[Felieton “TS”] Tadeusz Płużański: 11 listopada czy 4 czerwca
Lipę (modne dziś politycznie słowo) widać było szczególnie w 2014 r., kiedy Barack Obama, zaproszony przez Bronisława Komorowskiego, mówił na placu Zamkowym w Warszawie o wolności, którą my – Polacy zawdzięczać mamy zwycięstwu nad komunizmem. Tymczasem kilka dni wcześniej wydarzyło się coś, co w tej pokonanej rzekomo komunie całkiem temu zaprzeczyło. Oto na stołecznych Powązkach Wojskowych – nekropolii narodowych bohaterów, spoczął niejaki Wojciech Jaruzelski. Co ów sowieciarz miał wspólnego z polskimi dążeniami niepodległościowymi?
I kto towarzysza generała, przywódcę rodzimych bolszewików, szefa gangsterów, których nawet nierychliwy sąd III RP nazwał związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, pochował na Powązkach? Władze – wydawałoby się wolnej i niepodległej Rzeczpospolitej. Takie rzeczy w Polsce po 11 listopada 1918 r. nie były możliwe.
W normalnym – wolnym, niepodległym – państwie to nie zdrajca i namiestnik okupanta byłby honorowany, ale człowiek, który z komuną walczył z narażeniem życia – gen. Ryszard Kukliński, nieprzypadkowo nazywany „pierwszym polskim oficerem w NATO”. A jego władze Polski na Powązkach nie chowały, z wyjątkiem prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego.
Bo 4 czerwca 1989 r. to pseudoświęto wynikające z kontraktu pseudoelit, dogadania się ówczesnych komunistów z byłymi komunistami przy Okrągłym Stole. Dlatego trudno się dziwić, że ci uzurpatorzy całkowite odrzucili dorobek II Rzeczypospolitej: wyrzucili do kosza legalny rząd londyński, urzędującego prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i obowiązującą konstytucję kwietniową.
W konsekwencji okrągłostołowe „elity” wybrały kontynuowanie konstytucji, na której osobiście poprawki nanosił Józef Stalin. Odrzucili prawdziwie niepodległą Polskę, dla której kamieniem milowym był 11 listopada 1918 r.
I tak Ryszard Kaczorowski dokonał jedynie symbolicznego przekazania insygniów prawowitej, konstytucyjnej władzy nowo wybranemu prezydentowi Lechowi Wałęsie. Bo Wałęsie ani reszcie okrągłostołowców nie zależało, aby wracać do jakiejś przedwojennej Polski, jej prawodawstwa i tradycji. Chcieli budować PRL-bis.
Niestety, z Polską Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Daszyńskiego, a potem Kaczorowskiego, Sabbata, Andersa – wolną Polską wolnych Polaków, nie miało to wiele wspólnego. Przy Okrągłym Stole wygrała Polska „ludowa” funkcjonariuszy, agentów i poddanych Kremla: Bieruta, Gomułki, Jaruzelskiego, Kiszczaka i Urbana. Ten stan w wielu aspektach trwa do dziś.
I w wolnej, niepodległej RP nie stałby Pałac Stalina.
Tadeusz Płużański