[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Duda, Trump, Ameryka

Ostatnie polsko-amerykańskie manewry waszyngtońskie były osiągnięciem pewnego kolejnego poziomu na długiej drodze zapewniania bezpieczeństwa Polsce w ramach przymierza z USA. Przypomnijmy: najbardziej gorącym zwolennikiem tej opcji wśród polityków jest Antoni Macierewicz. To z nim przede wszystkim należy po 1989 r. identyfikować opcję NATO. Naturalnie Polska jako sojusznik USA było marzeniem dużej części opozycji antykomunistycznej od samego początku, zarówno na emigracji (e.g. Józef Mackiewicz) jak i w kraju (e.g. Andrzej Czuma). Ale wydawały się to sny nie do zrealizowania, aż rozsypały się Sowiety. 
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Duda, Trump, Ameryka
/ Fot. White House / ZUMA Wire / ZUMAPRESS.com / FORUM
Wizyta Prezydenta RP Andrzeja Dudy to kontynuacja romantycznych marzeń sprzed 1989 r. oraz politycznych posunięć potem. Obecna partia została raczej kompetentnie przez rząd polski rozegrana. Dobrze, że przyjechał tutaj polski prezydent, a nie premier, bowiem Amerykanie nie bardzo orientują się w systemie mieszanym. Dwóch szefów państwa? W USA szefem jest prezydent. Udajmy, że w Polsce też. Jest prościej w ten sposób prowadzić grę. I wyszły sprawy tak dobrze, jak mogły wyjść w obecnych warunkach. 

Wystąpienie Prezydenta RP Andrzeja Dudy w Białym Domu wypadło dobrze. Więcej, dużo lepiej niż Prezydenta USA Donalda Trumpa. Ten pierwszy przemawiał jak mąż stanu o randze międzynarodowej. Ten drugi grał na ludowych skrzypcach, całkiem widocznie koncentrując się na nadchodzących wyborach w USA. 

Mowa Trumpa to trochę nostalgii, bo naprawdę zapadła mu w głowę i serce wizyta z lipca 2016 r. I trochę przekomarzania się ze znajomymi i przyjaciółmi. Zgodnie ze zwyczajem pozdrowił swą przedstawicielkę w Warszawie, ambasador Georgette Mosbacher. Prezydent ignoruje jej relatywną niepopularność nad Wisłą. Ale największą serdeczność zarezerwował dla Rity Cosby, córki jednego z moich dinozaurów, śp. Ryszarda Kossobudzkiego (Richard Cosby „Ryś”), podchorążaka z Powstania Warszawskiego. Rita i Trump znają się od lat. Jest ona głównym źródłem wiedzy prezydenta USA o Polsce. Rita to bardzo ważny atut spraw polskich, w sensie nieformalnym.

Teraz o percepcjach. Jak wiadomo w polityce percepcje liczą się bardziej niż rzeczywistość. Pierwsza Dama Agata Kornhauser Duda prezentowała się dużo lepiej niż Melanie Trump. Była bardziej dystyngowana, swobodna, naturalna. Melanie wydawała się bardziej plastikowa niż zwykle. Pierwsza Dama RP – jeśli chodzi o tzw. body language – była dużo lepiej zsynchronizowana ze swoim mężem. Mąż też wypadł dobrze.

Patrzyłem na Andrzeja Dudę z odległości kilku metrów. Jego najważniejszym atrybutem jest ładny uśmiech. Mówiono mi wielokrotnie nad Wisłą, że prezydencki uśmiech irytuje. Nie jest tak nad Potomakiem. Jest to niezwykle ważne w amerykańskiej kulturze, stąd w USA powinien się zawsze tak uśmiechać. Jest to oznaka rozbrajającej życzliwości. Od razu nastawia dobrze, szczególnie dziennikarzy.

Trudno się powstrzymać od porównywań  prezydentów, których widziałem z bliska w akcji w USA. Wałęsa był najgorszy, ale miał star power. Po prostu był gwiazdorem jako personifikacja Solidarności. Bez względu na to, czy to sprawiedliwe czy nie, pozwalała ta sytuacja Wałęsie na gadanie każdej głupoty. I tak dostawał oklaski. A my modliliśmy się, aby tłumaczka potrafiła przełożyć z Wałęsowego na angielski tak jak trzeba. Udało się też po pewnym czasie Wałęsę ubrać jak trzeba, jak również Danutę Wałęsową, chociaż w mniejszym stopniu. Byli oni zupełnie nieporównywalni w tym względzie do pp. Dudów, którzy mają klasę. 

Komunista Aleksander Kwaśniewski zwykle zaczynał dobrze, ale szybko się relaksował i stawał  się zbyt familiarny i nieformalny. Było to napędzane również pozorną nieformalnością mowy angielskiej, gdzie każdy do każdego mówi „ty”. Jednak wewnętrzna dyscyplina dyktuje, że poza egalitarnymi pozorami należy ściśle przestrzegać hierarchii w USA. Tak aby populistyczna nieformalność nie przerodziła się w niechciane spoufalanie. Nad Wisłą przechodzenie na ty oznacza dużo więcej niż nad Potomakiem. Tutaj w USA to nie jest oznaką przyjaźni, a tylko pewnej rutyny. Nie można tego mylić. Kwaśniewski robił to stale. Duda potrafi zachować właściwą dozę nieformalności w formalności. Już nie mówię o zalewaniu ryja.

Na Bronka Komorowskiego spuśćmy zasłonę miłosierdzia, bo go poznałem, jak miałem 6 lat. Moja mama wciąż ma do niego osobistą słabość, bo była jego wychowawczynią w liceum. No i te wileńskie zaszłości: rodzina Bronka, jak i moja, też służyła w AK u śp. mjr. Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. Andrzej Duda nie ma niestety wileńskich korzeni, ale jak na krakauera nadrabia, jak może.

Mowa prezydenta RP była wyważona, sympatyczna i dobra. Również o Rosji.  Potem zarzucano Dudzie, że zaatakował Rosjan niepotrzebnie, bo Trump odparł, że ma nadzieję na przyjaźń z Rosją. Wcale nie zaatakował, a tylko wyłuszczył polskie troski. A amerykański prezydent podkreślił, że liczy na uspokojenie Moskwy, bowiem USA za najgorsze zagrożenie uważa Pekin. Czy Duda miał podlizywać się USA i skrzeczeć o chińskim wrogu Polski? Oczywiście, że nie. Polska ma prawo obawiać się Moskwy i Berlina, a nie Pekinu, bowiem troski geopolityki RP są głównie regionalne. Pole operacji USA jest globalne. W tej chwili priorytetem są Chiny.

Pewnym zgrzytem były wypowiedzi Dudy na temat kryzysu sędziowskiego w Polsce. Trump coś tam pro forma mruknął, że się nie zgadza, ale na szczęście zamknął się  szybko i więcej nie reklamował swojej ignorancji. Polski prezydent natomiast operował skrótami myślowymi czytelnymi w Polsce. Powiedział, że wielu sędziów wywodzi się z przeszłości, wspomniał stan wojenny. Tutaj nikt nie pamięta, co to był stan wojenny. Trzeba było jednoznacznie walić, że to pogrobowcy totalitarnego systemu komunistycznego. 

Ale między Bogiem a prawdą, to też nie spenetrowałoby, bowiem amerykańska prasa szczególnie (a nie tylko Trump) jest przyzwyczajona do trójpodziału władzy i sędziowskiej niezależności. Dziennikarze, którzy są w większości liberałami i lewakami, albo padli ofiarą dezinformacji, albo popierają post-komunę w nad Wisłą. Po pierwsze, po amerykańsku wierzą w trójpodział władzy. Po drugie, przyzwyczajeni są, że  sędziowie w USA są wybieralni, a więc muszą być też i w Polsce. To błąd logiczny „lustrzanego odbicia” (mirror image). Niestety prawie nikt nie pisał i nie tłumaczył (oprócz nas), że sędziowie w post-PRL to korporacja samonamaszczona i samowybieralna. To urąga zasadzie demokracji. Nad Wisłą nie było zamachu na trójpodział władzy, a próba ustanowienia go przez reformę sądownictwa. Niestety Polska nie ma odpowiedniego  aparatu propagandy, szczególnie w USA. Czyli nawet czarujący uśmiech Pana Prezydenta nie działał.
    
Z Waszyngtonu Andrzej Duda poleciał dalej po imperium. W Houston nasi powinowaci nic o tym wydarzeniu nie słyszeli. A powinni: są właścicielami największej w Teksasie koncesji roponośnej i gazowej. Prezydentowi powinno zależeć na kultywowaniu kontaktów z takimi ludźmi. Na pewno o tym nie wiedział. O opiniach Polonii nie powiem, bowiem moja ulubiona profesor Ewa Thompson gdzieś znikła i nie udało mi się zasięgnąć dlatego języka.

W Północnej Kalifornii części Polonii nie podobała się organizacja wizyty prezydenckiej. A raczej brak organizacji. Dzwoniłem do rodziny, narzekali, że informacje o spotkaniu przyszły w ostatniej chwili. Kościół w San Jose, a szczególnie przegrzana sala parafialna, to przaśność straszliwa. I niemożebnie gorąco. Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej powinien być powitany w Palace of Fine Arts w San Francisco. Dlaczego nie pozwolono Polonii zadawać pytań?  A dlaczego oficjele najpierw wzdrygali się, aby Maureen Mroczek pokazała swoje przenośne minimuzeum na kilku panelach o osiągnięciach Polonii w Kalifornii od połowy XIX w., a potem nawigowali tak, aby Prezydent Duda nie miał szans z tym się zapoznać? 

W końcu w tym wielkim gorącu spotkanie z głową państwa polskiego sprowadziło się do robienia z nim zdjęć. Wyszło z tego photo-op, czyli kampania wyborcza do nadchodzącej jesienią batalii o Sejm. Dobrze, że ostatniego dnia Prezydent miał czas na zwiedzenie Google, ale to też raczej pro forma i na chybcika. 

Powinno być tak: wizyta skupia się na czarowaniu lewackiej Silicon Valley (e.g. zaprosić najważniejszych na obiad wystawny, choćby w Fairmont Hotel w San Francisco) i ogłosić inicjatywę nowych technologii w Polsce, zapraszając do inwestycji oraz dzielenia się know-how, a jednocześnie pochwalić się całkiem licznymi ludźmi pochodzącymi znad Wisły (niestety w większości post-Polakami) zatrudnionymi w przemyśle informacyjnym między Seattle a San Jose.  No, ale to przecież nie zarzut techniczny do Kancelarii Prezydenta, tylko do MSZ, a głównie do konsulatu. Jak nie wiedzą, jak działa Kalifornia, to trudno oczekiwać, że zorganizują, jak trzeba. Tak przynajmniej poskarżyła mi się rodzina.

Podsumowując: wizyta była udana. Żadnych niespodzianek. Jeszcze jedne krok we właściwym kierunku. USA to NATO, a tylko ten sojusz gwarantuje maksimum niezależności Polsce. Dodatek 1000 żołnierzy amerykańskich z logistyki to potrzebny ruch do bazy permanentnej. Nie trzeba od razu spodziewać się Fort Trump. Rzymu w jeden dzień nie wybudowano. Można dyskutować, czy zakup F 35 to najinteligentniejszy wybór. Mój przyjaciel David Archibald mówi, że nie (American Gripen: The Solution to the F-35 Nightmare (Las Vegas, NV: Stairway Press, 2016). 

Ja się na takich technicznych sprawach nie znam. Wiem natomiast, że zakupy broni powinny być skoordynowane z sojuszami. Unia Europejska Polski nie broni. NATO – tak. Stąd trzeba kupować sprzęt amerykański głównie. I robić własny. W tym bombę atomową naturalnie. 

Ponadto podkreślmy, że najistotniejszym technicznym aspektem wizyty był to najbardziej przemilczany „szczegół”: umowa energetyczna RP – USA. To kolejny krok do bezpieczeństwa energetycznego Polski. Dzięki Bogu za najbardziej kompetentnego ministra obecnego rządu Piotra Naimskiego. Dobrze, że w takich sprawach włodarze RP potrafią grać jako zespół pod batutą Prezydenta Andrzeja Dudy. Nawet jeśli jest to tylko percepcja.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 16 czerwca 2019
www.iwp.edu 



#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Deklaracja Hołowni. Wymowny wpis Tuska z ostatniej chwili
"Deklaracja Hołowni". Wymowny wpis Tuska

We wtorek po godz. 21 premier Donald Tusk opublikował wpis, w którym odniósł się do marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Pisze o "wyjaśnieniach i deklaracji".

Trump: Putin opowiada nam bzdury, nie jestem z niego zadowolony z ostatniej chwili
Trump: Putin opowiada nam bzdury, nie jestem z niego zadowolony

Prezydent USA Donald Trump oświadczył we wtorek, że Władimir Putin opowiada bzdury i nie szanuje ludzkiego życia. Powtórzył też, że nie jest z niego zadowolony, i potwierdził, że wyśle broń defensywną Ukrainie.

Seryjny samobójca grasuje w Rosji tylko u nas
Seryjny samobójca grasuje w Rosji

W każdy kraju – znamy to choćby z Polski – zdarzają się zagadkowe samobójstwa. Czy też tragiczne zgony w niewyjaśnionych okolicznościach. Dotyka to nieszczęście urzędników, oficerów, polityków, menedżerów. Ale w Rosji po wybuchu pełnoskalowej wojny z Ukrainą seryjny samobójca zbiera żniwo bogate jak nigdy.

Powstańcy chcą, aby koncert (Nie)zakazane piosenki poprowadził Tomasz Wolny. Jest odpowiedź TVP z ostatniej chwili
Powstańcy chcą, aby koncert "(Nie)zakazane piosenki" poprowadził Tomasz Wolny. Jest odpowiedź TVP

Powstańcy Warszawscy apelują do władz Telewizji Polskiej w likwidacji, aby tegoroczny koncert "Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki" poprowadził Tomasz Wolny. TVP odpowiedziało w lakoniczny sposób.

NFZ wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
NFZ wydał pilny komunikat

Fałszywe SMS-y i e-maile o zwrocie składek wyłudzają dane – ostrzega NFZ. Sprawdź, jak nie dać się oszukać.

Autobus na torach między szlabanami. Wszystko na oczach policji [WIDEO] z ostatniej chwili
Autobus na torach między szlabanami. Wszystko na oczach policji [WIDEO]

Blisko tragedii było na przejeździe kolejowym w Inowrocławiu. Kierowca miejskiego autobusu wjechał na tory między zamykające się szlabany, ignorując czerwone światło. Świadkami groźnej sytuacji był policyjny patrol.

Poradnik prawny dla obrońców granic z ostatniej chwili
Poradnik prawny dla obrońców granic

Sytuacja na granicy polsko-niemieckiej staje się coraz bardziej napięta z powodu zwiększającej się liczby przybywających do Polski z tego kierunku imigrantów. Nowy poradnik Ordo Iuris podpowiada, jak działać bezpiecznie w czasie przywróconych kontroli.

Niemiecki polityk mówi wprost, kto ma rządzić w Warszawie Wiadomości
Niemiecki polityk mówi wprost, kto ma rządzić w Warszawie

Manfred Weber zaatakował m.in. PiS na forum Parlamentu Europejskiego. Lider Europejskiej Partii Ludowej jasno określił z kim zamierza walczyć w Polsce. Zastrzegł też, że EPL wie jak walczyć "ze skrajną prawicą" i nikt nie ma prawa jej pouczać".  

Oszust udawał głos sekretarza stanu USA. Kontaktował się z szefami MSZ innych państw Wiadomości
Oszust udawał głos sekretarza stanu USA. Kontaktował się z szefami MSZ innych państw

Ktoś podszywał się pod sekretarza stanu USA Marka Rubio, i zmieniając głos oraz styl pisania przy użyciu sztucznej inteligencji, kontaktował się z wysokiej rangi urzędnikami, w tym co najmniej trzema ministrami spraw zagranicznych - podał we wtorek dziennik „Washington Post”.

Polska 2050 ostro reaguje na odejście Bodnar: Dostała jasny sygnał z ostatniej chwili
Polska 2050 ostro reaguje na odejście Bodnar: "Dostała jasny sygnał"

Polska 2050 ostro zareagowała na odejście poseł Izabeli Bodnar. "Izabela dostała jasny sygnał: wyczyszczenie wątpliwości wokół jej rodzinnej działalności biznesowej albo koniec kariery w Polsce 2050. Wybrała koniec kariery" – czytamy w oświadczeniu partii.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Duda, Trump, Ameryka

Ostatnie polsko-amerykańskie manewry waszyngtońskie były osiągnięciem pewnego kolejnego poziomu na długiej drodze zapewniania bezpieczeństwa Polsce w ramach przymierza z USA. Przypomnijmy: najbardziej gorącym zwolennikiem tej opcji wśród polityków jest Antoni Macierewicz. To z nim przede wszystkim należy po 1989 r. identyfikować opcję NATO. Naturalnie Polska jako sojusznik USA było marzeniem dużej części opozycji antykomunistycznej od samego początku, zarówno na emigracji (e.g. Józef Mackiewicz) jak i w kraju (e.g. Andrzej Czuma). Ale wydawały się to sny nie do zrealizowania, aż rozsypały się Sowiety. 
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Duda, Trump, Ameryka
/ Fot. White House / ZUMA Wire / ZUMAPRESS.com / FORUM
Wizyta Prezydenta RP Andrzeja Dudy to kontynuacja romantycznych marzeń sprzed 1989 r. oraz politycznych posunięć potem. Obecna partia została raczej kompetentnie przez rząd polski rozegrana. Dobrze, że przyjechał tutaj polski prezydent, a nie premier, bowiem Amerykanie nie bardzo orientują się w systemie mieszanym. Dwóch szefów państwa? W USA szefem jest prezydent. Udajmy, że w Polsce też. Jest prościej w ten sposób prowadzić grę. I wyszły sprawy tak dobrze, jak mogły wyjść w obecnych warunkach. 

Wystąpienie Prezydenta RP Andrzeja Dudy w Białym Domu wypadło dobrze. Więcej, dużo lepiej niż Prezydenta USA Donalda Trumpa. Ten pierwszy przemawiał jak mąż stanu o randze międzynarodowej. Ten drugi grał na ludowych skrzypcach, całkiem widocznie koncentrując się na nadchodzących wyborach w USA. 

Mowa Trumpa to trochę nostalgii, bo naprawdę zapadła mu w głowę i serce wizyta z lipca 2016 r. I trochę przekomarzania się ze znajomymi i przyjaciółmi. Zgodnie ze zwyczajem pozdrowił swą przedstawicielkę w Warszawie, ambasador Georgette Mosbacher. Prezydent ignoruje jej relatywną niepopularność nad Wisłą. Ale największą serdeczność zarezerwował dla Rity Cosby, córki jednego z moich dinozaurów, śp. Ryszarda Kossobudzkiego (Richard Cosby „Ryś”), podchorążaka z Powstania Warszawskiego. Rita i Trump znają się od lat. Jest ona głównym źródłem wiedzy prezydenta USA o Polsce. Rita to bardzo ważny atut spraw polskich, w sensie nieformalnym.

Teraz o percepcjach. Jak wiadomo w polityce percepcje liczą się bardziej niż rzeczywistość. Pierwsza Dama Agata Kornhauser Duda prezentowała się dużo lepiej niż Melanie Trump. Była bardziej dystyngowana, swobodna, naturalna. Melanie wydawała się bardziej plastikowa niż zwykle. Pierwsza Dama RP – jeśli chodzi o tzw. body language – była dużo lepiej zsynchronizowana ze swoim mężem. Mąż też wypadł dobrze.

Patrzyłem na Andrzeja Dudę z odległości kilku metrów. Jego najważniejszym atrybutem jest ładny uśmiech. Mówiono mi wielokrotnie nad Wisłą, że prezydencki uśmiech irytuje. Nie jest tak nad Potomakiem. Jest to niezwykle ważne w amerykańskiej kulturze, stąd w USA powinien się zawsze tak uśmiechać. Jest to oznaka rozbrajającej życzliwości. Od razu nastawia dobrze, szczególnie dziennikarzy.

Trudno się powstrzymać od porównywań  prezydentów, których widziałem z bliska w akcji w USA. Wałęsa był najgorszy, ale miał star power. Po prostu był gwiazdorem jako personifikacja Solidarności. Bez względu na to, czy to sprawiedliwe czy nie, pozwalała ta sytuacja Wałęsie na gadanie każdej głupoty. I tak dostawał oklaski. A my modliliśmy się, aby tłumaczka potrafiła przełożyć z Wałęsowego na angielski tak jak trzeba. Udało się też po pewnym czasie Wałęsę ubrać jak trzeba, jak również Danutę Wałęsową, chociaż w mniejszym stopniu. Byli oni zupełnie nieporównywalni w tym względzie do pp. Dudów, którzy mają klasę. 

Komunista Aleksander Kwaśniewski zwykle zaczynał dobrze, ale szybko się relaksował i stawał  się zbyt familiarny i nieformalny. Było to napędzane również pozorną nieformalnością mowy angielskiej, gdzie każdy do każdego mówi „ty”. Jednak wewnętrzna dyscyplina dyktuje, że poza egalitarnymi pozorami należy ściśle przestrzegać hierarchii w USA. Tak aby populistyczna nieformalność nie przerodziła się w niechciane spoufalanie. Nad Wisłą przechodzenie na ty oznacza dużo więcej niż nad Potomakiem. Tutaj w USA to nie jest oznaką przyjaźni, a tylko pewnej rutyny. Nie można tego mylić. Kwaśniewski robił to stale. Duda potrafi zachować właściwą dozę nieformalności w formalności. Już nie mówię o zalewaniu ryja.

Na Bronka Komorowskiego spuśćmy zasłonę miłosierdzia, bo go poznałem, jak miałem 6 lat. Moja mama wciąż ma do niego osobistą słabość, bo była jego wychowawczynią w liceum. No i te wileńskie zaszłości: rodzina Bronka, jak i moja, też służyła w AK u śp. mjr. Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. Andrzej Duda nie ma niestety wileńskich korzeni, ale jak na krakauera nadrabia, jak może.

Mowa prezydenta RP była wyważona, sympatyczna i dobra. Również o Rosji.  Potem zarzucano Dudzie, że zaatakował Rosjan niepotrzebnie, bo Trump odparł, że ma nadzieję na przyjaźń z Rosją. Wcale nie zaatakował, a tylko wyłuszczył polskie troski. A amerykański prezydent podkreślił, że liczy na uspokojenie Moskwy, bowiem USA za najgorsze zagrożenie uważa Pekin. Czy Duda miał podlizywać się USA i skrzeczeć o chińskim wrogu Polski? Oczywiście, że nie. Polska ma prawo obawiać się Moskwy i Berlina, a nie Pekinu, bowiem troski geopolityki RP są głównie regionalne. Pole operacji USA jest globalne. W tej chwili priorytetem są Chiny.

Pewnym zgrzytem były wypowiedzi Dudy na temat kryzysu sędziowskiego w Polsce. Trump coś tam pro forma mruknął, że się nie zgadza, ale na szczęście zamknął się  szybko i więcej nie reklamował swojej ignorancji. Polski prezydent natomiast operował skrótami myślowymi czytelnymi w Polsce. Powiedział, że wielu sędziów wywodzi się z przeszłości, wspomniał stan wojenny. Tutaj nikt nie pamięta, co to był stan wojenny. Trzeba było jednoznacznie walić, że to pogrobowcy totalitarnego systemu komunistycznego. 

Ale między Bogiem a prawdą, to też nie spenetrowałoby, bowiem amerykańska prasa szczególnie (a nie tylko Trump) jest przyzwyczajona do trójpodziału władzy i sędziowskiej niezależności. Dziennikarze, którzy są w większości liberałami i lewakami, albo padli ofiarą dezinformacji, albo popierają post-komunę w nad Wisłą. Po pierwsze, po amerykańsku wierzą w trójpodział władzy. Po drugie, przyzwyczajeni są, że  sędziowie w USA są wybieralni, a więc muszą być też i w Polsce. To błąd logiczny „lustrzanego odbicia” (mirror image). Niestety prawie nikt nie pisał i nie tłumaczył (oprócz nas), że sędziowie w post-PRL to korporacja samonamaszczona i samowybieralna. To urąga zasadzie demokracji. Nad Wisłą nie było zamachu na trójpodział władzy, a próba ustanowienia go przez reformę sądownictwa. Niestety Polska nie ma odpowiedniego  aparatu propagandy, szczególnie w USA. Czyli nawet czarujący uśmiech Pana Prezydenta nie działał.
    
Z Waszyngtonu Andrzej Duda poleciał dalej po imperium. W Houston nasi powinowaci nic o tym wydarzeniu nie słyszeli. A powinni: są właścicielami największej w Teksasie koncesji roponośnej i gazowej. Prezydentowi powinno zależeć na kultywowaniu kontaktów z takimi ludźmi. Na pewno o tym nie wiedział. O opiniach Polonii nie powiem, bowiem moja ulubiona profesor Ewa Thompson gdzieś znikła i nie udało mi się zasięgnąć dlatego języka.

W Północnej Kalifornii części Polonii nie podobała się organizacja wizyty prezydenckiej. A raczej brak organizacji. Dzwoniłem do rodziny, narzekali, że informacje o spotkaniu przyszły w ostatniej chwili. Kościół w San Jose, a szczególnie przegrzana sala parafialna, to przaśność straszliwa. I niemożebnie gorąco. Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej powinien być powitany w Palace of Fine Arts w San Francisco. Dlaczego nie pozwolono Polonii zadawać pytań?  A dlaczego oficjele najpierw wzdrygali się, aby Maureen Mroczek pokazała swoje przenośne minimuzeum na kilku panelach o osiągnięciach Polonii w Kalifornii od połowy XIX w., a potem nawigowali tak, aby Prezydent Duda nie miał szans z tym się zapoznać? 

W końcu w tym wielkim gorącu spotkanie z głową państwa polskiego sprowadziło się do robienia z nim zdjęć. Wyszło z tego photo-op, czyli kampania wyborcza do nadchodzącej jesienią batalii o Sejm. Dobrze, że ostatniego dnia Prezydent miał czas na zwiedzenie Google, ale to też raczej pro forma i na chybcika. 

Powinno być tak: wizyta skupia się na czarowaniu lewackiej Silicon Valley (e.g. zaprosić najważniejszych na obiad wystawny, choćby w Fairmont Hotel w San Francisco) i ogłosić inicjatywę nowych technologii w Polsce, zapraszając do inwestycji oraz dzielenia się know-how, a jednocześnie pochwalić się całkiem licznymi ludźmi pochodzącymi znad Wisły (niestety w większości post-Polakami) zatrudnionymi w przemyśle informacyjnym między Seattle a San Jose.  No, ale to przecież nie zarzut techniczny do Kancelarii Prezydenta, tylko do MSZ, a głównie do konsulatu. Jak nie wiedzą, jak działa Kalifornia, to trudno oczekiwać, że zorganizują, jak trzeba. Tak przynajmniej poskarżyła mi się rodzina.

Podsumowując: wizyta była udana. Żadnych niespodzianek. Jeszcze jedne krok we właściwym kierunku. USA to NATO, a tylko ten sojusz gwarantuje maksimum niezależności Polsce. Dodatek 1000 żołnierzy amerykańskich z logistyki to potrzebny ruch do bazy permanentnej. Nie trzeba od razu spodziewać się Fort Trump. Rzymu w jeden dzień nie wybudowano. Można dyskutować, czy zakup F 35 to najinteligentniejszy wybór. Mój przyjaciel David Archibald mówi, że nie (American Gripen: The Solution to the F-35 Nightmare (Las Vegas, NV: Stairway Press, 2016). 

Ja się na takich technicznych sprawach nie znam. Wiem natomiast, że zakupy broni powinny być skoordynowane z sojuszami. Unia Europejska Polski nie broni. NATO – tak. Stąd trzeba kupować sprzęt amerykański głównie. I robić własny. W tym bombę atomową naturalnie. 

Ponadto podkreślmy, że najistotniejszym technicznym aspektem wizyty był to najbardziej przemilczany „szczegół”: umowa energetyczna RP – USA. To kolejny krok do bezpieczeństwa energetycznego Polski. Dzięki Bogu za najbardziej kompetentnego ministra obecnego rządu Piotra Naimskiego. Dobrze, że w takich sprawach włodarze RP potrafią grać jako zespół pod batutą Prezydenta Andrzeja Dudy. Nawet jeśli jest to tylko percepcja.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 16 czerwca 2019
www.iwp.edu 



#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe