Prof. Aleksander Stępkowski: Sąd Najwyższy autoryzował bunt obwodowych komisji wyborczych

Pomimo protestów Sąd Najwyższy stwierdził w czwartek ważność referendum ogólnokrajowego z 15 października br., w którym Polacy odpowiadali m.in. na pytania o wyprzedaż majątku państwowego i likwidację bariery na granicy z Białorusią. Do orzeczenia złożono zdania odrębne. Jednym z sędziów, który takie zdanie złożył, jest sędzia SN prof. Aleksander Stępkowski.
Prof. Aleksander Stępkowski
Prof. Aleksander Stępkowski / Screen YT Rzeczpospolita

Cezary Krysztopa: – Dlaczego zdecydował się Pan złożyć zdanie odrębne do orzeczenia Sądu Najwyższego o ważności referendum?

Aleksander Stępkowski:

Najkrócej rzecz ujmując, dlatego że mieliśmy do czynienia z oczywistymi naruszeniami prawa, zaś większość składu orzekającego nie chciała tego przyznać.

Naruszenia były natomiast dla mnie tak oczywiste, że nie mogłem nad tym przejść do porządku dziennego. Sprawę uważam bowiem za niezwykle istotną również na przyszłość. Jeśli to stanowisko SN utrzymałoby się w kolejnych wyborach, to w przyszłości oczywiste naruszenia prawa nie mogłyby się spotkać z adekwatną reakcją ze strony Sądu Najwyższego, a wiążące dla administracji wyborczej wytyczne PKW zostałyby sprowadzone do rangi niewiążących zaleceń, które można dowolnie ignorować.

Nie usłyszałem żadnego argumentu merytorycznego, który tłumaczyłby decyzję uznającą, że pytanie o chęć udziału w referendum lub oczekiwanie od wyborcy, że ten, nie otrzymawszy pierwotnie karty do głosowania, upomni się o nią, nie narusza przepisu, który jasno stwierdza, że każdy wyborca, który potwierdzi swoją tożsamość, ma uzyskać karty do głosowania bez dociekania przez członków komisji, w którym z głosowań chce wziąć udział.

W uzasadnieniu uchwały czytamy, że do naruszenia tego przepisu dojść mogłoby jedynie wówczas, gdyby wyborca nie dostał karty wyborczej, a takich przypadków nie było w protestach wyborczych, bo pisali je ludzie, którzy umieli wyegzekwować dla siebie kartę.

Nie wiemy jednak, ile osób zachowało się w takiej sytuacji biernie. 

Tymczasem przepis, o którego naruszeniu mówimy, nie stanowił o prawie do głosowania, które narusza się, odmawiając karty do głosowania. Mówi natomiast o obowiązku komisji wręczenia kart do głosowania we wszystkich głosowaniach, które danego dnia miały się odbyć w lokalu wyborczym. Nie chodziło zatem o to, czy obywatel mógł faktycznie oddać głos, ale o poprawność działań komisji wyborczej – o to, czy może ona sondować chęć wzięcia przez obywatela udziału w głosowaniu albo o to, czy upomni się o kartę, gdy początkowo jej nie uzyska. Nie chodziło zatem o naruszenie prawa podmiotowego do wzięcia udziału w referendum, ale o to, czy komisja mogła bez żadnej podstawy prawnej ingerować w decyzję wyborcy o wzięciu udziału w referendum lub o rezygnacji z tego udziału. Z uzasadnienia uchwały Sądu Najwyższego niestety wynika, że członkowie komisji mogli bezkarnie zniechęcać wyborcę do udziału w głosowaniu, o ile – gdy nie udało im się dopiąć swego – ostatecznie wydali mu kartę do głosowania. W moim przekonaniu jest to stanowisko całkowicie błędne. 

Czytaj również: Tak Tusk był witany w Brukseli: „Przyjechał ich człowiek z Warszawy” [WIDEO]

Krzysztof Dośla: Robimy wszystko, aby osiągać cele na drodze dialogu, i tak samo podchodzimy do tego rządu

 

„Dziewiętnastowieczny sposób rozumienia zasady legalizmu”

– W ocenie Pana Profesora zachowanie komisji wyborczych pytających wyborców o wydanie karty referendalnej jest nie tylko naruszeniem prawa, ale również konstytucji.

– Z artykułu 7 Konstytucji wynika, że organy administracji muszą mieć podstawę prawną do podejmowania jakichkolwiek działań. Prawo obowiązujące nie zawiera upoważnienia dla członków komisji wyborczych do zadawania pytań wyborcy, czy na pewno chce brać udział w głosowaniu, bądź do sugerowania, że w niektórych głosowaniach zapewne nie chce brać udziału. A mieliśmy z tym do czynienia i były to działania podejmowane przez członków organów administracji wyborczej bez żadnej podstawy prawnej.

Większość składu orzekającego przyjęła tu dziewiętnastowieczny sposób rozumienia zasady legalizmu działań państwa. Wówczas uważano, że administracja może działać bez wyraźnej podstawy ustawowej, dopóki nie narusza praw podmiotowych obywateli.

I dokładnie to napisano w uzasadnieniu uchwały, twierdząc, że art. 52 § 2 Kodeksu wyborczego można naruszyć jedynie wówczas, gdy odmówi się wyborcy karty, czyli naruszając jego prawo do wzięcia udziału w głosowaniu. No ale od czasu, gdy tak rozumiano kryterium legalności, upłynęło grubo ponad 100 lat. Koleżanki i koledzy nie wzięli pod uwagę, że żyjemy w XXI wieku, a nie w XIX.

 

„To nie były pojedyncze przypadki”

– Skąd szokująca masowość tego procederu?

– Skalę tych praktyk trudno precyzyjnie ustalić. Sąd Najwyższy dysponował jedynie protestami wyborczymi, spośród których duża część musiała zostać pozostawiona bez dalszego biegu ze względu na braki formalne. Wielu innych informacji nie byliśmy w stanie zweryfikować.

Na pewno nieprawidłowości nie były pojedynczymi przypadkami, ale działaniami podejmowanymi przez niektórych członków komisji w sposób systematyczny.

Skala nieprawidłowości mogła mieć wiele wspólnego z faktem, że jedna ze stron sporu politycznego w swojej kampanii referendalnej jednoznacznie nawoływała do bojkotu referendum.

Widać to było również w działaniach niektórych komitetów wyborczych, które jeszcze w trakcie kampanii wykorzystywały dostępne środki zaskarżenia, by zmusić PKW do takiego ukształtowania wytycznych, by jak najłatwiej można było odmówić udziału w głosowaniu. Należy jednak podkreślić, że takie działanie komitetów wyborczych było całkowicie dopuszczalne na gruncie obowiązującego prawa.

Natomiast niedopuszczalne jest to, by podobne polityczne motywacje wyrażały się w zachowaniach członków komitetów wyborczych.  

 

„Nie spotkają ich konsekwencje”

– PKW jeszcze podczas głosowania zwracała uwagę na niedopuszczalność tego typu działań, a pomimo to trwały w najlepsze. Czy członków komisji wyborczych powinny spotkać w związku z tym jakieś konsekwencje?

– Może i powinny, ale nie spotkają, bo Sąd Najwyższy orzekł, że nie naruszyli prawa. Z uzasadnienia uchwały wynika, że nawet jeśli dopuszczaliby się najbardziej nachalnego zniechęcania wyborców do wzięcia udziału w referendum, to dopóki ostatecznie wydali kartę do głosowania, nie doszło do naruszenia prawa. Z drugiej strony pamiętajmy również, że nie wszystkie praktyki stanowiące naruszenie art. 52 § 2 Kodeksu wyborczego, i nie zawsze, można uznać za naruszenie zakazu prowadzenia kampanii referendalnej w lokalu. Ocena tych działań z perspektywy wykroczeniowej musiałaby zostać dokonana w sposób zindywidualizowany, w oparciu o konkretny materiał dowodowy, którego najczęściej brakowało. 

– W ocenie Pana Profesora, biorąc pod uwagę narrację polityczną mającą zniechęcić do udziału w referendum, proceder uprawiany przez członków komisji wyborczych nabiera znamion agitacji politycznej. Czy masowość tego procederu powinna być przyczynkiem do dyskusji na temat procedur wyłaniania członków komisji?

– Dyskusja w społeczeństwie demokratycznym jest zawsze potrzebna, zwłaszcza wówczas, gdy ujawniają się poważne zakłócenia procedur bezpośredniego sprawowania władzy przez społeczeństwo, a tym właśnie jest referendum. PKW powinna przemyśleć zaistniałą sytuację pod kątem zapewnienia apolityczności działań obwodowych komisji wyborczych w przyszłości. Te komisje składają się w dużej mierze z osób wskazanych przez partie polityczne, jednak to w żaden sposób nie upoważnia ich do naruszania zasady apolityczności prac komisji, jak często miało to miejsce 15 października. Zresztą Sąd Najwyższy potwierdził to w uzasadnieniu uchwały, w enigmatyczny sposób przypominając o konieczności zachowania apolityczności przez komisje. 

 

„Bunt obwodowych komisji wyborczych”

– Jak według Pana Profesora Sąd Najwyższy powinien orzec w sprawie ważności referendum 15 października 2023 roku?

– W moim przekonaniu decyzja o uznaniu referendum za ważne była słuszna. Protesty wyborcze pokazywały, że mieliśmy do czynienia z bardzo niepokojącymi zjawiskami, jednak dowody, jakimi dysponowaliśmy, nie dawały podstaw do podważenie wyniku referendum. Natomiast Sąd Najwyższy powinien był w uzasadnieniu stwierdzić naruszenia art. 52 §2 Kodeksu wyborczego i napiętnować nielegalne działania obwodowych komisji wyborczych naruszające art. 161 § 1 kodeksu przez ignorowanie wiążących wytycznych PKW. Nie powinien natomiast autoryzować tych naruszeń, uznając, że nic się nie stało, jeśli tylko zniechęcany do udziału w referendum wyborca ostatecznie otrzymał kartę do głosowania. Było to szczególnie istotne w kontekście treści wytycznych PKW i jej interwencji w dniu wyborów.

Zamiast tego jednak Sąd Najwyższy autoryzował bunt obwodowych komisji wyborczych względem PKW.

Kodeks wyborczy wyraźnie stwierdza, że wytyczne PKW są wiążące dla obwodowych komisji wyborczych. Mimo to komisje ostentacyjnie lekceważyły wytyczne, a Sąd Najwyższy zamiast ostro to potępić, stwierdził, że w ogóle nie doszło do naruszenia prawa. Były one jednak na tyle oczywiste, że Sąd Najwyższy musiał przyznać nieśmiało w uzasadnieniu, że były jakieś – bliżej niedookreślone – problemy z apolitycznością komisji. Wyszedł z tego komunikacyjny mętlik. 
 


 

POLECANE
Szokujące słowa Zełenskiego. Ukraiński deputowany: Oświadczył, że czeka na śmierć Donalda Trumpa wideo
Szokujące słowa Zełenskiego. Ukraiński deputowany: "Oświadczył, że czeka na śmierć Donalda Trumpa"

„Zełenski oświadczył, że czeka na śmierć Donalda Trumpa. Na konferencji prasowej powiedział, że stanowisko USA w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO może się zmienić, gdy 'politycy się zmienią lub ktoś umrze'” - alarmuje na platformie X deputowany do ukraińskiego parlamentu Artem Dmytruk dołączając nagranie z telewizji SkyNews.

CNN: Rosja wykorzystuje flotę cieni do działań szpiegowskich z ostatniej chwili
CNN: Rosja wykorzystuje flotę cieni do działań szpiegowskich

Rosja wykorzystuje flotę cieni do szpiegowania - podała w czwartek CNN, powołując się na zachodnie i ukraińskie źródła wywiadowcze. Na pokładach tankowców obecni są Rosjanie powiązani ze służbami, w tym byli najemnicy z tzw. grupy Wagnera.

Prezydent zawetował nowe prawo oświatowe: To chaos, ideologizacja i eksperymentowanie z ostatniej chwili
Prezydent zawetował nowe prawo oświatowe: "To chaos, ideologizacja i eksperymentowanie"

Po konsultacjach z nauczycielami, ekspertami i rodzicami prezydent Karol Nawrocki zdecydował o zawetowaniu nowelizacji Prawa oświatowego. Jak podkreślił, proponowane zmiany prowadziłyby do chaosu, ideologizacji szkoły i eksperymentowania na dzieciach.

Okrągły Stół opuścił dziś Pałac Prezydencki, ale decyzja zapadła lata temu pilne
Okrągły Stół opuścił dziś Pałac Prezydencki, ale decyzja zapadła lata temu

Przeniesienie Okrągłego Stołu z Pałacu Prezydenckiego wywołało falę komentarzy i politycznych emocji. Jak się jednak okazuje, nie była to decyzja obecnego prezydenta. Ustalenia w tej sprawie zapadły kilka lat temu, jeszcze za prezydentury Andrzeja Dudy.

Chcieli otwartych granic, planowali atak terrorystyczny w Sylwestra tylko u nas
Chcieli otwartych granic, planowali atak terrorystyczny w Sylwestra

Ludzie generalnie zdolni są do zła i przemocy. Przypadki kiedy te występują po prawej stronie sceny politycznej, są szeroko nagłaśniane. Wielu jednak zapomina, że podobne problemy istnieją również po lewej stronie polityki. Zapomina, albo raczej: nigdy się o wielu „postępowych” radykałach nie dowiaduje, media są bowiem bardzo wybiórcze i faworyzują lewicę.

Źródła: Podpisanie umowy UE-Mercosur opóźnione do stycznia z ostatniej chwili
Źródła: Podpisanie umowy UE-Mercosur opóźnione do stycznia

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen poinformowała przywódców na szczycie w Brukseli, że podpisanie umowy UE-Mercosur zostaje opóźnione do stycznia. Sprawę nagłośniły pragnące zachować anonimowość źródła w Brukseli.

Tusk: „Umowa UE-Mercosur jest bezpieczna”. Gembicka: „Niemiecki łańcuch jest krótki” z ostatniej chwili
Tusk: „Umowa UE-Mercosur jest bezpieczna”. Gembicka: „Niemiecki łańcuch jest krótki”

„Umowa z krajami Mercosur w obecnej wersji jest bezpieczna dla polskich rolników i polskich konsumentów” - stwierdził w czwartek premier Donald Tusk. „Nie jest idealnie, ale nie jest źle” - dodał. Przekonywał, że trudno będzie zablokować umowę, ponieważ... nie ma do tego większości.

Sejm ponownie uchwalił tę samą ustawę o kryptowalutach z ostatniej chwili
Sejm ponownie uchwalił tę samą ustawę o kryptowalutach

Ten sam projekt, te same zapisy i ta sama linia sporu. Rząd ponownie przeprowadził dziś przez Sejm ustawę o rynku kryptoaktywów, mimo wcześniejszego weta prezydenta i sprzeciwu opozycji.

Zełenski rozpoczął wizytę w Polsce. Będzie podjęty temat ekshumacji na Wołyniu z ostatniej chwili
Zełenski rozpoczął wizytę w Polsce. Będzie podjęty temat ekshumacji na Wołyniu

Polityka historyczna, bezpieczeństwo i sprawy gospodarcze będą głównymi tematami rozmów prezydentów Polski i Ukrainy. Wołodymyr Zełenski po raz pierwszy spotka się z Karolem Nawrockim w Pałacu Prezydenckim.

Umowa ws. pierwszej w historii UE listy bezpiecznych krajów pochodzenia prawie na finiszu z ostatniej chwili
Umowa ws. pierwszej w historii UE listy bezpiecznych krajów pochodzenia prawie na finiszu

Negocjatorzy Parlamentu i Rady UE osiągnęli porozumienie polityczne w sprawie utworzenia unijnej listy bezpiecznych krajów pochodzenia, aby przyspieszyć rozpatrywanie wniosków o azyl.

REKLAMA

Prof. Aleksander Stępkowski: Sąd Najwyższy autoryzował bunt obwodowych komisji wyborczych

Pomimo protestów Sąd Najwyższy stwierdził w czwartek ważność referendum ogólnokrajowego z 15 października br., w którym Polacy odpowiadali m.in. na pytania o wyprzedaż majątku państwowego i likwidację bariery na granicy z Białorusią. Do orzeczenia złożono zdania odrębne. Jednym z sędziów, który takie zdanie złożył, jest sędzia SN prof. Aleksander Stępkowski.
Prof. Aleksander Stępkowski
Prof. Aleksander Stępkowski / Screen YT Rzeczpospolita

Cezary Krysztopa: – Dlaczego zdecydował się Pan złożyć zdanie odrębne do orzeczenia Sądu Najwyższego o ważności referendum?

Aleksander Stępkowski:

Najkrócej rzecz ujmując, dlatego że mieliśmy do czynienia z oczywistymi naruszeniami prawa, zaś większość składu orzekającego nie chciała tego przyznać.

Naruszenia były natomiast dla mnie tak oczywiste, że nie mogłem nad tym przejść do porządku dziennego. Sprawę uważam bowiem za niezwykle istotną również na przyszłość. Jeśli to stanowisko SN utrzymałoby się w kolejnych wyborach, to w przyszłości oczywiste naruszenia prawa nie mogłyby się spotkać z adekwatną reakcją ze strony Sądu Najwyższego, a wiążące dla administracji wyborczej wytyczne PKW zostałyby sprowadzone do rangi niewiążących zaleceń, które można dowolnie ignorować.

Nie usłyszałem żadnego argumentu merytorycznego, który tłumaczyłby decyzję uznającą, że pytanie o chęć udziału w referendum lub oczekiwanie od wyborcy, że ten, nie otrzymawszy pierwotnie karty do głosowania, upomni się o nią, nie narusza przepisu, który jasno stwierdza, że każdy wyborca, który potwierdzi swoją tożsamość, ma uzyskać karty do głosowania bez dociekania przez członków komisji, w którym z głosowań chce wziąć udział.

W uzasadnieniu uchwały czytamy, że do naruszenia tego przepisu dojść mogłoby jedynie wówczas, gdyby wyborca nie dostał karty wyborczej, a takich przypadków nie było w protestach wyborczych, bo pisali je ludzie, którzy umieli wyegzekwować dla siebie kartę.

Nie wiemy jednak, ile osób zachowało się w takiej sytuacji biernie. 

Tymczasem przepis, o którego naruszeniu mówimy, nie stanowił o prawie do głosowania, które narusza się, odmawiając karty do głosowania. Mówi natomiast o obowiązku komisji wręczenia kart do głosowania we wszystkich głosowaniach, które danego dnia miały się odbyć w lokalu wyborczym. Nie chodziło zatem o to, czy obywatel mógł faktycznie oddać głos, ale o poprawność działań komisji wyborczej – o to, czy może ona sondować chęć wzięcia przez obywatela udziału w głosowaniu albo o to, czy upomni się o kartę, gdy początkowo jej nie uzyska. Nie chodziło zatem o naruszenie prawa podmiotowego do wzięcia udziału w referendum, ale o to, czy komisja mogła bez żadnej podstawy prawnej ingerować w decyzję wyborcy o wzięciu udziału w referendum lub o rezygnacji z tego udziału. Z uzasadnienia uchwały Sądu Najwyższego niestety wynika, że członkowie komisji mogli bezkarnie zniechęcać wyborcę do udziału w głosowaniu, o ile – gdy nie udało im się dopiąć swego – ostatecznie wydali mu kartę do głosowania. W moim przekonaniu jest to stanowisko całkowicie błędne. 

Czytaj również: Tak Tusk był witany w Brukseli: „Przyjechał ich człowiek z Warszawy” [WIDEO]

Krzysztof Dośla: Robimy wszystko, aby osiągać cele na drodze dialogu, i tak samo podchodzimy do tego rządu

 

„Dziewiętnastowieczny sposób rozumienia zasady legalizmu”

– W ocenie Pana Profesora zachowanie komisji wyborczych pytających wyborców o wydanie karty referendalnej jest nie tylko naruszeniem prawa, ale również konstytucji.

– Z artykułu 7 Konstytucji wynika, że organy administracji muszą mieć podstawę prawną do podejmowania jakichkolwiek działań. Prawo obowiązujące nie zawiera upoważnienia dla członków komisji wyborczych do zadawania pytań wyborcy, czy na pewno chce brać udział w głosowaniu, bądź do sugerowania, że w niektórych głosowaniach zapewne nie chce brać udziału. A mieliśmy z tym do czynienia i były to działania podejmowane przez członków organów administracji wyborczej bez żadnej podstawy prawnej.

Większość składu orzekającego przyjęła tu dziewiętnastowieczny sposób rozumienia zasady legalizmu działań państwa. Wówczas uważano, że administracja może działać bez wyraźnej podstawy ustawowej, dopóki nie narusza praw podmiotowych obywateli.

I dokładnie to napisano w uzasadnieniu uchwały, twierdząc, że art. 52 § 2 Kodeksu wyborczego można naruszyć jedynie wówczas, gdy odmówi się wyborcy karty, czyli naruszając jego prawo do wzięcia udziału w głosowaniu. No ale od czasu, gdy tak rozumiano kryterium legalności, upłynęło grubo ponad 100 lat. Koleżanki i koledzy nie wzięli pod uwagę, że żyjemy w XXI wieku, a nie w XIX.

 

„To nie były pojedyncze przypadki”

– Skąd szokująca masowość tego procederu?

– Skalę tych praktyk trudno precyzyjnie ustalić. Sąd Najwyższy dysponował jedynie protestami wyborczymi, spośród których duża część musiała zostać pozostawiona bez dalszego biegu ze względu na braki formalne. Wielu innych informacji nie byliśmy w stanie zweryfikować.

Na pewno nieprawidłowości nie były pojedynczymi przypadkami, ale działaniami podejmowanymi przez niektórych członków komisji w sposób systematyczny.

Skala nieprawidłowości mogła mieć wiele wspólnego z faktem, że jedna ze stron sporu politycznego w swojej kampanii referendalnej jednoznacznie nawoływała do bojkotu referendum.

Widać to było również w działaniach niektórych komitetów wyborczych, które jeszcze w trakcie kampanii wykorzystywały dostępne środki zaskarżenia, by zmusić PKW do takiego ukształtowania wytycznych, by jak najłatwiej można było odmówić udziału w głosowaniu. Należy jednak podkreślić, że takie działanie komitetów wyborczych było całkowicie dopuszczalne na gruncie obowiązującego prawa.

Natomiast niedopuszczalne jest to, by podobne polityczne motywacje wyrażały się w zachowaniach członków komitetów wyborczych.  

 

„Nie spotkają ich konsekwencje”

– PKW jeszcze podczas głosowania zwracała uwagę na niedopuszczalność tego typu działań, a pomimo to trwały w najlepsze. Czy członków komisji wyborczych powinny spotkać w związku z tym jakieś konsekwencje?

– Może i powinny, ale nie spotkają, bo Sąd Najwyższy orzekł, że nie naruszyli prawa. Z uzasadnienia uchwały wynika, że nawet jeśli dopuszczaliby się najbardziej nachalnego zniechęcania wyborców do wzięcia udziału w referendum, to dopóki ostatecznie wydali kartę do głosowania, nie doszło do naruszenia prawa. Z drugiej strony pamiętajmy również, że nie wszystkie praktyki stanowiące naruszenie art. 52 § 2 Kodeksu wyborczego, i nie zawsze, można uznać za naruszenie zakazu prowadzenia kampanii referendalnej w lokalu. Ocena tych działań z perspektywy wykroczeniowej musiałaby zostać dokonana w sposób zindywidualizowany, w oparciu o konkretny materiał dowodowy, którego najczęściej brakowało. 

– W ocenie Pana Profesora, biorąc pod uwagę narrację polityczną mającą zniechęcić do udziału w referendum, proceder uprawiany przez członków komisji wyborczych nabiera znamion agitacji politycznej. Czy masowość tego procederu powinna być przyczynkiem do dyskusji na temat procedur wyłaniania członków komisji?

– Dyskusja w społeczeństwie demokratycznym jest zawsze potrzebna, zwłaszcza wówczas, gdy ujawniają się poważne zakłócenia procedur bezpośredniego sprawowania władzy przez społeczeństwo, a tym właśnie jest referendum. PKW powinna przemyśleć zaistniałą sytuację pod kątem zapewnienia apolityczności działań obwodowych komisji wyborczych w przyszłości. Te komisje składają się w dużej mierze z osób wskazanych przez partie polityczne, jednak to w żaden sposób nie upoważnia ich do naruszania zasady apolityczności prac komisji, jak często miało to miejsce 15 października. Zresztą Sąd Najwyższy potwierdził to w uzasadnieniu uchwały, w enigmatyczny sposób przypominając o konieczności zachowania apolityczności przez komisje. 

 

„Bunt obwodowych komisji wyborczych”

– Jak według Pana Profesora Sąd Najwyższy powinien orzec w sprawie ważności referendum 15 października 2023 roku?

– W moim przekonaniu decyzja o uznaniu referendum za ważne była słuszna. Protesty wyborcze pokazywały, że mieliśmy do czynienia z bardzo niepokojącymi zjawiskami, jednak dowody, jakimi dysponowaliśmy, nie dawały podstaw do podważenie wyniku referendum. Natomiast Sąd Najwyższy powinien był w uzasadnieniu stwierdzić naruszenia art. 52 §2 Kodeksu wyborczego i napiętnować nielegalne działania obwodowych komisji wyborczych naruszające art. 161 § 1 kodeksu przez ignorowanie wiążących wytycznych PKW. Nie powinien natomiast autoryzować tych naruszeń, uznając, że nic się nie stało, jeśli tylko zniechęcany do udziału w referendum wyborca ostatecznie otrzymał kartę do głosowania. Było to szczególnie istotne w kontekście treści wytycznych PKW i jej interwencji w dniu wyborów.

Zamiast tego jednak Sąd Najwyższy autoryzował bunt obwodowych komisji wyborczych względem PKW.

Kodeks wyborczy wyraźnie stwierdza, że wytyczne PKW są wiążące dla obwodowych komisji wyborczych. Mimo to komisje ostentacyjnie lekceważyły wytyczne, a Sąd Najwyższy zamiast ostro to potępić, stwierdził, że w ogóle nie doszło do naruszenia prawa. Były one jednak na tyle oczywiste, że Sąd Najwyższy musiał przyznać nieśmiało w uzasadnieniu, że były jakieś – bliżej niedookreślone – problemy z apolitycznością komisji. Wyszedł z tego komunikacyjny mętlik. 
 



 

Polecane