Karol Gac: Być jak Jarosław

Ruchu lidera PO nie spodziewał się niemal nikt. To miała być ścisła tajemnica, co akurat nie dziwi. Grzegorz Schetyna liczył bowiem na efekt zaskoczenia i „nowego otwarcia”. O ile to pierwsze rzeczywiście się udało, o tyle to drugie już niekoniecznie. Dlaczego?
Przede wszystkim Schetyna zaprzeczył własnej narracji. Przez blisko cztery lata PO przekonywała, że premierem powinien być lider zwycięskiego obozu, czyli Jarosław Kaczyński, bo w innym przypadku mamy do czynienia z rządami z tylnego siedzenia i psuciem państwa. Zresztą zapewne sami Państwo pamiętają, ile wałkowano ten temat. I to wszystko po to, by na ostatniej prostej lider PO zaproponował to samo rozwiązanie. Trochę niespójne to wszystko.
Nie da się też nie wspomnieć o sondażach. Przewodniczący PO regularnie jest w czołówce polityków, do których Polacy deklarują brak zaufania. Dodatkowo Grzegorz Schetyna cieszy się bardzo dużym elektoratem negatywnym. Pokazują to wszystkie sondaże – zarówno te publiczne, jak i wewnętrzne. Lider KO najwyraźniej uznał, że lepiej usunąć się w cień i postawić na kogoś mniej kontrowersyjnego. Tyle tylko, że Małgorzata Kidawa-Błońska jest wciąż mało rozpoznawalna, co dla polityka jest zabójcze. Tym bardziej, że Beata Szydło była wcześniej szefem sztabu Andrzeja Dudy, gdzie zjeździła z nim Polskę wzdłuż i wszerz.
Jest jeszcze inny czynnik, który warto wziąć pod uwagę. Nie twierdzę, że to rzecz kluczowa, ale nie można przecież wykluczyć, że lider PO po prostu obawiał się bezpośredniego starcia z Jarosławem Kaczyńskim w stolicy. Kto wie, może nieoczekiwanie okazałoby się, że nawet w Warszawie – bastionie PO – porażka Schetyny jest możliwa? A to byłoby przecież większą kompromitacją niż sama przegrana z PiS.
Mimo powyższych zastrzeżeń z punktu widzenia PO ruch Schetyny jest mimo wszystko rozsądny. To, że mocno spóźniony i źle przeprowadzony, to inna sprawa, ale nie zmienia to faktu, że sam pomysł był niezły. Tyle tylko, że w polityce liczy się skuteczność, a tutaj można już mieć poważne wątpliwości.
Kidawa-Błońska miała być lepszą twarzą PO. Była marszałek Sejmu przez kilka dni przygotowywała się do swojego pierwszego wystąpienia, podczas którego zaprezentowano nową wersję programu Koalicji Obywatelskiej. I co? I nic. Przemówienie było nerwowe, bez polotu i pełne mniejszych oraz większych wpadek. Tak zwycięstwa się raczej nie zapewni. Chociaż politycy PO i tak wyglądają już tak, jakby pogodzili się z wyborczą porażką.