Jerzy Bukowski: Nowoczesnej już dziękujemy

Na tym tle prawdziwym fenomenem jest Nowoczesna. Takiego nagromadzenia politycznych impotentów przegrywających wszystko, co jest do przegrania, nie umiejących jasno i wyraźnie przedstawić swoich założeń oraz celów, dających się wodzić za nos liderom Platformy Obywatelskiej jeszcze na polskiej scenie publicznej po 1989 roku nie było. W licytacji na polityczną głupotę szans nie miałyby z nią nawet Samoobrona oraz Liga Polskich Rodzin, od których - zważywszy kto firmował je swoimi nazwiskami - niewiele mądrego i dobrego można było oczekiwać.
Nie chcę kopać leżącego ani pastwić się nad ludźmi, których niebywałe przejawy indolencji omawiałem tu wielokrotnie. Wystarczy przywołać nazwiska Ryszarda Petru i Katarzyny Lubnauer jako kolejnych przewodniczących tego żałosnego ugrupowania, aby zdrowo się pośmiać. A przecież za ich plecami trwał i nadal trwa zacięta walka o to, kto zostanie zacytowany przez media z powodu wyjątkowo idiotycznej wypowiedzi lub podjęcia wprawiającej w osłupienie decyzji.
W Nowoczesnej jest z pewnością - jak w każdej partii - sporo ludzi, którzy dobrze dawali sobie radę w życiu i byli wysoko cenieni za kwalifikacje zawodowe. Kiedy postanowili się jednak zaangażować w politykę, czar prysł i mamy to, co mamy, czyli wstyd, żenadę, pośmiewisko.
A może Lubnauer i jej podwładni oraz Petru z grupą, którą wyprowadził z Nowoczesnej wróciliby do dawnej pracy i dali sobie spokój z działaniem w obcej im materii? Z pewnością byłoby to z korzyścią dla nich i dla polskiej polityki.