Marek Budzisz: Jak na Wschodzie gra się kwestiami religijnymi

Dzisiaj (28.07) rano prezydent Poroszenko zamieścił tweeta, w którym napisał, iż tomos przyznający Cerkwii ukraińskiej status autokefalii dokończy budowę niezależności i suwerenności Ukrainy oraz wzmocni wolności religijne. Wpis ten jest jednak, jak można przypuszczać, robieniem dobrej miny do słabych rezultatów.
 Marek Budzisz: Jak na Wschodzie gra się kwestiami religijnymi
/ pexels.com

Obóz prezydencki, pierwotnie chciał, aby patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I podjął stosowną decyzję w taki sposób, aby można ją było ogłosić wraz z rozpoczęciem obchodów 1030 rocznicy chrztu Rusi Kijowskiej. Ale zamiast decyzji Kijów otrzymał deklaracje i obietnice, wyrażone przez metropolitę Emmanuela, specjalnego wysłannika Patriarchatu, który wraz z delegacją przybył na oficjalne uroczystości. Poinformował on w trakcie spotkania prezydenta Poroszenkę, że procedura przyznania autokefalii została rozpoczętą i, że Konstantynopol wspiera swą ukraińską córkę, co można było zinterpretować, jako zapowiedź finalizacji całego procesu. Przy czym w bliżej nieokreślonej przyszłości. Z kręgów administracji prezydenta dochodzą do mediów informacje, że decyzja wydana zostanie do końca roku. Rościsław Pawlenko z administracji ukraińskiego prezydenta, który przez media jest uznawany za tego, który wymyślił ideę wunderwafe pod nazwą autokefalia mówi w wywiadzie prasowym, że wszystko idzie zgodnie z planem, nikt nie myślał o blitzkriegu, choć postawa Moskwy, w której na początku miesiąca przebywał Bartłomiej I, daje powody do niepokoju. Obserwatorzy ukraińskiej sceny politycznej są jednak innego zdania. Władze miały w trakcie obchodów ogłosić, iż uzyskały tomos przyznający autokefalię, co miało być początkiem kampanii prezydenckiej Poroszenki. Nie wyszło.

Co gorsze, sprzeciwiająca się autokefalii Cerkiew Ukraińska uznająca zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego zorganizowała w Kijowie wczoraj uroczystą procesję celem uczczenia rocznicy Chrztu. Prowadził ją metropolita kijowski Onufry (przeciwnik autokefalii) i zdaniem obserwatorów była ona wielkim frekwencyjnym sukcesem. Jest to tym bardziej nieprzyjemna nowina dla władz, że już od kilkunastu dni napływały informacje, że „czynniki administracyjne” najpierw delikatnie, a potem już zupełnie otwarcie wywierały na wiernych zamierzających jechać do Kijowa presję, aby tego raczej nie czynili. Dziennikarze zwracają uwagę, że w takiej sytuacji zgromadzenie ponad 100-tysięcy osób uczestniczących w uroczystościach jest nie lada wyczynem. Tym bardziej, że ich zdaniem, uczestniczyło w obchodach wiele osób młodych, po których trudno spodziewać się regularnego praktykowania obrzędów religijnych. Poroszenki nie było na tych uroczystościach, nie skierował do ich uczestników nawet żadnego posłania, co samo w sobie jest polityczną manifestacją, ale też pozwala spojrzeć na wczorajszą procesję również przez pryzmat ukraińskiej polityki. I ich zdaniem, tak liczna obecność wiernych pokazuje nie tylko siłę i jedność ukraińskiej Cerkwii sprzeciwiającej się odłączeniu od patriarchatu Moskiewskiego, bo to w praktyce oznacza przyznanie autokefalii, ale również może być odczytywane w kategoriach antyrządowej manifestacji politycznej. Ten pokaz siły i jedności spowolnić może procedury w Konstantynopolu, bo już kilkakrotnie napływały stamtąd ostrzeżenia, że przyznanie samodzielności ukraińskiej Cerkwii nie może równać się rozpoczęciu wojny religijnej, w trakcie, której zwolennicy dwóch orientacji będą walczyć o zdobycie kościołów, zgromadzeń czy kontrolę nad diecezjami. Teraz gołym okiem widać, że o zjednoczenie, (bo jednym z osiągnięć autokefalii miało być zakończenie ciągnącego się od początku lat 90-tych podziału) będzie trudniej. Tym bardziej, że w świetle badań socjologicznych ewentualną decyzję Konstantynopola o przyznaniu autokefalii wspiera, co najwyżej 65 % wiernych, a jej przeciwnicy już zapowiedzieli, że jeśli to nastąpi to mają się zamiar bronić, a punktem oporu stanie się kijowska Ławra Peczerska. Socjologowie na Ukrainie wątpią w realność takiego scenariusza wskazując, że w świetle ostatnich badań stan uczuć religijnych trudno uznać za „gorący”, co obiektywnie nie sprzyja rozwojowi postaw radykalnych. Ich zdaniem chodzić może, o co innego. To raczej Moskwa, dla której polityka kościelna jest jednym z narzędzi uprawiania polityki w krajach prawosławnego kręgu kulturowego może chcieć wykorzystać sytuację celem zaognienia napięcia i mobilizacji zwolenników „opcji rosyjskiej” na Ukrainie. Wskazują przy tym na niedawne deklaracje oligarchy Wadima Nowinskiego, deputowanego Bloku Opozycyjnego, uchodzącego za patrona uznającej zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego Ukraińskiej Cerkwii Prawosławnej, który powiedział, po rozmowach z Patriarchą Konstantynopola, że ten wyda, co najwyżej bardzo niejasny i podatny na różne interpretacje dokument, co wywoła falę konfliktów. Tego rodzaju narzędzie mobilizacji dość pasywnej części elektoratu może, zdaniem niektórych obserwatorów ukraińskiej sceny politycznej, sprzyjać kandydaturze lidera Bloku Opozycyjnego, Jurijowi Bojko. W ich opinii, z grupy liczących się uczestników wyścigu wyborczego (Poroszenko, Tymoszenko, Bojko), pierwsza dwójka ma bardzo liczny i przekonany elektorat negatywny, a tylko ostatni Bojko może okazać się wyborem, który pogodzi zwaśnione obozy. Oczywiście pod warunkiem, że przejdzie do drugiej tury. Ten dysponujący silnym poparciem na wschodniej Ukrainie polityk dotychczas nie mógł liczyć na głosy w innych regionach, ale teraz, w obliczu ożywienia „kwestii religijnej” oraz gospodarczych niepowodzeń władzy, sytuacja może się zmienić.

W geograficznie odległej, choć kulturowo znacznie mniej oddalonej, Armenii również kwestie religijne mają swój polityczny wymiar. Właściwie od początku tamtejszej Aksamitnej Rewolucji pojawiają się głosy, iż katolikos i patriarcha kościoła ormiańskiego Garagin II winien podać się do dymisji. Zwolennicy takiego kroku, którzy utworzyli nawet ruch społeczny pod nazwą Nowa Armenia, Nowy Patriarcha zarzucają mu korupcję oraz bliskie polityczne związki z obalonym reżimem. Wybrany dożywotnio Katolikos nie zamierza ustąpić, podobnie zresztą jak jego przeciwnicy, którzy na początku miesiąca wdarli się do jego biur i mieli zamiar tak długo protestować, póki ich żądania nie zostaną spełnione. Jednak spotkało ich rozczarowanie, bo władze zareagowały dość szybko i siłą ich usunęły, mimo, że pierwotnie premier Paszynian mówił, iż rząd nie miesza się do sporów wśród wierzących. Wydaje się jednak, że Paszynian rozgrywa właśnie znacznie poważniejszą partię i dodatkowe konflikty nie są mu potrzebne. Mamy, bowiem do czynienia z ciekawą sekwencją wydarzeń. Otóż jeszcze w czerwcu organa ścigania przeprowadziły przeszukania i postawiły w stan oskarżenia dwoje bliskich krewnych obalonego premiera – prezydenta Sargisjana. Następnie wysunięto oskarżenia, w związku z krwawym stłumieniem protestów społecznych w 2008 roku, wobec byłego prezydenta Koczarjana. Został on zatrzymany, a sąd aresztował go na 2 miesiące pod zarzutem uzurpacji władzy i zamachu konstytucyjnego. W tej samej sprawie zatrzymany został generał Arutiunian, który w 2008 roku był ministrem obrony i wydał rozkaz wejścia wojsk do Erywania i użycia siły wobec demonstrantów. A przedwczoraj zatrzymany został i postawiony w stan oskarżenia Jurij Haczaturow, też generał. Ten ostatni w 2008 roku był szefem sztabu, ale obecnie pełni funkcje sekretarza generalnego utworzonego przez Moskwę sojuszu obronnego ODKB. I to już się w Rosji bardzo nie podoba, bo jakbyście się na Zachodzie czuli, pytają retorycznie patriotycznie nastrojeni rosyjscy dziennikarze, gdybyście przeczytali pewnego ranka, że Norwegowie aresztowali szefa NATO Stoltenberga? Haczaturow ostatecznie wpłacił wysoką kaucję i znalazł się na wolności. Ale sytuacja wcale się nie normalizuje, a wręcz przeciwnie, zaostrza. Tydzień temu, Dawid Tonojan, minister spraw zagranicznych Armenii oświadczył, i jego słowa wywołały sensację, że status rosyjskich wojsk w Armenii będzie musiał zostać „przedyskutowany”. Chodzi o oddziały będące na terytorium kraju od 1992 roku i dysponujące bazą w Giurmi. Bezpośrednim powodem tego oświadczenia było zachowanie jednego z pododdziałów rosyjskich pograniczników, którzy w trakcie manewrów ostrzelali ormiańską wioskę. Całą sprawę jakoś uspokojono, ale widać, i Rosjanie to już rozumieją, że nowe władze w Erywaniu nie mają zamiaru pozwolić sobie na ich panoszenie się. W tle całej rozgrywki jest też ostatnia wizyta premiera Paszyniana na szczycie NATO oraz zapowiadana, przez amerykańskiego ambasadora, wizyta premiera Armenii w Waszyngtonie i ewentualność jego spotkania z Trumpem. W ubiegłym tygodniu pojawiły się też plotki o możliwości spotkania twarzą w twarz między Paszynianem a prezydentem Azerbejdżanu Alijewem. Chodzi oczywiście o rozpoczęcie dialogu w sprawie Górskiego Karabachu. Media w Erywaniu informują też, że projekt nowej ordynacji jest już gotów i właściwie przedterminowe wybory mogą być przeprowadzone już jesienią. Premier Paszynian zapowiadał, że najlepszym terminem jest wiosna przyszłego roku, ale zdaniem obserwatorów termin wcześniejszy też jest brany pod uwagę. Obecnie blok Paszyniana cieszy się blisko 80 % poparciem i uzyskanie takiego, a nawet zbliżonego wyniku, znacząco zmieniłoby sytuacje polityczną w Armenii. A wówczas, wszystkie opcje, jak się uważa, wchodzą w grę. Konflikty wewnętrzne, tym bardziej na tle religijnym, w takiej sytuacji nie są Paszynianowi do niczego potrzebne. 

 


 

POLECANE
Publicysta Forum Żydów Polskich: Mamy prawo oburzać się na Grzegorza Brauna, ale nie mamy prawa zamykać mu ust tylko u nas
Publicysta Forum Żydów Polskich: Mamy prawo oburzać się na Grzegorza Brauna, ale nie mamy prawa zamykać mu ust

Kluczowe pytanie: czy, gdyby Grzegorz Braun za swoje słowa został oskarżony z urzędu i skazany, byłoby to dowodem siły państwa, czy wręcz odwrotnie - dowodem jego słabości?

Ostrzeżenie dla większości województw. Jest komunikat IMGW z ostatniej chwili
Ostrzeżenie dla większości województw. Jest komunikat IMGW

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenie I stopnia przed przymrozkami na większym obszarze kraju. Na Pomorzu, Kujawach oraz Warmii i Mazurach temperatura może spaść do minus 7 st. C przy gruncie, a na Mazowszu, w Wielkopolsce oraz w Łódzkiem do minus 3 st. C.

Była wychowawczyni o Rafale Trzaskowskim: więcej niż rozczarowanie. Jest nagranie gorące
Była wychowawczyni o Rafale Trzaskowskim: "więcej niż rozczarowanie". Jest nagranie

Telewizja wPolsce24 wyemitowała wypowiedź byłej wychowawczyni i nauczycielki języka Polskiego Rafała Trzaskowskiego Joanny Ewy Gendek na temat kandydata Koalicji Obywatelskiej w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jej opinia jest druzgocąca.

Niemcy mają problem. Tapinoma Magnum jest w kolejnym landzie z ostatniej chwili
Niemcy mają problem. Tapinoma Magnum jest w kolejnym landzie

Agresywne superkolonie Tapinoma magnum rozprzestrzeniają się w Nadrenii Północnej‑Westfalii zagrażając infrastrukturze i mieszkańcom – informuje ruhr24.de.

Kto wysadził Nord Stream? Tajemnicze słowa Trumpa z ostatniej chwili
Kto wysadził Nord Stream? Tajemnicze słowa Trumpa

– Wielu ludzi wie, kto wysadził gazociągi Nord Stream – powiedział w poniedziałek prezydent Donald Trump, twierdząc, że on jako pierwszy "wysadził" bałtyckie sieci przesyłowe, nakładając na nie sankcje.

Kłopoty sztabu Trzaskowskiego? Jest zawiadomienie z ostatniej chwili
Kłopoty sztabu Trzaskowskiego? Jest zawiadomienie

Czy sztab Trzaskowskiego złamał prawo? Lubelski radny wskazuje na agitację przy ratuszu i składa zawiadomienie.

Niepokojące informacje z granicy Polski z Niemcami. Komunikat niemieckich służb z ostatniej chwili
Niepokojące informacje z granicy Polski z Niemcami. Komunikat niemieckich służb

W sobotę oraz w niedzielę doszło w Niemczech do serii zatrzymań afgańskich migrantów. Służby przekazały, ze zostali odesłani do Polski.

Wyciekł arkusz maturalny. CKE zabrała głos z ostatniej chwili
Wyciekł arkusz maturalny. CKE zabrała głos

Zdjęcia arkusza maturalnego z polskiego wyciekły do mediów społecznościowych. CKE podejrzewa, że zdjęcia wykonał zdający.

Premier Rumunii rezygnuje po ogłoszeniu wyników wyborów z ostatniej chwili
Premier Rumunii rezygnuje po ogłoszeniu wyników wyborów

Premier Rumunii Marcel Ciolacu zapowiedział rezygnację po wynikach wyborów prezydenckich – informują rumuńskie media.

Gazeta Wyborcza zaatakowała Karola Nawrockiego. Mec. Lewandowski: To manipulacja z ostatniej chwili
Gazeta Wyborcza zaatakowała Karola Nawrockiego. Mec. Lewandowski: To manipulacja

Znany prawnik Bartosz Lewandowski odniósł się do publikacji "Gazety Wyborczej" dotyczącej kandydata na prezydenta, Karola Nawrockiego. "Panie Redaktorze, przeczytałem ten tekst w całości i to co Pan napisał to manipulacja" - stwierdził mec. dr Lewandowski.

REKLAMA

Marek Budzisz: Jak na Wschodzie gra się kwestiami religijnymi

Dzisiaj (28.07) rano prezydent Poroszenko zamieścił tweeta, w którym napisał, iż tomos przyznający Cerkwii ukraińskiej status autokefalii dokończy budowę niezależności i suwerenności Ukrainy oraz wzmocni wolności religijne. Wpis ten jest jednak, jak można przypuszczać, robieniem dobrej miny do słabych rezultatów.
 Marek Budzisz: Jak na Wschodzie gra się kwestiami religijnymi
/ pexels.com

Obóz prezydencki, pierwotnie chciał, aby patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I podjął stosowną decyzję w taki sposób, aby można ją było ogłosić wraz z rozpoczęciem obchodów 1030 rocznicy chrztu Rusi Kijowskiej. Ale zamiast decyzji Kijów otrzymał deklaracje i obietnice, wyrażone przez metropolitę Emmanuela, specjalnego wysłannika Patriarchatu, który wraz z delegacją przybył na oficjalne uroczystości. Poinformował on w trakcie spotkania prezydenta Poroszenkę, że procedura przyznania autokefalii została rozpoczętą i, że Konstantynopol wspiera swą ukraińską córkę, co można było zinterpretować, jako zapowiedź finalizacji całego procesu. Przy czym w bliżej nieokreślonej przyszłości. Z kręgów administracji prezydenta dochodzą do mediów informacje, że decyzja wydana zostanie do końca roku. Rościsław Pawlenko z administracji ukraińskiego prezydenta, który przez media jest uznawany za tego, który wymyślił ideę wunderwafe pod nazwą autokefalia mówi w wywiadzie prasowym, że wszystko idzie zgodnie z planem, nikt nie myślał o blitzkriegu, choć postawa Moskwy, w której na początku miesiąca przebywał Bartłomiej I, daje powody do niepokoju. Obserwatorzy ukraińskiej sceny politycznej są jednak innego zdania. Władze miały w trakcie obchodów ogłosić, iż uzyskały tomos przyznający autokefalię, co miało być początkiem kampanii prezydenckiej Poroszenki. Nie wyszło.

Co gorsze, sprzeciwiająca się autokefalii Cerkiew Ukraińska uznająca zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego zorganizowała w Kijowie wczoraj uroczystą procesję celem uczczenia rocznicy Chrztu. Prowadził ją metropolita kijowski Onufry (przeciwnik autokefalii) i zdaniem obserwatorów była ona wielkim frekwencyjnym sukcesem. Jest to tym bardziej nieprzyjemna nowina dla władz, że już od kilkunastu dni napływały informacje, że „czynniki administracyjne” najpierw delikatnie, a potem już zupełnie otwarcie wywierały na wiernych zamierzających jechać do Kijowa presję, aby tego raczej nie czynili. Dziennikarze zwracają uwagę, że w takiej sytuacji zgromadzenie ponad 100-tysięcy osób uczestniczących w uroczystościach jest nie lada wyczynem. Tym bardziej, że ich zdaniem, uczestniczyło w obchodach wiele osób młodych, po których trudno spodziewać się regularnego praktykowania obrzędów religijnych. Poroszenki nie było na tych uroczystościach, nie skierował do ich uczestników nawet żadnego posłania, co samo w sobie jest polityczną manifestacją, ale też pozwala spojrzeć na wczorajszą procesję również przez pryzmat ukraińskiej polityki. I ich zdaniem, tak liczna obecność wiernych pokazuje nie tylko siłę i jedność ukraińskiej Cerkwii sprzeciwiającej się odłączeniu od patriarchatu Moskiewskiego, bo to w praktyce oznacza przyznanie autokefalii, ale również może być odczytywane w kategoriach antyrządowej manifestacji politycznej. Ten pokaz siły i jedności spowolnić może procedury w Konstantynopolu, bo już kilkakrotnie napływały stamtąd ostrzeżenia, że przyznanie samodzielności ukraińskiej Cerkwii nie może równać się rozpoczęciu wojny religijnej, w trakcie, której zwolennicy dwóch orientacji będą walczyć o zdobycie kościołów, zgromadzeń czy kontrolę nad diecezjami. Teraz gołym okiem widać, że o zjednoczenie, (bo jednym z osiągnięć autokefalii miało być zakończenie ciągnącego się od początku lat 90-tych podziału) będzie trudniej. Tym bardziej, że w świetle badań socjologicznych ewentualną decyzję Konstantynopola o przyznaniu autokefalii wspiera, co najwyżej 65 % wiernych, a jej przeciwnicy już zapowiedzieli, że jeśli to nastąpi to mają się zamiar bronić, a punktem oporu stanie się kijowska Ławra Peczerska. Socjologowie na Ukrainie wątpią w realność takiego scenariusza wskazując, że w świetle ostatnich badań stan uczuć religijnych trudno uznać za „gorący”, co obiektywnie nie sprzyja rozwojowi postaw radykalnych. Ich zdaniem chodzić może, o co innego. To raczej Moskwa, dla której polityka kościelna jest jednym z narzędzi uprawiania polityki w krajach prawosławnego kręgu kulturowego może chcieć wykorzystać sytuację celem zaognienia napięcia i mobilizacji zwolenników „opcji rosyjskiej” na Ukrainie. Wskazują przy tym na niedawne deklaracje oligarchy Wadima Nowinskiego, deputowanego Bloku Opozycyjnego, uchodzącego za patrona uznającej zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego Ukraińskiej Cerkwii Prawosławnej, który powiedział, po rozmowach z Patriarchą Konstantynopola, że ten wyda, co najwyżej bardzo niejasny i podatny na różne interpretacje dokument, co wywoła falę konfliktów. Tego rodzaju narzędzie mobilizacji dość pasywnej części elektoratu może, zdaniem niektórych obserwatorów ukraińskiej sceny politycznej, sprzyjać kandydaturze lidera Bloku Opozycyjnego, Jurijowi Bojko. W ich opinii, z grupy liczących się uczestników wyścigu wyborczego (Poroszenko, Tymoszenko, Bojko), pierwsza dwójka ma bardzo liczny i przekonany elektorat negatywny, a tylko ostatni Bojko może okazać się wyborem, który pogodzi zwaśnione obozy. Oczywiście pod warunkiem, że przejdzie do drugiej tury. Ten dysponujący silnym poparciem na wschodniej Ukrainie polityk dotychczas nie mógł liczyć na głosy w innych regionach, ale teraz, w obliczu ożywienia „kwestii religijnej” oraz gospodarczych niepowodzeń władzy, sytuacja może się zmienić.

W geograficznie odległej, choć kulturowo znacznie mniej oddalonej, Armenii również kwestie religijne mają swój polityczny wymiar. Właściwie od początku tamtejszej Aksamitnej Rewolucji pojawiają się głosy, iż katolikos i patriarcha kościoła ormiańskiego Garagin II winien podać się do dymisji. Zwolennicy takiego kroku, którzy utworzyli nawet ruch społeczny pod nazwą Nowa Armenia, Nowy Patriarcha zarzucają mu korupcję oraz bliskie polityczne związki z obalonym reżimem. Wybrany dożywotnio Katolikos nie zamierza ustąpić, podobnie zresztą jak jego przeciwnicy, którzy na początku miesiąca wdarli się do jego biur i mieli zamiar tak długo protestować, póki ich żądania nie zostaną spełnione. Jednak spotkało ich rozczarowanie, bo władze zareagowały dość szybko i siłą ich usunęły, mimo, że pierwotnie premier Paszynian mówił, iż rząd nie miesza się do sporów wśród wierzących. Wydaje się jednak, że Paszynian rozgrywa właśnie znacznie poważniejszą partię i dodatkowe konflikty nie są mu potrzebne. Mamy, bowiem do czynienia z ciekawą sekwencją wydarzeń. Otóż jeszcze w czerwcu organa ścigania przeprowadziły przeszukania i postawiły w stan oskarżenia dwoje bliskich krewnych obalonego premiera – prezydenta Sargisjana. Następnie wysunięto oskarżenia, w związku z krwawym stłumieniem protestów społecznych w 2008 roku, wobec byłego prezydenta Koczarjana. Został on zatrzymany, a sąd aresztował go na 2 miesiące pod zarzutem uzurpacji władzy i zamachu konstytucyjnego. W tej samej sprawie zatrzymany został generał Arutiunian, który w 2008 roku był ministrem obrony i wydał rozkaz wejścia wojsk do Erywania i użycia siły wobec demonstrantów. A przedwczoraj zatrzymany został i postawiony w stan oskarżenia Jurij Haczaturow, też generał. Ten ostatni w 2008 roku był szefem sztabu, ale obecnie pełni funkcje sekretarza generalnego utworzonego przez Moskwę sojuszu obronnego ODKB. I to już się w Rosji bardzo nie podoba, bo jakbyście się na Zachodzie czuli, pytają retorycznie patriotycznie nastrojeni rosyjscy dziennikarze, gdybyście przeczytali pewnego ranka, że Norwegowie aresztowali szefa NATO Stoltenberga? Haczaturow ostatecznie wpłacił wysoką kaucję i znalazł się na wolności. Ale sytuacja wcale się nie normalizuje, a wręcz przeciwnie, zaostrza. Tydzień temu, Dawid Tonojan, minister spraw zagranicznych Armenii oświadczył, i jego słowa wywołały sensację, że status rosyjskich wojsk w Armenii będzie musiał zostać „przedyskutowany”. Chodzi o oddziały będące na terytorium kraju od 1992 roku i dysponujące bazą w Giurmi. Bezpośrednim powodem tego oświadczenia było zachowanie jednego z pododdziałów rosyjskich pograniczników, którzy w trakcie manewrów ostrzelali ormiańską wioskę. Całą sprawę jakoś uspokojono, ale widać, i Rosjanie to już rozumieją, że nowe władze w Erywaniu nie mają zamiaru pozwolić sobie na ich panoszenie się. W tle całej rozgrywki jest też ostatnia wizyta premiera Paszyniana na szczycie NATO oraz zapowiadana, przez amerykańskiego ambasadora, wizyta premiera Armenii w Waszyngtonie i ewentualność jego spotkania z Trumpem. W ubiegłym tygodniu pojawiły się też plotki o możliwości spotkania twarzą w twarz między Paszynianem a prezydentem Azerbejdżanu Alijewem. Chodzi oczywiście o rozpoczęcie dialogu w sprawie Górskiego Karabachu. Media w Erywaniu informują też, że projekt nowej ordynacji jest już gotów i właściwie przedterminowe wybory mogą być przeprowadzone już jesienią. Premier Paszynian zapowiadał, że najlepszym terminem jest wiosna przyszłego roku, ale zdaniem obserwatorów termin wcześniejszy też jest brany pod uwagę. Obecnie blok Paszyniana cieszy się blisko 80 % poparciem i uzyskanie takiego, a nawet zbliżonego wyniku, znacząco zmieniłoby sytuacje polityczną w Armenii. A wówczas, wszystkie opcje, jak się uważa, wchodzą w grę. Konflikty wewnętrzne, tym bardziej na tle religijnym, w takiej sytuacji nie są Paszynianowi do niczego potrzebne. 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe