Budzisz: Ile kosztuje Rosję polityka „wstawania z kolan”?

Na początku tygodnia specjaliści z rosyjskiej Wyższej Szkoły Gospodarki, instytucji cieszącej się w Rosji, zresztą zasłużenie, dobrą renomą opublikowali raport poświęcony m.in. dochodom Rosjan w latach 2011 – 2017. (https://isp.hse.ru/news/221846191.html). Naukowcy posłużyli się w swych analizach parytetem siły nabywczej wychodząc z założenie, że relacja cen i wynagrodzeń, a nie wysokość tych ostatnich wpływa na poziom życia społeczeństwa. Z zestawienia, które sporządzili wynika, że tak mierzony poziom realnych wynagrodzeń Rosjan wynosi obecnie (statystycznie rzecz ujmując) licząc w dolarach 1640, podczas gdy w sąsiedniej Białorusi, chyba słusznie uchodzącej, przynajmniej w materii gospodarczej, za kraj skansen starych metod, wynagrodzenia liczone według tej samej metody wynoszą 1648 dolarów. Dla porównania – Polska jest w grupie badanych państw Europy Środkowej i Wschodniej zdaniem rosyjskich badaczy, zdecydowanym liderem, ze średnimi wynagrodzeniami liczonymi według parytetu siły nabywczej w dolarach na poziomie 2343. Można się oczywiście z tymi danymi nie zgadzać. Komentatorom, zawsze chętnym dowodzić pod moimi artykułami, że Rosja jest znacznie bogatsza od Polski a ludziom żyje się lepiej, odsyłam w celach polemicznych do moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki.
 Budzisz: Ile kosztuje Rosję polityka „wstawania z kolan”?
/ A. Chojnacki

Z pewnością wiadomość tego rodzaju nie jest dobrą nowiną dla przeciętnego Rosjanina. Inne badania tamtejszych ośrodków badawczych też nie nastrajają optymistycznie. Otóż wzrasta poziom zadłużenia rosyjskiego statystycznego gospodarstwa domowego. Pieniądze z nowych kredytów są najczęściej przeznaczane na konsumpcję dóbr trwałych – wzrosła wartość i liczba kredytów hipotecznych oraz przeznaczanych na zakup samochodów. Ale to wszystko nie pociąga za sobą znaczącego przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Skoncentrujmy się tylko na oficjalnych prognozach Ministerstwa Rozwoju Gospodarczego, które przewiduje, że rosyjski PKB wzrośnie w obecnym roku 1,9 %, w przyszłym spadnie do 1,4, w 2020 osiągnie poziom 2 %, a dopiero w kolejnych latach (2021 – 2023) przekroczy 3 %. Ale nawet, jeśli się to za 3 lata stanie, to i tak Rosja nie dogoni średniej – światowej stopy wzrostu PKB. Gdyby na najbliższe lata patrzeć przez pryzmat dochodów ludności, to zdaniem rosyjskiego rządu też perspektywy te nie są najlepsze – w przyszłym roku realne wynagrodzenia mają wzrosnąć o 0,8 %. Pozostałe wskaźniki makroekonomiczne też nie wprawiają w euforię – inflacja rośnie, inwestycje zwalniają. A na dodatek wiele wskazuje na to, że rosyjski rządowy „blok ekonomiczny” (włączając do tego grona również Bank Centralny) przygotowuje się do osłabienia rubla. Ostatnio Bank Centralny wprowadził nowe zasady tworzenia przez banki komercyjne rezerw w związku z kredytami walutowymi, które w skrócie całą rzecz ujmując sprowadzają się do ich zaostrzenia. Zdaniem specjalistów chodzi o to, aby kredytobiorcy niemający dochodów w dolarach nie byli narażeni na skokowy wzrost ich obciążeń, a taki jest krótkoterminowy skutek dewaluacji. Gdyby nie udało się uniknąć zagrożenia tego rodzaju, to wówczas cały system bankowy może być wystawiony na szwank.

    Ale to nie jedyna przesłanka wskazująca na to, że władze poważnie liczą się z załamaniem się kursu rubla. Inną jest przyspieszony skup na rynku dolarów. W maju rosyjskie ministerstwo finansów każdego dnia kupowało na rynku dolary wydając na ten cel 15 mld rubli, w czerwcu zwiększyło codzienne zakupy do 19 mld rubli. Doprowadziło to do chwilowego zachwiania dolarowej płynności sektora bankowego.

    Oczywiście, polityka tego rodzaju realizuje dwa cele – z jednej strony zwiększa się poziom rezerw dolarowych, które mogą się okazać niezbędne dla niwelowania wpływu zewnętrznych „szoków” makroekonomicznych, z drugiej zaś jest to polityka celowego osłabiania rubla, po to, aby wspomagać eksport. W gruncie rzeczy podobna politykę uprawia Pekin, który walczy z amerykańskimi cłami, osłabianiem Juana i redukując swe rezerwy państwowe w amerykańskich obligacjach skarbowych. Moskwa idzie w tym samym kierunku – wycofała swe rezerwy ze Stanów Zjednoczonych i osłabia rubel. Dziś zaczyna się w RPA spotkanie krajów tworzących BRIKS, na które zaproszono sporą grupę innych ekonomicznych „średniaków” takich jak Meksyk, Turcja, Indonezja czy Argentyna. Jak się spekuluje państwa te chcą dyskutować m.in. na temat możliwości inicjowania systemu bezpośrednich rozliczeń, wykorzystując w tym celu kapitały rezerwowe, którymi dysponują. Gdyby tego rodzaju przedsięwzięcie się powiodło, to mielibyśmy do czynienia z niesłychanie silnym narzędziem presji na Waszyngton, aby ten wycofał się z obecnej polityki wojen handlowych. Już teraz ostatnie posunięcia Pekinu, ale również i Moskwy, (choć skala jest nieporównanie mniejsza) wywołują rozdrażnienie w Stanach Zjednoczonych. Z punktu widzenia Rosji, cała ta rozgrywka może jednak skończyć się nie najlepiej, – bo nawet chwilowe zaostrzenie sporów handlowych, jak się szacuje może kosztować do 0,5 % jej PKB.

    Podobnie zresztą, jak właśnie podniesiony rosyjski VAT. Na dodatek nie ma wśród ekonomistów zgody, iż zapowiedziana reforma rosyjskiego systemu emerytalnego przyczyni się do czegoś innego niźli oszczędności dla budżetu. Ekonomiści podzielili się z grubsza rzecz biorąc na dwa bloki – jedni są zdania, że w obliczu demograficznego kryzysu, z jakim boryka się Rosja skłonienie jej mieszkańców, aby pracowali dłużej jest jedyną receptą na utrzymanie wzrostu gospodarczego. Inni uważają, że tylko na papierze, bo jeśli Rosjanie w wieku przedemerytalnym będą pracowali dłużej (a już dzisiaj mają problemy z utrzymaniem się na rynku pracy), to młodzież nie znajdzie zatrudnienia, bo inwestycje po prostu leżą i nowych, dobrze płatnych miejsc pracy tworzy się po prostu zbyt mało. Na to nakłada się kryzys demograficzny i już odczuwalny spadek liczby przybywających do Rosji gastarbeiterów, bo państwa eksportujące siłę roboczą same mają problemy z własną demografią oraz pojawiły się znacznie bardziej konkurencyjne rynku (Polska i cała Unia Europejska).

    Kwestie demograficzne, będą, można przypuszczać w perspektywie najbliższych kilkunastu lat przesądzające dla sytuacji gospodarczej Rosji. A tu, po latach sukcesów, chyba głównie propagandowych, też napływają złe wiadomości.

    Polityka wspierająca liczbę narodzin była w Rosji przez lata nie tylko ważnym a może najważniejszym nawet projektem władz, a jej efekty potwierdzeniem propagandowego sloganu, że kraj „wstaje z kolan” i wydobywa się z czarnej dziury jelcynowskiej zapaści. Bo rzeczywiście było się, czym chwalić. W latach 2006 – 2012 Rosja miała najszybszy wzrost wskaźnika liczby dzieci przypadających na kobietę w Europie i drugi na świecie. Wzrósł on z zastraszająco niskiego poziomu 1,3 do 1,7, czyli o 30 % (dla porównania Polska miała w 2015 roku 1,30 a teraz już po wdrożeniu programu 500+ wzrósł do 1,4 wg. szacunków dla roku 2017). W liczbach bezwzględnych oznacza to, że gdyby porównać liczbę rodzących się w Rosji dzieci w roku 2012 z rokiem 2006, to na świat przyszło ich więcej o 416 tysięcy.

    Ale teraz sytuacja się zmienia. W 2017 roku w Rosji urodziło się o 10-11 % mniej dzieci niźli rok wcześniej, a jeśli idzie o perspektywy bieżącego roku, to jak oświadczył w wywiadzie dla prasy minister Topilin powtórzenie tego wyniku będzie „kolosalnym sukcesem”. Rosyjscy politycy i demografowie dyskutują, jakie są powody tego załamania, przecież rosyjski odpowiednik 500+, którego wprowadzenie było, jak się przyjmowało, jednym ze źródeł sukcesu poprzedniej dekady nadal obowiązuje, a nawet jest rozszerzany. I znów, w liczbach bezwzględnych załamanie roku 2017 oznacza, że urodziło się o 203 tysiące mniej dzieci niźli rok wcześniej. Jeżeli trend ten się nie odwróci to w roku bieżącym narodzin będzie mniej o 380 tysięcy. Jednym z częściej pojawiających się argumentów dla wyjaśnienia źródeł tego zjawiska jest wskazanie na to, że zmniejsza się liczba kobiet w wieku, w którym najczęściej ma się dzieci, czyli między 21 a 39 rokiem życia. W 2032 roku będzie ich mniej niźli obecnie aż, o 28 %, czyli nie ma, co liczyć na jakiś przełom.

    Ale teraz pogląd ten zaczyna być kwestionowany. Krytycy wskazują, że w latach sukcesu rosyjskiej polityki pronatalistycznej też spadała liczba kobiet mogących mieć dzieci, i to niemało, bo o 11,5 %, a mimo to narodzin znacznie wzrosła z 1 483 tys. w 2003 do 1 947 tys. w 2014. Potem, w latach 2014 – 2015, przyszła stabilizacja, to znaczy liczba kobiet nadal malała (o 1,9 %) i jednocześnie zmniejszyła się liczba narodzin, (o 2,8%), czyli spadek był, ale nie budził jeszcze niepokoju. Wyraźne załamanie zaczęło się rok później. Liczba kobiet mogących mieć dzieci spadła, o 0,9 %, ale już liczba narodzin o 10,7 %. I to wszystko nastąpiło w roku, w którym wzrosła w Rosji liczba małżeństw. Zdaniem demografów im więcej jest związków partnerskich tym najczęściej przyszłe matki przesuwają w czasie decyzję o pierwszym dziecku nie mając ustabilizowanej sytuacji życiowej, a zatem, wzrost liczby zawieranych ślubów powinien wspierać wzrost liczby narodzin. Poprawiły się też inne wskaźniki, np. po raz pierwszy od wielu lat, a może nawet dziesięcioleci liczba narodzin (licząc na 100 kobiet) była wyższa niźli liczba dokonanych aborcji.

    Rosyjscy demografowie skłaniają się obecnie ku tezie, że załamanie roku 2017 tylko w 1/10 można wyjaśnić spadkiem liczby kobiet, 90 % zjawiska ma swe korzenie, w czym innym. Ale, w czym?

    Nie trzeba być Einsteinem, aby wiedzieć, że jeśli w 2017 narodziło się o 10 % mniej dzieci, to przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w roku poprzednim. I tak też robią eksperci argumentując, że należy je wiązać z kryzysem w rosyjskiej gospodarce, a przede wszystkim widzieć w spadku dochodów ludności w latach poprzednich. Nawet, jeśli uznać, że spadek rosyjskiego PKB nie był w latach 2014 – 2015 bardzo głęboki, to, jeśli idzie o wydatki rodzin na konsumpcję takiego sądu już się nie obroni – zmalały one tylko w 2015 roku o 10,4 %. Ale pogarszaniem się sytuacji materialnej i wzrostem w rezultacie nastrojów pesymistycznych wszystkiego się nie wyjaśni. Nietrudno zauważyć, i tak argumentują eksperci, że początki kryzysu roku 2017 mają związek z sukcesami „rosyjskiego oręża” lat 2014 – 2015. Aneksja Krymu, konflikt w Donbasie a później interwencja w Syrii, wszystkie świadectwa, że Rosja „wstaje z kolan” na poziomi decyzji tysięcy rosyjskich rodzin czy mieć dziecko czy raczej odłożyć tę decyzję na później, oznaczały częściej wybór drugiej opcji. A zatem źródłem kryzysu roku 2017 i najprawdopodobniej lat następnych było ogólne poczucie niestabilności, zarówno w wymiarze materialnym, jak i generalnie, w planie sytuacji na świecie. Czyli stara ludowa mądrość, że w trudnych czasach nie rodzą się dzieci, znów się potwierdziła. W liczbach bezwzględnych oznacza to, że za Krym, za Donbas, za Aleppo, Rosja zapłaciła wielką cenę – na świat nie przyszło, i to tylko w 2017 roku, zdaniem specjalistów, 180 tysięcy małych obywateli Federacji Rosyjskiej. I w ogólnym rachunku zysków i strat polityki „wstawania z kolan” ten wskaźnik też trzeba brać pod uwagę. 


 

POLECANE
Jest decyzja sądu w sprawie oświadczenia majątkowego Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Jest decyzja sądu w sprawie oświadczenia majątkowego Karola Nawrockiego

Ujawnienia oświadczenia majątkowego Nawrockiego domagają się m.in. politycy KO. Chodzi stwierdzenie, czy Nawrocki ujął w oświadczeniu wszystkie posiadane nieruchomości. Dzisiaj zapadła decyzja sądu w tej sprawie.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka Wiadomości
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

W Polsce wciąż utrzymuje się chłodna aura, ale jak zapowiadają meteorolodzy, nasze samopoczucie związane z warunkami pogodowymi będzie coraz lepsze.

Trybunał Konstytucyjny rozpatruje kluczowy wniosek prezydenta. Chodzi o ustawę budżetową z ostatniej chwili
Trybunał Konstytucyjny rozpatruje kluczowy wniosek prezydenta. Chodzi o ustawę budżetową

Trybunał Konstytucyjny zbiera się we wtorek, by rozpatrzyć wniosek prezydenta dotyczący ustawy budżetowej na 2025 r. Wniosek dotyczy m.in. cięć większości parlamentarnej na budżetach wybranych instytucji, w tym samego Trybunału Konstytucyjnego, którego rząd, na podstawie własnej uchwały, nie uznaje.

Portugalia rozpoczyna deportacje. Na liście 18 tysięcy nielegalnych imigrantów Wiadomości
Portugalia rozpoczyna deportacje. Na liście 18 tysięcy nielegalnych imigrantów

Rząd Portugalii uruchomił w poniedziałek procedury deportacji 18 tys. nielegalnie przebywających w tym kraju imigrantów. Zgodnie z planem rządu premiera Montenegro deportacje imigrantów będą prowadzone etapami.

Zmiana lidera. Jest nowy sondaż z ostatniej chwili
Zmiana lidera. Jest nowy sondaż

Z najnowszego sondażu wyborczego United Surveys dla Wirtualnej Polski wynika, że znów zmienił się lider poparcia.

Przedstawicielka Trzaskowskiego spytała o kawalerkę Nawrockiego. Tej riposty wolałaby nie usłyszeć Wiadomości
Przedstawicielka Trzaskowskiego spytała o kawalerkę Nawrockiego. Tej riposty wolałaby nie usłyszeć

Monika Rosa chyba na długo zapamięta debatę sztabów kandydatów na prezydentów, zorganizowaną w poniedziałkowy wieczór przez Polsat News. Przedstawicielka Rafała Trzaskowskiego zaatakowała Tobiasza Bocheńskiego ze sztabu Karola Nawrockiego i spotkała się z bolesną ripostą. Poszło o mieszkania kandydatów.     

Ukraińskie drony nad Moskwą. Wstrzymano ruch na lotniskach pilne
Ukraińskie drony nad Moskwą. Wstrzymano ruch na lotniskach

W nocy z poniedziałku na wtorek Siły Zbrojne Ukrainy przeprowadziły ataki na cele w Rosji. Bezzałogowce pojawiły się na zachodzie obwodu kurskiego w Rosji i nad Moskwą.

Publicysta Forum Żydów Polskich: Mamy prawo oburzać się na Grzegorza Brauna, ale nie mamy prawa zamykać mu ust tylko u nas
Publicysta Forum Żydów Polskich: Mamy prawo oburzać się na Grzegorza Brauna, ale nie mamy prawa zamykać mu ust

Kluczowe pytanie: czy, gdyby Grzegorz Braun za swoje słowa został oskarżony z urzędu i skazany, byłoby to dowodem siły państwa, czy wręcz odwrotnie - dowodem jego słabości?

Ostrzeżenie dla większości województw. Jest komunikat IMGW z ostatniej chwili
Ostrzeżenie dla większości województw. Jest komunikat IMGW

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenie I stopnia przed przymrozkami na większym obszarze kraju. Na Pomorzu, Kujawach oraz Warmii i Mazurach temperatura może spaść do minus 7 st. C przy gruncie, a na Mazowszu, w Wielkopolsce oraz w Łódzkiem do minus 3 st. C.

Była wychowawczyni o Rafale Trzaskowskim: Więcej niż rozczarowanie. Jest nagranie gorące
Była wychowawczyni o Rafale Trzaskowskim: "Więcej niż rozczarowanie". Jest nagranie

Telewizja wPolsce24 wyemitowała wypowiedź byłej wychowawczyni i nauczycielki języka polskiego Rafała Trzaskowskiego Joanny Ewy Gendek na temat kandydata Koalicji Obywatelskiej w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jej opinia jest druzgocąca.

REKLAMA

Budzisz: Ile kosztuje Rosję polityka „wstawania z kolan”?

Na początku tygodnia specjaliści z rosyjskiej Wyższej Szkoły Gospodarki, instytucji cieszącej się w Rosji, zresztą zasłużenie, dobrą renomą opublikowali raport poświęcony m.in. dochodom Rosjan w latach 2011 – 2017. (https://isp.hse.ru/news/221846191.html). Naukowcy posłużyli się w swych analizach parytetem siły nabywczej wychodząc z założenie, że relacja cen i wynagrodzeń, a nie wysokość tych ostatnich wpływa na poziom życia społeczeństwa. Z zestawienia, które sporządzili wynika, że tak mierzony poziom realnych wynagrodzeń Rosjan wynosi obecnie (statystycznie rzecz ujmując) licząc w dolarach 1640, podczas gdy w sąsiedniej Białorusi, chyba słusznie uchodzącej, przynajmniej w materii gospodarczej, za kraj skansen starych metod, wynagrodzenia liczone według tej samej metody wynoszą 1648 dolarów. Dla porównania – Polska jest w grupie badanych państw Europy Środkowej i Wschodniej zdaniem rosyjskich badaczy, zdecydowanym liderem, ze średnimi wynagrodzeniami liczonymi według parytetu siły nabywczej w dolarach na poziomie 2343. Można się oczywiście z tymi danymi nie zgadzać. Komentatorom, zawsze chętnym dowodzić pod moimi artykułami, że Rosja jest znacznie bogatsza od Polski a ludziom żyje się lepiej, odsyłam w celach polemicznych do moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki.
 Budzisz: Ile kosztuje Rosję polityka „wstawania z kolan”?
/ A. Chojnacki

Z pewnością wiadomość tego rodzaju nie jest dobrą nowiną dla przeciętnego Rosjanina. Inne badania tamtejszych ośrodków badawczych też nie nastrajają optymistycznie. Otóż wzrasta poziom zadłużenia rosyjskiego statystycznego gospodarstwa domowego. Pieniądze z nowych kredytów są najczęściej przeznaczane na konsumpcję dóbr trwałych – wzrosła wartość i liczba kredytów hipotecznych oraz przeznaczanych na zakup samochodów. Ale to wszystko nie pociąga za sobą znaczącego przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Skoncentrujmy się tylko na oficjalnych prognozach Ministerstwa Rozwoju Gospodarczego, które przewiduje, że rosyjski PKB wzrośnie w obecnym roku 1,9 %, w przyszłym spadnie do 1,4, w 2020 osiągnie poziom 2 %, a dopiero w kolejnych latach (2021 – 2023) przekroczy 3 %. Ale nawet, jeśli się to za 3 lata stanie, to i tak Rosja nie dogoni średniej – światowej stopy wzrostu PKB. Gdyby na najbliższe lata patrzeć przez pryzmat dochodów ludności, to zdaniem rosyjskiego rządu też perspektywy te nie są najlepsze – w przyszłym roku realne wynagrodzenia mają wzrosnąć o 0,8 %. Pozostałe wskaźniki makroekonomiczne też nie wprawiają w euforię – inflacja rośnie, inwestycje zwalniają. A na dodatek wiele wskazuje na to, że rosyjski rządowy „blok ekonomiczny” (włączając do tego grona również Bank Centralny) przygotowuje się do osłabienia rubla. Ostatnio Bank Centralny wprowadził nowe zasady tworzenia przez banki komercyjne rezerw w związku z kredytami walutowymi, które w skrócie całą rzecz ujmując sprowadzają się do ich zaostrzenia. Zdaniem specjalistów chodzi o to, aby kredytobiorcy niemający dochodów w dolarach nie byli narażeni na skokowy wzrost ich obciążeń, a taki jest krótkoterminowy skutek dewaluacji. Gdyby nie udało się uniknąć zagrożenia tego rodzaju, to wówczas cały system bankowy może być wystawiony na szwank.

    Ale to nie jedyna przesłanka wskazująca na to, że władze poważnie liczą się z załamaniem się kursu rubla. Inną jest przyspieszony skup na rynku dolarów. W maju rosyjskie ministerstwo finansów każdego dnia kupowało na rynku dolary wydając na ten cel 15 mld rubli, w czerwcu zwiększyło codzienne zakupy do 19 mld rubli. Doprowadziło to do chwilowego zachwiania dolarowej płynności sektora bankowego.

    Oczywiście, polityka tego rodzaju realizuje dwa cele – z jednej strony zwiększa się poziom rezerw dolarowych, które mogą się okazać niezbędne dla niwelowania wpływu zewnętrznych „szoków” makroekonomicznych, z drugiej zaś jest to polityka celowego osłabiania rubla, po to, aby wspomagać eksport. W gruncie rzeczy podobna politykę uprawia Pekin, który walczy z amerykańskimi cłami, osłabianiem Juana i redukując swe rezerwy państwowe w amerykańskich obligacjach skarbowych. Moskwa idzie w tym samym kierunku – wycofała swe rezerwy ze Stanów Zjednoczonych i osłabia rubel. Dziś zaczyna się w RPA spotkanie krajów tworzących BRIKS, na które zaproszono sporą grupę innych ekonomicznych „średniaków” takich jak Meksyk, Turcja, Indonezja czy Argentyna. Jak się spekuluje państwa te chcą dyskutować m.in. na temat możliwości inicjowania systemu bezpośrednich rozliczeń, wykorzystując w tym celu kapitały rezerwowe, którymi dysponują. Gdyby tego rodzaju przedsięwzięcie się powiodło, to mielibyśmy do czynienia z niesłychanie silnym narzędziem presji na Waszyngton, aby ten wycofał się z obecnej polityki wojen handlowych. Już teraz ostatnie posunięcia Pekinu, ale również i Moskwy, (choć skala jest nieporównanie mniejsza) wywołują rozdrażnienie w Stanach Zjednoczonych. Z punktu widzenia Rosji, cała ta rozgrywka może jednak skończyć się nie najlepiej, – bo nawet chwilowe zaostrzenie sporów handlowych, jak się szacuje może kosztować do 0,5 % jej PKB.

    Podobnie zresztą, jak właśnie podniesiony rosyjski VAT. Na dodatek nie ma wśród ekonomistów zgody, iż zapowiedziana reforma rosyjskiego systemu emerytalnego przyczyni się do czegoś innego niźli oszczędności dla budżetu. Ekonomiści podzielili się z grubsza rzecz biorąc na dwa bloki – jedni są zdania, że w obliczu demograficznego kryzysu, z jakim boryka się Rosja skłonienie jej mieszkańców, aby pracowali dłużej jest jedyną receptą na utrzymanie wzrostu gospodarczego. Inni uważają, że tylko na papierze, bo jeśli Rosjanie w wieku przedemerytalnym będą pracowali dłużej (a już dzisiaj mają problemy z utrzymaniem się na rynku pracy), to młodzież nie znajdzie zatrudnienia, bo inwestycje po prostu leżą i nowych, dobrze płatnych miejsc pracy tworzy się po prostu zbyt mało. Na to nakłada się kryzys demograficzny i już odczuwalny spadek liczby przybywających do Rosji gastarbeiterów, bo państwa eksportujące siłę roboczą same mają problemy z własną demografią oraz pojawiły się znacznie bardziej konkurencyjne rynku (Polska i cała Unia Europejska).

    Kwestie demograficzne, będą, można przypuszczać w perspektywie najbliższych kilkunastu lat przesądzające dla sytuacji gospodarczej Rosji. A tu, po latach sukcesów, chyba głównie propagandowych, też napływają złe wiadomości.

    Polityka wspierająca liczbę narodzin była w Rosji przez lata nie tylko ważnym a może najważniejszym nawet projektem władz, a jej efekty potwierdzeniem propagandowego sloganu, że kraj „wstaje z kolan” i wydobywa się z czarnej dziury jelcynowskiej zapaści. Bo rzeczywiście było się, czym chwalić. W latach 2006 – 2012 Rosja miała najszybszy wzrost wskaźnika liczby dzieci przypadających na kobietę w Europie i drugi na świecie. Wzrósł on z zastraszająco niskiego poziomu 1,3 do 1,7, czyli o 30 % (dla porównania Polska miała w 2015 roku 1,30 a teraz już po wdrożeniu programu 500+ wzrósł do 1,4 wg. szacunków dla roku 2017). W liczbach bezwzględnych oznacza to, że gdyby porównać liczbę rodzących się w Rosji dzieci w roku 2012 z rokiem 2006, to na świat przyszło ich więcej o 416 tysięcy.

    Ale teraz sytuacja się zmienia. W 2017 roku w Rosji urodziło się o 10-11 % mniej dzieci niźli rok wcześniej, a jeśli idzie o perspektywy bieżącego roku, to jak oświadczył w wywiadzie dla prasy minister Topilin powtórzenie tego wyniku będzie „kolosalnym sukcesem”. Rosyjscy politycy i demografowie dyskutują, jakie są powody tego załamania, przecież rosyjski odpowiednik 500+, którego wprowadzenie było, jak się przyjmowało, jednym ze źródeł sukcesu poprzedniej dekady nadal obowiązuje, a nawet jest rozszerzany. I znów, w liczbach bezwzględnych załamanie roku 2017 oznacza, że urodziło się o 203 tysiące mniej dzieci niźli rok wcześniej. Jeżeli trend ten się nie odwróci to w roku bieżącym narodzin będzie mniej o 380 tysięcy. Jednym z częściej pojawiających się argumentów dla wyjaśnienia źródeł tego zjawiska jest wskazanie na to, że zmniejsza się liczba kobiet w wieku, w którym najczęściej ma się dzieci, czyli między 21 a 39 rokiem życia. W 2032 roku będzie ich mniej niźli obecnie aż, o 28 %, czyli nie ma, co liczyć na jakiś przełom.

    Ale teraz pogląd ten zaczyna być kwestionowany. Krytycy wskazują, że w latach sukcesu rosyjskiej polityki pronatalistycznej też spadała liczba kobiet mogących mieć dzieci, i to niemało, bo o 11,5 %, a mimo to narodzin znacznie wzrosła z 1 483 tys. w 2003 do 1 947 tys. w 2014. Potem, w latach 2014 – 2015, przyszła stabilizacja, to znaczy liczba kobiet nadal malała (o 1,9 %) i jednocześnie zmniejszyła się liczba narodzin, (o 2,8%), czyli spadek był, ale nie budził jeszcze niepokoju. Wyraźne załamanie zaczęło się rok później. Liczba kobiet mogących mieć dzieci spadła, o 0,9 %, ale już liczba narodzin o 10,7 %. I to wszystko nastąpiło w roku, w którym wzrosła w Rosji liczba małżeństw. Zdaniem demografów im więcej jest związków partnerskich tym najczęściej przyszłe matki przesuwają w czasie decyzję o pierwszym dziecku nie mając ustabilizowanej sytuacji życiowej, a zatem, wzrost liczby zawieranych ślubów powinien wspierać wzrost liczby narodzin. Poprawiły się też inne wskaźniki, np. po raz pierwszy od wielu lat, a może nawet dziesięcioleci liczba narodzin (licząc na 100 kobiet) była wyższa niźli liczba dokonanych aborcji.

    Rosyjscy demografowie skłaniają się obecnie ku tezie, że załamanie roku 2017 tylko w 1/10 można wyjaśnić spadkiem liczby kobiet, 90 % zjawiska ma swe korzenie, w czym innym. Ale, w czym?

    Nie trzeba być Einsteinem, aby wiedzieć, że jeśli w 2017 narodziło się o 10 % mniej dzieci, to przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w roku poprzednim. I tak też robią eksperci argumentując, że należy je wiązać z kryzysem w rosyjskiej gospodarce, a przede wszystkim widzieć w spadku dochodów ludności w latach poprzednich. Nawet, jeśli uznać, że spadek rosyjskiego PKB nie był w latach 2014 – 2015 bardzo głęboki, to, jeśli idzie o wydatki rodzin na konsumpcję takiego sądu już się nie obroni – zmalały one tylko w 2015 roku o 10,4 %. Ale pogarszaniem się sytuacji materialnej i wzrostem w rezultacie nastrojów pesymistycznych wszystkiego się nie wyjaśni. Nietrudno zauważyć, i tak argumentują eksperci, że początki kryzysu roku 2017 mają związek z sukcesami „rosyjskiego oręża” lat 2014 – 2015. Aneksja Krymu, konflikt w Donbasie a później interwencja w Syrii, wszystkie świadectwa, że Rosja „wstaje z kolan” na poziomi decyzji tysięcy rosyjskich rodzin czy mieć dziecko czy raczej odłożyć tę decyzję na później, oznaczały częściej wybór drugiej opcji. A zatem źródłem kryzysu roku 2017 i najprawdopodobniej lat następnych było ogólne poczucie niestabilności, zarówno w wymiarze materialnym, jak i generalnie, w planie sytuacji na świecie. Czyli stara ludowa mądrość, że w trudnych czasach nie rodzą się dzieci, znów się potwierdziła. W liczbach bezwzględnych oznacza to, że za Krym, za Donbas, za Aleppo, Rosja zapłaciła wielką cenę – na świat nie przyszło, i to tylko w 2017 roku, zdaniem specjalistów, 180 tysięcy małych obywateli Federacji Rosyjskiej. I w ogólnym rachunku zysków i strat polityki „wstawania z kolan” ten wskaźnik też trzeba brać pod uwagę. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe