[Tylko u nas] Marek Budzisz: Kto jest kim? Wydarzenia na Białorusi nabierają tempa

21 czerwca, w trzy dni po zatrzymaniu, zarzuty prania brudnych pieniędzy i przestępstw podatkowych usłyszał Wiktar Babaryka, główny kontrkandydat Aleksandra Łukaszenki w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ludzie niemal natychmiast zaczęli protestować, a władze przystąpiły do aresztowań, zarówno wśród demonstrujących, którzy utworzyli łańcuchy protestu, jak i relacjonujących to co się dzieje dziennikarzy.
 [Tylko u nas] Marek Budzisz: Kto jest kim? Wydarzenia na Białorusi nabierają tempa
/ screen YouTube Euronews
Wygląda na to, że reżim zdecydował się na „wariant siłowy” i zaostrzenie oficjalnej anty-rosyjskiej retoryki. Jak słusznie zauważył białoruski politolog Aleksandr Klaskouskij władze od pewnego już czasu budują narrację spisku wymierzonego w białoruską państwowość i niepodległość, choć raczej należy wątpić czy społeczeństwo da się „złapać” na tę nie nową przecież narrację. Nowy wicepremier i szef Komitetu Kontroli Państwowej, generał KGB Iwan Tertel wręcz mówi publicznie o „pociągających za sznurki” rosyjskich oligarchach z Gazpromu, a może nawet usadowionych jeszcze wyżej. Babaryka, który kierował białoruskim bankiem kontrolowanym przez Gazprom, a jest przy tym człowiekiem niezmiernie, jak na miejscowe realia zamożnym, o pokaźnej tuszy doskonale nadaje się do opowieści o „tłustych bankierach” chcących przekształcić egalitarną Białoruś w państwo kontrolowane przez oligarchów ze Wschodu.

Warto jednak zwrócić uwagę w związku z tym na następujące kwestie. Po pierwsze Łukaszenka, który też mówi o ochronie niepodległości i suwerenności nie pozwala sobie na tak jawnie otwarte antyrosyjskie wycieczki, a kontentuje się jedynie sugestiami na ten temat. Po drugie już wcześniej, w grudniu, narracja Mińska budowana była w ten sposób, że prawdziwej integracji przeszkadzają antybiałoruscy liberalni jastrzębie usadowieni wówczas w rządzie Miedwiediewa, z samym rosyjskim premierem na czele. Jeśli zwrócimy uwagę na to, że Dmitrij Miedwiediew jest szefem rady nadzorczej Gazpromu, to te antyrosyjskie filipiki wpisują się w to co Łukaszenka mówił wcześniej i wcale nie muszą oznaczać chęci zerwania z Moskwą, raczej należałoby mówić o próbie wpłynięcia przez Mińsk na Kreml, aby ten zmienił swa nieustępliwą, w sprawach gospodarczych politykę.

Za taką interpretacją tego co mówi Łukaszenka, oczywiście oprócz strategii wyborczej przemawiają i inne argumenty. W czasie zeszłotygodniowej wizyty rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Ławrowa w Mińsku strony skrzętnie unikały wszelkich tematów mogących prowadzić do zadrażnienia relacji. Wręcz przebiegła ona w zadziwiająco, jak piszą o tym rosyjskie media, dobrej atmosferze. Chodzi nie tylko o podpisane porozumienie w sprawie uznania przez obydwa kraje własnych wiz, co rozwiązuje wielomiesięczny spór i być może wiąże się z jakąś, dziś nieujawnioną, formą pieniężnej rekompensaty, czego od dawna domagał się Mińsk, za ochronę wspólnej zachodniej granicy. Przed samym spotkaniem Łukaszenka – Ławrow prezydent Białorusi rozmawiał telefonicznie z Putinem i w trakcie rozmów z rosyjskim ministrem miał mówić, że „między mną a Putinem nic nie iskrzy”. Ławrow z kolei skomentował to, że „czasem iskra może okazać się potrzebna aby silnik ruszył”.

Moskwa może być zadowolona z rozwoju sytuacji na Białorusi, bo represje władzy wobec opozycji już spotkały się z reakcją europejskich dyplomatów akredytowanych w Mińsku (przedstawiciele państw UE zostali wezwani do białoruskiego MSZ-u), a jak poinformowała agencja TASS również amerykański Departament Stanu miał interweniować w sprawie represji wobec opozycji i zatrzymania Wiktara Babaryki. Oznaczać to zaś może tylko jedno – pogorszenie się relacji Mińska z Zachodem, co nie może nie budzić zadowolenia na Kremlu. W czasie niedawnej konferencji, jaka miała miejsce w Moskwie i poświęcona była współpracy Rosji i Białorusi, Władimir Siemaszko, ambasador i do niedawna jeszcze wicepremier powiedział, że jesienią obydwa kraje mogą wrócić do dyskusji na temat „kart drogowych” których uzgodnienie ma na celu integracje organizmów gospodarczych, w tym, najbardziej kontrowersyjnej, zakładającej emisję wspólnej waluty. Kilka dni później na konferencji w Agencji TASS powiedział, że już niedługo będzie ustalona data uruchomienia pierwszego bloku białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu, co z jednej strony jest przedmiotem sporu Mińska z Wilnem, a z drugiej, zwłaszcza w związku z opóźnieniami w budowie i warunkami spłaty przez Białoruś rosyjskiego kredytu zaciągniętego na jej budowę było od pewnego czasu również kwestią sporną w relacji między obydwoma krajami.

W ostatnich dniach miała też miejsce wideokonferencja ministrów odpowiadających za kwestie gazowe, co oznacza, że i ta kwestia, związana z saldem wzajemnych rozliczeń, od pewnego czasu sporna, jest intensywnie dykutowana. Wszystko to oznaczać może tylko jedno – w związku z zaplanowaną wizytą Łukaszenki w Moskwie i spotkaniem z Putinem przy okazji przełożonych obchodów zakończenia II wojny światowej, domykane jest jakieś porozumienie, które być może pozwoli Łukaszence ogłosić sukces i pozyskać trochę pieniędzy na potrzeby wyborów. Ostatnie decyzje, ogłoszenie o podwyżce od 1 lipca wynagrodzeń w sferze budżetowej oraz obniżenie przez białoruski bank centralny stóp procentowych skłaniają do wniosku, że niewykluczone, iż Łukaszenka uzyska jakąś formę finansowego wsparcia od Moskwy.

Sytuacja polityczna na Białorusi, wbrew nadziejom władz wcale się jednak nie stabilizuje, a represje,  nie wywierają takiego wpływu na społeczeństwo jak w przeszłości. Babaryka, mimo, że przebywa w areszcie nie zamierza ustępować i jego zwolennicy opublikowali nagrane wcześniej wideo na którym wzywa on do zbierania podpisów na rzecz referendum, które miałoby przywrócić poprzednią konstytucję kraju. Oznacza to przeniesienie politycznego sporu na nową, niewygodną dla władz płaszczyznę a ponadto podwójne uderzenie w kwestie legitymacji ewentualnej kolejnej kadencji Łukaszenki. Chodzi zarówno o ewentualne fałszerstwo wyborcze jak i niekonstytucyjność kandydowania przez obecnego prezydenta.

Władze są najwyraźniej w kropce i wiele wskazuje na to, że jeszcze nie zdecydowały jaki ostatecznie scenariusz będą realizować. Szefowa białoruskiej Państwowej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna oficjalnie poinformowała, że komitety sześciu kandydatów chcących brać udział w zaplanowanych na 9 sierpnia wyborach złożyły minimum, wymagane prawem, 100 tys. podpisów. Są to obok Aleksandra Łukaszenki (2 mln) również Wiktara Babaryki (434 tys.), Walerego Cepkało (200 tys.), Swiatłany Ciechanouskiej, Anna Kanapackiej, Andrieja Dimitreva z pół-opozycyjnego ruchu Mówmy Prawdę oraz Sirhieja Czerczenia, z socjaldemokratycznej Hromady, która również uznawana jest za tolerowaną przez władze papierową opozycję. Wśród białoruskich politologów można tez zetknąć się z opinią, że opozycyjność Kanapackiej jest mocno wątpliwa. Wszyscy ostatni przekazali ponad 100 tys. podpisów pod swymi kandydaturami, które oczywiście będą jeszcze weryfikowane i ostatecznie może okazać się, że liczba konkurentów Łukaszenki będzie mniejsza.

Zasadniczą kwestią jest to czy władze zdecydują się zarejestrować kandydaturę pozostającego w areszcie, ex-bankiera Babaryki, który zebrał największą w historii, w grupie oczywiście kandydatów opozycyjnych, liczbę podpisów poparcia. Z formalnego punktu widzenia nie ma jeszcze przesłanek, aby nie mógł on, nawet pozostając w areszcie uczestniczyć w wyborach. Białoruscy obserwatorzy są zresztą zdania, że po pierwsze rejestracją Babaryki może być zainteresowany sam Łukaszenka, który mówił o tym publicznie, a po drugie raczej nie zostanie on do dnia wyborów skazany prawomocnym wyrokiem co automatycznie wykluczałoby go z uczestnictwa w wyborach.

Jewgenij Minczenko, znany rosyjski politolog, jest zdania, że białoruskie władze mogą uważać, że „póki co” udało się im utrzymać w kraju sytuację polityczną w ryzach i nie ma potrzeby odwoływania się do bardziej radykalnych posunięć, na wzór polskiego stanu wojennego, a na taki ponoć scenariusz Łukaszenka i jego ekipa byli przygotowani. Stosunkowo łatwe rozgromienie kampanii wyborczej Swiatłany Ciechanouskiej, po aresztowaniu jej męża, która mimo, iż zdecydowała się podtrzymać kandydaturę (miała chwilę zawahania, bo jak się na Białorusi uważa była szantażowana przez władze, które najprawdopodobniej grały kartą wolności jej męża), to jednak nie kontynuowała akcji zbierania podpisów, mogły tymczasowo uspokoić Łukaszenkę i jego ekipę.

Wydaje się jednak, że władza popełniła kolejny błąd, bo jak uważa politolog Artyom Schreibman na Białorusi rozkręca się właśnie spirala przemocy, o żadnym uspokojeniu nie mam mowy i możemy już w najbliższym czasie być świadkami tragedii, kiedy pojawi się „krew na ulicach”. Jego zdaniem skala akcji protestacyjnych po aresztowaniu przez władze Wiktara Babaryki świadczy o narastającej a nie opadającej fali społecznego sprzeciwu.

Ludzie w wielu, często nawet prowincjonalnych miasteczkach, zorganizowali „łańcuchy poparcia” dla aresztowanego kandydata. Mało tego protestujący byli wprost fetowani przez przejeżdżające samochody, co doprowadziło do powstania korków w wielu miastach i miejscowościach. Przy czym w jednym przynajmniej miejscu – w Mołodecznie, tajniacy próbujący aresztować demonstrujących zderzyli się z czynnym oporem ludzi, którzy „odbili” z ich rąk aresztowanych. Film przedstawiający tę zwycięską dla protestujących bójkę jest hitem białoruskiego internetu a liczba pozytywnych komentarzy jakimi opatrzono postawę protestujących jest uderzająco duża. To też, w jego opinii, świadczy o tym, że fala rewolucyjna narasta a nie opada. Szczególnie w małych miejscowościach, w których wszyscy się znają może to prowadzić do społecznej presji na przedstawicieli „organów”, co z jednej strony może osłabić obóz władzy a z drugiej wprowadzić w jej szeregi pewną nerwowość, co znów, w zderzeniu z determinacja społeczeństwa może spowodować niekontrolowany rozwój wydarzeń. Wydaje się zatem, że rozgrywka o przyszłość Białorusi dopiero się zaczyna a wydarzenia nabierają tempa.

Marek Budzisz

 

POLECANE
Maskirowka Donalda Tuska jest testem dla Polski tylko u nas
Maskirowka Donalda Tuska jest testem dla Polski

Donald Tusk wcale nie postawił sobie za główny cel zablokowania objęcia urzędu prezydenta przez Karola Nawrockiego. Ani tym bardziej obsadzenia na jego miejscu Rafała Trzaskowskiego. Doskonale wie, że to niemożliwe.

Ekspert: Kwestionowanie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN w oparciu o wyroki trybunałów UE to fałsz i manipulacja tylko u nas
Ekspert: Kwestionowanie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN "w oparciu o wyroki trybunałów UE" to fałsz i manipulacja

Po raz kolejny europoseł Michał Wawrykiewicz, wcześniej aktywista "Wolnych Sądów", z uporem godnym lepszej sprawy, kwestionuje status Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, opierając swoją tezę na rzekomych wyrokach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Takie twierdzenia to zwyczajne wprowadzanie opinii publicznej w błąd.

Policja znalazła ciało zaginionego dyrektora z NCBiR z ostatniej chwili
Policja znalazła ciało zaginionego dyrektora z NCBiR

Tragicznie zakończyły się poszukiwania Macieja Grzegorzewskiego. Zaginionego dyrektora z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju poszukiwano od niedzieli. W środę policjanci znaleźli jego ciało. 

Śmiertelne poduszki bezpieczeństwa. Unieruchomionych 2,5 miliona aut z ostatniej chwili
Śmiertelne poduszki bezpieczeństwa. Unieruchomionych 2,5 miliona aut

Francuski minister transportu zakazał jazdy samochodami wszystkich marek wyposażonych w poduszki powietrzne firmy Takata. Zakaz dotyczy aut z Korsyki i francuskich terytoriów zamorskich, a także samochodów wyprodukowanych przed 2011 rokiem we Francji kontynentalnej - podało BBC.

Tragiczny finał poszukiwań trzech nastolatków z ostatniej chwili
Tragiczny finał poszukiwań trzech nastolatków

W nocy z wtorku na środę trzech nastolatków wypłynęło kajakami na jezioro Małszewskie w gminie Jedwabno (woj. warmińsko-mazurskie).  Ich zaginięcie zgłosili koledzy, z którymi cała trójka przebywała w wynajętym domku letniskowym.

Dziennikarz TVN spytał o ponowne liczenie głosów. Riposta prezydenta Dudy zaboli Tuska z ostatniej chwili
Dziennikarz TVN spytał o ponowne liczenie głosów. Riposta prezydenta Dudy zaboli Tuska

Adam Bodnar chce ponownego przeliczenia głosów z blisko 1500 komisji obwodowych. Na konferencji prasowej dziennikarz TVN spytał Andrzeja Dudę, czy prokurator generalny dobrze robi, składając taki wniosek. W odpowiedzi prezydent zaznaczył, kto zgodnie z prawem ma decydujący głos w sprawie rozpatrywania protestów wyborczych i dzięki komu premier Donald Tusk ma dziś władzę. 

Ukraina dostanie setki rakiet za rosyjskie pieniądze z ostatniej chwili
Ukraina dostanie setki rakiet za rosyjskie pieniądze

Ukraina otrzyma 350 rakiet produkcji brytyjskiej sfinansowanych z odsetek od zamrożonych rosyjskich aktywów oraz pięć nowych systemów przeciwlotniczych, by wzmocnić ukraińską obronę powietrzną – przekazał w środę minister obrony Ukrainy Rustem Umierow.

Giertych przekazał informację od informatora z SN. Sąd Najwyższy odpowiada z ostatniej chwili
Giertych przekazał informację od "informatora z SN". Sąd Najwyższy odpowiada

Roman Giertych – powołując się na "informatora z SN" – przekazał, że część protestów wyborczych trafia do „kartonów” i nie jest rozpatrywana przez Sąd Najwyższy. Jego wpis doczekał się reakcji SN.

Bodnar zawnioskował o oględziny kart do głosowania z niemal 1500 komisji z ostatniej chwili
Bodnar zawnioskował o oględziny kart do głosowania z niemal 1500 komisji

Prokurator generalny Adam Bodnar wystąpił w swoich stanowiskach ws. dwóch z protestów przeciw wyborowi prezydenta z wnioskami o przeprowadzenie oględzin kart do głosowania w 1 tys. 472 obwodowych komisjach wyborczych – poinformowała w środę rzecznik prasowa PG prok. Anna Adamiak.

Obywatelskie zatrzymanie złodzieja z Kolumbii. W pogoń ruszyła kobieta [WIDEO] z ostatniej chwili
Obywatelskie zatrzymanie złodzieja z Kolumbii. W pogoń ruszyła kobieta [WIDEO]

W Kościerzynie młody Kolumbijczyk podjechał na rowerze do kobiety, wyrwał jej portfel, po czym uciekł. Za złodziejem ruszyła inna kobieta, która dogoniła go na dworcu PKP. – Chciałam go sama obezwładnić, wówczas zaczął być agresywny – relacjonowała.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Budzisz: Kto jest kim? Wydarzenia na Białorusi nabierają tempa

21 czerwca, w trzy dni po zatrzymaniu, zarzuty prania brudnych pieniędzy i przestępstw podatkowych usłyszał Wiktar Babaryka, główny kontrkandydat Aleksandra Łukaszenki w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ludzie niemal natychmiast zaczęli protestować, a władze przystąpiły do aresztowań, zarówno wśród demonstrujących, którzy utworzyli łańcuchy protestu, jak i relacjonujących to co się dzieje dziennikarzy.
 [Tylko u nas] Marek Budzisz: Kto jest kim? Wydarzenia na Białorusi nabierają tempa
/ screen YouTube Euronews
Wygląda na to, że reżim zdecydował się na „wariant siłowy” i zaostrzenie oficjalnej anty-rosyjskiej retoryki. Jak słusznie zauważył białoruski politolog Aleksandr Klaskouskij władze od pewnego już czasu budują narrację spisku wymierzonego w białoruską państwowość i niepodległość, choć raczej należy wątpić czy społeczeństwo da się „złapać” na tę nie nową przecież narrację. Nowy wicepremier i szef Komitetu Kontroli Państwowej, generał KGB Iwan Tertel wręcz mówi publicznie o „pociągających za sznurki” rosyjskich oligarchach z Gazpromu, a może nawet usadowionych jeszcze wyżej. Babaryka, który kierował białoruskim bankiem kontrolowanym przez Gazprom, a jest przy tym człowiekiem niezmiernie, jak na miejscowe realia zamożnym, o pokaźnej tuszy doskonale nadaje się do opowieści o „tłustych bankierach” chcących przekształcić egalitarną Białoruś w państwo kontrolowane przez oligarchów ze Wschodu.

Warto jednak zwrócić uwagę w związku z tym na następujące kwestie. Po pierwsze Łukaszenka, który też mówi o ochronie niepodległości i suwerenności nie pozwala sobie na tak jawnie otwarte antyrosyjskie wycieczki, a kontentuje się jedynie sugestiami na ten temat. Po drugie już wcześniej, w grudniu, narracja Mińska budowana była w ten sposób, że prawdziwej integracji przeszkadzają antybiałoruscy liberalni jastrzębie usadowieni wówczas w rządzie Miedwiediewa, z samym rosyjskim premierem na czele. Jeśli zwrócimy uwagę na to, że Dmitrij Miedwiediew jest szefem rady nadzorczej Gazpromu, to te antyrosyjskie filipiki wpisują się w to co Łukaszenka mówił wcześniej i wcale nie muszą oznaczać chęci zerwania z Moskwą, raczej należałoby mówić o próbie wpłynięcia przez Mińsk na Kreml, aby ten zmienił swa nieustępliwą, w sprawach gospodarczych politykę.

Za taką interpretacją tego co mówi Łukaszenka, oczywiście oprócz strategii wyborczej przemawiają i inne argumenty. W czasie zeszłotygodniowej wizyty rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Ławrowa w Mińsku strony skrzętnie unikały wszelkich tematów mogących prowadzić do zadrażnienia relacji. Wręcz przebiegła ona w zadziwiająco, jak piszą o tym rosyjskie media, dobrej atmosferze. Chodzi nie tylko o podpisane porozumienie w sprawie uznania przez obydwa kraje własnych wiz, co rozwiązuje wielomiesięczny spór i być może wiąże się z jakąś, dziś nieujawnioną, formą pieniężnej rekompensaty, czego od dawna domagał się Mińsk, za ochronę wspólnej zachodniej granicy. Przed samym spotkaniem Łukaszenka – Ławrow prezydent Białorusi rozmawiał telefonicznie z Putinem i w trakcie rozmów z rosyjskim ministrem miał mówić, że „między mną a Putinem nic nie iskrzy”. Ławrow z kolei skomentował to, że „czasem iskra może okazać się potrzebna aby silnik ruszył”.

Moskwa może być zadowolona z rozwoju sytuacji na Białorusi, bo represje władzy wobec opozycji już spotkały się z reakcją europejskich dyplomatów akredytowanych w Mińsku (przedstawiciele państw UE zostali wezwani do białoruskiego MSZ-u), a jak poinformowała agencja TASS również amerykański Departament Stanu miał interweniować w sprawie represji wobec opozycji i zatrzymania Wiktara Babaryki. Oznaczać to zaś może tylko jedno – pogorszenie się relacji Mińska z Zachodem, co nie może nie budzić zadowolenia na Kremlu. W czasie niedawnej konferencji, jaka miała miejsce w Moskwie i poświęcona była współpracy Rosji i Białorusi, Władimir Siemaszko, ambasador i do niedawna jeszcze wicepremier powiedział, że jesienią obydwa kraje mogą wrócić do dyskusji na temat „kart drogowych” których uzgodnienie ma na celu integracje organizmów gospodarczych, w tym, najbardziej kontrowersyjnej, zakładającej emisję wspólnej waluty. Kilka dni później na konferencji w Agencji TASS powiedział, że już niedługo będzie ustalona data uruchomienia pierwszego bloku białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu, co z jednej strony jest przedmiotem sporu Mińska z Wilnem, a z drugiej, zwłaszcza w związku z opóźnieniami w budowie i warunkami spłaty przez Białoruś rosyjskiego kredytu zaciągniętego na jej budowę było od pewnego czasu również kwestią sporną w relacji między obydwoma krajami.

W ostatnich dniach miała też miejsce wideokonferencja ministrów odpowiadających za kwestie gazowe, co oznacza, że i ta kwestia, związana z saldem wzajemnych rozliczeń, od pewnego czasu sporna, jest intensywnie dykutowana. Wszystko to oznaczać może tylko jedno – w związku z zaplanowaną wizytą Łukaszenki w Moskwie i spotkaniem z Putinem przy okazji przełożonych obchodów zakończenia II wojny światowej, domykane jest jakieś porozumienie, które być może pozwoli Łukaszence ogłosić sukces i pozyskać trochę pieniędzy na potrzeby wyborów. Ostatnie decyzje, ogłoszenie o podwyżce od 1 lipca wynagrodzeń w sferze budżetowej oraz obniżenie przez białoruski bank centralny stóp procentowych skłaniają do wniosku, że niewykluczone, iż Łukaszenka uzyska jakąś formę finansowego wsparcia od Moskwy.

Sytuacja polityczna na Białorusi, wbrew nadziejom władz wcale się jednak nie stabilizuje, a represje,  nie wywierają takiego wpływu na społeczeństwo jak w przeszłości. Babaryka, mimo, że przebywa w areszcie nie zamierza ustępować i jego zwolennicy opublikowali nagrane wcześniej wideo na którym wzywa on do zbierania podpisów na rzecz referendum, które miałoby przywrócić poprzednią konstytucję kraju. Oznacza to przeniesienie politycznego sporu na nową, niewygodną dla władz płaszczyznę a ponadto podwójne uderzenie w kwestie legitymacji ewentualnej kolejnej kadencji Łukaszenki. Chodzi zarówno o ewentualne fałszerstwo wyborcze jak i niekonstytucyjność kandydowania przez obecnego prezydenta.

Władze są najwyraźniej w kropce i wiele wskazuje na to, że jeszcze nie zdecydowały jaki ostatecznie scenariusz będą realizować. Szefowa białoruskiej Państwowej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna oficjalnie poinformowała, że komitety sześciu kandydatów chcących brać udział w zaplanowanych na 9 sierpnia wyborach złożyły minimum, wymagane prawem, 100 tys. podpisów. Są to obok Aleksandra Łukaszenki (2 mln) również Wiktara Babaryki (434 tys.), Walerego Cepkało (200 tys.), Swiatłany Ciechanouskiej, Anna Kanapackiej, Andrieja Dimitreva z pół-opozycyjnego ruchu Mówmy Prawdę oraz Sirhieja Czerczenia, z socjaldemokratycznej Hromady, która również uznawana jest za tolerowaną przez władze papierową opozycję. Wśród białoruskich politologów można tez zetknąć się z opinią, że opozycyjność Kanapackiej jest mocno wątpliwa. Wszyscy ostatni przekazali ponad 100 tys. podpisów pod swymi kandydaturami, które oczywiście będą jeszcze weryfikowane i ostatecznie może okazać się, że liczba konkurentów Łukaszenki będzie mniejsza.

Zasadniczą kwestią jest to czy władze zdecydują się zarejestrować kandydaturę pozostającego w areszcie, ex-bankiera Babaryki, który zebrał największą w historii, w grupie oczywiście kandydatów opozycyjnych, liczbę podpisów poparcia. Z formalnego punktu widzenia nie ma jeszcze przesłanek, aby nie mógł on, nawet pozostając w areszcie uczestniczyć w wyborach. Białoruscy obserwatorzy są zresztą zdania, że po pierwsze rejestracją Babaryki może być zainteresowany sam Łukaszenka, który mówił o tym publicznie, a po drugie raczej nie zostanie on do dnia wyborów skazany prawomocnym wyrokiem co automatycznie wykluczałoby go z uczestnictwa w wyborach.

Jewgenij Minczenko, znany rosyjski politolog, jest zdania, że białoruskie władze mogą uważać, że „póki co” udało się im utrzymać w kraju sytuację polityczną w ryzach i nie ma potrzeby odwoływania się do bardziej radykalnych posunięć, na wzór polskiego stanu wojennego, a na taki ponoć scenariusz Łukaszenka i jego ekipa byli przygotowani. Stosunkowo łatwe rozgromienie kampanii wyborczej Swiatłany Ciechanouskiej, po aresztowaniu jej męża, która mimo, iż zdecydowała się podtrzymać kandydaturę (miała chwilę zawahania, bo jak się na Białorusi uważa była szantażowana przez władze, które najprawdopodobniej grały kartą wolności jej męża), to jednak nie kontynuowała akcji zbierania podpisów, mogły tymczasowo uspokoić Łukaszenkę i jego ekipę.

Wydaje się jednak, że władza popełniła kolejny błąd, bo jak uważa politolog Artyom Schreibman na Białorusi rozkręca się właśnie spirala przemocy, o żadnym uspokojeniu nie mam mowy i możemy już w najbliższym czasie być świadkami tragedii, kiedy pojawi się „krew na ulicach”. Jego zdaniem skala akcji protestacyjnych po aresztowaniu przez władze Wiktara Babaryki świadczy o narastającej a nie opadającej fali społecznego sprzeciwu.

Ludzie w wielu, często nawet prowincjonalnych miasteczkach, zorganizowali „łańcuchy poparcia” dla aresztowanego kandydata. Mało tego protestujący byli wprost fetowani przez przejeżdżające samochody, co doprowadziło do powstania korków w wielu miastach i miejscowościach. Przy czym w jednym przynajmniej miejscu – w Mołodecznie, tajniacy próbujący aresztować demonstrujących zderzyli się z czynnym oporem ludzi, którzy „odbili” z ich rąk aresztowanych. Film przedstawiający tę zwycięską dla protestujących bójkę jest hitem białoruskiego internetu a liczba pozytywnych komentarzy jakimi opatrzono postawę protestujących jest uderzająco duża. To też, w jego opinii, świadczy o tym, że fala rewolucyjna narasta a nie opada. Szczególnie w małych miejscowościach, w których wszyscy się znają może to prowadzić do społecznej presji na przedstawicieli „organów”, co z jednej strony może osłabić obóz władzy a z drugiej wprowadzić w jej szeregi pewną nerwowość, co znów, w zderzeniu z determinacja społeczeństwa może spowodować niekontrolowany rozwój wydarzeń. Wydaje się zatem, że rozgrywka o przyszłość Białorusi dopiero się zaczyna a wydarzenia nabierają tempa.

Marek Budzisz


 

Polecane
Emerytury
Stażowe