[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Taksówkarz Putin w bandyckim Petersburgu, czyli mitologia KGB

Przy okazji okrągłej rocznicy rozwiązania Związku Sowieckiego w mediach rosyjskich pojawiło się wiele artykułów i programów. Choćby dokument, w którym głos zabiera sam Władimir Putin. I nie powtarza tylko słynnych słów, że upadek ZSRS był wielką katastrofą, ale też mówi, że w tych mrocznych czasach było tak źle, że nawet on, oficer wywiadu KGB, musiał dorabiać na życie jeżdżąc taksówką. Kolejne kłamstwo, kolejny mit pielęgnowany od dwóch dekad. Co naprawdę robił wtedy Putin? I czy faktycznie nie miał z czego żyć w tej „nowej” demokratycznej Rosji?
Władimir Putin jako dyrektor FSB 1998 rok. [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Taksówkarz Putin w bandyckim Petersburgu, czyli mitologia KGB
Władimir Putin jako dyrektor FSB 1998 rok. / Wikipedia CC BY-SA 3,0 RIA Novosti

Twierdzenie, że Putin wrócił z rodziną z Drezna do Leningradu (chwilę potem znów St. Petersburga) na bezrobocie i że musiał – ofiara upadku Sowietów i zmian demokratycznych w Rosji – zarabiać na chleb jako taksówkarz, jest oczywistym kłamstwem. Które pojawiło się już w pierwszej biografii Putina po objęciu rządów na Kremlu. Ale które też powielali różni ludzie, choćby politolog Stanisław Biełkowski. W rzeczywistości Putin ani na chwilę nie mógł czuć się opuszczony przez państwo, któremu wiernie służył. Jeszcze gdy był w rezydenturze KGB w Dreźnie, przygotowano dla niego dokładną ścieżkę dalszej kariery. Kluczowe miało być, i tak się stało, wykorzystanie kontaktów (i zwerbowanych tajnych współpracowników) w Niemczech. Choćby taki Matthias Warnig, dziś ważna persona, członek władz różnych państwowych firm rosyjskich, z Nord Stream na czele, współpracę (i podobno przyjaźń) nawiązał z Putinem jeszcze na przełomie lat 80. i 90. XX w. O co trudno nie było, wszak Warnig był szpiegiem Stasi w RFN, a więc pokrywało się to za polem działalności oficera rezydentury KGB w Dreźnie.

Putin wrócił nad Newę wcale nie w roli bezrobotnego. Nie trafił za kółko taksówki. Trafił do miejscowej renomowanej uczelni wyższej. W murach Uniwersytetu Leningradzkiego pojawił się zresztą po raz pierwszy już w maju 1990 roku – a więc na długo przed rozwiązaniem KGB i upadkiem ZSRS. Jeszcze krążył wtedy między rodzinnym miastem a Niemcami, ale przełożeni z Łubianki znaleźli mu już zadanie. Putin objął funkcję zazwyczaj przypisaną funkcjonariuszom wywiadu: został asystentem prorektora do spraw międzynarodowych. Tak się składa, że stanowisko to pełnił wtedy inny oficer KGB, w aktywnej rezerwie, Jurij Mołczanow. Czym zajmował się ktoś taki, jak zastępca rektora do spraw międzynarodowych? Wcale nie kontaktami zagranicznymi uniwersytetu, choć również, ale przede wszystkim nadzorował obcokrajowców studiujących na uczelni. Putin wrócił więc w pewnym sensie do roboty, która wykonywał kiedyś w leningradzkim KGB. Żaden awans, wręcz przeciwnie. Ale szybko wyjaśniło się, że to stanowisko to tylko pretekst by wprowadzić go do najbliższego otoczenia jednego z wykładowców. Putin przyszedł na uczelnię akurat w czasie gdy Anatolij Sobczak, bo o nim mowa, zasiadł w Radzie Miejskiej Leningradu.

Tak oto Putin miał stać się aniołem stróżem najbardziej obiecującego i znanego polityka „demokratów”. Sobczak i Putin znali się jeszcze z okresu studiów prawniczych tego drugiego. Wykładowca twierdził, że wziął byłego studenta na asystenta, bo zapamiętał go jako dobrego ucznia. W rzeczywistości wiedział doskonale, że Putina przydziela mu KGB, które chciało mieć kontrolę nad karierą Sobczaka. Ten się na to zgadzał, co potwierdza relacja zbiegłego na Zachód byłego generała KGB Olega Kaługina. Putin był idealnym kandydatem. Prawnik z wykształcenia, dawny student uczelni Sobczaka, miał też zapewne jakieś kompromitujące materiały na Anatolija Aleksandrowicza, bo jako asystent prorektora czytał donosy, jakie pisali na siebie pracownicy uniwersytetu. Został więc pomocnikiem, a szybko okazało się, że prawą ręką Sobczaka. Być może nawet oficerem prowadzącym przyszłego mera.

Putin wszelkie swe kroki w pobliżu Sobczaka konsultował z przełożonymi z Łubianki. Gdy doszło do puczu sierpniowego Putin wziął udział w negocjacjach mera z lokalnymi strukturami KGB, które obiecały zachować neutralność w konflikcie władz miasta z rezydującym z Moskwie Państwowym Komitetem Stanu Wyjątkowego. Funkcjonariusze miejscowego KGB dostali od Sobczaka gwarancje bezpieczeństwa. W efekcie, gdy upadł pucz, w kierownictwie bezpieki w Sankt Petersburgu nie doszło do żadnych czystek personalnych, a szefa zmieniono dopiero w listopadzie 1991 roku. Został nim zresztą dobry znajomy Putina, Wiktor Czerkiesow – w czasach sowieckich znany z prześladowania dysydentów. Demokracie Sobczakowi to nie przeszkadzało.

Putin przy Sobczaku pełnił jednak dwie role. Pierwsza, wspomniana, to kontrola jednego z najbardziej wpływowych polityków „demokratycznych”. Druga, ważniejsza, wpisywała się w nakreśloną jeszcze w latach 80. XX w. przez KGB strategię „komercjalizacji” bezpieki w nowych warunkach polityczno-ekonomicznych. Jako prawa ręka Sobczaka i szef Komitetu Współpracy z Zagranicą w merostwie petersburskim, Putin mógł rozwijać współpracę biznesową – także nielegalną (przemyt narkotyków). To wtedy zaczął korzystać ze swych wywiadowczych kontaktów z Niemiec. To był początek. Ci sami ludzie, którzy pracowali z Putinem w słynnym „bandyckim Petersburgu”, trafili później za nim do Moskwy. Zajęli kluczowe stanowiska w administracji, służbach, biznesie. Tak zrodziła się putinowska kleptokracja, która od dwóch dekad wysysa co się da z Rosji i destabilizuje cały świat.


 

POLECANE
Amerykanie kłócą się o nominowanego ambasadora USA w Polsce. Dwa głosy przewagi z ostatniej chwili
Amerykanie kłócą się o nominowanego ambasadora USA w Polsce. Dwa głosy przewagi

Nominowany na ambasadora USA w Polsce Tom Rose uzyskał w środę poparcie senackiej komisji spraw zagranicznych, choć nie poparł go żaden polityk Demokratów. Nominacja Rose'a wciąż musi uzyskać większość głosów w Senacie.

To będzie pierwsza wspólna podróż z prezydentem Nawrockim. Sikorski w delegacji do ONZ pilne
To będzie pierwsza wspólna podróż z prezydentem Nawrockim. Sikorski w delegacji do ONZ

Radosław Sikorski poleci z Karolem Nawrockim do Nowego Jorku na 80. sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ. To pierwsza zagraniczna wizyta, w której minister spraw zagranicznych będzie towarzyszył prezydentowi.

Komunikat dla mieszkańców Kielc Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Kielc

Władze Kielc ogłosiły pełną listę inicjatyw zakwalifikowanych do tegorocznego budżetu obywatelskiego. W zestawieniu znalazło się łącznie 85 projektów, w tym 27 o charakterze ogólnomiejskim oraz 58 rejonowych.

Zełenski o Polakach: W razie ataku nie uratują ludzi. Kosiniak-Kamysz odpowiada pilne
Zełenski o Polakach: "W razie ataku nie uratują ludzi". Kosiniak-Kamysz odpowiada

Słowa prezydenta Ukrainy o polskich możliwościach obronnych wywołały burzę. Wołodymyr Zełenski w rozmowie z zagraniczną stacją stwierdził, że Polska „nie zdoła uratować ludzi” w przypadku zmasowanego ataku Rosji. Na jego wypowiedź zareagował szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Kasa NFZ świeci pustkami. Szpitale ograniczą świadczenia? Wiadomości
Kasa NFZ świeci pustkami. Szpitale ograniczą świadczenia?

W Narodowym Funduszu Zdrowia brakuje ponad 2 mld złotych, by zamknąć trzeci kwartał tego roku. Łącznie w tym roku rząd musi przeznaczyć dodatkowo mld zł, by rachunek NFZ się spiął. Jeśli do tego nie dojdzie, szpitale będą musiały ograniczyć działalność.

Policja w Niemczech złapała poszukiwanego Syryjczyka. Był zamieszany w śmierć na granicy polsko-białoruskiej Wiadomości
Policja w Niemczech złapała poszukiwanego Syryjczyka. Był zamieszany w śmierć na granicy polsko-białoruskiej

Siły specjalne niemieckiej policji ujęły we Frankfurcie nad Menem 29-letniego Syryjczyka, którego od kilku lat poszukiwano w związku z przemytem ludzi. Według ustaleń śledczych mężczyzna miał też związek ze śmiertelnym wypadkiem na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku. Wówczas podczas nielegalnej przeprawy przez Bug przewrócił się ponton, a jeden z uchodźców zginął.

Niemieckie media po spotkaniu Nawrocki-Merz: Ignorowanie kwestii reparacji jest lekkomyślne Wiadomości
Niemieckie media po spotkaniu Nawrocki-Merz: "Ignorowanie kwestii reparacji jest lekkomyślne"

Wizyta prezydenta Karola Nawrockiego w Berlinie wywołała gorące komentarze. Niemiecki dziennik przyznał wprost, że Polska ma rację, domagając się reparacji. „Berlin mógłby zapłacić przynajmniej niewielką część” – przyznaje „Tageszeitung”.

Nowa ustawa repatriacyjna. „Musimy ratować Polaków ze Wschodu” z ostatniej chwili
Nowa ustawa repatriacyjna. „Musimy ratować Polaków ze Wschodu”

Senator Grzegorz Bierecki zaproponował nową ustawę repatriacyjną, która ma ułatwić powrót Polakom zesłanym do krajów byłego ZSRR. Projekt poparło Stowarzyszenie „Godność”, podkreślając, że to nie tylko kwestia polityki, ale także moralnego zobowiązania wobec rodaków prześladowanych przez reżimy Putina i Łukaszenki.

Łukasz Jasina: Ukraina od ściany do ściany tylko u nas
Łukasz Jasina: Ukraina od ściany do ściany

Kilkanaście dni temu temu przez polską przestrzeń publiczną przetoczyły się bardzo często uzasadnione emocjonalne wybuchy na Ukrainę za błędy jej polityki Kilka dni temu odwrotnie, po tym jak rosyjscy agresorzy naruszyli i polską przestrzeń powietrzną (choć na Ukrainie te ataki to codzienność) przetoczyła się ogromna dyskusja na temat naszej wdzięczności/ niewdzięczności.

Skandal z listem Trumpa do polskiego prezydenta. MSZ nie ma sobie nic do zarzucenia pilne
Skandal z listem Trumpa do polskiego prezydenta. MSZ nie ma sobie nic do zarzucenia

List od Donalda Trumpa do Karola Nawrockiego wywołał burzę w Warszawie. Zamiast trafić najpierw do rąk prezydenta, o sprawie jako pierwsze dowiedziały się media. „Absurdem tej sytuacji jest fakt, że media dowiedziały się o tym liście pierwsze” – mówi Marcin Przydacz.

REKLAMA

[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Taksówkarz Putin w bandyckim Petersburgu, czyli mitologia KGB

Przy okazji okrągłej rocznicy rozwiązania Związku Sowieckiego w mediach rosyjskich pojawiło się wiele artykułów i programów. Choćby dokument, w którym głos zabiera sam Władimir Putin. I nie powtarza tylko słynnych słów, że upadek ZSRS był wielką katastrofą, ale też mówi, że w tych mrocznych czasach było tak źle, że nawet on, oficer wywiadu KGB, musiał dorabiać na życie jeżdżąc taksówką. Kolejne kłamstwo, kolejny mit pielęgnowany od dwóch dekad. Co naprawdę robił wtedy Putin? I czy faktycznie nie miał z czego żyć w tej „nowej” demokratycznej Rosji?
Władimir Putin jako dyrektor FSB 1998 rok. [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Taksówkarz Putin w bandyckim Petersburgu, czyli mitologia KGB
Władimir Putin jako dyrektor FSB 1998 rok. / Wikipedia CC BY-SA 3,0 RIA Novosti

Twierdzenie, że Putin wrócił z rodziną z Drezna do Leningradu (chwilę potem znów St. Petersburga) na bezrobocie i że musiał – ofiara upadku Sowietów i zmian demokratycznych w Rosji – zarabiać na chleb jako taksówkarz, jest oczywistym kłamstwem. Które pojawiło się już w pierwszej biografii Putina po objęciu rządów na Kremlu. Ale które też powielali różni ludzie, choćby politolog Stanisław Biełkowski. W rzeczywistości Putin ani na chwilę nie mógł czuć się opuszczony przez państwo, któremu wiernie służył. Jeszcze gdy był w rezydenturze KGB w Dreźnie, przygotowano dla niego dokładną ścieżkę dalszej kariery. Kluczowe miało być, i tak się stało, wykorzystanie kontaktów (i zwerbowanych tajnych współpracowników) w Niemczech. Choćby taki Matthias Warnig, dziś ważna persona, członek władz różnych państwowych firm rosyjskich, z Nord Stream na czele, współpracę (i podobno przyjaźń) nawiązał z Putinem jeszcze na przełomie lat 80. i 90. XX w. O co trudno nie było, wszak Warnig był szpiegiem Stasi w RFN, a więc pokrywało się to za polem działalności oficera rezydentury KGB w Dreźnie.

Putin wrócił nad Newę wcale nie w roli bezrobotnego. Nie trafił za kółko taksówki. Trafił do miejscowej renomowanej uczelni wyższej. W murach Uniwersytetu Leningradzkiego pojawił się zresztą po raz pierwszy już w maju 1990 roku – a więc na długo przed rozwiązaniem KGB i upadkiem ZSRS. Jeszcze krążył wtedy między rodzinnym miastem a Niemcami, ale przełożeni z Łubianki znaleźli mu już zadanie. Putin objął funkcję zazwyczaj przypisaną funkcjonariuszom wywiadu: został asystentem prorektora do spraw międzynarodowych. Tak się składa, że stanowisko to pełnił wtedy inny oficer KGB, w aktywnej rezerwie, Jurij Mołczanow. Czym zajmował się ktoś taki, jak zastępca rektora do spraw międzynarodowych? Wcale nie kontaktami zagranicznymi uniwersytetu, choć również, ale przede wszystkim nadzorował obcokrajowców studiujących na uczelni. Putin wrócił więc w pewnym sensie do roboty, która wykonywał kiedyś w leningradzkim KGB. Żaden awans, wręcz przeciwnie. Ale szybko wyjaśniło się, że to stanowisko to tylko pretekst by wprowadzić go do najbliższego otoczenia jednego z wykładowców. Putin przyszedł na uczelnię akurat w czasie gdy Anatolij Sobczak, bo o nim mowa, zasiadł w Radzie Miejskiej Leningradu.

Tak oto Putin miał stać się aniołem stróżem najbardziej obiecującego i znanego polityka „demokratów”. Sobczak i Putin znali się jeszcze z okresu studiów prawniczych tego drugiego. Wykładowca twierdził, że wziął byłego studenta na asystenta, bo zapamiętał go jako dobrego ucznia. W rzeczywistości wiedział doskonale, że Putina przydziela mu KGB, które chciało mieć kontrolę nad karierą Sobczaka. Ten się na to zgadzał, co potwierdza relacja zbiegłego na Zachód byłego generała KGB Olega Kaługina. Putin był idealnym kandydatem. Prawnik z wykształcenia, dawny student uczelni Sobczaka, miał też zapewne jakieś kompromitujące materiały na Anatolija Aleksandrowicza, bo jako asystent prorektora czytał donosy, jakie pisali na siebie pracownicy uniwersytetu. Został więc pomocnikiem, a szybko okazało się, że prawą ręką Sobczaka. Być może nawet oficerem prowadzącym przyszłego mera.

Putin wszelkie swe kroki w pobliżu Sobczaka konsultował z przełożonymi z Łubianki. Gdy doszło do puczu sierpniowego Putin wziął udział w negocjacjach mera z lokalnymi strukturami KGB, które obiecały zachować neutralność w konflikcie władz miasta z rezydującym z Moskwie Państwowym Komitetem Stanu Wyjątkowego. Funkcjonariusze miejscowego KGB dostali od Sobczaka gwarancje bezpieczeństwa. W efekcie, gdy upadł pucz, w kierownictwie bezpieki w Sankt Petersburgu nie doszło do żadnych czystek personalnych, a szefa zmieniono dopiero w listopadzie 1991 roku. Został nim zresztą dobry znajomy Putina, Wiktor Czerkiesow – w czasach sowieckich znany z prześladowania dysydentów. Demokracie Sobczakowi to nie przeszkadzało.

Putin przy Sobczaku pełnił jednak dwie role. Pierwsza, wspomniana, to kontrola jednego z najbardziej wpływowych polityków „demokratycznych”. Druga, ważniejsza, wpisywała się w nakreśloną jeszcze w latach 80. XX w. przez KGB strategię „komercjalizacji” bezpieki w nowych warunkach polityczno-ekonomicznych. Jako prawa ręka Sobczaka i szef Komitetu Współpracy z Zagranicą w merostwie petersburskim, Putin mógł rozwijać współpracę biznesową – także nielegalną (przemyt narkotyków). To wtedy zaczął korzystać ze swych wywiadowczych kontaktów z Niemiec. To był początek. Ci sami ludzie, którzy pracowali z Putinem w słynnym „bandyckim Petersburgu”, trafili później za nim do Moskwy. Zajęli kluczowe stanowiska w administracji, służbach, biznesie. Tak zrodziła się putinowska kleptokracja, która od dwóch dekad wysysa co się da z Rosji i destabilizuje cały świat.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe