania Moskwy w bałkańskie sprawy okazał się bliższy prawdzie, to warto, myśląc o konsekwencjach takich kroków, odwołać się do przemyśleń Sergieja Karaganowa, który na łamach periodyku Rossija w Globalnoj Politikie, opublikował właśnie artykuł poświęcony jednej kwestii – w jaki sposób Rosja może wygrać w nowej zimnej wojnie (w ten sposób zatytułował też swój tekst - http://www.globalaffairs.ru/number/Kak-pobedit-v-kholodnoi-voine-19745.) Generalnie rzecz biorąc, w jego opinii, Moskwa jest dziś w dużo lepszej sytuacji niźli był ZSRR w czasie rywalizacji z Zachodem. To kolektywny Zachód traci swe wpływy i pozycję, wraz z upływem czasu po prostu słabnie, a Rosji udaje się nie tylko trwać, ale nawet w relacji do swego głównego przeciwnika wzmacniać. Dlaczego? Bo zdaniem Karaganowa prowadzi roztropna politykę. Rosja nie dała się wciągnąć w kosztowny wyścig zbrojeń, odżegnała się od polityki polegającej na subsydiowaniu swych wiarołomnych sojuszników a także uzyskała samowystarczalność, może nie na bardzo wysokim, ale jednak, żywnościową. Nie bez znaczenia jest i to, że ma stabilny system polityczny, a o takowych trudno mówić na Zachodzie, oraz wykazuje się w sprawach międzynarodowych roztropną ostrożnością. Interweniuje dopiero wówczas, kiedy albo nie ma innej możliwości, albo gdzie łatwo i przy zaangażowaniu relatywnie małych środków może odnieść sukces. Teraz, zdaniem Karaganowa, trzeba tylko czekać, a gruszki same wpadną do fartuszka, bo kolektywny Zachód jest w fazie dezintegracji, jego przeciwnicy głównie w Azji rosną w siłę i przyjdzie taki czas, kiedy może nie zwycięży się w trwającej obecnie drugiej odsłonie zimnej wojny, ale będzie można ją zakończyć dyktując korzystne dla siebie warunki. Jest tylko, w jego opinii, jeden warunek osiągnięcia sukcesu – wstrzemięźliwość w polityce zagranicznej. Umiarkowanie, i jeszcze raz umiarkowanie.
Tytułem komentarza do przemyśleń rosyjskiego guru geostrategii należałoby zadać pytanie czy właśnie w związku ze wzrostem zaangażowania Moskwy na Bałkanach nie obserwujemy odejścia od nakreślonej przezeń linii politycznego działania. Gdyby tak się działo, to widowisko, które nas czeka mogłoby okazać się jeszcze bardziej zajmujące.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe