Waldemar Żyszkiewicz: Przyjaźń i polityka? Zapomnij. Mili lobbyści poprzedzają twardych negocjatorów

Wspólna deklaracja premierów Morawieckiego i Netanjahu wzięła się właściwie znikąd. Ale perswazje politycznych liderów, że oto stało się coś dobrego, nie zdążyły jeszcze wybrzmieć, gdy znów usłyszeliśmy twarde słowa od swych podobno przyjaciół.
 Waldemar Żyszkiewicz: Przyjaźń i polityka? Zapomnij. Mili lobbyści poprzedzają twardych negocjatorów
/ YT, print screen
Komu, jak nie przyjacielowi, zawierzyć? Kogo z uwagą posłuchać, rozważyć, co doradza, jak nie przyjaciela właśnie? A jeśli już nie jeden, ale paru dobrych przyjaciół coś nam sugeruje czy wytyka, to z pewnością warto się nad ich słowami zastanowić. Ot, na przykład dobry przyjaciel Szewach Weiss uświadomił nam niedawno, że na rząd londyński patrzymy być może przez nazbyt różowe okulary. Bo ten rząd na wychodźstwie – orzekł Szewach w pewnej audycji radiowej – też uczestniczył w mordowaniu Żydów. Dla Polaków, którzy pamiętają kuriera Karskiego wysłanego przez gabinet emigracyjny z raportem do USA, nie zabrzmiało to dobrze. A dla tych, którzy wiedzą, że jeden z członków polskiej emigracyjnej reprezentacji politycznej, a konkretnie Szmul Zygielbojm, polityk Bundu, członek Rady Narodowej RP w Londynie, wkrótce po upadku powstania w warszawskim getcie popełnił samobójstwo, zabrzmiało to jeszcze gorzej.

Bo przecież na ten pełen desperacji krok Zygielbojm, który alarmował światową opinię publiczną i polityków mocarstw, m.in. przemawiając w BBC i pisząc list do prezydenta Roosevelta, zdecydował się w proteście przeciwko bezczynności aliantów wobec dokonywanego na Żydach ludobójstwa. W liście, tłumaczącym motywy samobójczej śmierci Zygielbojm pisał: „Nie mogę żyć, gdy resztki narodu żydowskiego w Polsce, którego jestem przedstawicielem, są likwidowane. Moi towarzysze w getcie warszawskim polegli z bronią w ręku w ostatnim bohaterskim boju. Nie było mi sądzonym zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich i do ich grobów masowych. Śmiercią swoją pragnę wyrazić najsilniejszy protest przeciw bierności, z którą świat przygląda się i dopuszcza zagłady ludu żydowskiego”.
 
Szewach: Co z tego zrobili, ja nie wiem
Trudno się dziwić, że gdy wieści o audycji radiowej z udziałem naszego przyjaciela Szewacha doszły do Polaków, zapanował dość silny dysonans poznawczy. Ba, w pewnym momencie ta cytowana przez „Jerusalem Post” opinia z audycji radiowej nawet samemu Szewachowi przestała się podobać. W rozmowie z inną rozgłośnią radiową, tym razem krakowską, były przewodniczący Knesetu zaprzeczył, by takie słowa padły z jego ust. Kto więc zawinił? Czy izraelska rozgłośnia wyemitowała coś, czego urodzony w Borysławiu Szewach Weiss nie powiedział, czy dziennikarze z poważnej, wychodzącej sześć razy w tygodniu i dbającej o polityczną bezstronność gazety dowolnie sobie jego słowa przekręcili?

Tego się pewnie nie dowiemy*, ale byłoby lepiej, gdyby Szewach nie formułował jednak żadnego dementi. „Mówiłem o Armii Krajowej, a nie o rządzie polskim. Powiedziałem, że Armia Krajowa, niestety, tam Żydzi walczyli też, i ratowała Żydów i ukarała szmalcowników, ale byli tacy w Armii Krajowej, że też współpracowali z Niemcami co do Żydów.” – powiedział były ambasador Izraela w Polsce. Zabrzmiało to trochę tak, jakby urodzony w II Rzeczypospolitej i w chwili zakończenia wojny liczący już dziesięć lat chłopiec swoją wiedzę o AK czerpał głównie z niemieckiej produkcji telewizyjnej „Nasze matki, nasi ojcowie”. Ewentualnie z tuż powojennej, antypolskiej propagandy komunistycznej, z czasów, gdy znaczące pozycje w kierowniczych strukturach państwa, zwanego Polską Ludową, zajmowały przede wszystkim osoby pochodzenia żydowskiego.

I pomyśleć, że akurat taką ocenę wojennej rzeczywistości na okupowanej przez Niemców części terytorium Rzeczypospolitej serwuje w 2018 roku ktoś, kto – mimo gromkich dziś oskarżeń, że w zagładzie Żydów istotną, nieraz wręcz zasadniczą rolę pełnili Polacy – zdołał przetrwać właśnie dlatego, że rodzina Weissów z Borysławia niezbędną, ratującą życie pomoc zawdzięcza swym polskim oraz ukraińskim sąsiadom. I dawniej jako ambasador, ale też jako wykładowca na UW, Szewach Weiss nieraz mówił o stodołach, dzięki którym można było w Polsce przeżyć. A tu nagle masz: „w AK byli też tacy, którzy współpracowali z Niemcami co do Żydów”.
 
Jonny D. jak żywe srebro
Żeby to tylko Szewach, ale już znowu łają Polskę w Izraelu: minister edukacji Naftali Bennett, prominentny polityk z partii Żydowski Dom, zapowiedział, że w ramach przeciwdziałania skutkom kłamliwej deklaracji premierów Polski i Izraela wprowadzi do programu nowy blok zajęć, z którego uczniowie będą się mogli dowiedzieć o „roli Polaków w holokauście”. I zapewne treścią tych zajęć nie będą ani sąsiedzi rodziny Weissów, ani rodzina Ulmów z Markowej. To raczej przymiarka, żeby po pozbawieniu ustawy o IPN narzędzia do walki z antypolskim kłamstwem, wprowadzić do szerokiego, społecznego obiegu rewelacje Jana Tomasza Grossa, Barbary Engelking-Boni, Jana Grabowskiego itp. „badaczy”.
  
Po niezłym zawodzie, jaki sprawił nam ostatnio przyjaciel Szewach, liderzy opinii zaczęli się rozglądać za uśmiechniętym Jonnym, wszędobylskim prezesem fundacji From the Depths, sprawiającym wrażenie sympatycznego kumpla i brata-łaty, który w krótkim czasie zapewnił sobie chyba nie mniej zdjęć z najważniejszymi polskimi politykami i postaciami publicznymi niż Lech Wałęsa w roku 1989 promujący kandydatów do Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Z kim to ten Jonny Daniels wspólnie do fotografii nie pozował, ilu to nie nakłonił do założenia kipy... Imponujące spektrum. On sam zawsze uśmiechnięty, dobrze usposobiony, w przyjaznym uścisku z szeroko pojętym polskim establishmentem.

No, parę razy jednak zaiskrzyło. Kiedy to lobbysta Daniels w ogóle np. nie widział miejsca w przestrzeni publicznej naszego kraju dla uczestników Marszu Niepodległości albo w szczególności dla reżysera Grzegorza Brauna. Innym razem wyraził odważną opinię, że nawet gdyby 40 milionów Polaków domagało się dokończenia ekshumacji w Jedwabnem, to i tak nie ma zmiłuj. Wtedy też chyba po raz pierwszy czerwona lampka ostro zamigotała i rozdzwonił się brzęczyk... Jonny Daniels przeszarżował i chyba po fakcie zdał sobie z tego sprawę. Zdarza się, nawet między najlepszymi przyjaciółmi.
 
Wizerunek Polski w otulinie kłamstwa
Za to całkiem ostatnio, już po wspólnej deklaracji premierów, w obliczu gwałtownego zawirowania w Izraelu Jonny Daniels, sierżant sztabowy armii izraelskiej oraz nader skuteczny pijarowiec, przekazał nam coś ważnego. „Ostrzegałem, że Polska powinna strategicznie milczeć i nie rozkoszować się sukcesem. Niestety, retoryka mówiąca o większych korzyściach Polski niż Izraela po znowelizowaniu ustawy okazała się być nieprawdą. Są takie momenty w dyplomacji, gdy należy być cicho. To był taki moment” – wyłuszczał niuanse sytuacji pracownikowi jednego z portali Izraelczyk.

Nie jest to bynajmniej wypowiedź klarowna. Zalecenie, by publicznie nie obnosić się z sukcesem, a nawet rodzaj irytacji, że tak się nie stało, uzasadnia przekonanie, że jednak jakiś sukces dzięki tej deklaracji Polska odniosła. Jeśli jednak retoryka, czyli mówienie o większych korzyściach Polski okazało się nieprawdą, to by znaczyło, że sukcesu w istocie nie było. Chyba że w miejsce nieprawdy podstawimy niezręczność. Wtedy całe to oświadczenie nabiera spoistości i sensu.

Istota emocji Jonny’ego Danielsa zawiera się w słowach „są momenty w dyplomacji, gdy należy być cicho. To był taki moment”. I nie idzie mi bynajmniej o to, że ta uwaga izraelskiego pijarowca pod adresem polskiego rządu jest jeszcze mniej stosowna niż pamiętne przed laty słowa francuskiego prezydenta Chiraca o niewykorzystaniu okazji do milczenia. Moment irytacji Izraelczyka sprawił, że niechcący odsłonił on sedno gry swego państwa w sprawie ustawy o IPN.

Tak, tutaj szło zapewnienie komfortu wszelkim indywidualnym kłamcom na temat Polski, Polaków i zagłady. Nie szło o badania naukowe i działania artystyczne, ale o te niezliczone przykłady indywidualnych oszczerstw dziennikarzy oraz osób prywatnych powielających niestworzone opowieści, w których nic się nie zgadza, ale za to narracja głosi, że tylko Żydzi cierpieli i ginęli, a Polacy ich mordowali i rabowali. Ta w miarę upływu czasu wciąż nasilająca się antypolska hagada ma większe znaczenie niż np. pseudonaukowe „dociekania” nad uprzedzeniami, „epidemiami nienawiści” czy „antysemityzmem wtórnym bez Żydów” psychologa społecznego Michała Bilewicza z UW. Usunięcie na wyraźne żądania Izraela art. 55a i b zapewnia wszelkim prywatnym kłamcom i oszczercom swobodę działania i komfort swobodnego poruszania się po Polsce. Że o to szło, choć niewyłącznie o to, wynikało dość jasno już ze słów Anny Azari, wypowiedzianych w styczniu w obozie Auschwitz.
 
Deklaracja: Antysemityzm nie jest jedynakiem
Trzeba przyznać, że nasi rządzący zachowali się jak zręczni negocjatorzy. Mając świadomość, że władzom Izraela zależy głównie na tej niekaralności i możliwości utrzymania własnej narracji w oderwaniu od weryfikowalnych faktów, zaczęli się targować. I wynegocjowali tę deklarację premierów. Patrząc z perspektywy takich wartości jak uniwersalizm, wzajemność, empatia czy prawda, trudno się nad tekstem deklaracji rozczulać. Nosi zbyt wiele cech pośpiesznie i niezbyt starannie napisanego dokumentu politycznego. Widać też ślady usilnego dobijania targu.

Przykłady? Zamiast uniwersalizmu mamy dualizm ofiar, jak w religii holokaustu. Liczą się przede wszystkim zabici Żydzi i obywatele RP pochodzenia żydowskiego. I tyle, tak jakby druga wojna światowa nie pozbawiła życia milionów innych osób, przecież jakościowo równie istotnych. Nie ma w deklaracji ani o stracie 3 milionów obywateli RP pochodzenia innego niż żydowskie, ani słowa o bodaj jeszcze gorliwiej realizowanej zagładzie Romów i ludu Sinti, nie ma słowa o milionach cywilnych ofiar w całym świecie. Deklaracja prezentuje punkt widzenia dobrze znany z wypowiedzi Barbary Engelking-Boni: dla Żydów śmierć miała wymiar metafizyczny, inni umierali jak zwykłe istoty biologiczne (to eufemizm). Taka postawa nie może dziś budzić szerszej sympatii. A dziwaczne wyróżnienie „antysemityzmu” podkreślali wszyscy rozsądni komentatorzy deklaracji.

Polska uzyskała jedno: werbalne „odrzucenie” antypolonizmu. Tylko tyle i aż tyle, bo wprowadzenie do powszechnego obiegu nieużywanej dotąd kategorii może, przy krytycznym oglądzie rzeczywistości, dość istotnie zmienić postrzeganie naszego narodu i państwa. Sam kształt tej pozostawiającej wiele do życzenia deklaracji, to tylko pół sukcesu. Drugą, ważniejszą połowę stanowiło wykupienie w największych europejskich dziennikach płatnych ogłoszeń z treścią porozumienia obu premierów. I dopiero ta akcja nagłośnienia wynegocjowanego tekstu spowodowała w Izraelu erupcję wściekłości. „Od kilku dni w izraelskich mediach trwa wielka kampania reklamowa sponsorowana przez polski bank. Dotarło to do wszystkich” – ubolewał sympatyczny Jonny Daniels. Bo nie tak miało być. Żydzi dostali pozbawioną zębów ustawę o IPN, my mieliśmy się zadowolić deklaracją premierów na wewnętrznym polskim podwórku.

Natomiast w świat i do Izraela, tak jak nieraz bywało, poszłaby inna wersja zdarzeń: oto antysemicka i obskurancka Polska, która chciała karać więzieniem za prawdę o swym udziale w zagładzie Żydów, dzięki presji społeczności międzynarodowej musiała się z nagannej i niedopuszczalnej w wolnym świecie ustawy wycofać. Przypomnę, że usunięty art. 55a i b przewidywał za oszczercze kłamstwo trzy lata więzienia, analogiczny przepis w Izraelu karze naruszenie tamtejszej oficjalnej wykładni holokaustu pięcioma latami odsiadki. 
 
 
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego nr 171

* A jednak, dzięki prawdziwie dziennikarskiej dociekliwości portalu PCh24.pl dowiedzieliśmy się, że portal „Jerusalem Post” niczego nie przekręcił, że to nasz nominalny przyjaciel Szewach, pozwolił sobie na szczere ujawnienie wrogich Rzeczypospolitej opinii, najwyraźniej w przekonaniu, że w Polsce nikt się o tym nie dowie.

Waldemar Żyszkiewicz

Schody do piwniczki
http://www.tysol.pl/a22266-Waldemar-Zyszkiewicz-Lipcowa-konstelacja-Herbert-%E2%80%93-Kora-%E2%80%93-Stanko
http://www.tysol.pl/a21994-Waldemar-Zyszkiewicz-Postdemokracja-prowadzi-do-post-Polski
http://www.tysol.pl/a21902-Waldemar-Zyszkiewicz-MOJE-TYPY-2018
http://tysol.pl/a21488-Waldemar-Zyszkiewicz-Nasi-spekulanci-Rzecz-nie-o-gospodarce-
http://www.tysol.pl/a21356-Waldemar-Zyszkiewicz-Gromki-gnostycki-manifest-Waltera-Ch-
http://www.tysol.pl/a20840-Waldemar-Zyszkiewicz-Macron-i-teoria-pajacowania
http://www.tysol.pl/a20326-Waldemar-Zyszkiewicz-Pogrom-czy-program-Historyczne-sledztwo-Holewinskiego

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Waldemar Krysiak: Czy Trzaskowski będzie zmuszał do nazywania brodatego mężczyzny kobietą? Wiadomości
Waldemar Krysiak: Czy Trzaskowski będzie zmuszał do nazywania brodatego mężczyzny kobietą?

Trzaskowski wprowadza ideologię gender do ratusza. Na Zachodzie policja już aresztuje tych, którzy ze skrajną lewicą się nie zgadzają. Czy więc Trzaskowski też będzie zmuszał swoich pracowników do nazywania brodatego mężczyzny kobietą? Czy obowiązkowe będą fikcyjne zaimki i końcówki, których zażyczy sobie transseksualista? Dlaczego prezydent Warszawy domaga się rzeczy absurdalnych?

Polak kieruje zespołem mającym przesunąć granice znanej fizyki Wiadomości
Polak kieruje zespołem mającym przesunąć granice znanej fizyki

W takich osobach moc!! Drodzy Państwo, Polak przeprowadza w naszym kraju jeden z największych w historii fizyki testów teorii kwantowej!

Znany polityk PiS zawieszony! Decyzja prezesa Kaczyńskiego z ostatniej chwili
Znany polityk PiS zawieszony! "Decyzja prezesa Kaczyńskiego"

Europoseł Krzysztof Jurgiel został zawieszony w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości – poinformował rzecznik partii Rafał Bochenek.

Nieoczekiwane orędzie Hołowni: To kwestia wagi państwowej polityka
Nieoczekiwane orędzie Hołowni: "To kwestia wagi państwowej"

– Ostudzenie natychmiast temperatury sporu to kwestia wagi państwowej; to sprawa naszego bezpieczeństwa – powiedział marszałek Sejmu Szymon Hołownia w czwartkowym orędziu.

[Felieton „TS”] Jan Wróbel: Polski Ład w Europie tylko u nas
[Felieton „TS”] Jan Wróbel: Polski Ład w Europie

Do piór, które cenię, zaliczam pióro Marcina Napiórkowskiego, świadom, że pisuje on zasadniczo do pism z lewej strony polskiego centrum. Ale niech tam – wypowiada się po swojemu i językiem własnym, nie zaś językiem współczesnego polit-gramot-kuku-na-muniu. Kiedy zatem pisze o sporach wokół Zielonego Ładu, czytam, bo wiem, że nawet kiedy mnie zdenerwuje, to raczej nie spowoduje tzw. pęknięcia żyłki, lecz skłoni do myślenia. Czytam: „Aktywizm antyeuropejski motywuje dziś bardziej niż proeuropejski. Bo komu chciałoby się wychodzić z domu, żeby zamanifestować, że jest ok? «Nic się nie dzieje, spokojnie jest, i tak właśnie ma być!». Słabo wyglądałoby to na transparentach”. Zdaniem autora ostatni spór wykazuje nie tyle nonsens Zielonego Ładu, ile głęboki deficyt umiejętności budowania prestiżu i zrozumienia przez Unię Europejską. Nie tyle „Ład”, lecz nieład komunikacyjny jest kłopotem. Za projektem: „Stoi mnóstwo faktów, mnóstwo racji, mnóstwo niezłych pomysłów. Nie ma jednak opowieści. Nie ma mitów, które porwałyby tłumy?”.

Lewica zrywa współpracę z KO w Krakowie gorące
Lewica zrywa współpracę z KO w Krakowie

Struktury Nowej Lewicy wycofały się ze współpracy z Koalicją Obywatelską w Radzie Miasta Krakowa.

Kaczyński zadał niewygodne pytanie Tuskowi. Co zrobi premier? polityka
Kaczyński zadał niewygodne pytanie Tuskowi. Co zrobi premier?

– Tusk oświadczył, niedługo po tym głosowaniu, że ten pakt migracyjny przyniesie nam różne korzyści, że będziemy beneficjentami, no to ja teraz pytam publicznie. Panie Tusk, to dlaczego pan przeciw głosował? – powiedział w czwartek prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jak na jego słowa odpowie premier Donald Tusk?

Zamach na premiera Słowacji Roberta Fico. Co wiemy do tej pory? gorące
Zamach na premiera Słowacji Roberta Fico. Co wiemy do tej pory?

Premier Słowacji Robert Fico, ciężko ranny w środowym zamachu, pozostaje w czwartek na oddziale intensywnej opieki medycznej szpitala w Bańskiej Bystrzycy. Napastnik przyznał, że kierował się motywami politycznymi. Władze apelują o uspokojenie nastrojów.

Rewolucyjny, agresywny język Marty Lempart zastrasza ludzi tylko u nas
"Rewolucyjny, agresywny język Marty Lempart zastrasza ludzi"

- Rewolucyjny, agresywny język nie tylko zatruwa debatę publiczną, ale też wpływa na myślenie ludzi. Może prowadzić do tego, że wiele osób poczuje się zastraszone, nie będzie chciało zabierać głosu. Niektóre osoby, może mniej zdecydowane, doprowadzi to do myślenia, żeby szukać jakichś kompromisów, żeby tylko zamknąć temat aborcji - mówi poseł Bartłomiej Wróblewski w rozmowie z portalem Tysol.pl.

Waldemar Buda wykluczony z posiedzenia komisji ds. tzw. wyborów kopertowych polityka
Waldemar Buda wykluczony z posiedzenia komisji ds. tzw. wyborów kopertowych

Poseł Prawa i Sprawiedliwości Waldemar Buda został wykluczony z posiedzenia komisji ds. tzw. wyborów kopertowych. Wcześniej między posłem PiS a przewodniczącym komisji, posłem KO Dariuszem Jońskim doszło do ostrej kłótni.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Przyjaźń i polityka? Zapomnij. Mili lobbyści poprzedzają twardych negocjatorów

Wspólna deklaracja premierów Morawieckiego i Netanjahu wzięła się właściwie znikąd. Ale perswazje politycznych liderów, że oto stało się coś dobrego, nie zdążyły jeszcze wybrzmieć, gdy znów usłyszeliśmy twarde słowa od swych podobno przyjaciół.
 Waldemar Żyszkiewicz: Przyjaźń i polityka? Zapomnij. Mili lobbyści poprzedzają twardych negocjatorów
/ YT, print screen
Komu, jak nie przyjacielowi, zawierzyć? Kogo z uwagą posłuchać, rozważyć, co doradza, jak nie przyjaciela właśnie? A jeśli już nie jeden, ale paru dobrych przyjaciół coś nam sugeruje czy wytyka, to z pewnością warto się nad ich słowami zastanowić. Ot, na przykład dobry przyjaciel Szewach Weiss uświadomił nam niedawno, że na rząd londyński patrzymy być może przez nazbyt różowe okulary. Bo ten rząd na wychodźstwie – orzekł Szewach w pewnej audycji radiowej – też uczestniczył w mordowaniu Żydów. Dla Polaków, którzy pamiętają kuriera Karskiego wysłanego przez gabinet emigracyjny z raportem do USA, nie zabrzmiało to dobrze. A dla tych, którzy wiedzą, że jeden z członków polskiej emigracyjnej reprezentacji politycznej, a konkretnie Szmul Zygielbojm, polityk Bundu, członek Rady Narodowej RP w Londynie, wkrótce po upadku powstania w warszawskim getcie popełnił samobójstwo, zabrzmiało to jeszcze gorzej.

Bo przecież na ten pełen desperacji krok Zygielbojm, który alarmował światową opinię publiczną i polityków mocarstw, m.in. przemawiając w BBC i pisząc list do prezydenta Roosevelta, zdecydował się w proteście przeciwko bezczynności aliantów wobec dokonywanego na Żydach ludobójstwa. W liście, tłumaczącym motywy samobójczej śmierci Zygielbojm pisał: „Nie mogę żyć, gdy resztki narodu żydowskiego w Polsce, którego jestem przedstawicielem, są likwidowane. Moi towarzysze w getcie warszawskim polegli z bronią w ręku w ostatnim bohaterskim boju. Nie było mi sądzonym zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich i do ich grobów masowych. Śmiercią swoją pragnę wyrazić najsilniejszy protest przeciw bierności, z którą świat przygląda się i dopuszcza zagłady ludu żydowskiego”.
 
Szewach: Co z tego zrobili, ja nie wiem
Trudno się dziwić, że gdy wieści o audycji radiowej z udziałem naszego przyjaciela Szewacha doszły do Polaków, zapanował dość silny dysonans poznawczy. Ba, w pewnym momencie ta cytowana przez „Jerusalem Post” opinia z audycji radiowej nawet samemu Szewachowi przestała się podobać. W rozmowie z inną rozgłośnią radiową, tym razem krakowską, były przewodniczący Knesetu zaprzeczył, by takie słowa padły z jego ust. Kto więc zawinił? Czy izraelska rozgłośnia wyemitowała coś, czego urodzony w Borysławiu Szewach Weiss nie powiedział, czy dziennikarze z poważnej, wychodzącej sześć razy w tygodniu i dbającej o polityczną bezstronność gazety dowolnie sobie jego słowa przekręcili?

Tego się pewnie nie dowiemy*, ale byłoby lepiej, gdyby Szewach nie formułował jednak żadnego dementi. „Mówiłem o Armii Krajowej, a nie o rządzie polskim. Powiedziałem, że Armia Krajowa, niestety, tam Żydzi walczyli też, i ratowała Żydów i ukarała szmalcowników, ale byli tacy w Armii Krajowej, że też współpracowali z Niemcami co do Żydów.” – powiedział były ambasador Izraela w Polsce. Zabrzmiało to trochę tak, jakby urodzony w II Rzeczypospolitej i w chwili zakończenia wojny liczący już dziesięć lat chłopiec swoją wiedzę o AK czerpał głównie z niemieckiej produkcji telewizyjnej „Nasze matki, nasi ojcowie”. Ewentualnie z tuż powojennej, antypolskiej propagandy komunistycznej, z czasów, gdy znaczące pozycje w kierowniczych strukturach państwa, zwanego Polską Ludową, zajmowały przede wszystkim osoby pochodzenia żydowskiego.

I pomyśleć, że akurat taką ocenę wojennej rzeczywistości na okupowanej przez Niemców części terytorium Rzeczypospolitej serwuje w 2018 roku ktoś, kto – mimo gromkich dziś oskarżeń, że w zagładzie Żydów istotną, nieraz wręcz zasadniczą rolę pełnili Polacy – zdołał przetrwać właśnie dlatego, że rodzina Weissów z Borysławia niezbędną, ratującą życie pomoc zawdzięcza swym polskim oraz ukraińskim sąsiadom. I dawniej jako ambasador, ale też jako wykładowca na UW, Szewach Weiss nieraz mówił o stodołach, dzięki którym można było w Polsce przeżyć. A tu nagle masz: „w AK byli też tacy, którzy współpracowali z Niemcami co do Żydów”.
 
Jonny D. jak żywe srebro
Żeby to tylko Szewach, ale już znowu łają Polskę w Izraelu: minister edukacji Naftali Bennett, prominentny polityk z partii Żydowski Dom, zapowiedział, że w ramach przeciwdziałania skutkom kłamliwej deklaracji premierów Polski i Izraela wprowadzi do programu nowy blok zajęć, z którego uczniowie będą się mogli dowiedzieć o „roli Polaków w holokauście”. I zapewne treścią tych zajęć nie będą ani sąsiedzi rodziny Weissów, ani rodzina Ulmów z Markowej. To raczej przymiarka, żeby po pozbawieniu ustawy o IPN narzędzia do walki z antypolskim kłamstwem, wprowadzić do szerokiego, społecznego obiegu rewelacje Jana Tomasza Grossa, Barbary Engelking-Boni, Jana Grabowskiego itp. „badaczy”.
  
Po niezłym zawodzie, jaki sprawił nam ostatnio przyjaciel Szewach, liderzy opinii zaczęli się rozglądać za uśmiechniętym Jonnym, wszędobylskim prezesem fundacji From the Depths, sprawiającym wrażenie sympatycznego kumpla i brata-łaty, który w krótkim czasie zapewnił sobie chyba nie mniej zdjęć z najważniejszymi polskimi politykami i postaciami publicznymi niż Lech Wałęsa w roku 1989 promujący kandydatów do Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Z kim to ten Jonny Daniels wspólnie do fotografii nie pozował, ilu to nie nakłonił do założenia kipy... Imponujące spektrum. On sam zawsze uśmiechnięty, dobrze usposobiony, w przyjaznym uścisku z szeroko pojętym polskim establishmentem.

No, parę razy jednak zaiskrzyło. Kiedy to lobbysta Daniels w ogóle np. nie widział miejsca w przestrzeni publicznej naszego kraju dla uczestników Marszu Niepodległości albo w szczególności dla reżysera Grzegorza Brauna. Innym razem wyraził odważną opinię, że nawet gdyby 40 milionów Polaków domagało się dokończenia ekshumacji w Jedwabnem, to i tak nie ma zmiłuj. Wtedy też chyba po raz pierwszy czerwona lampka ostro zamigotała i rozdzwonił się brzęczyk... Jonny Daniels przeszarżował i chyba po fakcie zdał sobie z tego sprawę. Zdarza się, nawet między najlepszymi przyjaciółmi.
 
Wizerunek Polski w otulinie kłamstwa
Za to całkiem ostatnio, już po wspólnej deklaracji premierów, w obliczu gwałtownego zawirowania w Izraelu Jonny Daniels, sierżant sztabowy armii izraelskiej oraz nader skuteczny pijarowiec, przekazał nam coś ważnego. „Ostrzegałem, że Polska powinna strategicznie milczeć i nie rozkoszować się sukcesem. Niestety, retoryka mówiąca o większych korzyściach Polski niż Izraela po znowelizowaniu ustawy okazała się być nieprawdą. Są takie momenty w dyplomacji, gdy należy być cicho. To był taki moment” – wyłuszczał niuanse sytuacji pracownikowi jednego z portali Izraelczyk.

Nie jest to bynajmniej wypowiedź klarowna. Zalecenie, by publicznie nie obnosić się z sukcesem, a nawet rodzaj irytacji, że tak się nie stało, uzasadnia przekonanie, że jednak jakiś sukces dzięki tej deklaracji Polska odniosła. Jeśli jednak retoryka, czyli mówienie o większych korzyściach Polski okazało się nieprawdą, to by znaczyło, że sukcesu w istocie nie było. Chyba że w miejsce nieprawdy podstawimy niezręczność. Wtedy całe to oświadczenie nabiera spoistości i sensu.

Istota emocji Jonny’ego Danielsa zawiera się w słowach „są momenty w dyplomacji, gdy należy być cicho. To był taki moment”. I nie idzie mi bynajmniej o to, że ta uwaga izraelskiego pijarowca pod adresem polskiego rządu jest jeszcze mniej stosowna niż pamiętne przed laty słowa francuskiego prezydenta Chiraca o niewykorzystaniu okazji do milczenia. Moment irytacji Izraelczyka sprawił, że niechcący odsłonił on sedno gry swego państwa w sprawie ustawy o IPN.

Tak, tutaj szło zapewnienie komfortu wszelkim indywidualnym kłamcom na temat Polski, Polaków i zagłady. Nie szło o badania naukowe i działania artystyczne, ale o te niezliczone przykłady indywidualnych oszczerstw dziennikarzy oraz osób prywatnych powielających niestworzone opowieści, w których nic się nie zgadza, ale za to narracja głosi, że tylko Żydzi cierpieli i ginęli, a Polacy ich mordowali i rabowali. Ta w miarę upływu czasu wciąż nasilająca się antypolska hagada ma większe znaczenie niż np. pseudonaukowe „dociekania” nad uprzedzeniami, „epidemiami nienawiści” czy „antysemityzmem wtórnym bez Żydów” psychologa społecznego Michała Bilewicza z UW. Usunięcie na wyraźne żądania Izraela art. 55a i b zapewnia wszelkim prywatnym kłamcom i oszczercom swobodę działania i komfort swobodnego poruszania się po Polsce. Że o to szło, choć niewyłącznie o to, wynikało dość jasno już ze słów Anny Azari, wypowiedzianych w styczniu w obozie Auschwitz.
 
Deklaracja: Antysemityzm nie jest jedynakiem
Trzeba przyznać, że nasi rządzący zachowali się jak zręczni negocjatorzy. Mając świadomość, że władzom Izraela zależy głównie na tej niekaralności i możliwości utrzymania własnej narracji w oderwaniu od weryfikowalnych faktów, zaczęli się targować. I wynegocjowali tę deklarację premierów. Patrząc z perspektywy takich wartości jak uniwersalizm, wzajemność, empatia czy prawda, trudno się nad tekstem deklaracji rozczulać. Nosi zbyt wiele cech pośpiesznie i niezbyt starannie napisanego dokumentu politycznego. Widać też ślady usilnego dobijania targu.

Przykłady? Zamiast uniwersalizmu mamy dualizm ofiar, jak w religii holokaustu. Liczą się przede wszystkim zabici Żydzi i obywatele RP pochodzenia żydowskiego. I tyle, tak jakby druga wojna światowa nie pozbawiła życia milionów innych osób, przecież jakościowo równie istotnych. Nie ma w deklaracji ani o stracie 3 milionów obywateli RP pochodzenia innego niż żydowskie, ani słowa o bodaj jeszcze gorliwiej realizowanej zagładzie Romów i ludu Sinti, nie ma słowa o milionach cywilnych ofiar w całym świecie. Deklaracja prezentuje punkt widzenia dobrze znany z wypowiedzi Barbary Engelking-Boni: dla Żydów śmierć miała wymiar metafizyczny, inni umierali jak zwykłe istoty biologiczne (to eufemizm). Taka postawa nie może dziś budzić szerszej sympatii. A dziwaczne wyróżnienie „antysemityzmu” podkreślali wszyscy rozsądni komentatorzy deklaracji.

Polska uzyskała jedno: werbalne „odrzucenie” antypolonizmu. Tylko tyle i aż tyle, bo wprowadzenie do powszechnego obiegu nieużywanej dotąd kategorii może, przy krytycznym oglądzie rzeczywistości, dość istotnie zmienić postrzeganie naszego narodu i państwa. Sam kształt tej pozostawiającej wiele do życzenia deklaracji, to tylko pół sukcesu. Drugą, ważniejszą połowę stanowiło wykupienie w największych europejskich dziennikach płatnych ogłoszeń z treścią porozumienia obu premierów. I dopiero ta akcja nagłośnienia wynegocjowanego tekstu spowodowała w Izraelu erupcję wściekłości. „Od kilku dni w izraelskich mediach trwa wielka kampania reklamowa sponsorowana przez polski bank. Dotarło to do wszystkich” – ubolewał sympatyczny Jonny Daniels. Bo nie tak miało być. Żydzi dostali pozbawioną zębów ustawę o IPN, my mieliśmy się zadowolić deklaracją premierów na wewnętrznym polskim podwórku.

Natomiast w świat i do Izraela, tak jak nieraz bywało, poszłaby inna wersja zdarzeń: oto antysemicka i obskurancka Polska, która chciała karać więzieniem za prawdę o swym udziale w zagładzie Żydów, dzięki presji społeczności międzynarodowej musiała się z nagannej i niedopuszczalnej w wolnym świecie ustawy wycofać. Przypomnę, że usunięty art. 55a i b przewidywał za oszczercze kłamstwo trzy lata więzienia, analogiczny przepis w Izraelu karze naruszenie tamtejszej oficjalnej wykładni holokaustu pięcioma latami odsiadki. 
 
 
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego nr 171

* A jednak, dzięki prawdziwie dziennikarskiej dociekliwości portalu PCh24.pl dowiedzieliśmy się, że portal „Jerusalem Post” niczego nie przekręcił, że to nasz nominalny przyjaciel Szewach, pozwolił sobie na szczere ujawnienie wrogich Rzeczypospolitej opinii, najwyraźniej w przekonaniu, że w Polsce nikt się o tym nie dowie.

Waldemar Żyszkiewicz

Schody do piwniczki
http://www.tysol.pl/a22266-Waldemar-Zyszkiewicz-Lipcowa-konstelacja-Herbert-%E2%80%93-Kora-%E2%80%93-Stanko
http://www.tysol.pl/a21994-Waldemar-Zyszkiewicz-Postdemokracja-prowadzi-do-post-Polski
http://www.tysol.pl/a21902-Waldemar-Zyszkiewicz-MOJE-TYPY-2018
http://tysol.pl/a21488-Waldemar-Zyszkiewicz-Nasi-spekulanci-Rzecz-nie-o-gospodarce-
http://www.tysol.pl/a21356-Waldemar-Zyszkiewicz-Gromki-gnostycki-manifest-Waltera-Ch-
http://www.tysol.pl/a20840-Waldemar-Zyszkiewicz-Macron-i-teoria-pajacowania
http://www.tysol.pl/a20326-Waldemar-Zyszkiewicz-Pogrom-czy-program-Historyczne-sledztwo-Holewinskiego


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe