[Tylko u nas] Marcin Bąk. Powstanie styczniowe. Bić się czy nie bić?

Wybuch Powstania w nocy 22 stycznia 1863 roku to przykład jednego z najgorzej przygotowanych zrywów narodowych. Ze względów politycznych i koniunktury międzynarodowej Powstanie Styczniowe wybuchło albo za późno albo za wcześnie. Za późno, bo w Rosji minął już szok po przegranej Wojnie Krymskiej a za wcześnie, bo wciąż silne było porozumienie Rosji i Prus, które to porozumienie swoim zrywem zbrojnym Polacy jeszcze wzmocnili. I przedłużyli trwanie sojuszu naszych zaborców o kilkadziesiąt lat. Powstanie wybuchło w najmniej sprzyjających okolicznościach, w środku zimy, gdy źle zaopatrzone oddziały powstańcze musiały od pierwszego dnia borykać się z trudnościami aprowizacyjnymi i kwaterunkowymi. Stan uzbrojenia był fatalny, czego najlepszym przykładem oddziały „drągalierów” zbrojne w drągi, bo nawet tych grottgerowskich kos kutych na sztorc w pierwszej chwili zbrakło. Choć trzeba przyznać, że były i zadziwiające wyjątki od tej zasady. Takie elitarne, dobrze wyposażone formacje jak Żuawi Śmierci posiadały z kolei broń lepszą od armii rosyjskiej. Klęska Powstania położyła się cieniem na naszym myśleniu o drodze do niepodległości.
Generalnie istniały dwie drogi do wolności. Jedna z nich to droga insurekcyjna. Kładła nacisk na sam czyn zbrojny, na zryw narodowy, który w końcu musi przynieść oczekiwany skutek. Nawet, jeśli tego skutku nie przyniesie, to ma wartość sam w sobie, powstańcy odbiorą swą chwałę przed tronem bożym. To widzimy wyraźnie przemożny wpływ myśli romantyków polskich, polski mesjanizm, który kształtował silnie życie umysłowe narodu pod zaborem. Można to nawet zrozumieć, gdy w rzeczywistości politycznej Polacy ponosili klęskę za klęską, szukali ukojenia w romantycznych wizjach zwycięstwa moralnego, odnoszonego w perspektywie Wieczności. Dziedzicami romantycznej tradycji zrywów narodowych pozostawało środowisko niepodległościowe, do którego należeli między innymi działacze PPS z Józefem Piłsudskim. Po odzyskaniu niepodległości a szczególnie po Przewrocie Majowym w oficjalnej narracji kult powstań miał bardzo wysoką rangę, Powstanie Styczniowe stanowiło ważny element mitu założycielskiego II Rzeczpospolitej. Ostatni żyjący weterani Powstania w swoich granatowych mundurach salutowani byli przez generałów i pułkowników.
Każda rodzina inteligencka miała wśród swoich przodków ludzi, którzy brali udział w Powstaniu Styczniowym. Jedni zginęli, inni zostali zesłani, jeszcze inni musieli się ukrywać. Nie jest więc dziwne, że Powstanie stanowiło pewien punkt odniesienia w myśleniu o Polsce. Ten romantyczny stosunek do zrywu zbrojnego jako wartości samej w sobie znalazł swe ukoronowanie w Powstaniu Warszawskim. Ludzie, którzy podejmowali kluczowe decyzje a następnie prowadzili do walki kompanie, bataliony i zgrupowania, sami wyrastali w kulcie powstań narodowych, z Powstaniem Styczniowym na czele.
Drugą drogę reprezentowali politycy, którzy z czasem utworzyli nurt Narodowej Demokracji. W sanacyjnej, czy też lewicowej publicystyce zarzucano politykom endecji, że „chcą się układać z zaborcami” albo wręcz „kolaborują z caratem”. Te zarzuty [powtarzane są zresztą do dzisiaj. Sprawa jest jednak bardziej złożona. Czy ludzie związani z endecją uchylali się tchórzliwie od walki? Z całą pewnością nie, wystarczy sprawdzić ilu ich zginęło podczas walk o utrwalenie granic w latach 1918 – 1921 albo podczas II wojny światowej. Nawet w Powstaniu Warszawskim, co do wywołania którego politycy endeccy mieli poważne zastrzeżenia, formacje zbrojne wystawione przez narodowców stawały dzielnie. Wystarczy przypomnieć walki batalionu Chrobry II, obsadzającego Dworzec Pocztowy i Dom Kolejowy, redutę z której obrońcy nie zeszli od początku do ostatniego dnia walki.
Chodziło o co innego. W nurcie reprezentowanym przez Narodową Demokrację ale i przez środowiska konserwatywne, czy chadeckie, panowało przekonanie, że walczyć owszem można a czasem nawet trzeba ale w sprzyjających okolicznościach. Zbierać siły, konsolidować społeczeństwo, bacznie obserwować sytuacje polityczną i uderzyć wtedy, gdy istnieje duża szansa na sukces. Takim modelowym przykładem realistycznego podejścia do walki zbrojnej jest Powstanie Wielkopolskie, zwycięskie powstanie, które spełniło wszystkie wymienione powyżej cechy udanego zrywu niepodległościowego. Cele zostały osiągnięte, straty stosunkowo małe, cena krwi jaką naród zapłacił za sukces nie taka wielka. Jednak w Polsce międzywojennej zwycięskie Powstanie Wielkopolskie nie było tak celebrowane, jak Powstanie Styczniowe…
Stał się ten zryw z 1863 roku punktem odniesienia i punktem wyjścia dla pytań o drogi do niepodległości. Dla jednych przykładem wspaniałym, dla innych – antyprzykładem.