[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Taksówkarz Putin w bandyckim Petersburgu, czyli mitologia KGB
Twierdzenie, że Putin wrócił z rodziną z Drezna do Leningradu (chwilę potem znów St. Petersburga) na bezrobocie i że musiał – ofiara upadku Sowietów i zmian demokratycznych w Rosji – zarabiać na chleb jako taksówkarz, jest oczywistym kłamstwem. Które pojawiło się już w pierwszej biografii Putina po objęciu rządów na Kremlu. Ale które też powielali różni ludzie, choćby politolog Stanisław Biełkowski. W rzeczywistości Putin ani na chwilę nie mógł czuć się opuszczony przez państwo, któremu wiernie służył. Jeszcze gdy był w rezydenturze KGB w Dreźnie, przygotowano dla niego dokładną ścieżkę dalszej kariery. Kluczowe miało być, i tak się stało, wykorzystanie kontaktów (i zwerbowanych tajnych współpracowników) w Niemczech. Choćby taki Matthias Warnig, dziś ważna persona, członek władz różnych państwowych firm rosyjskich, z Nord Stream na czele, współpracę (i podobno przyjaźń) nawiązał z Putinem jeszcze na przełomie lat 80. i 90. XX w. O co trudno nie było, wszak Warnig był szpiegiem Stasi w RFN, a więc pokrywało się to za polem działalności oficera rezydentury KGB w Dreźnie.
Putin wrócił nad Newę wcale nie w roli bezrobotnego. Nie trafił za kółko taksówki. Trafił do miejscowej renomowanej uczelni wyższej. W murach Uniwersytetu Leningradzkiego pojawił się zresztą po raz pierwszy już w maju 1990 roku – a więc na długo przed rozwiązaniem KGB i upadkiem ZSRS. Jeszcze krążył wtedy między rodzinnym miastem a Niemcami, ale przełożeni z Łubianki znaleźli mu już zadanie. Putin objął funkcję zazwyczaj przypisaną funkcjonariuszom wywiadu: został asystentem prorektora do spraw międzynarodowych. Tak się składa, że stanowisko to pełnił wtedy inny oficer KGB, w aktywnej rezerwie, Jurij Mołczanow. Czym zajmował się ktoś taki, jak zastępca rektora do spraw międzynarodowych? Wcale nie kontaktami zagranicznymi uniwersytetu, choć również, ale przede wszystkim nadzorował obcokrajowców studiujących na uczelni. Putin wrócił więc w pewnym sensie do roboty, która wykonywał kiedyś w leningradzkim KGB. Żaden awans, wręcz przeciwnie. Ale szybko wyjaśniło się, że to stanowisko to tylko pretekst by wprowadzić go do najbliższego otoczenia jednego z wykładowców. Putin przyszedł na uczelnię akurat w czasie gdy Anatolij Sobczak, bo o nim mowa, zasiadł w Radzie Miejskiej Leningradu.
Tak oto Putin miał stać się aniołem stróżem najbardziej obiecującego i znanego polityka „demokratów”. Sobczak i Putin znali się jeszcze z okresu studiów prawniczych tego drugiego. Wykładowca twierdził, że wziął byłego studenta na asystenta, bo zapamiętał go jako dobrego ucznia. W rzeczywistości wiedział doskonale, że Putina przydziela mu KGB, które chciało mieć kontrolę nad karierą Sobczaka. Ten się na to zgadzał, co potwierdza relacja zbiegłego na Zachód byłego generała KGB Olega Kaługina. Putin był idealnym kandydatem. Prawnik z wykształcenia, dawny student uczelni Sobczaka, miał też zapewne jakieś kompromitujące materiały na Anatolija Aleksandrowicza, bo jako asystent prorektora czytał donosy, jakie pisali na siebie pracownicy uniwersytetu. Został więc pomocnikiem, a szybko okazało się, że prawą ręką Sobczaka. Być może nawet oficerem prowadzącym przyszłego mera.
Putin wszelkie swe kroki w pobliżu Sobczaka konsultował z przełożonymi z Łubianki. Gdy doszło do puczu sierpniowego Putin wziął udział w negocjacjach mera z lokalnymi strukturami KGB, które obiecały zachować neutralność w konflikcie władz miasta z rezydującym z Moskwie Państwowym Komitetem Stanu Wyjątkowego. Funkcjonariusze miejscowego KGB dostali od Sobczaka gwarancje bezpieczeństwa. W efekcie, gdy upadł pucz, w kierownictwie bezpieki w Sankt Petersburgu nie doszło do żadnych czystek personalnych, a szefa zmieniono dopiero w listopadzie 1991 roku. Został nim zresztą dobry znajomy Putina, Wiktor Czerkiesow – w czasach sowieckich znany z prześladowania dysydentów. Demokracie Sobczakowi to nie przeszkadzało.
Putin przy Sobczaku pełnił jednak dwie role. Pierwsza, wspomniana, to kontrola jednego z najbardziej wpływowych polityków „demokratycznych”. Druga, ważniejsza, wpisywała się w nakreśloną jeszcze w latach 80. XX w. przez KGB strategię „komercjalizacji” bezpieki w nowych warunkach polityczno-ekonomicznych. Jako prawa ręka Sobczaka i szef Komitetu Współpracy z Zagranicą w merostwie petersburskim, Putin mógł rozwijać współpracę biznesową – także nielegalną (przemyt narkotyków). To wtedy zaczął korzystać ze swych wywiadowczych kontaktów z Niemiec. To był początek. Ci sami ludzie, którzy pracowali z Putinem w słynnym „bandyckim Petersburgu”, trafili później za nim do Moskwy. Zajęli kluczowe stanowiska w administracji, służbach, biznesie. Tak zrodziła się putinowska kleptokracja, która od dwóch dekad wysysa co się da z Rosji i destabilizuje cały świat.