Ekspert: Polska prowadzi właśnie w Brukseli fascynującą, ostrą rozgrywkę

W długim wątku na Twitterze ekspert opisuje, że w szóstym pakiecie sankcji UE na Rosję wprowadzono – oprócz zakazu importu do UE ropy RUS i produktów ropopochodnych (z długim okresem przejściowym) – zakaz świadczenia przez firmy UE pewnych usług powiązanych z handlem ropą rosyjską poza UE. Według niego sprawa jest bardzo istotna ze względu na rolę, jaką odgrywają banki europejskie w finansowaniu handlu ropą, a europejskie firmy ubezpieczeniowe w jego ubezpieczaniu, i jest groźna dla Rosji, ale nie pozostaje również bez wpływu na globalną gospodarkę. Krótko mówiąc, może spowodować wzrost cen ropy na całym świecie.
Tutaj do akcji wkraczają Amerykanie, którzy nie godzą się na taki wzrost, „a już na pewno nie przed wyborami w USA”. Sekretarz skarbu USA Janet Yellen opracowuje wraz ze współpracownikami rozwiązanie znane jako „price gap”, które zakłada limit cen ropy – G7 ustali cenę maksymalną ropy („price cap”), przez sankcje wymusimy jej przestrzeganie przez świat, ropa będzie tańsza, Rosjanie zarobią mniej, a podaż ropy RUS nie zostanie wstrzymana. Brzmi to nieźle – pisze Włostowski. Zabezpiecza to również interesy Malty, Grecji i Cypru, których interes jako dużych armatorów poprzednia wersja sankcji mocno naruszała.
„I tu robi się ciekawie”
Pozostaje ustalenie konkretnego limitu ceny. Ta musi brać pod uwagę zarówno interes Rosji, której musi się opłacać sprzedaż, jak i Chin czy Indii, które mogłyby poprzeć rozwiązanie, jeśli dawałoby im to możliwość dalszej sprzedaży z marżą. Ostatecznie pojawia się propozycja ustalenia limitu na poziomie 65–70 dolarów.
(…) I tu robi się bardzo, ale to bardzo ciekawie…
Wyłaniają się dwa obozy.
- Obóz „jastrzębi” (Polska i państwa bałtyckie) nie chce słyszeć o tym progu cenowym. Pozwala on Rosji za dużo zarabiać na handlu ropą. PL proponuje coś koło 30 USD.
- Obóz południowy (Grecja, Malta, Cypr) nie chce słyszeć o niczym poniżej 70 USD.
Upartość Grecji, Malty i Cypru można zrozumieć: oni mają flotę handlową, oni handlują tą ropą, więc cap dotknie bezpośrednio ich firmy, które tracą zyski na rzecz tankerów z państw trzecich. Więc ich stanowisko jest podyktowane własnym interesem komercyjnym. Ale Polska?
Przypomnijmy, cap, który blokuje Polska i państwa bałtyckie, zaproponowało G7, a tam przeforsowali to Amerykanie. Czyli wychodzi na to, że Polska blokuje przyjęcie w UE propozycji USA, które ten cap wymyśliło i się go domaga?
– pisze Włostowski.
„Fascynująca rozgrywka”
Według eksperta oczywiście oficjalnym wytłumaczeniem jest tutaj chęć mocnego uderzenia w rosyjską machinę wojenną, ale jednocześnie podaje trzy warianty wyjaśnień mniej oficjalnych:
- Bierzemy udział w jakiejś ustawce z USA, która zgadza się na niższy cap, ale chce sprawiać wrażenie, że zostali do tego zmuszeni. Możliwe, ale mało prawdopodobne.
- Polska i państwa bałtyckie grają tutaj ostro z USA. Wiemy, czego chce USA, ale mamy własne interesy i ich się trzymamy. Możliwe? Tak. Prawdopodobne? Mało.
- Pozostaje więc opcja 3. Negocjujemy. Wiemy, że cap będzie wysoki i że jest to nie do uniknięcia, ale staramy się utargować coś dla siebie w zamian za zgodę. Ale co konkretnie? O co gramy?
Myślę, że w tle jest 9 pakiet sankcji, którego przyjęcie przez UE się ślimaczy. W mojej ocenie, gramy aby zmusić KE i pozostałe państwa do przyspieszenia prac na 9 pakietem sankcji i jego wzmocnieniem.
Tak czy owak, fascynująca rozgrywka z wieloma wątkami. Zobaczymy, co przyniesie dzień dzisiejszy.
Chciałbym zwrócić Państwa uwagę, że Polska rozgrywa właśnie w Brukseli bardzo ostrą partię o sankcje i „price cap” na ropę na rynku globalnym.
— Tomasz Wlostowski (@TomWlost) November 25, 2022
Ponieważ być może dzisiaj sprawa się będzie rozstrzygać na posiedzeniu Ambasadorów UE, kilka uwag na ten temat. 🧵