[Tylko u nas] Marcin Bąk: "Opcji menadżerskiej" zarządzanie "Tenkrajem"
![menadżer [Tylko u nas] Marcin Bąk:](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/77498/1642271908f9f4720185e3d76e51f645.jpg)
Niegdyś sprawa kierowania firmą wydawała się prosta. Właściciel zakładu rzemieślniczego, mistrz szewski, fabrykant powozów, wszyscy oni byli zarazem dyrektorami swojego interesu. Sami projektowali cały proces produkcyjny i nadzorowali go od początku do końca. Nawet Henry Ford, w czasie gdy zatrudniał już tysiące ludzi i produkował setki tysięcy samochodów rocznie, sam zajmował się kierowaniem swoimi zakładami, bywał w biurach konstrukcyjnych, sprawdzał morale pracowników. Takie postępowanie jest jak najbardziej zrozumiałe, staropolskie przysłowie mówi, że pańskie oko konia tuczy. Poza tym, który właściciel będzie działał na szkodę własnej firmy? Rzecz jasna, bywało i tak, że właściciele nie mieli głowy do interesów, nie chcieli się zajmować pracą (bo jest to ciężka praca) dyrektorską czy nie posiadali do tego odpowiednich kompetencji. Powierzali wtedy zarząd nad włościami administratorom. Ta metoda była szeroko stosowana chociażby przez polskie ziemiaństwo i opisywana w literaturze. Jakie to dawało efekty w praktyce? Różne. Zdarzali się rzetelni i bardzo kompetentni administratorzy, którzy potrafili nie tylko zwiększyć zyski właściciela w majątku ale i zostawić go w stanie lepszym niż ten, jaki zastawali obejmując posadę. Nie było to jednak regułą. Zarządcy zarządzali nie swoim majątkiem, nie zawsze byli uczciwi, nie szykowali go w spadku swoim dzieciom. Często administratorami zostawali zdeklasowani przedstawiciele ziemiaństwa, którzy swoje rodzinne majątki utracili w wyniku bankructwa. Tu powstawała zagadka – dlaczego decydowano się powierzać zarząd nad włościami komuś, kto udowodnił, że nie bardzo radzi sobie ze swoim własnym majątkiem?
W ciągu ostatnich dziesięcioleci sytuacja bardzo się zmieniła, zwłaszcza gdy chodzi o wielkie korporacje. Kto jest ich właścicielem? Często trudno wskazać jednoznacznie, tak rozproszone i pogmatwane bywają procenty udziałów znajdujących się w rękach prywatnych i we własności innych firm czy instytucji finansowych. Nie ma nawet za bardzo możliwości, by jakiś hipotetyczny „właściciel” zarządzał przedsiębiorstwem. Do tego celu zatrudniani są menadżerowie, których zadaniem jest pomnożenie zysku w jak najkrótszym czasie. A to, że po zrealizowaniu kontraktu i odejściu menadżera zaczną się pojawiać negatywne skutki decyzji w postaci pogorszenia sytuacji firmy, zniszczenia środowiska, napięć społecznych – kogo to obchodzi! Zjawisko to bardzo przystępnie opisuje Rafał Ziemkiewicz w „Strolowanej Rewolucji”
"Opcja menadżerska"
Przyglądając się przemianom politycznym możemy odnieść wrażenie, że podobny proces zmian zachodzi być może w sferze rządzenia państwami. Niegdyś państwem władał król, rada starszych, senat, później zastąpili ich wybierani przez społeczeństwo urzędnicy – prezydenci, kanclerze, premierzy. W założeniu traktowali oni swój kraj jako rzeczywiście „swój” . Starali się lepiej czy gorzej realizować to, co uważali za słuszne dla ojczyzny. Owszem, zdarzali się zdrajcy, przekupni ministrowie, osoby skorumpowane i niekompetentne ale co do zasady polityk rządził swoim krajem i ponosił z tego tytułu odpowiedzialność. Natomiast z wypowiedzi prominentnych przedstawicieli partii opozycyjnych w naszym kraju wysnuć można wniosek, że nie są oni zainteresowani rządzeniem państwem, którego zresztą nie traktują jako swojej ojczyzny. Ich ojczyzną jest Europa – cokolwiek pod tym pojęciem będziemy rozumieli. Oni nie są zainteresowani rządzeniem, oni są zainteresowani zarządzaniem. Jak rozumieć bowiem wypowiedzi licznych polityków opozycji, z Donaldem Tuskiem na czele, że „Najlepszym planem dla Polski jest odsunięcie PiS od władzy” ? Przecież to jasna deklaracja – „Nie mamy żadnego planu i nie chcemy go mieć, naszym zadaniem jest osunąć PiS od władzy i czekać na dalsze dyrektywy z Centrali”. Tak jak wcześniej Rafał Trzaskowski twierdził, że po co nam port lotniczy skoro mamy wielkie lotnisko w Berlinie?
Być może czekają nas więc w przyszłości rządy „zarządców”. Menadżerów politycznych, traktujących „ten kraj” jako pewien etap rozwoju kariery urzędniczej i finansowej. Opcja menadżerska w polityce krajowej. Oczywiście, z takiej opcji skorzystają zapewne kraje „bezpańskie” jak wyraził się Siergiej Ławrow. Ciężko wyobrazić sobie, by państwa poważne, takie jak Niemcy czy Rosja, przekazały swój zarząd w ręce menadżerów.