Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co może chodzić w projekcie North Stream 2

Warto obserwować co się dzieje z kursem rubla, bo to jeden z najlepszych markerów pozwalających zorientować się jak wyglądają rzeczywiste nastroje wśród rosyjskich „kapitanów przemysłu”. Przedwczoraj (22 sierpnia) rubel zaczął tracić wobec dolara i euro już od samego rana. Analitycy wskazywali, na dwie zasadnicze przyczyny takiego zachowania rosyjskiej waluty. Otóż Bank Centralny na początku tygodnia wznowił politykę skupowania z rynku walut wymienialnych, mimo że jeszcze w ubiegły piątek informował o czasowym zaniechaniu tej polityki. Dodatkowo, na rynek przeniknęła informacja, że zapasy złota, zgromadzone przez Bank Centralny są na rekordowym poziomie. Wszystko to razem ocenione zostało dość jednoznacznie – otóż władze za wszelką cenę dążą do zwiększenia rezerw przygotowując się na nadejście jeszcze gorszych, niźli obecnie czasów.
 Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co  może chodzić w projekcie North Stream 2
/ screen yt
W efekcie o godzinie 20.00 czasu miejscowego kurs euro podniósł się o 1 rubla, a wobec dolara o 1,3 rubla, chwilami przebijając psychologiczną barierę 69 rubli za 1 dolara. Analitycy dostrzegli, że najsilniejsza przecena miejscowej waluty miała miejsce ok. godziny 18.50, kiedy to minister rozwoju gospodarczego zapowiedział, że jego resort w najbliższym czasie skoryguje prognozy dla rosyjskiej gospodarki. Trzeba pamiętać, że resort ministra Orieszkina już w czerwcu przeprowadził operacje korygowania (czytaj obniżki) wskaźników i powtórzenie tej operacji raptem po upływie dwóch miesięcy nie świadczy dobrze o kondycji i perspektywach rosyjskiej gospodarki. W pierwszej kolejności minister odnosił się do prognoz swego resortu dotyczącego kursu waluty. Przypomnijmy, że w czerwcu zakładano, że na koniec roku dolar kosztował będzie 61,7 rubla, na koniec 2019, 63,8 rubla a na koniec 2020 – 64,1 rubla. Jak widać, władze zamierzały osłabić kurs rosyjskiej waluty, bo w dłuższej perspektywie wpływa to korzystnie na konkurencyjność eksportu, ale tempo słabnięcia rubla jest obecnie zbyt wielkie, co grozi zarówno powrotowi inflacji, jak i niebezpiecznym zawirowaniom na rosyjskim rynku bankowym. Przy okazji Orieszkin napomknął, o rekordowym wycofywaniu się zachodnich inwestorów z rosyjskiego rynku finansowego, co też nie sprzyjało uspokojeniu sytuacji. Informacje te potwierdza ostatni raport analityków Reiffeisenbanku, którzy szacują, że z rachunków korporacyjnych od początku kwietnia wycofano 17,3 mld dolarów, czyli 6,5 % wszystkich lokat firm w walutach wymienialnych (wliczając w to też firmy rosyjskie). Dodatkowo na rynek dotarła informacja, że władze Banku Centralnego chcą zaostrzyć kryteria transferu walut przez obecne w Rosji spółki – córki zachodnich banków. Wszystko to zinterpretowane zostało jako pogarszające się perspektywy dla rosyjskiej waluty i stąd spadki.
         Jeśli idzie o zapowiedzi ministra Orieszkina na temat perspektyw rosyjskiego PKB, to coraz większa grupa występujących w rosyjskich mediach ekspertów jest przekonana, że w gruncie rzeczy przygotowują one kraj do nadchodzącej w 2019 roku recesji. Tym bardziej, że rozkręcająca się wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami doprowadzić może do spowolnienia światowej gospodarki, co dla Rosji, eksportera surowców jest zjawiskiem groźnym.
         Spadki na rosyjskiej giełdzie walutowej są też efektem ogólnego poczucia braku stabilności na światowym rynku, a szczególnie obaw o to jakimi sankcjami Amerykanie obłożą rosyjskie firmy. Szczególnie mocno spadały ostatnio kursy rosyjskich banków kontrolowanych przez państwo – kurs akcji WTB osiągnął najniższy poziom od 2014 roku, a największy rosyjski bank – Sbierbank, zwłaszcza po tym jak poinformował, że na osłabieniu tureckiej liry straci miliard dolarów, musiał pogodzić się z tym, że jego akcje osiągnęły najniższy od roku poziom. Jednym słowem rynek jest rozchwiany i podatny na plotki, pogłoski i histeryczne zachowania – uważają obserwatorzy. Mimo, że ostatnie amerykańskie sankcje zapowiedziano przed kilkunastoma dniami i następnych nie można spodziewać się na dniach, to każde pogłoski w tej materii wywołują nerwowe reakcje. Przedwczorajszą wypowiedź prezydenta Putina, który po spotkaniu z prezydentem Finlandii w Soczi powiedział, że „liczy na to, że Stany Zjednoczone zrozumieją, że polityka nakładania sankcji jest nieefektywna, zwłaszcza jeśli chodzi o taki kraj jak Rosję” odczytano jako zapowiedź, że sankcje jeszcze potrwają i to wcale nie krótko.
         W efekcie, dążąc do uspokojenia sytuacji na rynku walutowym wczoraj (23 sierpnia) rosyjski Bank Centralny poinformował, że wstrzymuje operacje skupu walut wymienialnych z rynku. A dodatkowo, pojawiły się niemal natychmiast oferty sprzedaży dużych pakietów walut, co odczytano jako rozpoczęcie, choć po cichu, polityki interwencji. Według deklaracji płynących z Banku Centralnego skupowanie walut wstrzymano na miesiąc. Działania te doprowadziły do tego, że rubel wczoraj i dziś rano odrobił część strat.
         Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja na rynku jest nerwowa i reaguje on na wszystkie informacje dotyczące sytuacji międzynarodowej a rosyjskie władze muszą liczyć się nawet z wybuchem paniki.
         Znacznie zmniejsza to skłonność Moskwy do udzielania pomocy finansowej zaprzyjaźnionym państwom. Mógł się o tym przekonać białoruski prezydent Łukaszenka, który wczoraj prowadził z Putinem rozmowy w Soczi. Ich efekt nie jest znany, ale na podstawie przecieków i już zapadających decyzji można oceniać, że w gruncie rzeczy nic nie uzyskał. Mińsk zwracał się do Moskwy o udzielenie pożyczki w wysokości 1 mld dolarów, po to aby móc spłacić kredyty, których terminy spłaty przypadają w tym roku. Dodatkowo, jak argumentowały rosyjskie media, przedmiotem sporu między Mińskiem a Moskwą była nieoficjalna zapowiedź zmiany rosyjskiego ambasadora na Białorusi. Miał nim zostać Michaił Babicz, który uchodzi za zwolennika twardego kursu wobec republik postsowieckich. Ten wywodzący się z KGB rosyjski urzędnik jest człowiekiem „do zadań specjalnych”. Warto przypomnieć, że w latach 2003 – 2004 stał na czele rządu Czeczenii, potem kierował rosyjskimi pogranicznikami i był członkiem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, która podejmowała decyzję o aneksji Krymu. Z tego właśnie powodu Kijów odmówił zgody, kiedy w 2016 Babicz miał zostać rosyjskim ambasadorem na Ukrainie. Nieoficjalne negocjacje z Mińskiem w sprawie nominacji dla niego ciągnęły kilka miesięcy, ponoć, białoruskie władze były przeciwne, ale teraz wszystko jest już jasne. Dziś rano prezydent Putin podpisał nominacje dla niego. A na dodatek otrzymał nie tylko funkcje ambasadora Rosji w Mińsku, ale również specjalnego pełnomocnika rosyjskiego prezydenta dla rozwoju relacji handlowych i ekonomicznych z Białorusią. A te ostatnie, z punktu widzenia Mińska wyglądają źle i perspektyw poprawy nie widać, będzie tylko gorzej. Wprowadzone wiosną ograniczenia dla importu białoruskiego mleka do Rosji w większej części pozostają nadal w mocy. Doprowadziło to do sytuacji dość nieoczekiwanej. Otóż związek rosyjskich producentów słodyczy zwrócił się z oficjalnym listem do wicepremiera Siulianowa, odpowiadającego w rosyjskim rządzie za blok gospodarczy z prośbą aby „coś z tym zrobić”, bo jeśli polityką ograniczeń nie ulegnie zmianie, to już pod koniec roku w Rosji będzie brakowało mleka w proszku i nie będą oni w stanie produkować.
         Mińsk jest tez bardzo zaniepokojony zapowiedzianą reformą rosyjskiego systemu opodatkowania eksportu węglowodorów polegająca na nałożeniu jednolitego podatku na producentów, niezależnie od tego czy ropa jest eksportowana czy przetwarzana w Rosji. Jej skutki mogą być dla białoruskiej gospodarki niezwykle bolesne, bo w pozbawią jest znaczącej części dochodów z przetwórstwa tanio kupowanej rosyjskiej ropy. Może dlatego, jak zauważyli rosyjscy dziennikarze białoruski prezydent po rozmowach z Putinem wyglądał na bardzo zmęczonego i niezadowolonego. Argumentują oni, że chyba niewiele albo zupełnie nic nie uzyskał, skoro zrezygnował z zapowiedzianej już wcześniej wspólnej z Putinem wyprawy na turniej sambo, czym musiał sprawić znanemu miłośnikowi judo (sambo jest mieszaną rosyjską formułą łączącą elementy judo i zapasów), prezydentowi Rosji, sporą przykrość.
         Rosyjskie media zauważyły tez, że Łukaszenka w krótkiej, 10 zdaniowej wypowiedzi po zakończeniu spotkania z Putinem w Soczi aż 8 razy użył, opisując wzajemne relacje, sformułowania „problemy”.
         Jeśli myślimy o Białorusi, to trzeba na chwilę, wrócić do ostatniej wizyty Putina w Niemczech. W Polsce wiele uwagi poświęca się możliwości zbliżenia między Moskwą w Berlinem, co jest zupełnie zrozumiałe w obliczu wyraźnie anty- atlantyckiego skrętu polityki niemieckiej (choćby biorąc pod uwagę propozycje niemieckiego ministra spraw zagranicznych wyrażone w ostatnim artykule opublikowanym w Handelsblatt), a na to jak taka współpraca może wpłynąć na sytuację Mińska zupełnie nie zwraca się uwagi. Pisze o tym znana rosyjska dziennikarka Julia Łatynina, warto więc jej wywodom poświęcić nieco uwagi. Otóż w 100 % zgadza się ona z poglądem, że projekt North Stream 2 jest przedsięwzięciem geopolitycznym, nie zaś ekonomicznym. Z punktu widzenia Rosji nie ma on większego sensu, dla akcjonariuszy Gazpromu też nie jest zbyt lukratywny.  W jej opinii nawet straty Ukrainy z tytułu zamknięcia czy znacznego ograniczenia rosyjskiego tranzytu gazu, szacowane na około 2 mld dolarów, nie są na tyle dojmujące, aby Zachód nie był w stanie równoważyć tego posunięcia. Anty-ukraińska broń gazowa okazała się bronią jednorazowego użycia, a teraz i tak Kijów kupuje całość swego zapotrzebowania na gaz korzystając z zachodniego rewersu. Oczywiście jej zdaniem, cały projekt obliczony jest na związanie z Moskwą Berlina. Tylko po co, zastanawia się dziennikarka? I zwraca uwagę, że już zmiana systemu opodatkowania eksportu rosyjskich węglowodorów kosztowała będzie Mińsk stratę ok. 3 mld dolarów, czyli 5 % lokalnego PKB. A jeśli dodać do tego wyłączenie będącego w 100 % własnością Gazpromu gazociągu przecinającego Białoruś? Dziś nie jest to możliwe, bo taki ruch musiałby się równać zmniejszeniu dostaw na Zachód, a Moskwa ani nie chce, ani nie może tego robić, ale po otwarciu North Stream 2 będzie można i zaopatrywać odbiorców w Niemczech i utrzymać tranzyt przez Ukrainę. Tylko jak na tym wyjdzie Mińsk? Trzeba brać pod uwagę, że całość infrastruktury gazowej na Białorusi kontroluje dziś Gazprom, chodzi nie tylko o instalacje przesyłowe, ale również linie wewnętrzne, w tym i zaopatrujące ludność. Organizacja rewersu w takich warunkach będzie niezwykle, jej zdaniem trudna, jeśli w ogóle możliwa. I wówczas, po powstaniu North Stream 2, gazociąg stanie się bronią, tylko, że nie wymierzona w Ukrainę, ale w Białoruś. Państwo kulturowo bliskie Rosji, którym rządzi starzejący się dyktator o los, którego nikt w Europie nie będzie się troszczył. Takie, które przecież dziś tworzy z Rosją jedno związkowe państwo. Wystarczy tylko „pogłębić integrację”, a nawet będzie można doprowadzić do jej pełnego wymiaru, czyli inkorporacji. I problem kolejnej kadencji Putina też się przy okazji rozwiąże, bo przecież zapisy konstytucyjne przestaną obowiązywać skoro  powstanie nowe państwo. A przy tym Rosja rozwiąże sporo swoich problemów – i te związane z depopulacja, i ze zbliżaniem się NATO do jej granic i z zaopatrzeniem w żywność, i z możliwością usadowienia się Chin przy swojej zachodniej granicy. Czyżby zatem w całym projekcie North Stream 2 chodziło o coś zupełnie innego niźli myśli świat? Pamiętajmy, że Rosjanie są mistrzami świata, jeśli chodzi o „maskirowkę”.
 
 

 

POLECANE
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

„Ostatnie szlify nowej kancelarii”. Na kogo stawia Karol Nawrocki gorące
„Ostatnie szlify nowej kancelarii”. Na kogo stawia Karol Nawrocki

Trwają ostatnie przygotowania do inauguracji prezydentury Karola Nawrockiego. Jak zapowiedział jego rzecznik Rafał Leśkiewicz, w ciągu kilku dni prezydent elekt Karol Nawrocki przedstawi skład swojej kancelarii,

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka pilne
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Przed nami upalny dzień, miejscami będzie nam towarzyszyło odczucie duchoty, które od samego rana będzie niekorzystnie wpływać na ogólne samopoczucie. IMGW wydał też ostrzeżenia przed silnymi burzami z deszcze i gradem, które nawiedzą zachodnie województwa.

Co dalej z koalicją? Polacy powiedzieli, co sądzą [sondaż] z ostatniej chwili
Co dalej z koalicją? Polacy powiedzieli, co sądzą [sondaż]

Według badania przeprowadzonego przez pracownię United Surveys dla Wirtualnej Polski 54,3 proc. respondentów zgadza się ze stwierdzeniem, że rządząca koalicja przetrwa do końca kadencji, przeciwnego zdania jest natomiast 39,6 proc.

PGE wydała pilny komunikat z ostatniej chwili
PGE wydała pilny komunikat

PGE Energia Ciepła, spółka z Grupy PGE, podpisała umowę na budowę nowoczesnej kotłowni gazowej o mocy 28 MWt z układami towarzyszącymi – informuje PGE.

Cholera w Polsce. Minister zdrowia zabrała głos z ostatniej chwili
Cholera w Polsce. Minister zdrowia zabrała głos

– Za kilka dni dowiemy się, czy pacjentka zakażona bakterią cholery jest nosicielem toksyny, która wywołuje tę chorobę – wskazała w niedzielę minister zdrowia Izabela Leszczyna. Podkreśliła, że pacjentka jest pod opieką, a osoby, z którymi miała kontakt, trafiły na kwarantannę.

Awaryjne lądowanie samolotu z Poznania. Dym w kokpicie z ostatniej chwili
Awaryjne lądowanie samolotu z Poznania. Dym w kokpicie

Samolot linii lotniczych Wizz Air lecący z Poznania na lotnisko London-Luton został zmuszony do awaryjnego lądowania w Amsterdamie po tym, jak piloci zgłosili dym w kokpicie – podał w niedzielę brytyjski portal The Standard. Na pokładzie było ponad 200 pasażerów; nikomu nic się nie stało.

Grafzero: Openboxing lato 2025 z ostatniej chwili
Grafzero: Openboxing lato 2025

Grafzero vlog literacki robi wakacyjny openboxing. W pudełkach tomik poezji, kontrowersyjna książka popularno-naukowa, trochę polskiej fantastyki. Poza tym tajemnicze starocie, nawiązanie do Odysei i nieco zapomnianych książek :)

Co z rekonstrukcją rządu? Padła data z ostatniej chwili
Co z rekonstrukcją rządu? Padła data

Do zmian w gabinecie premiera Donalda Tuska ma dojść w środę 23 lipca – informuje TVN24.

Atak nożownika w Radomiu. Policja podała narodowość sprawcy z ostatniej chwili
Atak nożownika w Radomiu. Policja podała narodowość sprawcy

46‑letni Kolumbijczyk zatrzymany po brutalnym ataku nożem w Radomiu. 35‑latek cudem uniknął śmierci.

REKLAMA

Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co może chodzić w projekcie North Stream 2

Warto obserwować co się dzieje z kursem rubla, bo to jeden z najlepszych markerów pozwalających zorientować się jak wyglądają rzeczywiste nastroje wśród rosyjskich „kapitanów przemysłu”. Przedwczoraj (22 sierpnia) rubel zaczął tracić wobec dolara i euro już od samego rana. Analitycy wskazywali, na dwie zasadnicze przyczyny takiego zachowania rosyjskiej waluty. Otóż Bank Centralny na początku tygodnia wznowił politykę skupowania z rynku walut wymienialnych, mimo że jeszcze w ubiegły piątek informował o czasowym zaniechaniu tej polityki. Dodatkowo, na rynek przeniknęła informacja, że zapasy złota, zgromadzone przez Bank Centralny są na rekordowym poziomie. Wszystko to razem ocenione zostało dość jednoznacznie – otóż władze za wszelką cenę dążą do zwiększenia rezerw przygotowując się na nadejście jeszcze gorszych, niźli obecnie czasów.
 Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co  może chodzić w projekcie North Stream 2
/ screen yt
W efekcie o godzinie 20.00 czasu miejscowego kurs euro podniósł się o 1 rubla, a wobec dolara o 1,3 rubla, chwilami przebijając psychologiczną barierę 69 rubli za 1 dolara. Analitycy dostrzegli, że najsilniejsza przecena miejscowej waluty miała miejsce ok. godziny 18.50, kiedy to minister rozwoju gospodarczego zapowiedział, że jego resort w najbliższym czasie skoryguje prognozy dla rosyjskiej gospodarki. Trzeba pamiętać, że resort ministra Orieszkina już w czerwcu przeprowadził operacje korygowania (czytaj obniżki) wskaźników i powtórzenie tej operacji raptem po upływie dwóch miesięcy nie świadczy dobrze o kondycji i perspektywach rosyjskiej gospodarki. W pierwszej kolejności minister odnosił się do prognoz swego resortu dotyczącego kursu waluty. Przypomnijmy, że w czerwcu zakładano, że na koniec roku dolar kosztował będzie 61,7 rubla, na koniec 2019, 63,8 rubla a na koniec 2020 – 64,1 rubla. Jak widać, władze zamierzały osłabić kurs rosyjskiej waluty, bo w dłuższej perspektywie wpływa to korzystnie na konkurencyjność eksportu, ale tempo słabnięcia rubla jest obecnie zbyt wielkie, co grozi zarówno powrotowi inflacji, jak i niebezpiecznym zawirowaniom na rosyjskim rynku bankowym. Przy okazji Orieszkin napomknął, o rekordowym wycofywaniu się zachodnich inwestorów z rosyjskiego rynku finansowego, co też nie sprzyjało uspokojeniu sytuacji. Informacje te potwierdza ostatni raport analityków Reiffeisenbanku, którzy szacują, że z rachunków korporacyjnych od początku kwietnia wycofano 17,3 mld dolarów, czyli 6,5 % wszystkich lokat firm w walutach wymienialnych (wliczając w to też firmy rosyjskie). Dodatkowo na rynek dotarła informacja, że władze Banku Centralnego chcą zaostrzyć kryteria transferu walut przez obecne w Rosji spółki – córki zachodnich banków. Wszystko to zinterpretowane zostało jako pogarszające się perspektywy dla rosyjskiej waluty i stąd spadki.
         Jeśli idzie o zapowiedzi ministra Orieszkina na temat perspektyw rosyjskiego PKB, to coraz większa grupa występujących w rosyjskich mediach ekspertów jest przekonana, że w gruncie rzeczy przygotowują one kraj do nadchodzącej w 2019 roku recesji. Tym bardziej, że rozkręcająca się wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami doprowadzić może do spowolnienia światowej gospodarki, co dla Rosji, eksportera surowców jest zjawiskiem groźnym.
         Spadki na rosyjskiej giełdzie walutowej są też efektem ogólnego poczucia braku stabilności na światowym rynku, a szczególnie obaw o to jakimi sankcjami Amerykanie obłożą rosyjskie firmy. Szczególnie mocno spadały ostatnio kursy rosyjskich banków kontrolowanych przez państwo – kurs akcji WTB osiągnął najniższy poziom od 2014 roku, a największy rosyjski bank – Sbierbank, zwłaszcza po tym jak poinformował, że na osłabieniu tureckiej liry straci miliard dolarów, musiał pogodzić się z tym, że jego akcje osiągnęły najniższy od roku poziom. Jednym słowem rynek jest rozchwiany i podatny na plotki, pogłoski i histeryczne zachowania – uważają obserwatorzy. Mimo, że ostatnie amerykańskie sankcje zapowiedziano przed kilkunastoma dniami i następnych nie można spodziewać się na dniach, to każde pogłoski w tej materii wywołują nerwowe reakcje. Przedwczorajszą wypowiedź prezydenta Putina, który po spotkaniu z prezydentem Finlandii w Soczi powiedział, że „liczy na to, że Stany Zjednoczone zrozumieją, że polityka nakładania sankcji jest nieefektywna, zwłaszcza jeśli chodzi o taki kraj jak Rosję” odczytano jako zapowiedź, że sankcje jeszcze potrwają i to wcale nie krótko.
         W efekcie, dążąc do uspokojenia sytuacji na rynku walutowym wczoraj (23 sierpnia) rosyjski Bank Centralny poinformował, że wstrzymuje operacje skupu walut wymienialnych z rynku. A dodatkowo, pojawiły się niemal natychmiast oferty sprzedaży dużych pakietów walut, co odczytano jako rozpoczęcie, choć po cichu, polityki interwencji. Według deklaracji płynących z Banku Centralnego skupowanie walut wstrzymano na miesiąc. Działania te doprowadziły do tego, że rubel wczoraj i dziś rano odrobił część strat.
         Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja na rynku jest nerwowa i reaguje on na wszystkie informacje dotyczące sytuacji międzynarodowej a rosyjskie władze muszą liczyć się nawet z wybuchem paniki.
         Znacznie zmniejsza to skłonność Moskwy do udzielania pomocy finansowej zaprzyjaźnionym państwom. Mógł się o tym przekonać białoruski prezydent Łukaszenka, który wczoraj prowadził z Putinem rozmowy w Soczi. Ich efekt nie jest znany, ale na podstawie przecieków i już zapadających decyzji można oceniać, że w gruncie rzeczy nic nie uzyskał. Mińsk zwracał się do Moskwy o udzielenie pożyczki w wysokości 1 mld dolarów, po to aby móc spłacić kredyty, których terminy spłaty przypadają w tym roku. Dodatkowo, jak argumentowały rosyjskie media, przedmiotem sporu między Mińskiem a Moskwą była nieoficjalna zapowiedź zmiany rosyjskiego ambasadora na Białorusi. Miał nim zostać Michaił Babicz, który uchodzi za zwolennika twardego kursu wobec republik postsowieckich. Ten wywodzący się z KGB rosyjski urzędnik jest człowiekiem „do zadań specjalnych”. Warto przypomnieć, że w latach 2003 – 2004 stał na czele rządu Czeczenii, potem kierował rosyjskimi pogranicznikami i był członkiem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, która podejmowała decyzję o aneksji Krymu. Z tego właśnie powodu Kijów odmówił zgody, kiedy w 2016 Babicz miał zostać rosyjskim ambasadorem na Ukrainie. Nieoficjalne negocjacje z Mińskiem w sprawie nominacji dla niego ciągnęły kilka miesięcy, ponoć, białoruskie władze były przeciwne, ale teraz wszystko jest już jasne. Dziś rano prezydent Putin podpisał nominacje dla niego. A na dodatek otrzymał nie tylko funkcje ambasadora Rosji w Mińsku, ale również specjalnego pełnomocnika rosyjskiego prezydenta dla rozwoju relacji handlowych i ekonomicznych z Białorusią. A te ostatnie, z punktu widzenia Mińska wyglądają źle i perspektyw poprawy nie widać, będzie tylko gorzej. Wprowadzone wiosną ograniczenia dla importu białoruskiego mleka do Rosji w większej części pozostają nadal w mocy. Doprowadziło to do sytuacji dość nieoczekiwanej. Otóż związek rosyjskich producentów słodyczy zwrócił się z oficjalnym listem do wicepremiera Siulianowa, odpowiadającego w rosyjskim rządzie za blok gospodarczy z prośbą aby „coś z tym zrobić”, bo jeśli polityką ograniczeń nie ulegnie zmianie, to już pod koniec roku w Rosji będzie brakowało mleka w proszku i nie będą oni w stanie produkować.
         Mińsk jest tez bardzo zaniepokojony zapowiedzianą reformą rosyjskiego systemu opodatkowania eksportu węglowodorów polegająca na nałożeniu jednolitego podatku na producentów, niezależnie od tego czy ropa jest eksportowana czy przetwarzana w Rosji. Jej skutki mogą być dla białoruskiej gospodarki niezwykle bolesne, bo w pozbawią jest znaczącej części dochodów z przetwórstwa tanio kupowanej rosyjskiej ropy. Może dlatego, jak zauważyli rosyjscy dziennikarze białoruski prezydent po rozmowach z Putinem wyglądał na bardzo zmęczonego i niezadowolonego. Argumentują oni, że chyba niewiele albo zupełnie nic nie uzyskał, skoro zrezygnował z zapowiedzianej już wcześniej wspólnej z Putinem wyprawy na turniej sambo, czym musiał sprawić znanemu miłośnikowi judo (sambo jest mieszaną rosyjską formułą łączącą elementy judo i zapasów), prezydentowi Rosji, sporą przykrość.
         Rosyjskie media zauważyły tez, że Łukaszenka w krótkiej, 10 zdaniowej wypowiedzi po zakończeniu spotkania z Putinem w Soczi aż 8 razy użył, opisując wzajemne relacje, sformułowania „problemy”.
         Jeśli myślimy o Białorusi, to trzeba na chwilę, wrócić do ostatniej wizyty Putina w Niemczech. W Polsce wiele uwagi poświęca się możliwości zbliżenia między Moskwą w Berlinem, co jest zupełnie zrozumiałe w obliczu wyraźnie anty- atlantyckiego skrętu polityki niemieckiej (choćby biorąc pod uwagę propozycje niemieckiego ministra spraw zagranicznych wyrażone w ostatnim artykule opublikowanym w Handelsblatt), a na to jak taka współpraca może wpłynąć na sytuację Mińska zupełnie nie zwraca się uwagi. Pisze o tym znana rosyjska dziennikarka Julia Łatynina, warto więc jej wywodom poświęcić nieco uwagi. Otóż w 100 % zgadza się ona z poglądem, że projekt North Stream 2 jest przedsięwzięciem geopolitycznym, nie zaś ekonomicznym. Z punktu widzenia Rosji nie ma on większego sensu, dla akcjonariuszy Gazpromu też nie jest zbyt lukratywny.  W jej opinii nawet straty Ukrainy z tytułu zamknięcia czy znacznego ograniczenia rosyjskiego tranzytu gazu, szacowane na około 2 mld dolarów, nie są na tyle dojmujące, aby Zachód nie był w stanie równoważyć tego posunięcia. Anty-ukraińska broń gazowa okazała się bronią jednorazowego użycia, a teraz i tak Kijów kupuje całość swego zapotrzebowania na gaz korzystając z zachodniego rewersu. Oczywiście jej zdaniem, cały projekt obliczony jest na związanie z Moskwą Berlina. Tylko po co, zastanawia się dziennikarka? I zwraca uwagę, że już zmiana systemu opodatkowania eksportu rosyjskich węglowodorów kosztowała będzie Mińsk stratę ok. 3 mld dolarów, czyli 5 % lokalnego PKB. A jeśli dodać do tego wyłączenie będącego w 100 % własnością Gazpromu gazociągu przecinającego Białoruś? Dziś nie jest to możliwe, bo taki ruch musiałby się równać zmniejszeniu dostaw na Zachód, a Moskwa ani nie chce, ani nie może tego robić, ale po otwarciu North Stream 2 będzie można i zaopatrywać odbiorców w Niemczech i utrzymać tranzyt przez Ukrainę. Tylko jak na tym wyjdzie Mińsk? Trzeba brać pod uwagę, że całość infrastruktury gazowej na Białorusi kontroluje dziś Gazprom, chodzi nie tylko o instalacje przesyłowe, ale również linie wewnętrzne, w tym i zaopatrujące ludność. Organizacja rewersu w takich warunkach będzie niezwykle, jej zdaniem trudna, jeśli w ogóle możliwa. I wówczas, po powstaniu North Stream 2, gazociąg stanie się bronią, tylko, że nie wymierzona w Ukrainę, ale w Białoruś. Państwo kulturowo bliskie Rosji, którym rządzi starzejący się dyktator o los, którego nikt w Europie nie będzie się troszczył. Takie, które przecież dziś tworzy z Rosją jedno związkowe państwo. Wystarczy tylko „pogłębić integrację”, a nawet będzie można doprowadzić do jej pełnego wymiaru, czyli inkorporacji. I problem kolejnej kadencji Putina też się przy okazji rozwiąże, bo przecież zapisy konstytucyjne przestaną obowiązywać skoro  powstanie nowe państwo. A przy tym Rosja rozwiąże sporo swoich problemów – i te związane z depopulacja, i ze zbliżaniem się NATO do jej granic i z zaopatrzeniem w żywność, i z możliwością usadowienia się Chin przy swojej zachodniej granicy. Czyżby zatem w całym projekcie North Stream 2 chodziło o coś zupełnie innego niźli myśli świat? Pamiętajmy, że Rosjanie są mistrzami świata, jeśli chodzi o „maskirowkę”.
 
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe