Prof. David Engels: Zachód upada. „No to co?”

Tytułowe pytanie nie jest aż tak bezczelne, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Przede wszystkim trzeba przyznać, że dla zdecydowanej większości ludzi w Europie ów koniec Zachodu jest czymś zupełnie obojętnym, gdyż dla nich tak naprawdę już od dawna nie istnieje. Liczba tych, którzy gotowi byliby podjąć jakiekolwiek realne ryzyko w imię czegoś więcej niż tylko bezpośrednie przetrwanie, jest w każdym razie niezmiernie mała. I nie należy się spodziewać, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Koniec Zachodu. Grafika poglądowa Prof. David Engels: Zachód upada. „No to co?”
Koniec Zachodu. Grafika poglądowa / Pixabay.com

Francis Fukuyama, choć często słusznie krytykowany, swymi przepowiedniami bliskiego „końca historii” nie mijał się aż tak bardzo z prawdą. Bowiem nawet jeśli „ta” historia nigdy się nie skończy – przynajmniej dopóty, dopóki na ziemi istnieć będzie choćby tylko dwoje ludzi z odrobiną ambicji  – i nawet jeśli oczekiwanie ogólnoludzkiego braterstwa w duchu liberalizmu, demokracji i globalizmu świadczy co najwyżej o godnej ubolewania naiwności, fakt pozostaje faktem:​​ większość Europejczyków mentalnie i emocjonalnie odeszła od historii.

I to zarówno w przypadku tej ich własnej zachodniej cywilizacji  –  zbyt dużym wysiłkiem okazuje się być dla nich solidarne dźwiganie jej ciężaru i sprostanie wysokim wymaganiom naszej przeszłości ­–   jak również w przypadku owej „Wielkiej Gry” historii świata. Bowiem o wiele łatwiej jest odsądzać ją od czci i wiary jako coś z gruntu niemoralnego, niźli podjąć tę kostkę do gry w tym miejscu, gdzie właśnie upadła.

 

Zachód umiera, ponieważ nikogo już to nie obchodzi

Staje się przeto coraz bardziej zrozumiałe, iż „upadek Zachodu”, o którym wspominał Oswald Spengler ­ –  choć faktycznie oczekiwany był od czasu fin de siècle i z rozsądną dokładnością przewidywany był przez setki innych europejskich myślicieli i artystów – w żaden sposób nie implikuje wagnerowskiej pożogi światowej, upadku Walhalli, lecz oznacza raczej entropijną śmierć Zachodu z powodu ogólnego braku zainteresowania. Zachód umiera nie dlatego, że jest zagrożony od zewnątrz lub od wewnątrz, ale dlatego, że w gruncie rzeczy nikogo to już nie interesuje, nikomu na tym nie zależy – wszak nawet ostatni Europejczycy nie są już w stanie zachować intelektualnej ciągłości z przeszłością.

Zakotwiczyć swoje życie w chrześcijańskiej transcendencji, a nie tylko w hedonizmie i materializmie; przyjmować naturalne okoliczności jako wyzwanie, nie zaś jako przedmiot li tylko oburzenia; związać się w długotrwałym życiowym partnerstwie, które wykracza poza chwilową, instynktowną gratyfikację; postrzegać siebie jako więź między przeszłością a przyszłością poprzez ofiarne wychowywanie dzieci, a nie tylko przez pracę i tzw. samorealizację; dobrowolnie zakorzenić się w tradycji i nie wyrzekać się swej ojczyzny; wykonywać swoje zadania dla nich samych, a nie patrzeć na wszystko jedynie przez pryzmat doraźnych utylitarnych korzyści – to wszystko wymaga wielkiego napięcia psychicznego – coś, co wydaje się zupełnie niezrozumiałe nie tylko z powodu wszechobecnej kultury zabawy i przyjemności, ale za sprawą uprawianej przez rządzące elity coraz bardziej drakońskiej polityki „cancel”, stało się już czymś wręcz śmiesznym, a nawet politycznie podejrzanym. 

 

Przeciwstawiać się takiemu a nie innemu biegowi spraw – właściwie po co?

Tak więc ów znak ostrzegawczy stopniowego pogrążania się w posthistorycznym fellachizmie wypisany został już na ścianie wielkimi literami – i nie byłby to bynajmniej pierwszy taki przypadek w historii świata. Jeśli czegokolwiek uczy nas porównawcze spojrzenie na historię, to głównie właśnie tego, że wszystkie dotychczasowe wielkie cywilizacje upadały nie w jakiejś wielkiej katastrofie – która zwykle nadchodzi w chwili, gdy i tak jest już za późno – lecz z powodu abdykacji ludzi przed odpowiedzialnością zbiorową. Zanikająca wiara w transcendencję, katastrofa demograficzna, rozpadające się struktury rodzinne, globalizm, skrajna polaryzacja społeczeństwa, nadmierna eksploatacja środowiska, masowe migracje, populizm – wszystko to nie jest bynajmniej czymś nowym, należy wręcz do standardowego repertuaru każdego późnego okresu.

Jak bardzo słuszne i zrozumiałe byłoby utyskiwanie pojedynczych Europejczyków na taki a nie inny rozwój wydarzeń i ich próba przeciwstawienia się temu, tak odpowiedź na pytanie: po co właściwie, wydaje się mocno niepewna i wątpliwa. Najbardziej spodziewaną reakcją byłoby bowiem odrzucenie owej wizji upadku jako czegoś nadto defetystycznego i co najwyżej uznanie tego za wydarzenie, owszem, możliwe lub nieuchronne, ale tylko pod warunkiem, że nie przeciwstawią się temu dostatecznie odważni ludzie Zachodu – a więc „upadek” jako ostrzeżenie, nie zaś jako fatum.

 

Istnieją zatem dobre powody, aby kontynuować zadanie

W rzeczy samej, ta odpowiedź wydaje się retorycznie najmądrzejsza, jednak nie czyni jej to czymś bardziej prawdziwym. Istnieje bowiem ryzyko, że ci, którzy przygotowują się na upadek tylko dlatego, iż wierzą w jakąś realną alternatywę, wpadną nieuchronnie w pustkę beznadziei, gdy sobie uświadomią, iż walczyli tak naprawdę o czystą iluzję. Potrzebna jest zatem – przynajmniej dla tych, którzy chcą dotrzeć do istoty sprawy – taka filozofia, która postrzegać będzie sam upadek oraz podjęte przeciw temu odważne działania nie jako przeciwieństwa, ale jako korelaty.

W rzeczywistości istnieją dobre powody, aby „upadek Zachodu” uchwycić w całej jego tragedii i nad tym ubolewać, warto jednak w dalszym ciągu realizować swoje zadania – być może nawet z większym idealizmem niż w okolicznościach znacznie szczęśliwszych. Poświęcanie się opiece nad własnym dziedzictwem kulturowym w sytuacji gdy jest ono w fazie wzrostu i rozkwitu, jest bowiem zadaniem nieporównanie wdzięczniejszym i o wiele bardziej satysfakcjonującym niż niewdzięczne przeciwstawianie się wrogiemu duchowi czasu, bycie tym jedynym, który w sposób niezrażony oddaje cześć i próbuje ocalić tę umierającą i przez własnych współobywateli demonizowaną cywilizację. W związku z tym można rozważyć następujące trzy aspekty:

Po pierwsze, zakotwiczenie jednostki w historyczności. Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy zapada ciemność na ulicy – głosi stare przysłowie i jak rzadko odnosi się ono bardziej do momentu w historii niż do naszego indywidualnego życia. Historia jest fatalizmem o tyle, o ile możemy jej wprawdzie uniknąć, ale wyłącznie za cenę zaprzestania aktywnego jej kształtowania. Bowiem każdy, kto naprawdę czuje się człowiekiem Zachodu, już z samej definicji nie może nie przekazywać następnemu pokoleniu tego, co zostało mu dane przez przodków, po to, aby nie zrywać łańcucha tradycji i tożsamości.

Nie ma zatem znaczenia, czy tradycja ta jest nadal żywa, czy już umarła, wszak nikomu nie przyszłoby do głowy rezygnować z podziwu i zachowania architektury gotyckiej lub muzyki barokowej tylko dlatego, że odpowiednie style artystyczne są już martwe, z nielicznymi anegdotycznymi wyjątkami.

 

Ostateczny wniosek jeszcze przed nami

Należy również zauważyć, że choć Zachód jest już w fazie upadku, to ostateczna konkluzja wciąż jeszcze przed nami, co zresztą obserwowaliśmy w przypadku każdej innej cywilizacji: ta nostalgiczno-retrospektywna faza imperium cywilizacyjnego, która podobnie jak w przypadku syntezy wcześniejszych epok ma postawić ową końcową kropkę i tym samym nadać ostateczne znaczenie temu wszystkiemu, co było wcześniej. Zatem walka o to, aby to ostatnie słowo w dosłownym znaczeniu nie należało ani do lewicowo-zielonego wokeizmu, ani do tępego nacjonalizmu, lecz do autentycznie chrześcijańskiego, zachodniego patriotyzmu jest zadaniem z pewnością nie gorszym niż tamte inne z czasów minionych.

Trzeba również pamiętać, że nasza odpowiedzialność dotyczy nie tylko naszych dzieci czy przodków, lecz odnosi się do całej historii: należy zatem wziąć pod uwagę zarówno bezpośredni, dziejący się aktualnie rozwój Zachodu, jak i jego – by tak rzec – „życie pośmiertne” w późniejszych stuleciach, czy nawet tysiącleciach. Wiele cywilizacji pozostawiło przecież kolejnym pokoleniom nie tylko swoje wielkie dzieła, lecz chciało w najlepszy możliwy sposób postawić i utrwalić swój znak wieczności. I nawet jeśli mamy w pamięci wiele zaginionych i upadłych starożytnych kultur i aż nazbyt świadomi jesteśmy, iż tego rodzaju koncepcja z punktu widzenia wieczności jest cokolwiek naiwna, to jednak nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za przyszłość.

 

Znaczenie transcendencji

Świat zachodni założony przez Karolingów i Ottonów czerpał zarówno z dziedzictwa starożytności grecko-rzymskiej, jak i judeochrześcijańskiego monoteizmu. Zresztą podobnie jak w przypadku buddyjskich Chin czy cywilizacji asyryjsko-babilońskiej, które bez ich kulturowych skarbów nie byłyby w stanie wznieść się na swój bardzo wysoki poziom.

My, mieszkańcy Zachodu, również powinniśmy pamiętać o tym, że nasze doświadczenia i osiągnięcia, zarówno te dobre, jak i te złe, należy przekazać późniejszym pokoleniom i cywilizacjom w stanie możliwie nienaruszonym jako świadectwo i w ten sposób zapewnić im kontynuację.

Jednak to, co wydaje się w tej chwili najważniejsze, to fakt, że ten dramatyczny upadek zachodniego chrześcijaństwa spowodował akurat wzrost znaczenia transcendencji, która staje się czymś coraz bardziej oczywistym przynajmniej dla tych, którzy mają oczy otwarte. Im bardziej bowiem zniesławiane, zaprzeczane i prześladowane jest prawdziwe chrześcijaństwo, im większa jest tendencja do zachowywania przynajmniej materialnych korzyści dotychczasowych „kościołów państwowych” poprzez dostosowywanie się do głównego nurtu, tym bardziej zyskuje na wartości prawdziwa nauka i tym silniej uwaga „ostatnich” Europejczyków przenoszona jest ze zwykłej walki politycznej i społecznej na to, co powinno naprawdę obowiązywać i co stanowi prawdziwe bogactwo historii Zachodu.

 

Religie mogą przetrwać cywilizacje

Mianowicie ponowne i trwałe związanie jednostki z prawdą, z dobrem i pięknem, w czym uczestniczy ona za sprawą swej nieśmiertelnej duszy, a troska o to powinna być najwyższym celem i obowiązkiem człowieka Zachodu, i to niezależnie od upadku jego własnej cywilizacji. Bowiem dla nas, Europejczyków, zachodnie chrześcijaństwo jest tym najważniejszym i być może jedynym realnym sposobem dostępu do transcendencji, a wszystko to, co z naszej tożsamości faktycznie zasługuje na „zachowanie”, definiowane jest poprzez stopień prawdziwego związku z transcendencją.

Jednakże błędem byłoby sądzić, iż upadek Zachodu, a tym samym zachodniego wariantu chrześcijaństwa, oznacza niechybnie koniec samej transcendencji: wszak liczne religie przetrwały pomimo upadku cywilizacji, w której się zrodziły i rozwijały, zaś nasze dążenie do Boga, czyli to, co z pewnym wysiłkiem można wprawdzie niemal całkowicie w sobie stłumić i odrzucić – widzimy zresztą wokół siebie codziennie sukces tego rodzaju polityki – jest jednostce wrodzone, gdyż pochodzi z zewnątrz.

Obrona tego, co prawdziwe, co piękne i dobre, w swojej tradycyjnej postaci, nie jest zatem decyzją „polityczną”, ani nawet zasadniczym „obowiązkiem” człowieka, lecz dążeniem, które jest w nas zakotwiczone od samego początku i jako aktywna potrzeba rośnie tym silniej, im więcej z nią obcujemy, zaś jej ostatecznym celem nie jest sukces walki o tu i teraz Zachodu XXI wieku, lecz jej znaczenie dla zbawienia jednostki – a to zbawienie jest tym, czego nikt nie może nam odebrać.

[Z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]


-------
Prof. dr David Engels, urodzony w 1979 roku, studiował historię, filozofię i ekonomię. Po uzyskaniu doktoratu z historii starożytnej na Uniwersytecie RWTH w Aachen w 2008 roku został powołany na katedrę historii rzymskiej na Wolnym Uniwersytecie Brukselskim (ULB). Od 2018 roku pracuje w Instytucie Zachodnim w Poznaniu. Szerszemu gronu czytelników dał się poznać dzięki esejom i książkom: „W drodze do imperium” (2014), „Renovatio Europae” (2019) oraz „Co robić?” (2020).


 

POLECANE
Potężny huk w pobliżu Sejmu. Runął strop kamienicy z ostatniej chwili
Potężny huk w pobliżu Sejmu. Runął strop kamienicy

Zawalił się strop niezamieszkałej kamienicy przy Górnośląskiej 22 w Warszawie. Na miejscu działało 9 zastępów Państwowej Straży Pożarnej.

Ponad 3 tys. protestów wyborczych. Rzecznik SN: Dominują protesty, które są powielane pilne
Ponad 3 tys. protestów wyborczych. Rzecznik SN: "Dominują protesty, które są powielane"

Jak poinformował podczas konferencji prasowej rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Aleksander Stępkowski, do tej pory wpłynęły nieco ponad trzy tysiące protestów wyborczych. Jednak nadal nie wszystkie zostały zarejestrowane. Poniedziałek jest ostatnim dniem na składanie w Sądzie Najwyższym protestów przeciwko wyborowi Prezydenta RP

W Iranie stracono szpiega Mosadu. Mężczyzna został powieszony pilne
W Iranie stracono szpiega Mosadu. Mężczyzna został powieszony

Irańska agencja prasowa IRNA podała w 16 czerwca, że mężczyzna, zidentyfikowany jako Ismail Fekri, został powieszony w poniedziałek rano po wyczerpaniu ścieżki prawnej, obejmującej proces, apelację i ostateczne potwierdzenie wyroku przez Sąd Najwyższy Iranu.

Wybory prezydenckie. Jest decyzja PKW z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie. Jest decyzja PKW

Państwowa Komisja Wyborcza przyjęła w poniedziałek sprawozdanie z wyborów prezydenckich. Teraz sprawozdanie trafi do Sądu Najwyższego.

Zamieszanie w PO. Wiceprezydent Wrocławia wykluczona z partii z ostatniej chwili
Zamieszanie w PO. Wiceprezydent Wrocławia wykluczona z partii

Wiceprezydent Wrocławia Renata Granowska została wykluczona z partii przez sąd partyjny PO, który zarzucił jej naruszenie statutu przy zawieraniu koalicji z prezydentem miasta Jackiem Sutrykiem.

Zapytano Polaków o przedterminowe wybory. Tak opowiedzieli polityka
Zapytano Polaków o przedterminowe wybory. Tak opowiedzieli

Zgodnie z konstytucją następne wybory parlamentarne w Polsce odbędą się najpóźniej do 11 listopada 2027 roku, czyli z końcem czteroletniej kadencji Sejmu wybranego 15 października 2023. Jeśli parlament zostanie skrócony (np. poprzez decyzję 307 posłów o przedterminowych wyborach), wybory mogą się odbyć wcześniej.

Rzecznik SN ujawnia szczegóły ws. protestów wyborczych Wiadomości
Rzecznik SN ujawnia szczegóły ws. protestów wyborczych

Dotychczas wpłynęło blisko 1400 protestów wyborczych; ogólna liczba złożonych protestów może być znana po Bożym Ciele - powiedział w poniedziałek rzecznik SN sędzia Aleksander Stępkowski. Poniedziałek jest ostatnim dniem na składanie protestów przeciwko wyborowi prezydenta RP.

Relacja z obchodów 85. rocznicy pierwszego transportu Polaków do Auschwitz Wiadomości
Relacja z obchodów 85. rocznicy pierwszego transportu Polaków do Auschwitz

14 czerwca - to ważna data. Są takie w życiu narodów chwile i wydarzenia, które należy szczególnie pielęgnować. Taką jest właśnie każda kolejna rocznica pierwszego transportu 728 Polaków do założonego przez służby SS na rozkaz Heinricha Himmlera obozu koncentracyjnego Auschwitz.

Próba zabójstwa kobiety w Toruniu przez Wenezuelczyka. Nowe informacje o napastniku gorące
Próba zabójstwa kobiety w Toruniu przez Wenezuelczyka. Nowe informacje o napastniku

19-latek pochodzący z Wenezueli usiłował w nocy ze środy na czwartek zabić 24-letnią kobietę w Parku Glazja w Toruniu. Kobieta w stanie ciężkim trafiła do szpitala i walczy o życie. Mężczyzna został zatrzymany

Szokujące wieści w sprawie księcia Harry'ego i Meghan Markle z ostatniej chwili
Szokujące wieści w sprawie księcia Harry'ego i Meghan Markle

Netflix ma naciskać na księcia Harry'ego i Meghan Markle. Para walczy o umowę, która ma opiewać na 153 miliony dolarów.

REKLAMA

Prof. David Engels: Zachód upada. „No to co?”

Tytułowe pytanie nie jest aż tak bezczelne, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Przede wszystkim trzeba przyznać, że dla zdecydowanej większości ludzi w Europie ów koniec Zachodu jest czymś zupełnie obojętnym, gdyż dla nich tak naprawdę już od dawna nie istnieje. Liczba tych, którzy gotowi byliby podjąć jakiekolwiek realne ryzyko w imię czegoś więcej niż tylko bezpośrednie przetrwanie, jest w każdym razie niezmiernie mała. I nie należy się spodziewać, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Koniec Zachodu. Grafika poglądowa Prof. David Engels: Zachód upada. „No to co?”
Koniec Zachodu. Grafika poglądowa / Pixabay.com

Francis Fukuyama, choć często słusznie krytykowany, swymi przepowiedniami bliskiego „końca historii” nie mijał się aż tak bardzo z prawdą. Bowiem nawet jeśli „ta” historia nigdy się nie skończy – przynajmniej dopóty, dopóki na ziemi istnieć będzie choćby tylko dwoje ludzi z odrobiną ambicji  – i nawet jeśli oczekiwanie ogólnoludzkiego braterstwa w duchu liberalizmu, demokracji i globalizmu świadczy co najwyżej o godnej ubolewania naiwności, fakt pozostaje faktem:​​ większość Europejczyków mentalnie i emocjonalnie odeszła od historii.

I to zarówno w przypadku tej ich własnej zachodniej cywilizacji  –  zbyt dużym wysiłkiem okazuje się być dla nich solidarne dźwiganie jej ciężaru i sprostanie wysokim wymaganiom naszej przeszłości ­–   jak również w przypadku owej „Wielkiej Gry” historii świata. Bowiem o wiele łatwiej jest odsądzać ją od czci i wiary jako coś z gruntu niemoralnego, niźli podjąć tę kostkę do gry w tym miejscu, gdzie właśnie upadła.

 

Zachód umiera, ponieważ nikogo już to nie obchodzi

Staje się przeto coraz bardziej zrozumiałe, iż „upadek Zachodu”, o którym wspominał Oswald Spengler ­ –  choć faktycznie oczekiwany był od czasu fin de siècle i z rozsądną dokładnością przewidywany był przez setki innych europejskich myślicieli i artystów – w żaden sposób nie implikuje wagnerowskiej pożogi światowej, upadku Walhalli, lecz oznacza raczej entropijną śmierć Zachodu z powodu ogólnego braku zainteresowania. Zachód umiera nie dlatego, że jest zagrożony od zewnątrz lub od wewnątrz, ale dlatego, że w gruncie rzeczy nikogo to już nie interesuje, nikomu na tym nie zależy – wszak nawet ostatni Europejczycy nie są już w stanie zachować intelektualnej ciągłości z przeszłością.

Zakotwiczyć swoje życie w chrześcijańskiej transcendencji, a nie tylko w hedonizmie i materializmie; przyjmować naturalne okoliczności jako wyzwanie, nie zaś jako przedmiot li tylko oburzenia; związać się w długotrwałym życiowym partnerstwie, które wykracza poza chwilową, instynktowną gratyfikację; postrzegać siebie jako więź między przeszłością a przyszłością poprzez ofiarne wychowywanie dzieci, a nie tylko przez pracę i tzw. samorealizację; dobrowolnie zakorzenić się w tradycji i nie wyrzekać się swej ojczyzny; wykonywać swoje zadania dla nich samych, a nie patrzeć na wszystko jedynie przez pryzmat doraźnych utylitarnych korzyści – to wszystko wymaga wielkiego napięcia psychicznego – coś, co wydaje się zupełnie niezrozumiałe nie tylko z powodu wszechobecnej kultury zabawy i przyjemności, ale za sprawą uprawianej przez rządzące elity coraz bardziej drakońskiej polityki „cancel”, stało się już czymś wręcz śmiesznym, a nawet politycznie podejrzanym. 

 

Przeciwstawiać się takiemu a nie innemu biegowi spraw – właściwie po co?

Tak więc ów znak ostrzegawczy stopniowego pogrążania się w posthistorycznym fellachizmie wypisany został już na ścianie wielkimi literami – i nie byłby to bynajmniej pierwszy taki przypadek w historii świata. Jeśli czegokolwiek uczy nas porównawcze spojrzenie na historię, to głównie właśnie tego, że wszystkie dotychczasowe wielkie cywilizacje upadały nie w jakiejś wielkiej katastrofie – która zwykle nadchodzi w chwili, gdy i tak jest już za późno – lecz z powodu abdykacji ludzi przed odpowiedzialnością zbiorową. Zanikająca wiara w transcendencję, katastrofa demograficzna, rozpadające się struktury rodzinne, globalizm, skrajna polaryzacja społeczeństwa, nadmierna eksploatacja środowiska, masowe migracje, populizm – wszystko to nie jest bynajmniej czymś nowym, należy wręcz do standardowego repertuaru każdego późnego okresu.

Jak bardzo słuszne i zrozumiałe byłoby utyskiwanie pojedynczych Europejczyków na taki a nie inny rozwój wydarzeń i ich próba przeciwstawienia się temu, tak odpowiedź na pytanie: po co właściwie, wydaje się mocno niepewna i wątpliwa. Najbardziej spodziewaną reakcją byłoby bowiem odrzucenie owej wizji upadku jako czegoś nadto defetystycznego i co najwyżej uznanie tego za wydarzenie, owszem, możliwe lub nieuchronne, ale tylko pod warunkiem, że nie przeciwstawią się temu dostatecznie odważni ludzie Zachodu – a więc „upadek” jako ostrzeżenie, nie zaś jako fatum.

 

Istnieją zatem dobre powody, aby kontynuować zadanie

W rzeczy samej, ta odpowiedź wydaje się retorycznie najmądrzejsza, jednak nie czyni jej to czymś bardziej prawdziwym. Istnieje bowiem ryzyko, że ci, którzy przygotowują się na upadek tylko dlatego, iż wierzą w jakąś realną alternatywę, wpadną nieuchronnie w pustkę beznadziei, gdy sobie uświadomią, iż walczyli tak naprawdę o czystą iluzję. Potrzebna jest zatem – przynajmniej dla tych, którzy chcą dotrzeć do istoty sprawy – taka filozofia, która postrzegać będzie sam upadek oraz podjęte przeciw temu odważne działania nie jako przeciwieństwa, ale jako korelaty.

W rzeczywistości istnieją dobre powody, aby „upadek Zachodu” uchwycić w całej jego tragedii i nad tym ubolewać, warto jednak w dalszym ciągu realizować swoje zadania – być może nawet z większym idealizmem niż w okolicznościach znacznie szczęśliwszych. Poświęcanie się opiece nad własnym dziedzictwem kulturowym w sytuacji gdy jest ono w fazie wzrostu i rozkwitu, jest bowiem zadaniem nieporównanie wdzięczniejszym i o wiele bardziej satysfakcjonującym niż niewdzięczne przeciwstawianie się wrogiemu duchowi czasu, bycie tym jedynym, który w sposób niezrażony oddaje cześć i próbuje ocalić tę umierającą i przez własnych współobywateli demonizowaną cywilizację. W związku z tym można rozważyć następujące trzy aspekty:

Po pierwsze, zakotwiczenie jednostki w historyczności. Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy zapada ciemność na ulicy – głosi stare przysłowie i jak rzadko odnosi się ono bardziej do momentu w historii niż do naszego indywidualnego życia. Historia jest fatalizmem o tyle, o ile możemy jej wprawdzie uniknąć, ale wyłącznie za cenę zaprzestania aktywnego jej kształtowania. Bowiem każdy, kto naprawdę czuje się człowiekiem Zachodu, już z samej definicji nie może nie przekazywać następnemu pokoleniu tego, co zostało mu dane przez przodków, po to, aby nie zrywać łańcucha tradycji i tożsamości.

Nie ma zatem znaczenia, czy tradycja ta jest nadal żywa, czy już umarła, wszak nikomu nie przyszłoby do głowy rezygnować z podziwu i zachowania architektury gotyckiej lub muzyki barokowej tylko dlatego, że odpowiednie style artystyczne są już martwe, z nielicznymi anegdotycznymi wyjątkami.

 

Ostateczny wniosek jeszcze przed nami

Należy również zauważyć, że choć Zachód jest już w fazie upadku, to ostateczna konkluzja wciąż jeszcze przed nami, co zresztą obserwowaliśmy w przypadku każdej innej cywilizacji: ta nostalgiczno-retrospektywna faza imperium cywilizacyjnego, która podobnie jak w przypadku syntezy wcześniejszych epok ma postawić ową końcową kropkę i tym samym nadać ostateczne znaczenie temu wszystkiemu, co było wcześniej. Zatem walka o to, aby to ostatnie słowo w dosłownym znaczeniu nie należało ani do lewicowo-zielonego wokeizmu, ani do tępego nacjonalizmu, lecz do autentycznie chrześcijańskiego, zachodniego patriotyzmu jest zadaniem z pewnością nie gorszym niż tamte inne z czasów minionych.

Trzeba również pamiętać, że nasza odpowiedzialność dotyczy nie tylko naszych dzieci czy przodków, lecz odnosi się do całej historii: należy zatem wziąć pod uwagę zarówno bezpośredni, dziejący się aktualnie rozwój Zachodu, jak i jego – by tak rzec – „życie pośmiertne” w późniejszych stuleciach, czy nawet tysiącleciach. Wiele cywilizacji pozostawiło przecież kolejnym pokoleniom nie tylko swoje wielkie dzieła, lecz chciało w najlepszy możliwy sposób postawić i utrwalić swój znak wieczności. I nawet jeśli mamy w pamięci wiele zaginionych i upadłych starożytnych kultur i aż nazbyt świadomi jesteśmy, iż tego rodzaju koncepcja z punktu widzenia wieczności jest cokolwiek naiwna, to jednak nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za przyszłość.

 

Znaczenie transcendencji

Świat zachodni założony przez Karolingów i Ottonów czerpał zarówno z dziedzictwa starożytności grecko-rzymskiej, jak i judeochrześcijańskiego monoteizmu. Zresztą podobnie jak w przypadku buddyjskich Chin czy cywilizacji asyryjsko-babilońskiej, które bez ich kulturowych skarbów nie byłyby w stanie wznieść się na swój bardzo wysoki poziom.

My, mieszkańcy Zachodu, również powinniśmy pamiętać o tym, że nasze doświadczenia i osiągnięcia, zarówno te dobre, jak i te złe, należy przekazać późniejszym pokoleniom i cywilizacjom w stanie możliwie nienaruszonym jako świadectwo i w ten sposób zapewnić im kontynuację.

Jednak to, co wydaje się w tej chwili najważniejsze, to fakt, że ten dramatyczny upadek zachodniego chrześcijaństwa spowodował akurat wzrost znaczenia transcendencji, która staje się czymś coraz bardziej oczywistym przynajmniej dla tych, którzy mają oczy otwarte. Im bardziej bowiem zniesławiane, zaprzeczane i prześladowane jest prawdziwe chrześcijaństwo, im większa jest tendencja do zachowywania przynajmniej materialnych korzyści dotychczasowych „kościołów państwowych” poprzez dostosowywanie się do głównego nurtu, tym bardziej zyskuje na wartości prawdziwa nauka i tym silniej uwaga „ostatnich” Europejczyków przenoszona jest ze zwykłej walki politycznej i społecznej na to, co powinno naprawdę obowiązywać i co stanowi prawdziwe bogactwo historii Zachodu.

 

Religie mogą przetrwać cywilizacje

Mianowicie ponowne i trwałe związanie jednostki z prawdą, z dobrem i pięknem, w czym uczestniczy ona za sprawą swej nieśmiertelnej duszy, a troska o to powinna być najwyższym celem i obowiązkiem człowieka Zachodu, i to niezależnie od upadku jego własnej cywilizacji. Bowiem dla nas, Europejczyków, zachodnie chrześcijaństwo jest tym najważniejszym i być może jedynym realnym sposobem dostępu do transcendencji, a wszystko to, co z naszej tożsamości faktycznie zasługuje na „zachowanie”, definiowane jest poprzez stopień prawdziwego związku z transcendencją.

Jednakże błędem byłoby sądzić, iż upadek Zachodu, a tym samym zachodniego wariantu chrześcijaństwa, oznacza niechybnie koniec samej transcendencji: wszak liczne religie przetrwały pomimo upadku cywilizacji, w której się zrodziły i rozwijały, zaś nasze dążenie do Boga, czyli to, co z pewnym wysiłkiem można wprawdzie niemal całkowicie w sobie stłumić i odrzucić – widzimy zresztą wokół siebie codziennie sukces tego rodzaju polityki – jest jednostce wrodzone, gdyż pochodzi z zewnątrz.

Obrona tego, co prawdziwe, co piękne i dobre, w swojej tradycyjnej postaci, nie jest zatem decyzją „polityczną”, ani nawet zasadniczym „obowiązkiem” człowieka, lecz dążeniem, które jest w nas zakotwiczone od samego początku i jako aktywna potrzeba rośnie tym silniej, im więcej z nią obcujemy, zaś jej ostatecznym celem nie jest sukces walki o tu i teraz Zachodu XXI wieku, lecz jej znaczenie dla zbawienia jednostki – a to zbawienie jest tym, czego nikt nie może nam odebrać.

[Z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]


-------
Prof. dr David Engels, urodzony w 1979 roku, studiował historię, filozofię i ekonomię. Po uzyskaniu doktoratu z historii starożytnej na Uniwersytecie RWTH w Aachen w 2008 roku został powołany na katedrę historii rzymskiej na Wolnym Uniwersytecie Brukselskim (ULB). Od 2018 roku pracuje w Instytucie Zachodnim w Poznaniu. Szerszemu gronu czytelników dał się poznać dzięki esejom i książkom: „W drodze do imperium” (2014), „Renovatio Europae” (2019) oraz „Co robić?” (2020).



 

Polecane
Emerytury
Stażowe